Niczym nie splamiony grind. 5 rzeczy, którymi urzekł nas Lineage 2
Spis treści
Niczym nie splamiony grind
Gry MMORPG opierają się na grindzie. Jedne tytuły udają, że jest inaczej, dając nam do dyspozycji ogrom zadań do wykonania, a inne nikogo nie oszukują. Lineage 2 należy do tej drugiej kategorii. Oczywiście, w owym tytule są misje do wykonania, na wyższych poziomach niektóre są niezwykle istotne (np. na wierzchowca Stridera, który rośnie ze zdobytego z questa Hatchlinga), ale większość czasu spędzicie na zabijaniu mobków w hurtowych ilościach.
Nie żartuję, przeciwników, których będziecie musieli się pozbyć, można liczyć w milionach. Lineage 2 powstało w czasach, kiedy przeznaczanie swojego czasu na jedną produkcję było czymś normalnym. Tytuł ten początkowo nie posiadał mechanik doganiających, więc na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, kto spędził w grze dużo czasu, a kto bawi się w niej od niedawna. Było to wyznacznikiem pewnego splendoru, kiedy miało się w klanie kogoś na poziomie 80. lub wyższym.
Tutaj trzeba jednak zaznaczyć, że urok grindu w Lineage 2 polegał na tym, iż właściwie cała gra oparta została o tę prostą czynność. Chcesz osiągnąć wyższy poziom? Grinduj. Chcesz zarobić na soulshoty/spiritshoty? Grinduj. Potrzebujesz ekwipunku? Grinduj. W tej prostocie tkwił pewien urok i nikt nie potrzebował rozdmuchanej fabuły, aby się dobrze bawić.