autor: Gambrinus & U.V. Impaler
Trzecia wojna światowa - recenzja gry Call of Duty: Modern Warfare 3
Kolejna odsłona Call of Duty to pewniak i gwarancja zabawy na wysokim poziomie. W recenzji sprawdzamy jak poszczególne części składowe Modern Warfare 3 sprawdzają się w praktyce.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Kampania dla pojedynczego gracza
Podobno stanowi jedynie dodatek do trybu multiplayer, ale nijak z tym stwierdzeniem zgodzić się nie mogę. Kampania dla jednego gracza była ważną składową kolejnych odsłon cyklu Call of Duty od początku jego istnienia – śmiem nawet twierdzić, że bardziej istotną niż potyczki w sieci, które swoją olbrzymią popularność zawdzięczają przypadkowi. Bez względu na to, kto by nie zabierał się za przygotowanie opowieści o dzielnych żołnierzach zmagających się z przeważającym liczebnie wrogiem, to zawsze na niej głównie skupiał swoją uwagę. Trzecia gra z serii Modern Warfare nie jest od tej reguły wyjątkiem.
Nie ukrywam, że miałem pewne obawy, czy przetrzebione studio Infinity Ward poradzi sobie z zadaniem. Byłem wręcz przekonany, że odejście kluczowych pracowników w jakiś sposób odbije się na ostatecznym kształcie kampanii i zaowocuje radykalnymi zmianami w dotychczasowej formule. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Odbudowany z łatwością zespół śmiało podążył drogą wytyczoną przez poprzedników i – co już teraz możemy potwierdzić – doskonale odnalazł się w temacie. Skok jakościowy pomiędzy drugą a trzecią odsłoną cyklu jest praktycznie niezauważalny, co ma oczywiście swoje dobre i złe strony.
Zacznijmy od fabuły, mocno krytykowanej w poprzedniczce. Nowa gra kontynuuje wątki zapoczątkowane w Modern Warfare 2 i definitywnie je kończy – autorzy nie zostawili sobie żadnej furtki do ewentualnej „czwórki”. Rosjanie nadal prowadzą intensywne działania wojenne na terenie Stanów Zjednoczonych, ale ich apetyt nie maleje. W MW3 konflikt obejmuje również kraje Europy Zachodniej – III wojna światowa staje się więc faktem. Kampania tradycyjnie rzuca nas w różne zakątki globu, gdzie wykonujemy karkołomne zadania. Raz wraz z grupą dzielnych wojaków przebijamy się ulicami zdewastowanego Nowego Jorku, by chwilę później wylądować w Sierra Leone z niewielkim oddziałem komandosów. Sklecona na kolanie historyjka trzyma się kupy, ale nie jest najwyższych lotów – każdy, kto pamięta „dwójkę”, z pewnością wie, czego się spodziewać.
Kampania tradycyjnie do długich nie należy – na standardowym poziomie trudności całość można ukończyć w nie więcej niż 6 godzin, a to i tak tylko w przypadku, gdy nigdzie nie będzie nam się spieszyć. Nic nie zmieniło się również w samej konstrukcji poszczególnych misji. Nadal biegniemy sprytnie zaprojektowaną trasą, z której w żaden sposób nie da się zboczyć – uniemożliwiają to zarówno piętrzące się w odnogach korytarza przeszkody, jak i niewidzialne ściany. Od czasu do czasu przychodzi nam zasiąść w kabinie pojazdu bądź śmigłowca i w ten sposób przedrzeć się przez fragment mapy. O większej swobodzie w sterowaniu pojazdami nie ma mowy.
Rozgrywka to typowy dla serii festiwal skryptów. Zaprogramowane sceny pchają Modern Warfare 3 w stronę interaktywnego filmu, ilość niestandardowych wydarzeń jest tu ogromna. Dzięki takiemu rozwiązaniu grę ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Cały czas coś się dzieje, wciąż jesteśmy zaskakiwani czymś efektownym i choć część rozwiązań została żywcem skopiowana z poprzednich produkcji firmy Infinity Ward, nie brakuje nowych pomysłów – dobrym przykładem jest misja o nazwie Turbulencje, której akcja rozgrywa się na pokładzie lądującego awaryjnie samolotu pasażerskiego.
Twórcy „trójki” znów pokazali, że pod względem widowiskowości, konkurencja nie dorasta tej serii do pięt. Tym, co dzieje się podczas tej jakże krótkiej kampanii, można by spokojnie obdzielić z pięć innych produkcji. I choć momentami nie ma w tym za grosz realizmu, to co z tego? Modern Warfare 3 można porównać do typowej, odmóżdżonej hollywoodzkiej produkcji filmowej – jeśli ograniczymy się do delektowania się jej efektami specjalnymi, będziemy wniebowzięci. Jeśli natomiast zaczniemy doszukiwać się w tym sensu i głębi, o dobrej zabawie możemy zapomnieć.
Oczywiście natłok skryptów ma też swoje złe strony. Zdarza się, że niektóre sceny odpalają się z opóźnieniem, co prowadzi do przestojów – w żywiołowej grze akcji dłuższe oczekiwanie na to, aż partnerzy łaskawie otworzą zamknięte dotąd drzwi, mocno frustruje. Zaprogramowane akcje mieszają też szyki przeciwnikom, którzy w tym cyklu inteligencją nigdy przecież nie grzeszyli. Znakomitym przykładem takiego kuriozum są sytuacje, gdy nasi kompani pobiegną zgodnie z programem naprzód, a my zostaniemy w tyle. Sojusznicy często pozostawiają za plecami żywych wrogów, którzy nie potrafią się zdecydować, w kogo strzelać.
Kampania w Modern Warfare 3 podobała mi się i na pewno będę wspominać ją lepiej niż ubiegłoroczną z Black Ops. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku autorzy przesadzili z fajerwerkami, ale szalona wizja III wojny światowej przypadła mi do gustu zdecydowanie bardziej niż bondowskie przygody bohaterów w ostatniej produkcji firmy Treyarch. Nie jest to w żadnej mierze arcydzieło, ale po prostu solidnie skrojony corridor shooter: efektowny, widowiskowy i rajcujący. Po drugiej stronie barykady stoją oczywiście wady: nagminne błędy w skryptach, nachalny respawn przeciwników oraz inteligencja wrogów z epoki kamienia łupanego. Fani wojskowości będą też narzekać na kompletny brak realizmu, a wielbiciele efektów wizualnych na przedpotopowy silnik, którego z litości nie będę w tym miejscu porównywać do konkurencyjnego Frostbite’a.
Spora lista mankamentów nie zmienia jednak faktu, że kampania w Modern Warfare 3 to nadzwyczaj przyjemne doświadczenie. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym coraz mocniej przekonuję się, że fenomen tej serii tkwi w tym, że z roku na rok staje się ona coraz bardziej niepoważna. Kiedy inni silą się na przedstawienie realistycznego obrazu wojny lub próbują zaszokować graczy wstrząsającymi scenami (jak w Homefroncie), twórcy Call of Duty robią swoje – wsiadają do samochodu, uszkadzają w nim hamulce, a następnie wciskają gaz do dechy, nie przejmując się tym, czy po drodze wyrżną w coś, czy nie. Modern Warfare 3 to kolejna jazda bez trzymanki, pełna wybuchów, patosu, scen z walącymi się symbolami narodowymi i akcjami w stylu Commando ze Schwarzeneggerem. W końcu w żadnej innej grze nie zezłomujesz minigunem czterech Hindów już w pierwszej misji.
Naprawdę nie wiem, jak długo Call of Duty będzie w stanie jechać dalej na tym samym schemacie, ale na razie nie zapowiada się, by cokolwiek miało się w tej kwestii zmienić. I wiecie co? W sumie mnie to nie przeszkadza.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna
Multiplayer i kooperacja
„Daleką drogę przeszło Call of Duty w ostatnich latach...” – niestety, na takie rozpoczęcie recenzji produkcji Infinity Ward przyjdzie nam jeszcze poczekać. Tegoroczna odsłona bestsellerowego cyklu idzie bowiem aż za blisko ścieżki wytyczonej przez Modern Warfare 2. Dzięki temu z jednej strony otrzymujemy produkt znajomy, w którym miliony graczy poczują się jak w domu, z drugiej – odcinający się grubą kreską od wielu dobrych rozwiązań z Black Ops.
Ponownie mamy do czynienia z niezwykle dynamiczną sieciową strzelaniną, w której trup ściele się gęsto, odległość od najbliższego wroga nie przekracza kilku metrów, a radość z niezobowiązującego zabijania przyćmiewa czasem zbyt duża ilość latającego nad mapą żelastwa. Formuła ta nadal sprawdza się bardzo dobrze, ale wyraźne wpadki w wersji na PC i ogólny brak ambicji Activision rzucają cień na całokształt trybu sieciowego.
Na pierwszy rzut oka w ogóle trudno odróżnić Modern Warfare 3 od poprzedniej części z 2009 roku. Zarówno pod względem technologicznym, jak i dostępnego ekwipunku czy trybów rozgrywki zaszły tu jedynie kosmetyczne zmiany. Grafika ma zdecydowanie drugorzędne znaczenie, ale silnik, który już ładnych parę lat temu raził widocznym zacofaniem względem konkurencji, przypomina dżentelmena w kryzysie wieku średniego. Niby pokazuje, ile to nie potrafi, ale jaka szkapa jest, każdy widzi. Znikoma liczba elementów otoczenia podlega zniszczeniu: to jakaś żarówka eksploduje iskrami, to samochód wybuchnie od granatu odłamkowego, a kura na targu zamieni się w krwawy puch od zagubionej kuli. Nie w każdej grze potrzebna jest dowolna destrukcja otoczenia, ale sztywność i nienaruszalność aren z roku na rok coraz mocniej rzuca się w oczy, a posiadacze PC nie wykorzystają tu ułamka z mocy drzemiących w ich sprzętowych konfiguracjach.
W Modern Warfare 3 na PC wyraźnie czuć ograniczenia priorytetowych dla Activision platform. Szkoda, że Infinity Ward zrezygnowało z „drogi środka” obranej przez Treyarch w World at War i Black Ops i pomysły dobrze sprawdzające się na konsolach przeniosło żywcem do innego środowiska. Powraca oczywiście nielubiany matchmaking. Z jednej strony zapewnia on szybkie przyłączenie się do rozgrywki w interesującym nas trybie, z drugiej – nie pozwala nawet na dobór mapy ani zabawę na specyficznych zasadach. Efekt jest jeden – ciągle wędrujemy, licząc na znalezienie partii z lubianą przez nas areną, oraz trzymamy kciuki, żeby wrogowie nie nadużywali znienawidzonych typów broni. Nie można też zapomnieć o wybijających z rytmu migracjach hostów oraz dziwnym kluczu wyboru tychże – zdarzają się potyczki, w których tylko host ma dobry ping. Wsparcie dla serwerów dedykowanych niby istnieje, ale z powodu wyłączenia ich z rozgrywek rankingowych – nie zdobędziecie tam ani jednego punktu doświadczenia do Waszego profilu – są one na razie potwornie zaniedbane. Dość powiedzieć, że w niedzielę w południe większość z nich świeciła pustkami. Nic dziwnego, bowiem rozwój postaci to jeden z najważniejszych elementów multi w wydaniu Call od Duty.
NA KONSOLACH Model zapożyczony z konsol nigdy nie sprawdzi się w światku komputerów, w którym gracze przyzwyczajeni są do serwerów dedykowanych. Takie posunięcie ze strony producenta zawsze będzie traktowane jako wada – i słusznie. Trzeba jednak zaznaczyć, że na konsolach matchmaking to chleb powszedni większości gier. W przypadku MW3 wręcz idealnie wpisuje się on w dynamikę i błyskawiczny styl rozgrywki. Odpalamy Modern Warfare i po kilku sekundach jesteśmy gotowi do walki. Gra bez problemów wyszukuje mecze z najniższym pingiem i w tempie ekspresowym lądujemy na serwerze. Reasumując – traktowanie matchmakingu na PC jako wady jest całkowicie słuszne, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że na konsolach jest to system od lat świetnie się sprawdzający i tak też jest tym razem. Warto brać na to poprawkę. Marcin „Del” Łukański |
Każda akcja w trakcie meczu, jak zastrzelenie przeciwnika, zdobycie flagi czy podłożenie bomby, nagradzana jest pewną liczą punktów doświadczenia. Zebrawszy ich odpowiednią ilość, żołnierz wskakuje na kolejne poziomy i tym samym otrzymuje dostęp do nowych umiejętności i elementów ekwipunku. Z nich dopiero składamy klasy postaci – ilość kombinacji jest niezliczona i system wydaje się być bardziej dopracowany niż dotychczas. Cieszy np. dość zaporowy poziom (30) wymagany do odblokowania „Pewnej ręki”: liczba biegających na oślep berserkerów z pistoletami maszynowymi jest, przynajmniej na tym etapie, absolutnie do zniesienia. Na plus należy zaliczyć także ograniczenia w broni zapasowej – z tej kategorii odpadły strzelby i są traktowane już z należytym szacunkiem jako podstawowy oręż.
Żeby graczom nie było przypadkiem za mało nagród, dorzucono biegłości. Otóż każdy pistolet, karabin czy wyrzutnia rozwija się samodzielnie. Wraz z zabijaniem przeciwników danym egzemplarzem odblokowujemy wyjątkowe umiejętności (np. kompensację odrzutu), dodatki (celowniki, szybki ogień, podwieszana strzelba) i kamuflaże. Do gustu bardziej przypadło mi rozwiązanie z Black Ops, gdzie barierą przy dodatkach był jedynie stan wirtualnej waluty na koncie. Na pewnym etapie dało się już dowolnie kombinować z doborem ekwipunku i instalowaniem usprawnień. Tutaj opłaca się ograniczyć do 2-3 rodzajów broni.
Przy okazji szału odblokowywania odnosi się jednak wrażenie, że w tej kwestii Modern Warfare 3 nieświadomie stało się swego rodzaju parodią serii. Przez pierwsze godziny gry premie, odznaczenia i powiadomienia sypią się lawinowo, a charakterystyczna melodyjka informująca o ukończeniu wyzwania trafia się częściej niż strzał w głowę. Dość powiedzieć, że po 1,5-godzinnej zabawie miałem już 16 poziom, a drugie tyle później dociągnąłem do 25 rangi. Z czasem postęp spowalnia, ale marchewka nigdy nie jest tak daleko, żeby nie opłacało się odpalić jeszcze jednej rundy... a każdy mecz to tysiące punktów doświadczenia, bo akcja toczy się w oszałamiającym tempie.
W najpopularniejszych trybach – Drużynowy DM nadal na samej górze – rozgrywka niebezpiecznie zbliża się do totalnego chaosu. Raz to my wpadamy komuś na plecy i serią posyłamy go w niebosa, tylko po to, by parę sekund później ten sam oponent wbił nam nóż w plecy. Innym razem po prostu giniemy od granatu rzuconego z drugiego końca mapy. Końca oddalonego na oko o jakieś 10 metrów.
NOWE TRYBY MULTI Dwa nowe rodzaje rozgrywki nie powinny przejść bez echa. Mniej interesująca „Obrona” polega na przejmowaniu i utrzymywaniu flagi. Drużyna ją posiadająca zdobywa punkty oraz premię do doświadczenia za wykonywane w tym czasie czynności. Postać dzierżąca sztandar jest widoczna na minimapie przeciwnika, stąd zmasowane ataki na jej pozycję. Przedmiot przechodzi z rąk do rąk, a cała sztuka leży w pracy zespołowej i tytułowej obronie chorążego. Zdecydowanie ciekawsza jest jednak „Potwierdzona likwidacja”. Zwycięstwo osiąga ta drużyna, która pierwsza zbierze określoną liczbę nieśmiertelników wroga. Blaszki wypadają z poległych żołnierzy i wymagają podniesienia (przebiegnięcia po nich), co „potwierdza likwidację”. Samo zabicie przeciwnika nie zbliża nas do zwycięstwa – jego kompan, a nawet on sam, może odzyskać nieśmiertelniki, odbierając nam szansę na punkty. W praniu system ten sprawdza się znakomicie. Czasem trzeba się poświęcić, aby zdobyć kilka porzuconych obok siebie fantów, dobrze działa np. zastawianie pułapek poprzez kuszenie leżącymi niewinnie nieśmiertelnikami. Na pewnych mapach dochodzi wręcz do wojny pozycyjnej o „ziemię niczyją” usłaną blaszkami po horyzont. Jednym słowem – wyśmienity dodatek. |
Rozmiar aren to największa bolączka Modern Warfare 3 na PC. Z szesnastu dostępnych na starcie plansz większość dostosowana jest do maksymalnie dwunastu graczy. W trybie „Wojny lądowej” – swoją drogą jedynej opcji rankingowej zabawy „9 na 9” – obszar walk bywa często zbyt mały na jakiekolwiek manewry. Przy czterech ulicach na krzyż i dwóch niewielkich placykach pomiędzy przeciwnicy niemal się o siebie potykają. Przy tak małym polu na znaczeniu zyskują nagrody za serie ofiar. Śmigłowce, naloty, zdalnie sterowane pociski zbierają straszne żniwo, a sposób konstrukcji map sprawia, że nie ma gdzie uciec.
Do map należy się przyzwyczaić – na szczęście nawet te mniej ciekawe areny mają swoje chwile chwały w trybie kooperacji. Są one wykorzystywane bowiem jako pole do „Przetrwania” – zwalczania kolejnych, coraz silniejszych fal sterowanych przez AI przeciwników. Ta adaptacja trybu „Hordy” w wydaniu Modern Warfare sprawdza się, bez dwóch zdań, wyśmienicie. Podobnie jak zombie w Black Ops nie jest to tylko mały bonus. „Przetrwaniu” poświęcono wiele uwagi – mamy więc osobny system rozwoju profilu, szesnaście misji posegregowanych w kategorie zależnie od stopnia trudności i bardzo wciągający system zarabiania gotówki, za którą dokupujemy pomiędzy falami lepsze uzbrojenie, umiejętności i wsparcie (np. komandosów). Niby można bawić się w pojedynkę, ale mija się to z celem – samotny wilk sam się przecież nie wskrzesi, prawda? Dwuosobowa współpraca wraca także w formie „Operacji specjalnych”, czyli krótkich, bardzo intensywnych misji, bazujących na wydarzeniach z kampanii fabularnej. W sumie nie zdziwię się, jeśli w trybie kooperacji spędzicie więcej czasu niż w singlu – warto.
Do tego dochodzi wrażenie, że plansze są „spłycone” w porównaniu np. z tymi z Black Ops. Najlepszym przykładem jest tu Resistance, która praktycznie ogranicza się do biegania po uliczkach łączących dwa półotwarte tereny – brak pomysłowych połączeń pomiędzy budynkami, okienek z których rozciąga się widok na zaułek przeciwnika, walki o piętra kluczowej kamienicy. Można odnieść wrażenie, że akcja toczy się wyłącznie w „poziomie”. Na szczęście kilka większych map nadal jest w zestawie – taki Seatown ratuje honor gry i zapewnia równocześnie krwawe starcia w ciasnych uliczkach i strzelaniny na dłuższy dystans.
PAKIETY UDERZENIOWE Zgodnie z zapowiedziami struktura serii ofiar uległa zmianie. Tym razem do wyboru mamy trzy „pakiety” – szturmowy, wsparcia i specjalisty. Pierwszy z nich to dobrze znany zestaw przede wszystkim ofensywny, wymagający nieprzerwanego śmiercią ciągu zabójstw. Zawiera on chociażby wezwanie wsparcia powietrznego w różnej formie, pociski Predator, a z nowości np. ręcznie sterowaną wieżyczkę naziemną. Jest to dobry wybór dla zaawansowanych graczy. Drugi z pakietów okazuje się o tyle ciekawy, że licznik ofiar nie zeruje się z naszą śmiercią. Składa się on przede wszystkim z zagrań wspierających całą drużynę: zwiadu powietrznego, wieżyczki SAM czy impulsu EMP. Jest on słusznie popularny wśród nieco słabszych zawodników. Ostatni pakiet, specjalisty, budzi największe kontrowersje i używany jest sporadycznie. Za utrzymanie nieprzerwanego śmiercią kombo aktywuje on bowiem dalsze perki, co dwa kolejne zabójstwa z rzędu otrzymujemy jedną dodatkową umiejętność, do maksymalnie sześciu perków naraz. Widać tu pewne możliwości taktyczne, ale na razie wśród graczy dominują dwa pierwsze pakiety. |
Pomimo wszystkich wymienionych wad Modern Warfare 3 w sieci nadal solidnie spełnia swoje zadanie i oferuje niezobowiązującą, wciągającą rozgrywkę. Ten tytuł nie przynudza – w jednej minucie rzucamy tu dwa granaty, wzywamy wsparcie, stawiamy miny, dźgamy przeciwnika, giniemy, zabieramy flagę i zestrzeliwujemy samolot zwiadowczy. Jeśli można mówić o esencji gry akcji, wyciśniętej i opakowanej do sprzedaży – to jest nią właśnie Call of Duty: Modern Warfare 3. Szkoda tylko, że Activision ma wyraźne opory przed wprowadzeniem bardziej znaczących zmian do formuły i odpowiednim dostosowaniem swojej produkcji do platformy PC. Patrząc bowiem na nowe tryby i pakiety uderzeniowe, pomysłowości temu deweloperowi odmówić nie sposób.
Grzegorz „Gambrinus” Bobrek
Podsumowanie
Kolejna odsłona CoD-a to pewniak i gwarancja zabawy na wysokim poziomie. Kampania w Modern Warfare 3 jest szalenie widowiskowa, niestety, tryb wieloosobowy na PC to krok do tyłu w stosunku do ubiegłorocznym Black Ops – zbyt małe mapy oraz problemy z matchmakingiem to bardzo poważne mankamenty. Nie można też przymknąć oka na technologiczne zacofanie całej gry, która stoi w miejscu od kilku lat, choć nie przeszkadza jej to bić kolejnych rekordów sprzedaży, co dla Activision jest zapewne wystarczającym sygnałem, że rewolucja to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje seria Call of Duty.
PLUSY:
- efektowna, piekielnie widowiskowa kampania;
- w singlu różnorodne misje, ciekawe lokacje;
- solidna, sprawdzona formuła sieciowych batalii;
- spory wybór trybów i nowe dodatki („Potwierdzona likwidacja”, pakiety uderzeniowe);
- uzależniający rozwój profilu;
- zabawa na setki godzin.
MINUSY:
- zacofana technologicznie;
- w kampanii absurd goni absurd;
- tępi przeciwnicy i źle działające skrypty;
- w multiplayerze przewaga klaustrofobicznych, „płaskich” map;
- matchmaking i nierankingowe serwery dedykowane.