autor: eJay & fsm
Cloverfield Lane 10 – recenzja filmu. Majówka z superbohaterami
Spis treści
Cloverfield Lane 10 – recenzja filmu
Zdaniem fsma
Niespodzianka, jaką okazał się być Cloverfield Lane 10, mogłaby być lepsza tylko w wypadku zastosowania innej nazwy i jeszcze większej marketingowej skrytości przed premierą. Ale dobrze wiemy, jakimi prawami rządzi się filmowy biznes – znana marka sprzedaje się lepiej, stąd powiązanie niskobudżetowego thrillera ze słynnym filmem o potworze sprzed 8 lat. No ale jeśli faktycznie rodzące się na naszych oczach nowe uniwersum s-f (tzw. cloververse) zrealizuje swój potencjał, należy się tylko cieszyć. Dzieło debiutującego w pełnym metrażu Dana Trachtenberga to rewelacyjny dramat na trzech aktorów, gdzie dreszcz goni dreszcz, zaskoczenie goni zaskoczenie, a silna kobieca postać robi dużo lepsze wrażenie, niż mogłoby się wydawać z opisu (trzydziestoletnia niedoszła projektantka mody zamknięta w bunkrze z dwoma facetami). No i jest jeszcze ten nieszczęsny trzeci akt, który jednych rozczaruje, a innych – mnie – zachwyci. Uwielbiam takie zabawy formą i z seansu wyszedłem niesłychanie zadowolony.
Ocena:8+/10
Zdaniem eJaya
Twórcy 10 Cloverfield Lane powinni zostać docenieni przede wszystkim za niesamowitą, marketingową zagrywkę. Nawiązanie tytułem do przeboju sprzed 8 lat i sygnowanie filmu nazwiskiem twórcy Przebudzenia Mocy okazało się strzałem w dziesiątkę. Mimo skromnego budżetu i krótkiej kampanii promocyjnej (produkcję ujawniono zaledwie 3 miesiące przed premierą!) udało im się wyjść nie tylko na plus, ale również zasiać ziarno pod przyszłe projekty, nawiązujące do marki Cloverfield. A sam obraz? Bardzo udany, świetnie zagrany (zwłaszcza John Goodman), trzymający w napięciu i... zaskakujący w końcówce. Ostatni kwadrans – pomimo swoich wad – bardzo przypadł mi do gustu. Nie dajcie się zwieść klasycznej układance w pierwszych 2 aktach. To dzieło, pod którym J.J. Abrams mógłby się śmiało podpisać.
Ocena: 7/10