autor: Michał Wasiak
Nagły zwrot. Upadek Settlersów
Spis treści
Nagły zwrot
Piąta część serii – The Settlers: Dziedzictwo królów – nie została już wydana samodzielnie przez Blue Byte. Niemieckie studio weszło, ku zgrozie i nieszczęściu, we współpracę ze znanym syndykiem rynku gier – firmą Ubisoft. Nie muszę zapewne przypominać, jak wiele zacnych tytułów „zezłomowało” owo francuskie konsorcjum.
Wydana w 2005 roku „piątka” miała solidną kampanię reklamową, niezły marketing, ładne pudełko i kolorową instrukcję na papierze kredowym. Jednak gdy rozentuzjazmowani gracze odpalili już swoje preorderowe kopie, zakrzyknęli za Asterixem z Misji Kleopatra: „To nie napój magiczny... to zupa jest z brukselek”. Dziedzictwo królów miało bowiem wspólną z legendarną serią jedynie nazwę i NIC poza tym.
Nowi Settlersi byli czymś na kształt klasycznego RTS-a o nieco eklektycznej naturze. Całkowicie zmieniono mechanikę rozgrywki – zniknęła gdzieś cała logistyka – towary teleportowały się od razu do magazynu, znacznie uproszczono schematy produkcyjne, a wesoły klimat zastąpiono dość posępnym średniowieczną stylistyką. Nawet interfejs sugerował, że mamy do czynienia z grą bliżej spokrewnioną z Age of Empires niż z The Settlers.
Dziedzictwo królów zebrało średnie recenzje. Pomijając frustrację fanów klasycznych Settlersów, gra nie zapisała się pozytywnie również w annałach gatunku RTS. Mechanika rozgrywki nie oferowała szczególnie interesujących rozwiązań, fabuła kampanii była raczej sztampowa, a bitwy pokazywały słabą i mocno oskryptowaną SI. Na plus serii należy jednak zaliczyć całkiem niezłą, jak na owe czasy, grafikę z prezentującymi spójny średniowieczny styl monumentalnymi budynkami.
W 2007 roku Ubisoft podjął kolejną próbę ożywienia marki, wydając The Settlers: Narodziny imperium. Nowa odsłona z pewnością bardziej nawiązywała do pierwowzoru niż „piątka”. Powrócił kolorowy i baśniowy styl, choć nieco w zbyt infantylnym wydaniu. Większy nacisk położono na ekonomię i konstrukcję osiedla. Gra była bardzo ładna wizualnie, oświetlenie zależało od pory dnia, a tereny różniły się klimatem – szczególnie dobrze prezentowały się scenerie zimowe i sawanna.
Kilka patentów w gameplayu, takich jak granice hrabstw czy system awansu szlacheckiego, sprawdziło się całkiem nieźle. Mimo to produkcji daleko było do korzeni serii – przede wszystkim pod względem mechaniki. Mnogość różnych opcji i zadań, dodatkowych pasków i systemów nie była w stanie przykryć faktu, że żadnej z tych składowych nie udało się wystarczająco rozwinąć i dopracować, by mogła stać się pełnokrwistym daniem dla strategicznym oldskulowców. W Narodziny imperium grało się więc przyjemnie i relaksująco, ale zupełnie inaczej niż w pierwsze cztery części serii.
Coś się kończy?
The Settlers 7: Droga do królestwa z 2010 roku zakończyło, przynajmniej na razie, cykl „pełnoprawnych” kontynuacji. Kolejna odsłona wzorem dwóch poprzednich części ponownie zaserwowała całkowicie nową mechanikę. Przyznać jednak trzeba, że w „nowożytnej epoce” serii ta próba najbardziej zbliżona była do tego, co pamiętaliśmy z kultowej „dwójki”. Tym razem zrezygnowano z dowodzenia wojskiem w trybie RTS, zastępując je znanym z The Settlers II wysyłaniem wojów na przygraniczne starcia. Transport towarów pomiędzy naszymi włościami przywrócił podstawy logistyki, a szlaki produkcyjne zyskały nieco więcej rozgałęzień.
Niestety, nie postawiono kropki nad i, którą byłoby przeniesienie gry ze strefy „arcade” do strefy „tró”. Znowu wśród mnóstwa dodatkowych elementów, które wypączkowały z mechaniki, żaden nie stał się prawdziwym, spójnym rdzeniem – prawdziwą treścią rozgrywki. W rezultacie podniebienia fanów Osadników zostały mile połechtane, aby ci znów poczuli głód, potęgowany przez nieznośną (co powtarza się w prawie wszystkich nowych tytułach Ubisoftu) metagrę za pośrednictwem Uplaya.
Oprócz głównych wydań gier na rynku pojawiły się również pozycje towarzyszące. W 2010 roku wystartowało The Settlers Online, propozycja w kontrowersyjnym modelu free-to-play, gdzie „free” oczywiście ujmuje się w niemałą liczbę nawiasów, cudzysłowów i odnośników do drobnego druku. Choć bowiem instalkę gry można pobrać za darmo, to już rozgrywka bez kupowanych za prawdziwe pieniądze klejnotów przypomina odpalanie samochodu za pomocą krzesiwa i hubki. To wydanie oczywiście rozsierdziło fanów dawnych Osadników, którzy widząc, jak ich ukochana seria staje się hochsztaplerską dojarką do pieniędzy, zawyli w trwodze.
O wiele lepszym pomysłem było natomiast odrestaurowanie The Settlers II. Owoc tej koncepcji stanowiło The Settlers II: 10-lecie wypuszczone w 2007 roku – remaster sensu stricto, który z dużą wiernością oddawał w trójwymiarowej kolorowej grafice praktycznie każdy element pierwowzoru. Ten ruch wydawcy wreszcie spotkał się z uznaniem graczy, czego dowodem było pojawienie się kontynuacji – The Settlers II: Narodziny kultur.