Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Publicystyka

Publicystyka 15 października 2012, 16:00

autor: Redakcja GRYOnline.pl

Jak zostać żołnierzem GROM-u? Vinci odpowiada na Wasze pytania

Były żołnierz elitarniej jednostki GROM o kryptonimie Vinci odpowiada na Wasze pytania związane ze służbą oraz jego rolą w przygotowaniu gry Medal of Honor: Warfighter.

Kilka tygodni temu mieliście okazję zadać pytania byłemu żołnierzowi elitarnej jednostki GROM, który jest konsultantem pracującym przy grze Medal of Honor: Warfighter. Dziś możemy zaprezentować jego odpowiedzi, a autorzy wybranych pytań otrzymają od firmy Electronic Arts Polska koszulki z motywem z gry.

Dlaczego wybrał Pan pseudonim „Vinci”? Czy może nadali go Panu koledzy z jednostki? [mannan]

Pseudonim „Vinci” został mi nadany przez przywódcę jednego z plemion afrykańskich podczas misji w Czadzie, gdzie mając do dyspozycji jedynie wykałaczkę oraz kartę kredytową, zbudowałem prymitywny śmigłowiec... A mówiąc poważnie, ksywkę tę wymyślił dla mnie jeden z dziennikarzy, w czasie mojej podróży do Los Angeles, do studia Danger Close. W jednostce posługiwałem się innym pseudonimem, ale nie chcę go ujawniać.

Domyślam się, że ta cała otoczka tajemniczości wokół mojej osoby może wydać ci się dziwna. „Gość przesadza, trzeba mu zamazywać twarz, zniekształcać głos, a przecież jest już na emeryturze... A poza tym personalia innych operatorów GROM-u są znane”.

To prawda, ale ja w żaden sposób nie chcę wiązać się z mediami. Bardzo cenię sobie prywatność, dlatego też hołduję zasadzie naszej jednostki „... z ciszy i ciemności...”, tak więc – chcę pozostać w ukryciu.

Na okładce polskiej edycji Medal of Honor: Warfighter widzimy żołnierza z naszywką Polski Walczącej na lewym ramieniu, GROM zaś znany jest z naszywek z orłem i napisem „cichociemny”. Czy mógłby pan wyjaśnić, jak w końcu wygląda poprawny mundur gromowca? A może każdy może mieć naszywki według upodobań? [Predator]

Tym żołnierzem z okładki jestem właśnie ja, więc postaram się to wyjaśnić, bo wiem, że wzbudziło to wielkie emocje. Jak wiesz, patronami JW GROM są cichociemni. Spotykamy się z nimi każdego roku (niestety, jest ich coraz mniej), ale to wielki zaszczyt i honor mieć cichociemnych za swoich mistrzów. Zarówno ja, jak i moi koledzy darzymy ich ogromnym szacunkiem. To, co zrobili dla Polski, zasługuje bowiem na najwyższe uznanie i podziw.

W jednostce GROM żywa jest także legenda powstania warszawskiego i bohaterstwa powstańców, dlatego też w hołdzie dla nich zaczęliśmy nosić znak Polski Walczącej. Nie jest to jednak oficjalna naszywka – fakt, że ją nosimy wynika z wielkiego szacunku dla cichociemnych. Ponadto, jak wiesz, jednostka GROM jest wizytówką Rzeczypospolitej. W różnych miejscach na świecie, w czasie rozmów z operatorami topowych jednostek specjalnych, naszywka Polski Walczącej wzbudza olbrzymie zainteresowanie. „Co to jest?” – pytają. Opowiadamy wtedy o naszej historii, o cichociemnych, o powstaniu warszawskim. Noszenie tej naszywki jest więc też wyrazem naszego patriotyzmu. Tak samo było w Los Angeles, kiedy w studiu robiliśmy materiały zdjęciowe do polskiej okładki gry. Wiele rozmawiałem wtedy z ludźmi z Electronic Arts Polska o jednostce i wspólnie z setek powstałych wtedy zdjęć wybraliśmy to, na którym najlepiej widać znaczek PW. Kto wie – być może ktoś z młodszych graczy dzięki temu zainteresuje się historią?

Jak długo przygotowywał się Pan do służby w GROM-ie? Chodzi o aspekty fizyczne, bo podobno komandosa można wyszkolić fizycznie, ale nie psychicznie. Co Pan o tym sądzi? [Nomad1]

Mam wrażenie, że robiłem to przez całe życie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Jako dzieciak bawiłem się w żołnierzy z kolegami na podwórku (wtedy nie było jeszcze gier komputerowych). Zawsze lubiłem chodzić po górach, zaczytywałem się też w książkach o prawdziwych, twardych facetach – i nie mam tu na myśli wyłącznie książek wojennych.

Wychowywałem się w miejscu, gdzie byli fajni ludzie z ciekawymi pomysłami i gdzie naprawdę ważne było, by trzymać się razem i honorowo postępować w trudnych (jak nam się wtedy wydawało) sytuacjach. W szkole średniej miałem też świetnego nauczyciela polskiego, który rozbudził we mnie poczucie, że należy spełniać swoje marzenia i że nie ma rzeczy niemożliwych. Byłem też wielkim entuzjastą sportu, a tam, jak wiadomo, ból i pot są na porządku dziennym.

Zdjęcie z akcji promocyjnej Operacja Warfighter, źródło: Electronic Arts Polska.

Dlaczego wybrał Pan wojsko, czy poczuł Pan powołanie do służby dla kraju (patriotyzm), jakieś tradycje rodzinne (np. ojciec był żołnierzem), czy też koledzy poszli, no to ja też, a dalej się to już potoczyło? [Accendonis]

Kiedy byłem młodym chłopakiem, w ogóle nie planowałem iść do wojska (był to początek lat 90.). Wiesz, byłem takim małym łobuzem, ale szczęśliwie w pewnym momencie zająłem się na poważnie sportem i wyczynowo trenowałem kickboxing. I tak oto stałem się wojownikiem. W klubie nauczyłem się ciężkiej pracy, tam też poznałem prawdziwych kolegów, z którymi wspólnie jeździliśmy na zawody i wspieraliśmy się – nie tylko w sporcie, ale również w życiu (na przykład w nauce). Kiedy porzuciłem sport, zdecydowałem, że muszę znaleźć swoje miejsce w życiu. Naturalnym wyborem wydawała mi się armia, zwłaszcza że w latach 90. obowiązywał jeszcze pobór do wojska.

Zgłosiłem się na ochotnika do wojsk powietrzno-desantowych, gdzie dowiedziałem się, że istnieje coś takiego jak GROM. W pierwszej chwili pomyślałem, że to nie dla mnie, że są tam pewnie sami nadludzie. Miałem wrażenie, że jest to zdecydowanie poza moim zasięgiem. Warto nadmienić, że w „moich czasach” na temat jednostki wiadomo było znacznie mniej niż dzisiaj. Może ciężko w to uwierzyć, ale wtedy nie było nawet Internetu! Poszedłem więc w ciemno. Przeszedłem selekcję, w której wzięło udział kilkaset osób, a którą finalnie pomyślnie ukończyło zaledwie kilkanaście. Nie mogłem uwierzyć, że rzeczywiście mi się udało! Myślę, że było to jedno z moich największych życiowych osiągnięć. Byłem naprawdę bardzo szczęśliwy i dumny... Ale, jak na ironię, nikomu o swoim szczęściu nie mogłem opowiedzieć. Fakt, że wstępuję do GROM-u, musiał pozostać tajemnicą. Jedno wiedziałem jednak na pewno: moje życie zmieni się całkowicie.

W czasie wykonywania zadania myślisz głównie nie o służbie dla ojczyzny, ale o tym, że wszystko, co robisz, robisz dla swoich kolegów z sekcji, grupy, oddziału. Są to ludzie, których nie chcesz zawieść. Dopiero po pomyślnym zakończeniu misji uświadamiasz sobie, że twoje czyny miały olbrzymie znaczenie nie tylko dla twoich przyjaciół, ale też dla kraju. Wielu spośród chłopaków z oddziału to prawdziwi, szczerzy patrioci, bardzo dumni z tego, że służą swojej ojczyźnie. Ja natomiast zawsze postrzegałem GROM jako ratowników – często ratujemy życie tym, którzy nie ze swojej winy znaleźli się na drodze złych ludzi.

Jakie wymagania należy spełnić, żeby wstąpić do GROM-u? [Gatou]

Trzeba mieć 180 cm wzrostu, być inteligentnym, oczytanym i przystojnym 25-latkiem. Ale żarty na bok. Wszystkie wymagania podane są na stronie internetowej, ale powiem ci w zaufaniu, jaką trzeba być osobą, by dostać się do GROM-u i wśród operatorów jednostki czuć się jak wśród swoich:

1. Po pierwsze: musisz być koleżeński. Praca zespołowa to podstawa. Koledzy muszą wiedzieć, że w żadnych okolicznościach nie zawiedziesz i niezależnie od sytuacji można na tobie polegać.

2. Musisz być osobą, która radzi sobie ze stresem i potrafi podejmować trafne decyzje, nawet znajdując się pod bardzo dużą presją.

3. Umiejętność szybkiego przyswajania wiedzy oraz chęć nauki to również bardzo ważna kwestia. Najgorsze, co można zrobić, to utwierdzić się w przekonaniu, że jest się wszechwiedzącym i tak naprawdę nie musi się już niczego uczyć, bo przecież wszystko już się wie, poznało i nic nas nie zaskoczy... Nie ma większej bzdury.

4. Musisz być uczciwy w stosunku do innych oraz do samego siebie. Jeśli popełniłeś błąd, nie obarczaj odpowiedzialnością innych. Weź go na siebie, wyciągnij wnioski... A jeśli tego nie potrafisz, to odejdź z jednostki.

5. Pracowitość i samodyscyplina – w jednostce nikt nie będzie cię poganiał i tłumaczył, jak rozwiązać problem. Sam jesteś kowalem swojego losu, a twoje bezpieczeństwo zależy nie tylko od dobrego zaplanowania akcji oraz kolegów, ale przede wszystkim od ciebie.

6. Musisz być bezinteresowny. Jak inaczej chronić słabszych i nieść potrzebującym pomoc?

7. Musisz być gotowy do poświęceń oraz znoszenia trudów. Ryzyko, stres, głód, chłód – do tego wszystkiego musi być przyzwyczajony dobry operator jednostki. Na szczęście jednak służba w Jednostce Wojskowej GROM to także doskonała okazja do poznania wspaniałych ludzi i zyskania ich przyjaźni. Do nabycia ciekawych umiejętności, zwiedzenia egzotycznych miejsc na świecie. To bardzo dynamiczne i interesujące życie.

Oczywiście, jeśli spełniasz wspomniane warunki, to naprawdę wiele zyskujesz. Po ciężkiej pracy dobrze jest z kolegami urządzić sobie mały wypad na miasto, a wierz mi, że dziewczyny (mimo że nie chwalimy się im, czym dokładnie się zajmujemy), naprawdę nas uwielbiają.

Jak wygląda egzamin wstępny do takiej jednostki? [Twajdy]

Wszystkie informacje dotyczące egzaminu znajdują się na stronie internetowej jednostki GROM. Jeśli jednak masz takie życzenie, to powiem ci kilka słów o samej ich formie oraz zdradzę, jak wyglądają one od kuchni.

Kilka ostatnich lat spędziłem w wydziale szkolenia, gdzie miałem możliwość selekcjonowania kandydatów do GROM-u, a później olbrzymi zaszczyt szkolenia młodych adeptów (w ramach szkolenia podstawowego).

Najpierw wybieramy ludzi, których dokumenty trafiają do jednostki – to kwestia sprawdzenia wymagań formalnych. Następnie kandydaci przechodzą testy sprawnościowe („zwyczajnie” wysportowana osoba powinna sobie z nimi poradzić). W tym momencie obserwujemy przede wszystkim, czy kandydat rzeczywiście daje z siebie wszystko, czy też zadowala się tylko i wyłącznie wyrobieniem normy (patrzymy też, czy równomiernie rozkłada siły, czy planuje, czy też wypompuje się na dwóch pierwszych konkurencjach). W międzyczasie tzw. wysokościówka. Później przychodzi czas na walkę wręcz. Jeśli masz dobrą technikę, to masz duże szanse na powodzenie. Jeśli nie, to pokaż, że masz wolę walki i że nawet mimo niskiego wzrostu i niewielkiej wagi nie boisz się zmierzyć z większymi od siebie rywalami. Serce do walki jest znacznie ważniejsze niż same umiejętności – te nabędziesz bowiem w jednostce. Po tym wszystkim przychodzi czas na spotkanie z psychologiem, które trwa kilka godzin. I wierzcie mi – to naprawdę ważna sprawa. Ale to nie wszystko! Co to, to nie! Później spotykasz się z... A zresztą, co ci będę mówić. Wpadnij i przekonaj się sam!

Zdjęcie z akcji promocyjnej Operacja Warfighter, źródło: Electronic Arts Polska.

Jeżeli uda ci się uporać z pierwszymi zadaniami, przychodzi czas na wyprawę w góry. Tam dopiero następuje selekcja właściwa. Wierzcie mi, że kiedy przechodziłem swoją, modliłem się, by instruktorzy nie wyczytali mojego numerka na koniec dnia (było to równoznaczne z odpadnięciem). Zawsze też na początek i koniec każdego dnia instruktorzy pytali nas, czy ktoś się nie poddaje... I zawsze ktoś się zgłaszał. Ja jednak wiedziałem jedno – sam się nie poddam. Nie ma takiej opcji.

Ostatniego dnia nogi miałem tak poobcierane, że kiedy na chwilkę przysiadłem, to po prostu nie byłem w stanie wstać, nie wspominając już o chodzeniu. Zagryzłem jednak zęby i mimo bólu jakoś dałem radę. Ten ostatni dzień to tzw. „maraton” – najtrudniejszy ze wszystkich. Instruktorzy przez cały czas „zachęcają”, byś odpuścił i zrezygnował, a najgorsze, że robią to w taki sposób, jakby się o ciebie martwili i tobą przejmowali. Podczas całej selekcji twoim przeciwnikiem nie jest jednak instruktor ani żaden z pozostałych kandydatów, ale ty sam. Musisz pokonać zmęczenie, brak snu, głód, a przede wszystkim – samego siebie. Miałem to szczęście, że na koniec selekcji w góry przyleciał śp. gen. Petelicki i to właśnie on po krótkiej rozmowie uścisnął mi dłoń (a uścisk miał mocny, pamiętam to do dziś) i powiedział – „Witam w GROM-ie”.

Nie mogłem w to uwierzyć... Ale to było dopiero preludium. Selekcja w GROM-ie trwa bowiem cały czas i w każdym momencie możesz wylecieć z zespołu.

Co było dla Pana największym wyzwaniem podczas szkolenia w jednostce GROM? [F1sh3r]

Największym wyzwaniem podczas samego szkolenia dla wszystkich operatorów jest ukończenie szkolenia podstawowego. Trwa ono kilka długich miesięcy i jest przepustką do zostania pełnoprawnym członkiem oddziału bojowego.

Szkolenie jest cholernie ciężkie i wielu kursantów w trakcie niego odpada. Ale instruktorzy przeszli dokładnie przez to samo, a poza tymi są byłymi operatorami oddziałów bojowych. Nikt nie ma taryfy ulgowej. Kurs podstawowy cementuje kursantów, którzy następnie nabierają cech „rasowych” szturmowców, a potem, wstępując do oddziału, świetnie się tam wpasowują.

Oczywiście operatorzy szkolą się przez cały czas trwania służby, ale tylko i wyłącznie przejście przez selekcję i ukończenie kursu podstawowego uprawnia do otrzymania naszywki cichociemny i nazywania siebie pełnoprawnym operatorem GROM-u.

Pytanie, które nurtuje mnie od bardzo dawna. Czy w oddziale, w którym Pan służył, są lub były przesądy lub wierzenia? Mam na myśli, czy jest coś, co według Pana i członków oddziału przynosi pecha albo szczęście? Zapewne oglądał Pan film Helikopter w ogniu, w którym w jednym momencie członek Delty Force wkłada do buta kartkę w grupą krwi, co zdaniem marines przynosi pecha. Chodzi mi właśnie o tego typu działania. [oski123]

Tak, w GROM-ie żywy jest jeden bardzo ważny przesąd i wszyscy operatorzy go znają:

Jeśli nie przyłożysz się do swojej roboty, to przyniesie nam to pecha.

Uwielbiam film Helikopter w ogniu, ale zdradzę ci pewien sekret: w jego produkcji uczestniczyli konsultanci z jednostki Delta, którzy brali udział w przedstawionej w nim operacji. I wiesz co? Łapali się za głowy, mówiąc: „Ale to tak nie było!” Ridley Scott zrealizował ten film jednak na tyle sugestywnie, że wszyscy gotowi są uwierzyć, że tak wygląda prawdziwa wojna. I na tym właśnie rzecz polega: w grach i filmach stosuje się pewne uproszczenia i zabiegi, które pomagają graczom i widzom zrozumieć i strawić to, co zobaczą i co w przekazie jest najważniejsze.

Jest Pan usatysfakcjonowany tym, co widzi w grach, które nazywają się wojennymi? Nie uważa Pan, że są za bardzo przesadzone, tzn. za dużo w nich fajerwerków i że nie pokazują trudnego życia żołnierza, bo to tylko gry, które – być może niesłusznie – nazywają siebie grami wojennymi symulującymi pole walki? [The Puchacz]

Wyjaśnijmy jedną rzecz: gdybyśmy chcieli, by gra wideo przypominała prawdziwą wojnę, musiałaby ona wymagać od gracza, by przez kilka godzin leżał w jakimś zimnym miejscu, wyczekując. Wreszcie zamarzłyby mu palce, zrobiłby się głodny, a oczy same z siebie zaczęłyby się zamykać… Ale sen oczywiście nie wchodzi w grę, bo brak czujności nawet przez ułamek sekundy może mieć fatalne konsekwencje dla któregoś z twoich kumpli. W końcu jednak otrzymujesz przez radio komunikat „naprzód, naprzód, naprzód!” i ogarnia cię fala ciepła, bo wiesz, że za chwilę zaczniesz działać. Wyostrzają się zmysły, jesteś maksymalnie skupiony na zadaniu… A po wszystkim nie możesz nawet pochwalić się na Facebooku, czego właśnie dokonałeś. Rodzi się pytanie: kto chciałby grać w taką grę? Nie jestem przekonany, czy oczekując od gier autentyczności, spodziewamy się, że będą nas zmuszać do tego, by nasz bohater leżał przez 3 godziny, nie robiąc niczego innego niż nasłuchiwanie i wypatrywanie.

Gra to rozrywka, nawet kiedy giną w niej twoi wirtualni (w singlu) albo „prawdziwi” (w multi) koledzy. Myślę, że w tytułach takich jak Medal of Honor: Warfighter chodzi przede wszystkim o to, by oddać emocje i maksymalny autentyzm tego, co dzieje się w czasie misji.

Prawdę powiedziawszy, wolę gry wojenne od filmów o tej tematyce (może za wyjątkiem Helikoptera w ogniu i Szeregowca Ryana). Uważam, że pod wieloma względami gry są po prostu wierniejsze rzeczywistości.

Czy między kolegami z wojska poprzez wspólne przeżywanie ciężkich chwil może powstać tak silna więź jak między braćmi? Podobno wojsko to jedna wielka rodzina, gdzie wszyscy się wspierają. Jak jest naprawdę? [MrN]

Wyjątkowość GROM-u to nie tylko świetny sprzęt, taktyka i technika, ale przede wszystkim ludzie, których spotyka się w jednostce. Do oddziałów bojowych trafiają osoby o specyficznym profilu psychologicznym. Tam nie ma przypadkowości. Operatorzy doskonale wiedzą, że jeżeli ktoś przeszedł przez sito selekcji i kursu podstawowego, to można na nim polegać, nawet w najtrudniejszych sytuacjach.

Prawdziwe scementowanie zespołu czy też sekcji bojowej jest jednak wynikiem przeprowadzonych wspólnie operacji. Ludzie, którzy w takich okolicznościach ze sobą współdziałają, mając świadomość, że życie jednego jest w rękach drugiego, są gotowi nawet do pójścia za sobą w ogień. Nigdzie nie spotkałem osób odznaczających się tak wielkim współczynnikiem bezinteresowności i oddania w stosunku do pozostałych członków zespołu.

Oczywiście na szacunek kolegów trzeba pracować przez cały czas trwania służby, a także poza nią. Bardzo łatwo stracić cały szacunek i przyjaźń kolegów, jeżeli nie wykonuje się swoich obowiązków należycie lub poprzez swoje działanie naraża na szwank wizerunek i dobre imię operatora GROM-u. W takim wypadku trafiasz poza nawias naszej społeczności i nie ma już powrotu.

Witam, moje pytanie brzmi: czy operatorzy GROM-u używają z góry ustalonego sprzętu, czy mają wybór odnośnie kamizelek taktycznych, broni itp. [Sajmonix]

Wszyscy kandydaci na operatorów JW GROM, kiedy przychodzą do jednostki, dostają sprzęt podstawowy – każdy dokładnie taki sam. Z czasem jednak, gdy nabierają doświadczenia, uzupełniają swoje uzbrojenie o inne elementy, które odpowiadają ich indywidualnym preferencjom. Poza tym w zależności od specjalizacji oraz pełnionej funkcji operatorzy dostosowują swoją broń oraz oprzyrządowanie do konkretnego zadania. Ten czynnik w znacznym stopniu determinuje, w co zostaną zaopatrzeni.

Jaka jest Pana ulubiona broń i dlaczego akurat ta? [Szybkonogi]

To wbrew pozorom bardzo trudne pytanie... Równie dobrze mógłbym spróbować opowiedzieć, która z moich dziewczyn była najfajniejsza... Eee, okej, żarty na bok.

W swojej karierze zawodowej siłą rzeczy miałem kontakt z wieloma rodzajami broni. Wielu z nich używałem w pracy, wiele z nich przetestowałem. Wszystko generalnie sprowadzało się do wykonywanego zadania – broń dostosowuje się bowiem do potrzeb wynikających ze specyfiki misji.

Nie wiem, czy nie dopuszczę się teraz drobnej kryptoreklamy, ale co tam – największą sympatią darzyłem M-4 firmy Knight. Idealnie sprawdzał się jako broń główna, był niezawodny i świetnie wykonany. W kwestii broni zapasowej waham się między USP a Glock 19. Pamiętaj jednak, że sama „goła” broń to nie wszystko. Ważne jest, aby była ona dostosowana do twoich osobistych preferencji, tak jak miało to miejsce w moim przypadku. Przeróbek dokonywał kolega z oddziału (rusznikarz), a sporo części sprowadzałem z zagranicy, specjalnie dla siebie. Na marginesie powiem ci, że kiedy w ostatnim dniu służby oddawałem swoją broń (HK416) do magazynu i przerobiłem ją do stanu pierwotnego, to był to zdecydowanie jeden ze smutniejszych dni w całym moim życiu.

Jaka była największa niespodzianka, jaką sprawiła Panu używana w danym momencie broń? Może to być zarówno pozytywne, jak i negatywne zaskoczenie – i jaka to była broń? [Tymos]

Nowym chłopakom, którzy przychodzą na kurs, wbijamy do głów świętą zasadę: „Twoja broń to twój najlepszy przyjaciel. I tak, jak dbasz o przyjaciela, musisz dbać o swoją broń”. Jeżeli o nią dbasz, to raczej nie ma szans na jakiekolwiek przykre niespodzianki. I na tym właśnie polega sprawa: sprawna broń = twoje życie. Kiedy ruszasz na akcję, musisz być pewny, że masz wszystko pod kontrolą i że sprawdziłeś cały swój sprzęt.

Zdjęcie z akcji promocyjnej Operacja Warfighter, źródło: Electronic Arts Polska.

W czym tkwi ta świetność oddziału GROM, że jako jedyna jednostka specjalna na świecie nie stracił nigdy żadnego żołnierza w akcji bojowej? [elano1993]

Nie chcę zapeszać, bo moi koledzy codziennie narażają życie (a licho nie śpi), ale spróbuję odpowiedzieć na to pytanie. Jednostka GROM w swojej ponad 22-letniej historii zawsze potrafiła dostosować się do tego, co dzieje się w teatrze działań, w miejscu, w którym przychodzi walczyć jej operatorom. Nigdy nie byliśmy i nie jesteśmy zamknięci na nowe rozwiązania lub pomysły, które wykraczają poza wojskowy regulamin. W naszych słownikach po prostu nie funkcjonuje zwrot „nie da się”. Przede wszystkim jednak stawiamy na szkolenie i selekcję, ponieważ nasi operatorzy to inteligentni i świetnie wykwalifikowani ludzie, tworzący zgrany zespół.

Czy miał Pan okazję współpracować lub chociażby poznać komandosów z jednostek specjalnych innych krajów? Jak układała się ta współpraca? Czy coś szczególnie zapadło Panu w pamięć? Czy potrafiłby Pan którąś z owych jednostek wyróżnić? [Rob1]

Wielokrotnie wspominałem, że operatorzy TIER 1 to jedna wielka rodzina. A jak to w rodzinie, spotykamy się od czasu do czasu przy różnych okazjach i w różnych okolicznościach.

Jak być może wiesz, jednostka GROM powstała przy współpracy amerykańskiej Delta Force i brytyjskiej SAS. Instruktorzy z tych formacji szkolili pierwszych z nas. Następnie mieliśmy przyjemność trenować z żołnierzami z innych topowych jednostek Tier 1, jak na przykład 10 Special Group.

Niestety, przyszedł pamiętny dzień 11 września 2001. Wtedy też współpraca naszej formacji z innymi jednostkami z całego świata, w ramach koalicji antyterrorystycznej, bardzo się zacieśniła. Operowaliśmy w kilku zapalnych punktach na świecie, wspólnie m.in. z Navy SEALs oraz GSG 9.

Kolejnym istotnym punktem w naszej historii była wojna w Iraku, kiedy to GROM zintensyfikował współpracę z Amerykanami. Było to poniekąd wydarzenie bezprecedensowe – niezwykle rzadko zdarza się, by jednostki z różnych krajów tak ściśle ze sobą współpracowały. Dochodziło nawet do sytuacji, kiedy mieszaliśmy się z żołnierzami Navy SEALs – część teamu stanowili wówczas gromowcy, a część „foki”.

Odkąd nasi amerykańscy koledzy zobaczyli, w jaki sposób wykonujemy swoją pracę, na każdym kroku i przy każdej okazji okazywali nam wielki szacunek, oczywiście – odwzajemniony. Wiem, że obecność jednostki GROM w Medal of Honor: Warfighter jest właśnie pokłosiem tej współpracy – kiedy Greg Goodrich, główny producent, zapytał swoich konsultantów: „Jaka jednostka powinna znaleźć się w naszej grze?”, ci bez wahania wskazali na nas.

Niebezpodstawnie uchodzimy więc za jedną z najlepszych jednostek specjalnych na świecie. Ja natomiast jestem bardzo dumny z faktu, że przez 13 lat mogłem w niej służyć i stać się częścią wspaniałej rodziny. Mimo że nie jestem już czynnym żołnierzem, nadal wiele zyskuję dzięki swojej „zawodowej historii” – możliwość pracy nad Medal of Honor: Warfighter, wspólnie z Electronic Arts, jest bez wątpienia tego doskonałym przykładem.

Jak zostać komandosem – o trudnych początkach opowiada były GROM-owiec
Jak zostać komandosem – o trudnych początkach opowiada były GROM-owiec

Większość z nas ma mgliste wyobrażenie o tym, jak zwykły człowiek staje się komandosem. Mieszają się w tym filmowe oraz growe mity, fakty i niedopowiedzenia. Dziś prostujemy je razem z emerytowanym żołnierzem jednostki GROM.