Ataki na zamek oraz otwarte raidowanie. 5 rzeczy, którymi urzekł nas Lineage 2
Spis treści
Ataki na zamek oraz otwarte raidowanie
Kolejną rzeczą, za którą ciepło wspominam Lineage 2, były ataki na zamek, czyli tzw. Siege. Klany mogły rywalizować o terytorium w postaci należącego do niego miasta oraz zamku. Posiadanie Guild Hallu było świetną sprawą, ale własna twierdza? To dopiero coś! Problem w tym, że najpierw trzeba było taką fortyfikację odbić z rąk innych graczy, a potem w określonych odstępach czasu walczyć o jej utrzymanie.
Uczestniczenie w tego rodzaju starciach PvP było niezwykle emocjonujące, a jak sobie przypomnę, co się działo na klanowym TeamSpeaku, to ze wzruszenia ocieram oczy. Oraz odtykam uszy, bowiem takiej ilości krzyków nigdzie indziej nie uświadczycie. No, chyba że biorąc udział w rajdzie w Lineage 2.
Inaczej niż we współczesnych grach MMORPG, w tej klasycznej produkcji boss rajdowy odradzał się w określonym miejscu i o konkretnym czasie, ale nie znajdował się w instancjonowanej przestrzeni. Oznacza to, że przez okolicę przebiegało ponad czterdzieści zorganizowanych osób, aby ubić takiego elitarnego przeciwnika, a po drugiej stronie doliny czaiła się grupa uderzeniowa czekająca, aż rajd się rozpocznie – wszystko po to, aby poprzeszkadzać tym pierwszym. Doprowadzało to do zawierania paktów pokojowych pomiędzy klanami, zawiązywania sojuszy czy wysyłania szpiegów i kontrolowania punktów z co ważniejszymi raid bossami.