Test myszki Razer Diamondback i Icemata
Ile powinno kosztować stanowisko do komfortowego grania? Czy są powody po temu, by za myszkę dać więcej niż 20 złotych, a za podkładkę ponad 5 złotych? Z pewnością w podejmowaniu takich decyzji pomoże Wam poniższy test.
Wykonanie Diamondback’em kilku ruchów ujawnia, że myszka ta w istocie jest bardzo wygodna, klawisze reagują na niewielki nacisk, jednak nie na tak niewielki, by nie można było bezpiecznie na nich palców złożyć. Kółko stawia opór nie za duży, nie za mały, daje się wciskać tylko o tyle ciężej od głównych klawiszy, by nie działo się to przypadkowo przy jego obracaniu, a przy tym działa absolutnie cicho. Diamondback dobrze porusza się zarówno po podkładce z tworzywa, po drewnie, po materiale, jak i po matowym Icemacie – układ optyczny spisuje się znakomicie, w ciągu miesiąca używania myszki nie zdarzyło mi się, by kursor znalazł się w innym miejscu, niż się spodziewałem. Sielankowy obraz zakłóca próba skorzystania z bocznych klawiszy, które umieszczone zostały tak, iż są praktycznie bezużyteczne – w każdym razie jako człowiek na fortepianie grać nie nauczony, nie umiem bez wcześniejszego zastanowienia wcisnąć bocznego klawisza tak, by razem z nim nie wcisnąć LMB.
Oprogramowanie do Diamondbacka jest fajne. Nie istnieje wprawdzie w wersji polskiej, niemniej jednak wiele angielskiego znać nie trzeba, żeby wiedzieć, że sensitivity oznacza czułość – a to jest akurat najważniejsze, gdyż podłączona do komputera myszka, bez zmniejszenia jej czułości wariuje. 1600 dpi to dużo. Interfejs jest przy okazji atrakcyjny dla oka i daje miłe poczucie, że nasz sprzęt jest czymś lepszym od drobnej konkurencji. Jesteśmy w stanie przy jego pomocy ustawić wszystkie parametry, które mogą nas interesować: czułość (również odrębną czułość w pionie i w poziomie), funkcje dodatkowych przycisków, prędkość dwuklika etc.