Company of Heroes 2 Recenzja gry
autor: Maciej Kozłowski
Recenzja gry Company of Heroes 2 - Kompania braci na froncie wschodnim
Studio Relic po raz kolejny udowodniło, że jest mistrzem w tworzeniu dynamicznych strategii. Company of Heroes 2, mimo pomniejszych potknięć, jest lepsze od swojego poprzednika pod absolutnie każdym względem.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- ewolucyjne ulepszenia względem pierwszej części;
- obszerny tryb jednoosobowy i przemyślany multiplayer;
- ciekawa fabuła;
- mnogość opcji taktycznych;
- nowa jakość starć zimowych;
- świetna oprawa audiowizualna;
- polskie wątki w kampanii fabularnej.
- pomniejsze błędy i potknięcia;
- kulawa polonizacja.
Kiedy siedem lat temu studio Relic stworzyło grę Company of Heroes, wśród fanów strategii zapanowała euforia. Autorzy świetnego Dawn of War po raz kolejny pokazali klasę, wypuszczając drugowojennego RTS-a, który na stałe wszedł do kanonu gatunku i wprowadził do niego sporo świeżości. Nawet dziś, mimo leciwego wieku, Kompania Braci cieszy się sporą popularnością, a na serwerach wciąż rozgrywane są emocjonujące bitwy. Obecnie jednak o znamienitym przodku można w zasadzie zapomnieć – jego potomek jest bowiem bardziej udany pod każdym względem, a do tego młody i ambitny. Zdziwienie może budzić co najwyżej jego rosyjski akcent.
Wpieriod, Isakowicz!
Największe novum w serii stanowi całkowicie świeża frakcja – Armia Czerwona. O ile w poprzedniej części mogliśmy gromić III Rzeszę z udziałem amerykańskich żołnierzy (a z dodatkiem Na linii frontu również Brytyjczyków rzuconych przeciw niemieckiemu Panzer Elite), o tyle w „dwójce” pod naszą komendę oddane zostały oddziały radzieckie walczące przeciwko nazistowskiemu najeźdźcy. Cała kampania fabularna, licząca czternaście umiarkowanie długich misji, rozgrywa się na froncie wschodnim. Wydarzenia obserwujemy w formie retrospekcji Lwa Abramowicza Isakowicza – żołnierza i korespondenta wojennego, przesłuchiwanego przez NKWD. W trakcie jego przygód możemy między innymi odbić Leningrad, wziąć udział w obronie Stalingradu, jak również przedrzeć się przez obwarowania Lublina czy Poznania i wreszcie dotrzeć pod sam Reichstag w Berlinie.
Zaliczenie całej kampanii zajmuje kilkanaście godzin, a ona sama jest dość zróżnicowana. Co prawda większość wyzwań polega na utartym schemacie „zdobądź-zabezpiecz-napieraj”, ale nawet wśród nich zdarzają się perełki, jak choćby odkopanie oficera spod gruzowiska lub kradzież tygrysa. Polonofilom na pewno spodoba się misja, w której wcielamy się w partyzantów z AK, a naszym celem jest likwidacja niemieckich oficerów (to jedno z dwóch „commandosowych” zleceń). Nadmienić przy tym wypada, że fabuła okazuje się niezwykle brutalna i prezentuje wojnę od jej najgorszej strony – łącznie z mordem w Majdanku, strzelaniem do uciekających podkomendnych, zdradą sojuszników czy taktyką „więcej ludzi niż broni”. Innymi słowy: przedstawia wszystkie okrucieństwa frontu wschodniego i daje graczowi do myślenia, zamiast po raz kolejny silić się na heroizm. Taka nieco martyrologiczna filozofia rozgrywki nie każdemu musi się spodobać, ale jest na pewno ciekawym posunięciem na tle standardów, z jakimi zwykle mamy do czynienia w podobnych tytułach.
Dla graczy stroniących od wyzwań wieloosobowych przygotowano jeszcze pomniejsze scenariusze, zawarte w zakładce Teatr Wojny. Dotyczą one kluczowych bitew i oferują zróżnicowane, dodatkowe doznania, wynikające ze specyfiki misji (np. przeciwnik może dysponować weteranami już od początku zabawy). Takich operacji jest całkiem sporo i stanowią one doskonały wstęp do rozgrywki multiplayer. O ile bowiem w kampanii fabularnej kierujemy jedynie siłami radzieckimi, a jej założenia są bardzo sztuczne (zupełnie nie przystają do tego, co dzieje się podczas zabawy z innymi), o tyle Teatr Wojny znacznie bardziej przypomina zwykły skirmish i dodatkowo pozwala na walkę po stronie Vaterlandu oraz kooperację.
Za rodinu! Za Stalina!
Chociaż tryb jednoosobowy jest całkiem obszerny i oferuje zróżnicowane wyzwania, to jednak da się odczuć, że największy nacisk położono na multiplayer. Wynika to nie tylko z mnogości odznaczeń, osiągnięć i skórek, którymi możemy pochwalić się przed innymi graczami (patrz ramka), ale przede wszystkim z tego, że zabawa z żywymi ludźmi jest po prostu ciekawsza. Osoby zaprawione w bojach wykorzystają mechanikę rozgrywki na wiele niekonwencjonalnych sposobów, które sztucznej inteligencji nie przyszłyby nawet do głowy. Gra jest przy tym doskonałym poligonem doświadczalnym, ponieważ oferuje wiele opcji taktycznych. Dowody? Nic nie stoi na przeszkodzie, aby niepozornych i słabowitych inżynierów wyposażyć w miotacze ognia pozostawione przez poległych sojuszników i z ich pomocą spalić znacznie liczebniejszych wrogów. Jeśli przeciwnik przypuszcza pancerne natarcie przez zamarznięte jezioro, wystarczy zbombardować taflę wody, a lód sam się załamie, grzebiąc wraże odziały. Co zaś, jeśli budynki w wiosce zostały obsadzone przez nieprzyjaciela? Należy wezwać snajperów albo ciężkie wsparcie, a problem zostanie rozwiązany. A jeśli tygrysy przedzierają się właśnie do sojuszniczej bazy? Zaminujcie drogę albo zorganizujcie zasadzkę w ruinach – stalowa puszka nie będzie mieć szans. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność, a dymne granaty, świetliste flary oraz samo otoczenie aż się proszą, by je dobrze spożytkować.
Raj dla zdobywców
Gra oferuje ponad 400 osiągnięć, prezentowanych w formie medali i odznaczeń na profilu gracza. Do tego dochodzą biuletyny wywiadowcze, otrzymywane po spełnieniu określonych, często wyszukanych warunków, gwarantujących premię do statystyk wyznaczonych rodzajów wojsk (na raz można posiadać maksymalnie trzy takie premie). Jakby tego było mało, całość wieńczy zestaw różnych skórek bojowych, pozwalających na wyróżnienie się na polu bitwy. Company of Heroes 2 jest więc prawdziwym rajem dla fanów aczików i graczy przechodzących każdy tytuł na 100%.
Nie oznacza to oczywiście, że Company of Heroes zmieniło się w jakieś Rainbow Six czy innego Commandosa – nadal jest to poczciwy, drugowojenny RTS, w którym zajmujemy kolejne punkty strategiczne, rozbudowujemy bazę i staramy się pokonać przeciwnika (co osiągamy zwykle przez zdobycie i utrzymanie kluczowych pozycji). Zastosowano tu więc identyczną filozofię jak w poprzedniej części, ale wzbogacono formułę o dodatkowe, opcjonalne możliwości. Ciekawą nowinką jest na przykład „realny zasięg wzroku”, ograniczający pole naszego widzenia do percepcji żołnierzy – dzięki temu ukrycie się w lesie czy wśród ruin to doskonały sposób na zasadzkę. Również batalie prowadzone w zimie nabierają zupełnie unikatowego charakteru, ponieważ wojacy mogą zamarznąć na mrozie (jeśli nie rozpalą ogniska), a przy tym poruszają się wolniej i zostawiają ślady w śniegu, przez co łatwiej ich wytropić. Dodatkowo, jeśli dojdzie do zamieci, widoczność zostanie znacznie ograniczona i tylko pojazdy oraz snajperzy będą w stanie przebyć większe odległości. Strzałem w dziesiątkę jest w takich sytuacjach zniszczenie ogniska, przy którym ogrzewają się wrogowie – w ten sposób można ich szybko wyeliminować.
T_BONE OCENIA COMPANY OF HEROES 2 – 8.5/10
Company of Heroes 2 to udana kontynuacja. Nie doszło wprawdzie do rewolucji, jakiej można by się spodziewać po latach, ale Relic zdołał zachować te elementy, które czyniły „jedynkę” wyjątkową. Multiplayer jest wciągający i nie ma nic przyjemniejszego niż odwrócenie losów bitwy, gdy wydawało się, że przegrana jest bliska. Szkoda, że twórcy nie pokusili się o większe odróżnienie wojski niemieckich z „dwójki” od tych z pierwowzoru. Gdzie Panzer III czy Marder? Coś czuję, że takie zabawki zobaczymy w przyszłych DLC. Company of Heroes dalej stawia mechanikę rozgrywki ponad realizm, przy czym ten drugi element nie jest ignorowany, tylko raczej wzięty w cudzysłów – oto przepis na bardzo dobrego RTS-a autorstwa Relic Entertainment.
Rozgrywka w Company of Heroes 2 odbywa się szybko i dynamicznie, ponieważ mapy nie są już prostymi ścieżkami, na których siłujemy się z przeciwnikiem w wąskich gardłach (jak było często w „jedynce”), lecz stawiają na otwartość terenu. Oznacza to, że w zasadzie nie istnieje coś takiego jak definitywna linia frontu – starcia trzeba toczyć na całym, często niemałym obszarze. Kluczem do zwycięstwa okazuje się więc jak najszybsze zdobycie punktów generujących zasoby (niezmiennie: siłę ludzką, amunicję i benzynę), a następnie obronienie ich przed wrogiem i sukcesywne zagarnianie tych przeciwnika. Nowością jest przy tym to, że raz zdobyte punkty z zasobami możemy zmodyfikować, tym samym zmieniając charakter wytwarzanych przez nie dóbr. Inżynierowie mogą na przykład przerobić punkt poboru rekrutów na stację amunicyjną, dzięki czemu wyposażymy żołdaków w zaawansowane rodzaje oręża. Takie rozwiązanie pozwala na radzenie sobie w podbramkowych sytuacjach – nawet jeśli nie zdobyliśmy stacji paliw, to możemy pozyskać benzynę, korzystając ze wspomnianych przybudówek. Jest to zdecydowany plus, ponieważ w pierwszej części cyklu często wygrywał ten, kto pierwszy miał paliwo, tym samym otwierając sobie drogę do pojazdów.
W obecnym kształcie zabawa przypomina więc niekonwencjonalny wyścig do punktów z zasobami, w którym odpowiednie wykorzystanie posiadanych sił niejednokrotnie staje się ważniejsze niż ich liczebność. Tempo jest naprawdę błyskawiczne, co w połączeniu z ewidentnym nastawieniem na mikrozarządzanie może sprawić problemy mniej doświadczonym graczom, a prawdziwym zawodowcom otworzyć drogę do sławy. Należy to podkreślić jeszcze raz: Company of Heroes 2 zdecydowanie nie jest grą dla osób początkujących, a raczej dla prawdziwych „hardkorów”, wyposażonych zarówno w niebagatelny zmysł taktyczny, jak i małpi refleks. Częstotliwość klikania ma tu dużo większe znaczenie niż np. w Dawn of War II, ale – na szczęście! – odczuwalnie mniejsze niż w StarCrafcie.
Urrraa!
Oprawa Company of Heroes 2 imponuje rozmachem – jest tak szczegółowa, że niektórych żołnierzy da się odróżnić po rysach twarzy, a wszelkie eksplozje mają odpowiednią „moc przebicia”. Wygląda to naprawdę świetnie i wiąże się z niewielkim tylko spadkiem płynności obrazu (grę można – z małym bólem – uruchomić na najwyższym poziomie detali na kilkuletnim komputerze). Również muzyka stoi na wysokim poziomie, zagrzewając do boju i niosąc w sobie słowiański ogień – towarzyszące nam pieśni śpiewane są po rosyjsku przy udziale męskiego chóru. Razem z wojenną zawieruchą stanowi to ciekawe połączenie, będące zupełnie wyjątkowym doznaniem.
Nieco gorzej prezentuje się silnik fizyczny, który momentami wyczynia niesamowite rzeczy. Szczególnie rażą efekty zderzeń, czasami mocno zaskakujące. Żołnierze zastrzeleni przez snajpera niejednokrotnie wyskakują na kilka metrów w górę, a kamienie z ruin toczą się, jakby były zrobione ze styropianu. Również nie wszystkie elementy otoczenia da się zniszczyć, co nieraz budzi niesmak. Przyczepić można się też do polonizacji, w której nie ustrzeżono się błędów gramatycznych i rzeczowych, a momentami wręcz pomylono ścieżki dźwiękowe poszczególnych oddziałów (np. jedno z dział przeciwpancernych uparcie twierdzi, że jest czołgiem). Pełna polska wersja językowa jest przy tym dużo dosadniejsza niż anglojęzyczny oryginał – znacznie częściej pojawiają się kwieciste przekleństwa czy zwyczajne bluzgi, w pierwowzorze zupełnie sporadyczne.
Jak widać, Company of Heroes 2 nie ustrzegło się kilku mniejszych potknięć. Niezależnie jednak od wspomnianych wad i błędów nie ulega wątpliwości, że jest to naprawdę świetna gra. Ewolucyjny kierunek zmian, obrany przez twórców, okazał się strzałem w dziesiątkę. Fani pierwszej części otrzymują bowiem ten sam produkt, ale lepszy pod każdym względem i wzbogacony o całą masę ciekawych nowości. Gra stanowi więc propozycję obowiązkową dla amatorów dynamicznych strategii – lepszego RTS-a poświęconego drugiej wojnie światowej po prostu nie ma.