autor: Adam Bełda
Kiedy „order” staje się „disorder”. Fakty i mity na temat uzależnienia od gier
Spis treści
Kiedy „order” staje się „disorder”
Jak nietrudno zauważyć, duża część z tych kryteriów może być taktowana bardzo subiektywnie. Dla jednych upośledzona kontrola nad graniem to kompulsywne wykonywanie daily questów, dla innych – przesiadywanie całymi nocami przed komputerem. Jedni uznają budowanie w skali 1:1 repliki Tadż Mahal w Minecrafcie za sztukę, inni za niepokojąco mocne zaangażowanie. Ile godzin grania to za dużo? Gdzie przebiega granica?
Z powodu takich wątpliwości kryteria diagnostyczne nazywane są coraz częściej „wskazówkami”. Nie jest to bowiem algorytm, do którego wystarczy wprowadzić dane wejściowe, aby uzyskać odpowiedź, czy można dalej pozwolić komuś grać, czy lepiej zamknąć go na czterdzieści lat w szpitalu psychiatrycznym. W psychiatrii bardzo istotne jest całościowe spojrzenie na piętno, jakie dany problem odciska na życiu pacjenta, oraz duża dawka zdrowego rozsądku. Ogólna zasada jest taka, że coś jest zaburzeniem psychicznym, jeśli powoduje cierpienie pacjenta lub otoczenia oraz jest w mniejszym lub większym stopniu poza jego kontrolą.
Warto też pamiętać, że nie bez powodu kryteria mówią o trzech grupach objawów. Pojedyncze odstępstwa od normy zdarzają się bowiem każdemu. Czym jest „syndrom jeszcze jednej tury”, jeśli nie upośledzeniem kontroli nad graniem? Podobna sytuacja ma zresztą miejsce za każdym razem, kiedy bardzo wciągniemy się w dany tytuł – kto nigdy nie zarwał nocki, niech pierwszy rzuci kamieniem. Kiedy wspominam szał na punkcie premiery Diablo III, sam widzę coś niepokojącego w tym, co się wtedy działo.
Sam dałem się też złapać w pułapkę średnio popularnej gry niezależnej Starbound, w której przez pewien okres spędzałem zdecydowanie za dużo czasu, eksplorując kosmos pikselowym, ptakopodobnym kosmitą. Tak, kiedy znajomi pytali, jakie mam plany na dziś, odpowiadałem dokładnie to: że eksploruję kosmos swoim ptaszkiem, mając nadzieję, że skojarzy im się to z czymś mimo wszystko mniej wstydliwym niż kompulsywnym graniem w grę dla dzieci. Ale po tygodniu „nolifienia” wszechświat mi się znudził i problem zniknął. Dlatego też poszczególne niepokojące zjawiska trzeba interpretować w szerszym kontekście, pamiętając o kryterium czasowym.
Istotna jest również sytuacja życiowa – naturalne wydaje się, że młodsi gracze mają więcej czasu na elektroniczną rozrywkę, a odchorowujący jakieś trudne wydarzenia, na przykład zakończenie związku, będą mieć większą tendencję do uciekania w wirtualne światy. I gwarantuję, że to mimo pewnego ryzyka znacznie lepszy sposób niż alkohol.
STAN GRANICZNY
Kiedy pacjent nie spełnia kryteriów gaming disorder, a mimo to wyraźnie widać, że przez swoje nawyki związane z graniem stwarza ryzyko problemów zdrowotnych w przyszłości, rozpoznać można hazardous gaming, czyli „niebezpieczne granie”. Jest to kategoria diagnostyczna dużo mniejszego formatu, a umieszczona została w grupie „problems associated with health behaviours”, w której znajduje się też niedobór ćwiczeń fizycznych, zła dieta czy niedostateczna higiena. Jak widać, WHO traktuje problemy związane a kulturą grania równie poważnie jak te związane z ogólnym stylem życia.
Dlaczego nie można diagnozować się samemu?
Zanim pobiegniecie do swoich znajomych, mówiąc im, że są gamingowo zdisorderowani, albo szczegółowo informując o medycznym aspekcie swojej relacji z grami komputerowymi, jest jeszcze jedna rzecz, którą muszę Wam powiedzieć. Nie róbcie tego.
Po pierwsze, problemy zdrowia psychicznego zawsze są w pewnym aspekcie uznaniowe – postawienie granicy pomiędzy normą a patologią nie jest proste i nie ma jasno sprecyzowanych kryteriów. Dlatego przy ocenie potrzebny jest dystans i chłodne spojrzenie. Autodiagnoza czy diagnoza bliskich nam osób generalnie nie powinna być prowadzona z racji braku obiektywizmu. Cersei Lannister kochała swojego syna i pewnie uważała go za wystarczająco zdrowego, by mógł być królem. Nie popełniajmy tego samego błędu.
Po drugie i pewnie ważniejsze: mimo obiegowej opinii większość ludzi nie ma wiedzy na temat zdrowia psychicznego. I to nie to, że się nie zna. Nie ma o tym pojęcia. A fakt przeczytania krótkiego artykułu o małym wycinku danego zagadnienia nie powoduje, że człowiek automatycznie staje się specjalistą. Pochopna diagnoza oparta na wybiórczych informacjach zwykle powoduje więcej szkód niż pożytku. Granie mające cechy uzależnienia może być po prostu eskapistyczną strategią radzenia sobie z problemami. Problemy mogą wynikać z sytuacji życiowej, rodząc nadzieję, że nie wymagają specjalistycznej interwencji, ale mogą też być spowodowane zaburzeniami osobowości czy nastroju, a wtedy postępowanie jest zupełnie inne niż przy gaming disorder. Kilka razy spotkałem się też z bardzo poważnymi chorobami psychicznymi, za które bliscy pacjentów obwiniali gry komputerowe. I tak też mogło to wyglądać – osoby z rozwijającą się schizofrenią często mają tendencje do izolacji, więc początek choroby może manifestować się zamknięciem się na kilka dni w pokoju i graniem na komputerze.
Jeśli więc widzisz problem u siebie – idź do lekarza. Jeśli widzisz u kogoś innego – zachęć tę osobę do pójścia do lekarza. A jeśli ktoś usiłuje Ci tłumaczyć, że jego znajomy jest uzależniony od gier, bo codziennie specjalnie wstaje o godzinę wcześniej, żeby wokół domu szukać pokemonów – oręż do walki leży w tym artykule, więc miecz w dłoń!