5 rzeczy, którymi dawno temu urzekł nas Lineage 2
Klasyczne MMORPG od NCsoft świętuje w tym roku 16. urodziny. Pora zatem uruchomić wehikuł czasu i trochę powspominać. Swego czasu była to bowiem kultowa produkcja, która cieszyła się uznaniem również wśród Polaków.
Spis treści
Graczom MMORPG Lineage 2 nie trzeba przedstawiać. Kiedy jedni zagrywali się w World of Warcraft, inni z wypiekami na twarzy obserwowali dzieło NCsoft, które początkowo dostępne było jedynie w Korei Południowej. Na szczęście nie trzeba było długo czekać na debiut gry w Europie, chociaż nasz pierwszy serwer zlokalizowany został w Stanach Zjednoczonych. Dopiero po czasie NCsoft przeniósł infrastrukturę do Frankfurtu, dając nam tym samym dostęp do bardziej stabilnej rozgrywki. Wierzcie mi na słowo, było to potrzebne, bowiem chętnych do zabawy nie brakowało.
Nie wszyscy jednak zagrywali się w Lineage 2 na oficjalnych serwerach. Sporo osób wolało zabawę na tych nielegalnych, prywatnych, tłumacząc swoją decyzję zmianami gry (przecież wcale nie chodziło o to, że L2 było płatną pozycją, prawda?). Omawiany tytuł przeszedł przez lata długą drogę i kolejne Kroniki oraz aktualizacje sporo w nim zmieniały. Doszło nawet do tego, że ludzie masowo rezygnowali z zabawy na serwerze NCsoft, aby wrócić na serwer piracki, oferujący dostęp do starszej wersji gry.
Sytuacja ta w zasadzie utrzymuje się do dzisiaj. Część graczy preferuje współczesną wersję Lineage 2, która cały czas jest rozwijana, a inni szukają serwerów klasycznych lub progresywnych. Wszystkich tych ludzi łączy jednak miłość do MMORPG, które może nie podbiło świata tak jak World of Warcraft, ale zdecydowanie miało swoje miejsce na rynku. Czym jednak to całe Lineage 2 nas urzekło?
Otwarte PvP poza murami miasta
Lineage 2 kilkukrotnie zmieniało swój system PvP, ale jedno w nim pozostało nieruszone – możliwość swobodnego atakowania innych graczy. Jeśli tylko opuściliście bezpieczne granice Giran lub Aden, musieliście się liczyć z tym, że ktoś może chcieć na Was zapolować. Wystarczyło, że zajmiecie komuś miejsce, w którym grinduje czy też zbiera matsy, wywołując tym samym konflikt interesów. Czasami jedna iskierka wywoływała małą wojnę.
Trzeba było jednak liczyć się z karami za zabijanie graczy. Nadmierne szaleństwo kończyło się oznaczeniem nicku mordercy na czerwono, a inni gracze mogli tegoż delikwenta atakować bez obaw, że sami zostaną oflagowani. Taki gagatek nie dość, że tracił po śmierci część punktów doświadczenia (mógł w ten sposób nawet spaść na niższy poziom!), to dodatkowo istniała szansa na upuszczenie przedmiotu, który miał przy sobie.
Lineage 2 oferowało również system Combat Points (CP), w ramach którego podczas PvP traciliśmy te punkty, zanim nasze HP zaczęły spadać. O ile oczywiście w okolicy nie było klasy postaci, która pozwalała uniknąć tego zabezpieczenia. Jakby tego było mało, gracz mógł wzmacniać, a nawet leczyć stwory, co często było wykorzystywane podczas starć z innymi osobami.
Jeśli chodzi o moje wspomnienia otwartego PvP, to nie są one zbyt kolorowe. Pamiętam, jak expiłem przy Dragon Valley i natknąłem się na elfkę z małym jednorożcem. Jednorożec popatrzył na mnie, machnął głową, jego róg zaświecił się, a ja wyparowałem. Następną godzinę cały klan ścigał gracza (lub graczkę), który był odpowiedzialny za moje nagłe „zniknięcie”. Niestety, nie udało się nam go (jej) dopaść.