Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 listopada 2011, 11:51

autor: Łukasz Znojek

Nowy wymiar swobody - recenzja gry Minecraft

Budzący skrajne emocje Minecraft doczekał się oficjalnej premiery. Czy gra firmy Mojang jest w stanie konkurować z dzisiejszymi, wysokobudżetowymi tytułami?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • praktycznie nieograniczony, budowany losowo i każdorazowo unikalny świat;
  • świetny generator poziomów, tworzący malownicze krajobrazy i obłędne podziemia;
  • elektronika, kolejki, nuty, tłoki i maszyny, które można na ich bazie konstruować;
  • tytuł będzie rozwijany przez kilka najbliższych miesięcy, a może nawet i lat;
  • system tworzenia przedmiotów (crafting);
  • olbrzymia społeczność i powstające dzięki niej mody oraz zewnętrzne aplikacje;
  • tryb rozgrywki wieloosobowej;
  • przy odpowiednim podejściu do tematu daje niezliczone możliwości rozrywki.
MINUSY:
  • funkcjonalność i wiele innych aspektów, które wciąż nie przybrały swojej ostatecznej formy;
  • brak samouczka, a co za tym idzie – duże bariery wejścia;
  • brak fabuły czy jakichkolwiek zadań, które motywowały by do działania;
  • system umagiczniania bazujący w dużej mierze na czynniku losowym;
  • oprawa audiowizualna, która przy pierwszym kontakcie może skutecznie odstraszyć.

Gdyby ktoś dwa lata temu zapytał mnie, jakie jest moje pierwsze skojarzenie po usłyszeniu słowa sandbox – bez wahania rzuciłbym którymkolwiek tytułem ze stajni Rockstara. Jednak dzisiaj ciężko by mi było w tej samej sytuacji nie pomyśleć przede wszystkim o produkcji, która skutecznie zredefiniowała to, co do tej pory wszyscy rozumieliśmy pod pojęciem otwartego świata, czyli o Minecrafcie. Gra – porównywana przez wielu do cyfrowej wersji oryginalnych klocków LEGO – narodziła się w maju 2009 roku, kiedy to Markus „Notch” Persson zaczął prace nad tym tytułem, inspirowanym między innymi równie „kanciastym” Infiniminerem. Po upływie zaledwie miesiąca autor zaczął przyjmować zamówienia przedpremierowe. Od tamtej chwili liczba fanów systematycznie rośnie, a tytuł zdążył zdobyć niebywały rozgłos w branży, udowadniając jednocześnie, że wizja „garażowej” produkcji, prowadzącej do ziszczenia amerykańskiego snu, to nie mrzonka.

Pokusiłbym się o stwierdzenie, że ciężko obecnie o użytkownika Internetu, który nawet jeśli nie jest zagorzałym fanem tego dzieła, to chociażby o nim nie słyszał. Notabene, jeśli chodzi o rozgrywkę online, to serwerów specjalnie dedykowanych tej grze odnajdziemy całą masę. Na wielu z nich rzesze ludzi gromadzą się tylko po to, by wspólnie tworzyć całe społeczności, miasta, a nawet krainy, będące swoistymi dziełami sztuki, nowoczesnymi rzeźbami pixel artu, z którym to Minecraft coraz częściej wymieniany jest jednym tchem. Oczywiście w dobie zatrzęsienia tytułów z najwyższej półki styl graficzny przywodzący na myśl świat złożony z wielkich pikseli nie każdemu przypadnie do gustu. Wymagana jest tu odrobina dystansu, ale czasami i to nie pomoże – w końcu nie wszyscy lubią bawić się klockami.

W wirtualnych krainach trybu multiplayer często zaciera się granica między rozrywką a sztuką.

Miażdżącym atutem gry jest generator świata, który na bieżąco, w miarę jego eksploracji, tworzy kolejne obszary, bazując na wykreowanych wcześniej segmentach. Znajdziemy tu nie tylko odrębne strefy klimatyczne czy ciągnące się kilometrami podziemia, ale i urokliwe, często zapierające dech masywy górskie, a wszystko to niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju. To zabawne, ale pamiętam chyba każdą krainę i każdą kryjówkę z kilkudziesięciu, które miałem okazję stworzyć, od kiedy gra została udostępniona szerszej publice. Chociaż nie jestem typem budowniczego i wolę ukryte z zewnątrz loki, które w jak najmniejszym stopniu ingerują w otoczenie, to moje podejście w żaden sposób nie umniejszało przyjemności czerpanej z obcowania z Minecraftem. Niczym nieskrępowana wolność działania to niezaprzeczalna siła tej produkcji.

Poza malowniczymi krajobrazami bardzo dobre wrażenie robią również olbrzymie podziemia, które potrafią być prawdziwą plątaniną korytarzy, stanowiącą wyzwanie dla naszego zmysłu orientacji. Podobnie jak w Skyrimie – każda napotkana jaskinia wywołuje natychmiastową chęć jej zwiedzenia i „wybija” nas z aktualnego zadania, zabierając godzinę czy półtorej. Na zachęcające groty trafiamy co chwilę, ale ekipa Mojang zadbała, aby ich eksploracja nigdy nas nie nudziła. Przy odrobinie szczęścia odkryjemy również monumentalne kratery czy opuszczone kopalnie, w których trujące pająki z upodobaniem plotą swoje sieci. Warto wspomnieć o wychodzącym w takich chwilach na pierwszy plan udźwiękowieniu, stwarzającym wiele okazji do „podskoków” na fotelu, kiedy to zombie czy inny creeper zaszepczą nam do ucha w najmniej spodziewanym momencie.

Fenomen Minecrafta jest na tyle duży, że miłośnicy klocków LEGO wkrótce otrzymają możliwość kupienia zestawów inspirowanych kultową już grą. Więcej o akcji zbierania poparcia dla projektu pisaliśmy w grudniu, niedawno okazało się, że zostanie on wprowadzony w życie. Więcej informacji z wadomości: To już pewne - powstaną klocki LEGO Minecraft.

To, co sprawia, że Minecraft jest wyjątkowy, to jego konstrukcja, zbiór leżących u samych podstaw założeń. Programiści tak naprawdę zdefiniowali szereg zachowań – relacji występujących między obiektami – pozostawiając w rękach gracza sam proces twórczy i odkrywanie możliwych, nieokreślonych przecież wcześniej kombinacji. Dość wspomnieć o oddziaływaniu wody na otoczenie i opracowanych przez społeczność, bazujących na niej maszynach. Windy wykorzystujące wodospady i łodzie czy systemy sztucznych kanałów pełniących rolę „taśm” transportowych – to tylko ułamek z wymyślonych do tej pory tworów. Generalnie tak samo sprawy mają się z każdym mechanizmem dostępnym w grze. Mojang wprowadza tłoki (swoją drogą – jeden z pomysłów zapoczątkowanych przez społeczność), a po chwili fani zaczynają wykorzystywać je do automatyzacji upraw, dwukierunkowych wind czy też konstruowania ukrytych przejść.

Zresztą – temat mechanizmów zasługuje na nieco więcej uwagi. Wystarczy bowiem trochę bardziej zgłębić zagadnienie, aby odkryć niesamowitą wręcz złożoność, jaką oferuje zaimplementowana w grze elektronika z bramkami logicznymi, przekaźnikami i pseudodiodami na czele. Przy odrobinie samozaparcia i smykałce technicznej każdy może stworzyć własny odpowiednik kalkulatora, wyświetlacza, a nawet – działającego procesora! Oczywiście, jeśli takie zabawy nas nie pociągają, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zająć się jedną z pozostałych aktywności. W każdej chwili, dzięki systemowi kreacji przedmiotów (bazującym na wytworzonych wcześniej lub pozyskanych na różnych etapach rozgrywki dobrach), możemy wytworzyć odpowiednie narzędzia i wcielić się między innymi w górnika, cieślę, rybaka, podróżnika, architekta czy kucharza.

Tryb „creative” to doskonały sposób na przetestowanie w praktyce mechanizmów zabawy oraz postawienie wyjątkowych struktur.

Przy pierwszym kontakcie Minecraft może jednak okazać się nie najprzyjemniejszy. Próżno bowiem szukać w nim jakiegokolwiek treningu czy typowego dla dzisiejszych produkcji prowadzenia gracza „za rączkę”. Jedyne, czym dysponujemy na starcie, to skromne drzewko osiągnięć dostępne z poziomu menu gry i zawierające zestawienie najważniejszych tematów, którymi warto się zainteresować. Bez względu na to, czy jest to otwarcie portalu do alternatywnego wymiaru, czy zachęta do stworzenia mikstury – są to zbyt pobieżne informacje, aby cokolwiek z nich wynikało. Jesteśmy więc skazani na poszukiwania w Internecie, gdzie z pomocą przychodzi Minecraft Wiki – swoisty manual, zawierający ponad tysiąc trzysta artykułów opisujących świat i mechanikę gry. Ogrom treści w pewien sposób usprawiedliwia brak tych wiadomości w grze, nie zmienia to jednak faktu, że wielu użytkowników może zdążyć zniechęcić się już po kilku minutach obcowania z tytułem. Dla innych – podobnie jak dla mnie – będzie to tylko czynnik motywujący do poszukiwań, lektury i stopniowego, dającego niemałą satysfakcję poznawania świata.

Alternatywne zestawy tekstur zmieniają grę nie do poznania.

Sukces Minecrafta zapoczątkował trwający do dziś wysyp wzorowanych na nim tytułów. W znakomitej większości stanowią one jedynie nieudolną próbę skopiowania pierwowzoru, ale i w ich gronie można znaleźć produkcje godne uwagi. Jedną z nich jest Terraria, która jeszcze przed oficjalną premierą dziecka Notcha zdążyła ustanowić własne standardy i skupić wokół siebie rzesze wiernych fanów.

Mojang poszło nawet dalej – nie znajdziemy bowiem w jego produkcie również żadnej namiastki fabuły czy pojedynczych zadań. Układ jest prosty – to gracz sam ma sobie wymyślać cele i sukcesywnie je realizować. Sęk w tym, że nie każdy tak lubi. Wielu ludzi woli proste komunikaty: idź tam, zrób to, przynieś tamto. Taka konwencja sprawdza się od lat w innych produkcjach. Mimo to – za każdym razem, kiedy tworzyłem nowy świat – znajdowałem sposób, aby bawić się przy tym doskonale co najmniej przez kilkadziesiąt godzin. Dla przykładu: niedawno zdecydowałem się na przetestowanie systemu alchemii, więc zacząłem kompletować potrzebne odczynniki. To z kolei stało się powodem serii wypraw krajoznawczych, mających na celu odkrycie opuszczonej kopalni, w której ostatecznie znalazłem nasiona melona. Dalej pomyślałem sobie, że byłoby fajnie ubić smoka, więc zacząłem hodować na potęgę drób, następnie bawiłem się w zakrzywianie czasoprzestrzeni, tworząc system portali prowadzących przez alternatywny wymiar. Potem przyszła kolej na próby umagiczniania przedmiotów, które w moim odczuciu zbytnio bazuje na rachunku prawdopodobieństwa, aby w zamkniętym czasie z jego pomocą otrzymać pożądany efekt. Możliwości są naprawdę niezliczone.

Niestety, pomimo wszystkich pozytywów można odnieść wrażenie, że mająca miejsce w ostatnich dniach premiera Minecrafta jest wydarzeniem czysto formalnym, bowiem wersja oznaczona numerkiem 1.0.0 nie różni się specjalnie od swoich poprzedniczek. Jasne – funkcjonalność jest większa, pojawiły się także nowe możliwości. Niemniej, w kontekście zapowiadanych wcześniej przez Mojang zmian, nadal można uznać ją za niezbyt kompletną. Wystarczającą – być może, satysfakcjonującą – z całą pewnością, ale ciągle niekompletną. Nikt bowiem mi nie wmówi, że alchemia, w której zapowiedziano ponad 2,5 tysiąca mikstur, jest zamkniętą ofertą, zawierając niecałe 10% tej liczby. Podobnie zresztą jak temat bezużytecznych w tej chwili wiosek i otrzymywanego „po zakończeniu” gry smoczego jaja (stanowiącego być może preludium do wyhodowania własnego pupilka – czerwonego smoka).

Mieszane uczucia wzbudza również aktualnie wdrożony jedynie szczątkowo tryb gry – „adventure mode”, który w bliżej nieokreślonej przyszłości zaoferuje sposobność przeżycia nowej przygody na z góry określonych zasadach (gracz będzie pozbawiony możliwości modyfikowania otoczenia), przypuszczalnie posiłkując się przy tym fabułą i szeregiem postaci niezależnych. Zważywszy na fakt, że producent nie zaprzestaje rozbudowywania swego dzieła – można by na to teoretycznie przymknąć oko – wtedy jednak wypada dojść do konkluzji, że data premiery tak naprawdę była zdarzeniem niemal losowym, a jej rolą jest wyłącznie sprowokowanie oficjalnych ocen w prasie oraz dostarczenie pretekstu do podniesienia ceny o kolejne 25%.

Dodane na siłę napisy „końcowe” to w tej chwili jedyna, przydługa i niestety mierna namiastka fabuły.

Minecraft to nie gra (wszak klockami się nie „gra”, nimi się „bawi”), to złożone narzędzie, prawdziwy fenomen, który gdzieś po drodze niemal niepostrzeżenie przeniknął do naszej kultury i stał się kultowy. Jest zjawiskiem dekady, tworem, o którym będziemy pamiętać tak, jak pamiętamy o klasyce elektronicznej rozrywki, która nigdy się nie starzeje. To prawda, że wymaga odrobiny dystansu i specyficznego podejścia chociażby w zakresie definiowania aktualnych celów, ale w zamian potrafi bez końca pochłonąć, a przy tym dostarczyć niezapomnianych wrażeń. A o to przecież w tym wszystkim chodzi!

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.