Palworld zaserwował mi cyniczny, ale zaskakująco smaczny miks wielu innych gier
Palworld, nazywany często i swojsko „Pokemony z karabinami”, zawojował Steama. I ja dałem się ponieść fali hype’u i dołączyłem do tłumów bawiących się w tej grze. Co znalazłem? Same znajome elementy, ale podane w znajomy dla pecetowca i zaskakująco satysfakcjonujący sposób.
Palworld szturmem wdarło się na Steama, bijąc rekordy popularności. Tytuł w obecnej postaci ma sporo niedociągnięć, ale to zrozumiałe – w końcu to wczesny dostęp. Chcąc dowiedzieć się, o co ten cały szum, dołączyłem do milionów osób bawiących się w tej grze. Otrzymałem chaotyczny i zaskakujący miks kilku produkcji, których wpływy w Palworld są tak wyraźne, że wyczuwam w tym pewien, nazwijmy to, fanservice.
Kolorowe deja vu
Już na początku wita nas krótki przerywnik filmowy z trzema uroczymi stworkami zwanymi po prostu „pal”. Nasza stworzona w kreatorze postaci persona budzi się na plaży i podnosi dziwne urządzenie, na którym wyświetla się komunikat o treści „Wieże są kluczem”. Brzmi to dość enigmatycznie, ale szybko zapominamy o tym komunikacie, ponieważ mamy ciekawsze rzeczy – skonstruowanie podstawowego sprzętu (oczywiście, jest tu crafting), kilku pal spheres (odpowiednik pokeballi). Następnie z uśmiechem na ustach oraz maczugą w ręku ruszamy przekonać znajdujące się w pobliżu stworzonka, że koniecznie chcą się z nami zaprzyjaźnić. W tym celu trzeba je porządnie stłuc, przepraszam – „osłabić”, a następnie rzucić w nie wycraftowanym wcześniej poke… to znaczy, palsphere.
O podobieństwie do Pokemonów nie muszę tu pisać, bo jest ono wyraźne na pierwszy rzut oka (a nawet ocierające się o plagiat). Palworld inspiruje się nie tylko produkcją dla fanów Pikachu i spółki, ale także wieloma innymi znanymi tytułami. Oprawa graficzna, a zwłaszcza modele postaci od razu przypominają mi Fortnite, szczególnie kiedy nasz bohater dzierży broń palną. Krajobraz i sposób poruszania się to dla mnie czyste Genshin Impact i dwie ostatnie „Zeldy” – tu także możemy wspinać się na skały, wieże czy mury, a jeśli wykonaliśmy własny spadochron, możemy zeskoczyć ze sporej wysokości i szybować.
Gdy dotarłem do pierwszej wieży, uruchomiła się cutscenka, w której powitała mnie Zoe wraz ze swoim poke… to znaczy ze swoim pal imieniem Grizzbolt. Krótki ekran wprowadzający uderzył w moją czułą strunę i przypomniał mi ukochane Borderlands 2. Obraz w równie specyficzny sposób zatrzymuje się na chwilę i pojawia się stylizowana plansza z imionami przeciwników. Po walce, którą przegrałem z kretesem i skutkiem śmiertelnym, straciłem cały ekwipunek i aby go odzyskać, musiałem wrócić w miejsce swojego zgonu i go pozbierać. Zupełnie jak w Valheim.
To dziwna, ale zaskakująco smaczna mikstura
Prawdę mówiąc, ten przedziwny miks znanych mechanik i wręcz zrzynek z innych produkcji w ogóle mi nie przeszkadza. Wyrzuciłbym z Palworld jedynie broń palną, bo mimo wszystko strzelanie do uroczych zwierzątek nie jest tym, czego oczekuję od dobrej gry. Muszę jednak przyznać, że ta dziwaczna mieszanka trafiła do mnie – być może dlatego, że jako użytkownik peceta widzę w Palworld „Pokemony”, jakich nigdy wcześniej nie otrzymałem.
Ostatni boom na Pokemony przeżyłem w czasach świetności Pokemon GO, czyli gry, w której łapanie stworków było i nadal jest satysfakcjonujące. Jednak będąc zatwardziałym graczem pecetowym, nigdy tak naprawdę nie miałem możliwości wcielić się w trenera na ekranie monitora. Palworld, mimo pewnej groteskowości, w pełni mi to zrekompensowało i cieszę się, że mogę teraz nie tylko trenować swoich kolorowych „koleżków”, ale także obserwować, jak wędrują po bazie i oddają się rozmaitym czynnościom. Kto wie, może w przyszłości twórcy dodadzą możliwość wchodzenia tych istot w interakcję między sobą, aby świat gry bardziej tętnił życiem? Brakuje mi tu też trochę NPC, których można by zaprosić do siedziby i pogadać, ale hej – to w końcu wczesny dostęp.
Tym, co przeszkadza mi najbardziej, jest brutalność. Strzelanie z łuku, broni palnej lub okładanie uroczego kotka kijem do baseballa nie sprawia mi satysfakcji. Niemały szok przeżyłem, kiedy podczas jednej z wypraw udało mi się zdobyć… żywe, wciąż bijące serce jednego ze stworzeń. Pocketpair, serio?
Błędów tu nie brakuje, ale przymykam na nie oko
Palworld oferuje piękne widoki, urocze stworki i bugów co nie miara. Świat gry zdaje się cierpieć na problemy z grawitacją, ponieważ zaskakująco często byłem świadkiem spadania „koleżków” z nieba. Największy kłopot był wtedy, kiedy boss przypominający skrzyżowanie mamuta z lasem spadł z niewielkiej wysokości i stał się agresywny, atakując wszystko wokół siebie. Tym razem miałem bliżej do swojego nagrobka.
Nie jestem jednak osobą, która kupiwszy grę we wczesnym dostępie narzeka na bugi, o ile nie odbierają one satysfakcji z rozgrywki – zwłaszcza kiedy ta daje mi tyle dobrej zabawy co Palworld. Zwiedzanie świata i obserwowanie krajobrazów są przyjemnością samą w sobie, ale daniem głównym są oczywiście łapanie stworków, wbijanie poziomów oraz rozbudowa bazy. Sam aspekt budowlany moim zdaniem wymaga dopracowania, bo nadal mam problem z tworzeniem przyjemnych wizualnie budynków. Szkoda, że w tej kwestii twórcy nie zainspirowali się wspomnianym wcześniej Valheim.
Z czasem, kiedy nasza siedziba zacznie osiągać coraz wyższy poziom (można go zwiększyć, stawiając Palbox i wykonując konkretne czynności, na przykład budując niektóre konstrukcje) można umieścić w niej więcej stworków, a te „z pieśnią na ustach” będą zajmowały się powtarzalnymi pracami, takimi jak pozyskiwanie zasobów czy dbanie o pola uprawne. Stanie na czele takiej zgranej społeczności jest zaskakująco satysfakcjonujące.
Co dalej?
W czasie, gdy piszę ten tekst, w Palworld gra jednocześnie 1 809 781 osób, co jest aktualnym rekordem. Przeczuwam, że gra przebije granicę 2 milionów [gra rzeczywiście osiągnęła rekordowy peak ponad 2 mln graczy jednocześnie – dop. red.]. Czytałem komentarze, w których gracze wieszczą szybki spadek popularności produkcji, ale ja się nie zgadzam – jeśli twórcy będą stosunkowo często wprowadzać aktualizacje dodające więcej zawartości, wysoki wynik może utrzymać się przez długi czas. Jedno jest pewne: dawno nie mieliśmy takiego wybuchowego debiutu jak w przypadku Palworld. Czy gra będzie wyznaczać nowe trendy, jak Vampire Survivors, czy przebije się na stałe do internetowej memosfery, jak Among Us? Czas pokaże.