autor: James GOL 007
Recenzja Lands of Lore
Poniższy tekst to recenzja gry Lands of Lore napisana przez znanego recenzenta, który swojego czasu pisał dla Świata Gier Komputerowych.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Poniżej prezentujemy recenzję jednego ze znanych autorów branżowych (którzy aktualnie pracują gdzie indziej), która ukazała się kilka lat temu na łamach Świata Gier Komputerowych. Zapraszamy do zapoznania się z tekstem i przy okazji proponujemy mały konkurs, którego szczegóły znajdziecie na naszym Forum Dyskusyjnym w odpowiednim wątku . |
Recenzja Lands of Lore
Jedno z pism zajmujących się grami komputerowymi (nie powiem, które, bo nie pamiętam) zapowiadając rychłe ukazanie się na rynku Lands of Lore, napisało, iż część akcji tej gry toczy się również na morzu. No cóż, jeżeli pojawianie się (bodaj dwukrotnie) planszy ze statkiem i falami można nazwać akcją na morzu, to gratuluję poczucia humoru i uważnego studiowania recenzowanych programów.
Co mogło powstać w wyniku współczesnego działania firm Virgin i Westwood? Odpowiedź brzmi: nowy, ulepszony beholder, czyli typowa labiryntowa role-playing. I nie dajcie się zwieść tym, że akcja toczy się nie tylko w kopalniach, jaskiniach, podziemiach, wieżach i zamkach, jak również w mieście, lesie i na bagnach. To wszystko labirynty tyle, że las to labirynt o ścianach pomalowanych w drzewka. Lands of Lore nie wnosi do role-playing żadnego świeżego powiewu. To niezwykle solidna, uczciwa i dopracowana rzemieślnicza robota. Ale śladów mistrzostwa, przebłysków geniuszu szukać w niej - daremny trud. Nie wymagajmy jednak zbyt wiele. Jakiż w końcu byłby ten świat, gdyby zamieszkiwali go sami geniusze, a nie było zwykłych rzemieślników?
Lands of Lore różni się od serii Eye of the Beholder istotnymi szczegółami. Nie istnieje opcja kreowania własnej grupy, a gracz otrzymuje do wyboru cztery postacie o zróżnicowanych zdolnościach. Dwaj pozostali bohaterowie (bo grupa może się składać z maksimum trzech graczy) przyłączą się później. Tym, którzy nienawidzą gubić się pośród labiryntów, a nie mają czasu i cierpliwości na leczenie z ołówkiem i kartką papieru ułatwiono zabawę wprowadzając opcje automapowania. Ba, na mapie zaznaczane są wszelkie przyciski, wajchy, sekretne ściany i teleporty, co niewątpliwie korzystnie wpływa na zachowanie przez gracza dobrego wzroku (w Beholderze można było oczy sobie wpatrzeć za guzikami w ścianach). Nie wprowadzono tez ścisłego podziału na profesje. Tylko od gracza zależy, która postać kształcić będzie na maga, która na wojownika, a która na złodzieja. Potencjalne szanse ma każdy. Ponieważ mówię o podobieństwach z Eye of the Beholder zrozumiałe jest, iż walka w obu grach przebiega bardzo podobnie i niestety wymaga od grającego sprawnej myszy i szybkoćci w posługiwaniu się nią. Szczerze mówiąc, nie przepadam za grami role-playing, w których występują elementy zręcznościowe. Oczywiście, jest to pewne złożenie hołdu realiom (gdyż walka przebiega w czasie rzeczywistym, a nie dzieli się na tury), ale warto zauważyć jak zgrabnie rozwiązało ten problem MicroProse w grze Darklands.
Strona graficzna Lands of Lore (zwłaszcza wstawki animowane) jest bardzo mocnym atutem gry. Przepiękne, nastrojowe intro zgrabnie i z wdziękiem wprowadza w problemy świata, późniejsze fragmenty animowane też mogą budzić respekt, zważywszy, iż gra zajmuje dość niewiele pamięci (8 dyskietek instalacyjnych) i chodzi na 2 MB pamięci RAM. Ale zarówno Virgin, jak i Westwood znane są z dbałości o grafikę i tu nas nie rozczarowały.
Dużym plusem jest też prościutkie menu użytkownika i niewielka ilość czarów, co ważne, bardzo łatwo dostępnych w czasie walki.
Lands of Lore, powtarzam to z naciskiem, zdecydowanie nie jest grś, która mogłaby zapoczątkować w role-playing nowy kierunek. Wręcz przeciwnie. Ośmielam się twierdzić, że tego typu gry powoli będą ustępowały miejsca programom, w których zapanuje dużo większa dbałość o szczegóły (zwłaszcza dotyczy to charakterystyki postaci) oraz które zwrócą uwagę na kompletność przedstawianego świata, a nie będą zaledwie mniej lub bardziej interesującym krążeniem po labiryntach. No i rzecz bardzo ważna, być może najważniejsza. Możliwość swobodnego penetrowania świata, wielość opcji, a nie niewolniczy przymus trzymania się ustalonego przez programistów scenariusza. W Lands of Lore ta wada widoczna jest szczególnie mocno, gdyż gra podzielona została na bardzo wyraźnie zaznaczające się etapy i przejście w etap następny bez wypełnienia misji na poprzednim jest absolutnie niemożliwe. Prędzej czy później większość gier role-playing będzie musiała skorzystać z dobrodziejstw teatru wirtualnego, który najprościej mówiąc polega na tym, że świat opisywany w grze żyje własnym życiem, a życie to zmienia się w zależności od postępowania gracza, który ma wiele opcji do wyboru.