Jak zostać komandosem – o trudnych początkach opowiada były GROM-owiec
Większość z nas ma mgliste wyobrażenie o tym, jak zwykły człowiek staje się komandosem. Mieszają się w tym filmowe oraz growe mity, fakty i niedopowiedzenia. Dziś prostujemy je razem z emerytowanym żołnierzem jednostki GROM.
Spis treści
„Najlepsi z najlepszych” to wyświechtany zwrot, którym lubimy określać bohaterów filmów czy gier, choćby takich jak nadchodzące Ghost Recon: Breakpoint. Zanim się jednak nimi stali, musieli przejść długą drogę. Nasz rozmówca, Naval, wie coś o tym, zanim stał się „najlepszym z najlepszych”, był ślusarzem-spawaczem.
KIM JEST NAVAL?
Nasz rozmówca służył w GROM-ie przez 14 lat, z czego dużą część tego czasu spędził na misjach zagranicznych. Został odznaczony między innymi Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego i Krzyżem Komandorskim Orderu Krzyża Wojskowego. Po odejściu ze służby napisał pięć książek: Camp Pozzi. GROM w Iraku, Ostatnich gryzą psy, Przetrwać Belize, Zatoka. GROM na wodach Zatoki Perskiej i Ekstremalnie. Poradnik treningowy.
Selekcja, czyli test na motywację
W grach nie ma miejsca na pokazywanie rekrutacji i szkolenia komandosów. Już pierwsza misja powinna być jak u Hitchcocka – na początek trzęsieniem ziemi, a potem tylko gorzej. W GROM-ie i innych jednostkach specjalnych wygląda to jednak zupełnie inaczej. Zanim ktokolwiek będzie mieć okazję do walki, musi przejść selekcję, ale nie taką, jakie znamy z hollywoodzkich filmów. Nie, w rzeczywistości obywa się bez surowych sierżantów i ciągłego wrzasku.
– Najtrudniejsza była obojętność – chcesz, to idź, nie to zawieziemy cię na przystanek – wspomina Naval.
Tak właśnie instruktorzy mówili do tych, którzy się wahali. Trzeba było gdzieś dojść, ale nikt nie informował, ile jeszcze zostało drogi, ile jeszcze nocy trzeba spędzić bez namiotu w krzakach i kiedy będzie jedzenie.
Posiłek był codziennie, ale to oznaczało na przykład poniedziałek rano i wtorek wieczorem. Jest codziennie? Jest. Masz maszerować, wykonywać zadania, myśleć, a brzuch zaczyna ci się sam trawić. Część osób nie była w stanie tak funkcjonować.
Naval
Pamiętacie Full Metal Jacket ze słynnym wrzeszczącym na rekrutów R. Lee Ermeyem? Są na świecie jednostki, w których zapewne tak to wygląda, ale nie w GROM-ie i na pewno nie podczas selekcji.
Był kiedyś w telewizji program Selekcja. Tam instruktorzy wywierali presję na kandydatów, krzyczeli: „Podciągaj się!”, „Rób pompki!” i tak dalej. W trakcie selekcji do GROM-u instruktorzy są obojętni. To jest dużo bardziej skuteczne. Nie dopingujemy kandydatów. Mówimy tym ludziom: „Po co się męczycie? Nie prościej byłoby na kanapie w domu?”. To jest sposób, by pokazać, że ktoś, kto przychodzi do nas, musi sam chcieć to robić. Taki kandydat musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, po co śpi w mokrym ubraniu i wchodzi na kolejną górkę. Ktoś, kto jest sprawny fizycznie, ale nie jest dopingowany, często odpuszcza.
Naval
Filmowy krzyk nie sprawdza się także z innego powodu – jest wyraźny. Instruktorzy GROM-u prowadzący selekcję mówią po cichu. Nie usłyszałeś? Trudno, twoja sprawa. To powoduje, że do końca wytrwają ci skupieni, a inni? Inni zawsze mogą wybrać sobie inny zawód.
JESTEŚ NAJLEPSZYM Z NAJLEPSZYCH
W głowach mamy utrwalony przez kino obraz. Rekruter zjawia się w jednostce / na wyrębie lasu / w więzieniu i mówi do bohatera: „Obserwowaliśmy cię”. Tak nie jest.
– My chcemy tylko tych, którzy chcą do nas. Do jednostek specjalnych nie bierzesz nikogo na siłę – mówi Naval, choć dodaje, że kiedyś było inaczej. – Tak robił pan generał Petelicki (założyciel jednostki GROM – przyp. red.). Jeździł po różnych jednostkach i rekrutował. Robił tak jednak tylko dlatego, że wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że taka jednostka istnieje. Dziś już mamy system rekrutacyjny. Jednostka jest znana, a młodzi ludzie sami się zgłaszają.
Kurs podstawowy – zaczyna się nauka
Selekcja to jednak tylko, jak powiedział nasz rozmówca, sito z dużymi okami. Ona pozwala wybrać tych, którzy dają nadzieję. Potem jest kurs podstawowy i to tutaj uczy się żołnierzy wszystkiego, co komandos musi umieć. O ile selekcję przechodzi około 10% kandydatów, tak na kursie mało kto rezygnuje z własnej woli. Zdarzają się jednak ludzie, którzy nie są w stanie sprostać wymaganiom programu.
Jest wyliczona ilość amunicji, którą musisz wystrzelać, a potem powinieneś już strzelać na odpowiednim poziomie. Jeśli tego nie zrobisz, to znaczy, że nie potrafisz się uczyć. Taki przykład: rozpoznawanie, kto jest zakładnikiem, a kto terrorystą. My uczymy się patrzeć nie na twarz, tylko na ręce. Tu jest zagrożenie.
Twoje omyłkowe strzelanie do „zakładników”, tarcz czy manekinów może oznaczać, że nie przejdziesz dalej. Nie można mieć w sekcji kogoś, kto strzela do cywilów zamiast do terrorystów.
Naval