6 miejsc w Tamriel, które warto odwiedzić, czekając na TES 6
Lata mijają, nowego The Elder Scrolls ani widu, ani słychu – a Tamriel to wciąż jeden z najbardziej fascynujących światów, jakie zrodziły się w grach wideo. Dziś wracamy do tej krainy i wskazujemy miejsca, które najlepiej obrazują jej niezwykłość.
Spis treści
Bądź pozdrowiony, wędrowcze! Dokąd to, ciekawość, szlak cię wiedzie? Powiadasz, że chcesz przemierzyć Tamriel wzdłuż i wszerz, by zobaczyć najwspanialsze miejsca na kontynencie? No to Dziewiątka ci mnie zesłała! Tak się składa, kochasiu, że ja Tamriel wzdłuż i wszerz przemierzałem, gdy ty na chleb mówiłeś jeszcze „bep”, a na muchy „tapty”. Myślę, że nie pogardzisz szczyptą wiedzy, którą pragnie zaoferować ci moja skromna osoba.
Tu niedaleko, zaraz za górką, jest miasteczko Seyda Neen. To dziura, jakich mało, i nawet oberży w niej nie uświadczysz, ale przynajmniej nie będą nam się naprzykrzać tam skrzekacze. Poza tym ma swój klimacik. Klapniemy sobie w domu cechowym tego wydrwigrosza Arrille’a, postawisz szklaneczkę sujammy steranemu obieżyświatowi, a usłyszysz to i owo na temat tego, co warto zobaczyć w naszym poczciwym cesarstwie…
Vivek
Zacznijmy od takiego miejsca, gdzie będzie ci najbliżej z punktu, w którym się znajdujemy. Wystarczy, że podskoczysz do tutejszego postoju łazika – wiesz, tego przerośniętego robala, który umila nam pobyt w tej smutnej jak rzyć mieścinie swoim śpiewem… jeśli można to tak nazwać. Tak czy owak wytrząśniesz tylko z kiesy garść septimów i za parę godzin będziesz na miejscu.
A co to za miejsce, pytasz? Toż to kraina możliwości, stolica świata! …No, w każdym razie miałem je za stolicę świata, dopóki nie dotarło do mnie, że świat nie kończy się na Vvardenfell, a w Tamriel istnieją jeszcze lokacje takie jak chociażby Cesarskie Miasto. Ale, ale – nie uprzedzajmy faktów, dojdę do tego przy drugiej szklaneczce.
- The Elder Scrolls III: Morrowind
- The Elder Scrolls Online: Morrowind
No więc mam nadzieję, że nie doskwiera ci choroba morska, bo Vivek zostało zbudowane… cóż, na morzu. Nie, nie nad morzem. Ot, Dunmerowie zalali zatokę betonem i uformowali na niej coś na kształt wielkich, piramidalnych wysp. Każda jest osobną dzielnicą, a co jedna to większy majestat – i większa uciecha dla oczu… Co tam mamroczesz? Że choroba morska działa inaczej? Tak, wiem, nie wymądrzaj się.
Zasadniczo im dalej od lądu, tym ciekawsze robią się widoki. Najbardziej zajmujący jest oczywiście pałac, który mieści się na samym końcu. Mieszka w nim lord Vivek – albo bóg Vivek, jeśli wolisz. Tak, to od niego bierze się nazwa miasta. Chytrze sobie to wykoncypowali, nie? Ale nie rób sobie nadziei, do pałacu nie wpuszczają byle kogo. Bez urazy… Z drugiej strony – nigdy nie wiadomo, kiedy jego boskiej mości strzeli coś do świętej głowy i zechce zaprosić w swoje nie-tak-skromne progi jakiegoś przybłędę, którego, dajmy na to, dopiero co wypuścili z lochu…
Wyobrażam sobie, że prędzej czy później podniesiesz głowę i dostrzeżesz Baar Dau – i wnet zapragniesz przyjrzeć mu się z bliska. Pewnie, kto by nie zainteresował się wielką skałą (ponoć to jakiś pomniejszy księżyc), która wisi sobie nad miastem jak gdyby nigdy nic, zatrzymana dzięki boskiej mocy Viveka. Znaczy, tak powiadają legendy, ale nie wiem, może masz lepsze wytłumaczenie.
Tak czy owak – strzeż się, bratku. Dziś zwie się to miejsce Dekanatem Prawdy bynajmniej nie dlatego, że pielgrzymi, którzy nauczą się lewitować, doznają tam objawienia. To raczej z ciebie będą wyciągać prawdę, jeśli podpadniesz Straży Świątynnej i załapiesz się na transport w jedną stronę. Wierz mi, nie chcesz tego. Bo Vivek, mój miły, wprawdzie jest miastem cudów, ale udając się tam, pamiętaj tę radę: lepiej szukać szczęścia w kanałach, niż bujać w obłokach.