autor: Bich
Broken Sword: The Sleeping Dragon - recenzja czytelnika
Broken Sword: The Sleeping Dragon to kolejna część słynnego przygodowego cyklu Broken Sword, z powodzeniem kontynuowanego przez zespół Revolution Software już od ponad pięciu lat.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Wprowadzenie
Kiedy świat był młody a ja nie tak piękny jak dziś był taki dzień gdzie z okazji Komunii Świętej dostałem grę przygodową, która ukształtowała moje preferencje, co do tego gatunku rozrywki. Był to Broken Sword II: The Smoking Mirror. Nie o niej piszę, więc powiem tylko, że jest to gra znakomita i warta zainteresowania. Jakoś się złożyło, że nie miałem okazji zagrać w jej pierwowzór. Jednak, gdy dowiedziałem się o jej kontynuacji pt. BS III: The Sleeping Dragon wiedziałem, że muszę w to zagrać. Czekałem cierpliwe mimo przekładającej się premiery i doczekałem się. Na Boże Narodzenie 2003 miałem ją na swoim komputerze. Spędziłem przy niej kilka krótkich popołudni i długich wieczorów i kiedy ją zakończyłem odczułem satysfakcję, radość i lekki niedosyt i zawiedzenie. Czemu?
Fabuła, lokacje, dialogi itp.
Musisz uratować świat przed zagładą (normalka). Na ziemi występują tajemnicze Smocze Linie (co to jest?) - źródła potężnej i niezbadanej energii. Co 12 000 lat występuje potężna kumulacja tej energii. Ktoś to wtedy ją wykorzysta będzie miał nieograniczoną moc i nieśmiertelność (super). Najbliższa kumulacja jest już wkrótce. Niestety tą mocą chce zawładnąć i wykorzystać w złych celach przywódca potężnej organizacji powstałej z Zakonu Neo-Templariuszy. George i Nico niezależnie od siebie wpadają na trop tej sprawy. Będą musieli po raz kolejny zjednoczyć siły i powstrzymać Zło (przez duże Z).
Fabuła podobne do tych z poprzedniej części. Jednak coś je różni. Co? To, że ta fabuła się kupy nie trzyma. Smocze Linie, Neo-Templariusze, Egipt w Egipcie, w Paryżu i w Kongo, a nawet Król Artur z Eskaliburem. Kompletny groch z kapustą, prawda? Poprzednie części miały silne oparcie na faktach i w encyklopedii można było szukać informacji o Bahomecie czy Tezalipoce. A tu? Encyklopedia nie mówi o Smoczych Liniach (przynajmniej moja). Dodatki informujące o tych rzeczach zamieszczone razem z grą też nie są dla mnie zbyt przekonujące. Te braki nadrabia jednak dynamiczna akcja. Mamy tutaj zwrot akcji, większość postaci jest z krwi i kości (a może z bita i piksela?). W niektórych momentach wrażliwszy mogą się wzruszyć. Duet Stobbart - Collard zwiedza ładny kawał świata w walce z Kultem Smoka: obowiązkowy Paryż, Kongo, Egipt, Glastonbury i jakże niedaleka od nas Praga. Prawdę mówiąc ta Praga występuje jako wschodnioeuropejska egzotyka. Nie wiedziałem, że w tym mieście jest tyle "średniowiecznych" zamków (w Indiana Jones and the Emporor Tomb też jest poziom w praskim zamku), a taki zamek równie dobrze może być w Niemczech, Anglii, Francji lub w Polsce. Może przemawia przeze mnie zazdrość, że sąsiadom Czechom udało się wypromować siebie a nam nie? Gra jest zdecydowanie mroczniejsza od poprzedniczek. Mało jest tu miejsc pogodnych i jasnych a nawet, gdy są jasne to zwykle popełniono tam morderstwo. Za to ponurych miejsc pełnych strażników i psów jest w bród.