autor: Luc
Co dalej z Hearthstonem? Zastanawiamy się nad przyszłością hitowej karcianki Blizzarda
Hearthstone to nie tylko fajna karcianka. To także miliony dolarów dochodów – pytanie więc czy Blizzard swoimi decyzjami nie zabija tej kury znoszącej złote jaja?
Spis treści
Kiedy kilka lat temu w jednym z biur Blizzarda ktoś rzucił pomysł zrobienia karcianki w świecie Warcrafta, raczej nie spodziewał się, z jakim odzewem propozycja ta spotka się ze strony fanów. To, co początkowo powstawało jako projekt dodatkowy, w teorii niemogący konkurować z klasycznymi tytułami, takimi jak StarCraft II, World of Warcraft czy Diablo III, okazało się w rzeczywistości prawdziwym fenomenem, czego absolutnie nikt nie przewidział. Miesięczne zyski na poziomie kilkudziesięciu milionów dolarów i stale rosnąca baza graczy mówią zresztą same za siebie. Wszyscy bez wyjątku uważali początkowo Hearthstone’a jedynie za prostą grę, taki typowy zabijacz czasu – dzisiaj tytuł wyewoluował w jedną z najchętniej oglądanych produkcji e-sportowych, i to z ogromnymi nagrodami, liczonymi w milionach dolarów. Czy jednak gra ma potencjał, aby raz zajęte miejsce utrzymać przez dłuższy czas? Czy problemy, o których coraz częściej wspomina społeczność fanowska, będą mieć wpływ na przyszłość Hearthstone’a? Jednoznacznej odpowiedzi na te pytania nie uzyskamy, niemniej postaramy się przyjrzeć temu, jakie potencjalne scenariusze mogą stać się udziałem gry Blizzarda.
Wszystkie karty na stół
Zanim jednak spojrzymy w magiczną kulę i spróbujemy odgadnąć, co przed nami, popatrzmy wstecz, czyli na to, jak Hearthstone w ogóle zaczynał. W marcu 2014 roku, w momencie oficjalnej premiery, do dyspozycji graczy oddano pakiet 452 kart, możliwość rozgrywania pojedynków w rankingu lub dla zabawy, a także potyczki z komputerem i... to tyle. Z perspektywy czasu ilość funkcji, trybów oraz kart wydaje się śmiesznie mała. Dziś możemy wybierać spośród 889 kart (niemal dwukrotnie więcej niż kilkanaście miesięcy temu), a swoje umiejętności sprawdzamy nie tylko w pojedynkach z innymi graczami, ale także w ramach przygód (ostatnia z nich – Liga Odkrywców – niedawno miała oficjalną premierę) czy choćby w zmieniającej się co tydzień Karczemnej Bójce. Do tego wszystkiego samo kupowanie pakietów kart stało się znacznie bardziej skomplikowane – a to za sprawą pojawienia się dwóch dodatków, które nie tylko poszerzyły pulę stronników, ale i wprowadziły mnóstwo niespotykanych wcześniej mechanik. Moglibyśmy zagłębiać się w szczegóły i wyliczać, co dokładnie jeszcze się zmieniło, ale da się to równie dobrze podsumować jednym stwierdzeniem – Hearthstone rozrósł się do nieprawdopodobnych rozmiarów i nie jest już tą samą grą co podczas debiutu.
Oczywiście każdy postęp oraz dodatkową zawartość należy postrzegać w kategoriach pozytywnych, ale to, co na pierwszy rzut oka wygląda idealnie, przy bliższym kontakcie okazuje się lekko... kłopotliwe. Im większy tytuł, tym bowiem większe problemy ze zbalansowaniem rozgrywki w taki sposób, aby była przystępna i satysfakcjonująca dla wszystkich. Gdy kart jest niewiele, utrzymanie całości w ryzach może i nie okazuje się bardzo łatwe, ale i tak trudno porównywać to z sytuacją, gdy liczba opcji zbliża się powoli do tysiąca. Z drugiej strony utrzymywanie status quo to prosta recepta na rutynę, która w błyskawicznym tempie zabiła już niejeden obiecujący tytuł sieciowy. Znajdując się między młotem a kowadłem, Blizzard stara się zadowolić wszystkich, ale czy to w ogóle możliwe?