Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 5 stycznia 2007, 11:24

autor: Redakcja GRYOnline.pl

eLKaeR. Hity & kity 2006

Spis treści

eLKaeR

Nominacje: 1) OutRun 2006: Coast 2 Coast, 2) DEFCON, 3) Tom Clancy’s Rainbow Six Vegas.

Rozczarowanie: Red Steel.

Jeszcze przed swoim rozpoczęciem miniony rok jawił się miłośnikom gier, jako arena starcia trzech konsol nowej generacji. Wejście w Anno Domini 2006 świętowano już z Xboksem 360, który trafił na zagraniczne półki sklepowe niewiele ponad miesiąc wcześniej. Na oficjalną polską premierę tej platformy czekaliśmy wprawdzie aż do 3 listopada 2006, ale było to i tak zanim nastąpił ogólny rynkowy debiut PlayStation 3 i Wii. Przewagę czasową nad Sony i Nintendo pracownicy korporacji Microsoft wykorzystali na tyle dobrze, że za zdecydowanego konsolowego zwycięzcę na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy uznałem właśnie X360. Platforma owa może nie tylko poszczycić się atrakcyjną biblioteką gier, ale również bardzo popularnym internetowym systemem Xbox Live i przemyślanym marketingiem. Dzięki odpowiedniej reklamie (prasowej i telewizyjnej, a także żywej w postaci kusząco ubranych hostess, w towarzystwie których testuje się np. Gears of War podczas wizyty w centrum handlowym) „trzystasześćdziesiątka” stała się w naszym kraju produktem, rozpoznawalnym nie tylko przez stosunkowo wąskie grono osób. Patrząc z polskiej perspektywy nie sposób tego powiedzieć o konkurencyjnej konsoli Wii, dystrybuowanej wprawdzie oficjalnie pomiędzy Odrą a Bugiem, ale dostępnej w bardzo ograniczonym zakresie. Natomiast droga do posiadania PlayStation 3 wiodła, wiedzie i wieść będzie (jeszcze przez kilka miesięcy) poza teren Europy, co kwalifikuje się w moich oczach jako poważna porażka Sony w minionym roku.

Jeśli mowa stricte o grach komputerowo-konsolowych A.D. 2006, to najwięcej radości wcale nie sprawiły mi murowane hity pokroju kolejnych odsłon Splinter Cell, Gothic, Call of Duty, The Elder Scrolls czy The Legend of Zelda. Chowająca się powoli w cień platforma PlayStation 2 pozwoliła mi bowiem spędzić wspaniałe chwile przy OutRun 2006: Coast 2 Coast – nowej wersji niezapomnianych wyścigów samochodowych sprzed dwóch dekad. Nadal nie przechodzi mi ochota na koktajl, składający się z czterokołowców marki Ferrari, ekstremalnie arcade’owego modelu jazdy i ciekawie zaprojektowanych trybów zabawy. Poza tym moją uwagę przykuła niepozorna pecetowa strategia pt. DEFCON, ponieważ poczułem się dzięki niej niczym bohater słynnego filmu pt. WarGames (Gry wojenne) z 1983 roku. Udał się również według mnie debiut cyklu Tom Clancy’s Rainbow Six na konsoli Xbox 360, o czym byłem przekonany jeszcze przed oficjalną premierą produktu, gdyż spędziłem z nim kilka interesujących godzin w paryskiej siedzibie korporacji Ubisoft Entertainment.

Ta ostatnia nie popisała się jednak zbytnio w kwestii Red Steel. Miał to być wielki przebój z gatunku FPS, maksymalnie wykorzystujący unikalny Wii-kontroler, ale już w trakcie letnich targów Games Convention 2006 w Lipsku zacząłem się obawiać, iż autorzy nie podołają zadaniu. Grudniowy kontakt z pełną wersją Czerwonej stali utwierdził mnie w przekonaniu, że na machanie mieczem i strzelanie z prawdziwego zdarzenia posiadacze nowej konsoli ze stajni Nintendo jeszcze poczekają.

kassiopestka

Nominacje: 1) Dreamfall, 2) Safecracker, 3) Tajne akta: Tunguska.

Rozczarowanie: Paradise.

Czarno na białym widać, że moja lista dotyczy li i jedynie przygodówek, które wielbię, kocham i tylko w nie gram.

Na czele (co myślę, będzie dla wielu jak najbardziej oczywiste) plasuje się druga część Najdłuższej Podróży, czyli Dreamfall. Produkcja, która przewróciła do góry nogami moje wyobrażenie na temat tego, co powinna prezentować naprawdę dobra gra. Przepiękna grafika, oczarowująca muza, kapitalna fabuła – z tym mieliśmy już do czynienia, choć może nie za często, ale jednak. Dla przeciwwagi – średniej trudności i pomysłowości zagadki, trochę zbyt wiele wstawek filmowych. Co więc sprawiło, że uważam Dreamfall za tytuł nad tytułami? To mistrzowskie granie na emocjach, kapitalnie oddanych na obliczach bohaterów i niepostrzeżenie przenikających na drugą stronę ekranu. Poruszenie ważnych problemów (okupacja, zniewolenie, manipulacja) w taki sposób, że nie były one tylko tłem dla niezobowiązującej rozrywki, ale zmuszały do zastanowienia i przemyśleń. Stworzenie prawdziwych, skomplikowanych, trafiających ze swym przekazem do gracza postaci. Ich uczucia, ich rozterki, ich ból, żal, tęsknota, miłość zdrada – stawały się naszym udziałem. Jeśli dodać do tego rewelacyjną polonizację, fenomenalne kreacje Agnieszki Grochowskiej, Edyty Olszówki, Jarosława Boberka i wielu innych, otrzymamy produkt najwyższej jakości – przygodę, którą naprawdę warto przeżyć.

Z kolei typowaniem Safecrackera na miejsce drugie pewnie niejednego z Was zaskoczę. Raz, że żadnego szumu wokół tego tytułu nie było, dwa, że to bardzo specyficzna przygodówka. Gdyby mi ktoś powiedział, że tak wciągnę się w grę, która praktycznie nie ma fabuły, nie ma postaci i nie ma dialogów – zaśmiałabym mu się w nos. A jednak. Safecracker stawia przed graczem kilkadziesiąt interesujących, zróżnicowanych pod względem rodzaju, oprawy i stopnia trudności zadań, będących rewelacyjną gimnastyką umysłową dla kochających łamigłówki. Świetna rozrywka, świetna zabawa, świetna okazja sprawdzenia możliwości naszych szarych komórek. I naprawdę sporo satysfakcji, a wszystko to w pięknie przedstawionych wnętrzach, z nastrojową muzą w tle.

Miejsce trzecie, czyli Tajne akta: Tunguska – to absolutnie klasyczna przygodówka w starym dobrym stylu. Niezła fabuła, ciekawe zwroty akcji, przyzwoite zagadki, trochę humoru, sympatyczni bohaterowie, ujmująca grafika, bardzo dobre udźwiękowienie. Produkcja, która może nie zwala z nóg, ale też nie rozczarowuje i zapewnia przyjemne i relaksujące spędzenie czasu. Warto spróbować.

Jeśli chodzi o mój tegoroczny zawód (nie był on może jakiś specjalnie wielki, ale jednakowoż był) – padło na Paradise. Z wielu powodów: a) dużo nadziei i oczekiwań, b) nie dane mi było napisać poradnika, choć obiecali :P, c) gra mi się bez przerwy wieszała, d) w trakcie – złapałam wirusa i unieruchomiłam sobie kompa na 2 dni, e) teraz już na poważnie – niby dobry pomysł fabuły, intrygi, postaci, naprawdę ciekawe zagadki, grafika typowa dla sokalowskich produkcji, czyli śliczna, niezła, klimatyczna muza i... nic. Nic właśnie – żadnej entuzjastycznej reakcji ze strony mego organizmu, jakby to wszystko, czym gra powinna zapunktować, rozlazło się jakoś w szwach i tyle. A przecież i tu (porównaj z Dreamfall) nie brak istotnego przekazu (wojna domowa, tyrania, okrucieństwo, konieczność dokonywania trudnych, życiowych wyborów). Jak widać jednak, można coś pokazać i pokazać. I tak Paradise nie jest ani grą docierającą ze swym przesłaniem do gracza, ani też lekką, beztroską rozrywką. Niestety. Ale, żeby nie było – nie jest to pozycja totalnie nietrafiona. Raczej powiedziałabym – nie do końca to, czego spodziewali się fani, mając w pamięci obie Syberie i stawiając w ciemno na tytuł firmowany nazwiskiem Sokala.

Generalnie był to rok udany. Pojawiło się całkiem sporo trafionych propozycji i to w moim ulubionym gatunku, a nie jest to wcale aż tak powszechne. Oprócz wspomnianych wyżej, wyróżnił się zabawny Martin Mystere, sympatyczna Podróż na Księżyc, szeroko dyskutowany Kod Da Vinci, kolejny Broken Sword (Anioł Śmierci) i kilka innych, które niecierpliwie czekają, aż znajdę na nie czas.

Louvette

Nominacje: 1) Viva Pinata, 2) Canis Canem Edit, 3) Phoenix Wright: Ace Attorney.

Rozczarowań brak.

Jaskrawe kolory, słodkości, serduszka i popiskiwanie... ale też złożone strategie rozwoju, przestrzenne planowanie i międzygatunkowe walki – to wszystko w doskonałych proporcjach zafundowała nam Viva Pinata. Nigdy nie myślałam, że z wypiekami na twarzy będę spełniać romansowe warunki pary pająków czy much i spędzać godziny na wysiewaniu marchewek i nawożeniu stokrotek. A jednak! Brawa dla Rare za stworzenie idealnej gry dla wszystkich, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Canis Canem Edit. Namiętne pocałunki na szkolnych korytarzach, robienie kawałów nauczycielom i zdobywanie szacunku wśród chuliganów, kujonów i innych przedstawicieli szkolnej braci. Do tego niesamowite dialogi i cutscenki oraz złożony świat i swobodny gameplay przywodzący na myśl najlepsze dokonania serii GTA (kłania się doświadczenie Rockstara). Czego chcieć więcej?

Konsolka NDS doskonale sprawdza się w przypadku wszelkiej maści przygodówek i gra Phoenix Wright: Ace Attorney jest tego najlepszym przykładem. Spędziłam ponad dziesięć godzin na zbieraniu dowodów, przesłuchiwaniu świadków i poznawaniu pełnej twistów fabuły w trakcie prowadzenia dochodzenia. Poza tym gra podbiła moje serce możliwością wykrzykiwania do mikrofonu sprzeciwów w czasie rozprawy sądowej. ;-)

Z racji tego, że godziny poświęcone na granie są w moim przypadku z trudem upychane w planie dnia, staram się z rozwagą i namysłem dobierać tytuły, którym poświęcę swój czas. Innymi słowy, gram w to, o czym wiem, że mi się spodoba :) W ten sposób uniknęłam w minionym roku zawodu co do konkretnych tytułów. Rozczarowała mnie natomiast chaotyczna, nieprzemyślana i niepozbawiona marketingowych wpadek polityka Sony i pełne pychy wypowiedzi przedstawicieli firmy. Czy oni chcą udowodnić, że można zaprzepaścić znakomity potencjał?

Miniony „growy” rok, podobnie zresztą jak i ten go poprzedzający, minął mi pod znakiem konsol. Chociaż nie neguję bynajmniej sensu grania na pecetach (złożone strategie – tylko tam), to konsole właśnie uważam za przyszłość elektronicznej rozrywki. W Polsce proporcje konsole/komputery wyglądają raczej odwrotnie niż na świecie, ale powoli i na naszym skromnym podwórku dominacja pecetów zaczyna się załamywać, dzięki czemu rynek gier nie pozostaje jednowymiarowy i jest po prostu ciekawiej. A o to przecież między innymi chodzi.