Kopiuj i wklejaj mi jeszcze - 12 studiów, które robią copy/paste, a my się cieszymy
Kopiować trzeba umieć. Wiedzą o tym niektórzy twórcy gier, regularnie serwujący fanom podobne do siebie tytuły. Ich elementy są jednak umiejętnie wymieszane i podane w taki sposób, że gracze – zamiast narzekać – pieją z zachwytu i proszą o więcej.
Spis treści
W idealnym świecie każda nowa gra byłaby na wskroś oryginalna. Twórcy elektronicznej rozrywki prześcigaliby się we wdrażaniu świeżych, pomysłowych rozwiązań, a gracze mogliby się zachwycać każdą wydawaną produkcją.
Puf! I się obudziłem.
Oczywiście tak nie jest i – prawdę mówiąc – nie wiem, czy na pewno bym chciał, aby było. W końcu podglądanie konkurencji nie jest w branży niczym niezwykłym. Ba, nawet z perspektywy odbiorcy można niekiedy chcieć zobaczyć, jak mechanika z gry X sprawdziłaby się w innym tytule czy w jaki sposób deweloper Y skopiowałby koncepcję studia Z.
Twórcy patrzą sobie wzajemnie na ręce, a my, gracze, przyglądamy się ich pracy, ich dokonaniom – i weryfikujemy je. Generalnie nie lubimy, gdy wciska nam się kit. Ubisoft musiał w zauważalny sposób zmienić formułę serii Assassin’s Creed, bo po – skądinąd naprawdę niezłym – Syndicate fani mieli dość wypuszczanych co rok „starych Asasynów”. Często też społeczność nie jest zadowolona z bliźniaczo do siebie podobnych odsłon Call of Duty, Battlefielda czy FIF-y, ale te zwykle bronią się dobrą sprzedażą.
Istnieją jednak studia, które regularnie oferują nam z grubsza to samo. Podane w nieco innej formie, z inaczej rozłożonymi akcentami, kilkoma nowymi mechanikami, ale u podstaw będące zlepkiem tego, co już doskonale znamy. Grając w tego typu produkcje, od razu wiemy, kto za nie odpowiada – bez spoglądania na ekran tytułowy czy okładkę. Co więcej, ów charakterystyczny dla niektórych deweloperów, regularnie zauważany sznyt wydaje się nikomu nie przeszkadzać. Gracze zdają się wręcz wołać: „Kopiujcie i wklejajcie nam jeszcze!”.
Dlaczego tak się dzieje? Jakie gry bądź serie można zaliczyć do tej kategorii? Odpowiedzi na te pytania przyniesie nam analiza dorobku – lub jego części – kilkunastu producentów gier wideo.
FromSoftware
- Gry lub seria: Demon's Souls, Dark Souls, Bloodborne, Elden Ring
- Kopiuje i wkleja od: 2009 roku
- Kopiowane elementy: niemal cały gameplay, interfejs, niektóre potwory
Zacznijmy od studia, którego jestem wielkim fanem (prawdę mówiąc, tyczy się to większości omawianych w tym artykule pozycji – bo nawet jeśli nie przepadam za jakąś firmą, to uwielbiam jej gry). Niemniej nawet z tej pozycji nie sposób przymknąć oko na to, co FromSoftware robi od przeszło dekady. Od 2009 roku Japończycy „karmią” nas tym samym, a my nawet nie musimy udawać, że nam to smakuje – i to coraz bardziej.
Ekipa Hidetaki Miyazakiego stworzyła podgatunek soulslike i sukcesywnie go rozwija. Ukoronowaniem jej pracy okazał się zaś wydany niespełna miesiąc temu Elden Ring. Jeden z głównych kandydatów do tytułu gry roku 2022 – przynajmniej na razie – jest produkcją znakomitą, stanowiącą kwintesencję dotychczasowych dokonań studia i w pewnym sensie redefiniującą otwarte światy w grach.
Fani FromSoftware bez problemu dopatrzą się jednak w tym dziele drobnych zapożyczeń z jego dotychczasowego portfolio. Drobnych? W sumie to olbrzymich. Ich skala staje się tym bardziej widoczna, im lepiej znamy poszczególne tytuły – głównie serię Dark Souls. Złośliwi określają wręcz Elden Ringa mianem czwartej, inaczej nazwanej odsłony Soulsów. Jest w tym dużo prawdy, ale i sporo fałszu. Z jednej strony to, co dostaliśmy, można określić mianem dużych Soulsów z otwartym światem, lecz z drugiej da się znaleźć masę argumentów obalających tę hipotezę.
Pierwsze wrażenie jest jednak takie, jakby się odpaliło Dark Souls 3. Również przeciwnicy wydają się dziwnie znajomi. Gargulce z lochów przypominają rycerzy niewolników, a plującym śmiertelną trucizną bazyliszkom zmieniono tylko kolor skóry. Tego typu zapożyczeń znajdziemy znacznie więcej – i nie jest to pierwszy raz, gdy spotykamy się z taką sytuacją. Nawet obecny w Bloodborne pomysł, aby zbierać służące do leczenia postaci fiolki krwi nie był nowy, gdyż w podobny sposób przywracaliśmy zdrowie trawami w Demon’s Souls. Jedynie Sekiro: Shadows Die Twice można uznać za relatywnie inne i świeże, jednak jego elementy obecne w Elden Ringu już nie.
Tylko co z tego, skoro każda gra FromSoftware jest co najmniej dobra – by nie napisać: bardzo dobra – a fanom studia najwyraźniej nie przeszkadza pewna powtarzalność? Po co wymyślać koło na nowo, jeśli stare kręci się aż miło? Ponadto dzięki stosowaniu sprawdzonych rozwiązań, Hidetaka Miyazaki i spółka mogą sukcesywnie szlifować formułę swoich gier, czego efekty były nader widoczne w najnowszym dziele studia.