Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 maja 2011, 13:02

autor: Maciej Kozłowski

Darkspore - recenzja gry

Darkspore to najnowsze dzieło doskonale znanej firmy Maxis. Jak twórcy kasowych The Sims i SimCity poradzili sobie z futurystycznym hack'n'slashem?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Studio Maxis większości z nas kojarzy się z różnej maści symulacjami – w końcu to właśnie ono stworzyło tak słynne gry jak The Sims czy SimCity. Ostatnimi czasy widać jednak, że amerykański kolos szuka nowych wyzwań – dowodem na to jest dość zaskakujący Spore oraz wydany właśnie Darkspore. Ten drugi to zdecydowane odejście autorów od dotychczas tworzonych produkcji – jest to bowiem futurystyczny hack‘n’slash z armią zmodyfikowanych genetycznie stworzeń w roli głównej. Gracz już nie karmi swoich podopiecznych ani nie buduje dróg, lecz bezlitośnie walczy z pustoszącymi wszechświat potworami.

Historia – błąd danych

Fabuła nigdy nie była istotnym elementem gier tego typu – przykładem czego może być zarówno klasyczne Diablo, jak i dużo świeższy Torchlight. Niestety Darkspore potwierdza ten schemat – historia opowiedziana w grze jest gorzej niż słaba. Ot, wszystko zasadza się na tym, że potężne istoty zwane Krotoplastami opracowały nowe, superzaawansowane DNA (E-DNA), które cechuje się jednak dużą niestabilnością. Jak łatwo się domyślić, eksperyment wymknął się spod kontroli, a zdecydowana większość jego organizatorów została zmutowana przez stworzone przez siebie kreatury, nazwane Darkspore. Ci z Krotoplastów, którzy nie przemienili się w potwory, uciekli w najdalsze rejony wszechświata, by tam obmyślić plan uleczenia zarazy. Gracz wciela się w jednego z nich i po wieloletnim krionicznym śnie budzi się w swoim kosmicznym okręcie, a jego pokładowe AI informuje go, że panaceum na całe zło zostało wynalezione. Owym remedium są zaawansowani biologicznie bohaterowie, których przez kolejne dwadzieścia cztery misje będziemy wysyłać na spaczone planety, by przy pomocy narzędzi masowego mordu „oczyszczać” tamtejsze środowisko.

Jedi w wersji Darkspore.

Nie oszukujmy się – nawet na standardy gatunku historia nie jest powalająca. Chociaż gra była reklamowana jako action RPG, elementów rodem z produkcji fabularnych jest tu jak na lekarstwo – nie ma żadnych postaci niezależnych, a jedyną istotą, z którą mamy kontakt werbalny, jest pokładowe AI. Niestety – zawsze są to jedynie monologi wygłaszane przez elektroniczny kobiecy głos – nie ma mowy o jakimkolwiek dialogu. Fabułę śledzimy więc jedynie poprzez wysłuchiwanie beznamiętnych komentarzy komputera – jak działa to na odbiór produkcji, chyba nie muszę tłumaczyć.

Bohaterowie – 25% ukończone

Tym, co odróżnia Darkspore od większości innych tytułów z tego gatunku, jest fakt, że kierujemy nie jednym awatarem, ale całą ich gromadką. Na każdą misję posyłamy zespół trzech wybranych przez nas herosów – choć nie da się sterować równocześnie wszystkimi naraz. Gdy któryś nam się znudzi albo stwierdzimy, że inny lepiej nadaje się do danego zadania, po prostu podmieniamy ich. W praktyce sprawdza się to doskonale – przykładowo do walki z bossem wystawiamy bohatera o archetypie wojownika, a gdy przychodzi nam zetrzeć się z grupą słabych jednostek, jednym przyciskiem zamienimy go na „maga”.

Skoro już jesteśmy przy klasach postaci – w grze występują trzy: strażnik (wojownik), niszczyciel (łotrzyk) oraz mściciel (mag). To proste rozróżnienie pozwala każdemu szybko zrozumieć mechanizmy kierujące rozgrywką – mimo futurystycznej konwencji nadal funkcjonuje wielka trójca archetypów. Strażnicy dysponują więc dużą ilością życia, niszczyciele zaskakują wroga zawrotnym tempem ataków i sprawnymi unikami, a mściciele używają potężnych czarów. Kanon został zachowany.

Bohaterów podzielono na pięć kategorii, ze względu na rodzaj energii, z której czerpią siłę. I tak: do wyboru mamy stworzenia typu: bio (siła fizyczna, potęga natury, leczenie), plazma (ogień, elektryczność), cyber (technika, lasery), necro (wysysanie życia, klątwy) oraz kwant (zaburzenia czasu i przestrzeni). W połączeniu z wspomnianą wcześniej trójką klas oraz wysokim zróżnicowaniem samych bohaterów daje to bardzo dużą różnorodność postaci. Warto w tym momencie wspomnieć o ich liczbie – twórcy chwalą się równo setką, jest to jednak pewne niedomówienie. W rzeczywistości herosów mamy dwudziestu pięciu – pozostali to po prostu wariacje na temat wcześniejszych, różniące się od nich wyglądem i jedną ze zdolności.

Nieco rozczarowuje brak możliwości ich rozwinięcia – bohaterowie nie zdobywają poziomów ani nowych umiejętności. Jedynym wyznacznikiem ich jakości jest ekwipunek, z którego korzystają. Brak ten jest jednak rekompensowany ich liczbą, możliwością dowolnej ich zamiany oraz awansowaniem samego Krotoplasty, w którego wciela się gracz.

Glosariusz – wczytywanie

Szalenie istotnym elementem zabawy jest kolekcjonerstwo. Cały czas zbieramy ogromne ilości sprzętu, ulepszeń, DNA (pełniącego rolę waluty) oraz kolejnych herosów. Co kilka etapów przychodzi nam zapoznać się z nowymi, których możemy dodawać do naszej kolekcji. Nie ma możliwości zagrania wszystkimi, w związku z czym ich staranny dobór stanowi niesamowicie istotny element rozgrywki.

Owo „zbieractwo” jest dodatkowo zaakcentowane przez dość szerokie opcje zmiany wyglądu bohaterów. Nie jest to co prawda poziom Spore`a, w którym mogliśmy powołać do życia dowolne istoty, jednak i tak możliwości są więcej niż znaczne. Przykładowo znaleziony podczas jednej z misji hełm możemy równie dobrze umocować na głowie bohatera, jak i na jego ramionach czy kolanach, tam zaś go odpowiednio rozciągnąć, tworząc gustowne naramienniki lub nagolenniki. Dotyczy to nie tylko ekwipunku – chociaż sama bryła postaci jest niezmienna, to jednak mamy dość duży wpływ na szczegóły jej wyglądu – nic nie stoi na przeszkodzie, by oczy zamontować na torsie, a skrzydła na ogonie. Sprawia to, że trudno znaleźć w Internecie dwóch identycznych herosów.

Rzeźnia – buforowanie

Rozgrywka polega wyłącznie na masowej eksterminacji przeciwników. W każdej misji lądujemy na planecie, którą mamy oczyścić z wszelkiego zła. W praktyce oznacza to kilkanaście do kilkudziesięciu minut rzezi w dość zróżnicowanym środowisku. Odmienność lokacji i przeciwników jest dużym plusem Darkspore`a – walczymy w przestrzeni kosmicznej, na pustyni, w mrocznej dżungli, w ogromnej fabryce i na skutych lodem śnieżnych stokach. Również dobór i wygląd oponentów budzi pozytywne odczucia – od mięsa armatniego, poprzez bardziej zaawansowane jednostki o różnym typie działania, aż po potężnych bossów, którzy wieńczą większość etapów. To wszystko sprawia, że monotonna w istocie zabawa, zasadzająca się w gruncie rzeczy jedynie na walce, nie jest aż tak nudna, jak można by się spodziewać. Z dużym zadowoleniem muszę wręcz stwierdzić, że w niewielkich dawkach gra potrafi zdecydowanie przykuć do monitora i sprawić nielichą frajdę.

Typowy obrazek z gry – dużo flaków i eksplozji. W co-opie – razy cztery.

Ciekawym założeniem rozgrywki jest możliwość podjęcia swego rodzaju ryzyka – po każdym poziomie nagradzani jesteśmy potężnym przedmiotem, którego jednak nie musimy przyjmować. Jeżeli podejmiemy właśnie taką decyzję, zostaniemy natychmiast wysłani na następną misję – jeśli w niej zwyciężymy, otrzymamy dwa znacznie potężniejsze artefakty. Oczywiście jest to miecz obosieczny – w przypadku gdy poniesiemy porażkę, nie zyskamy zupełnie nic. Wprowadza to element napięcia i sprawia, że graczowi naprawdę zależy na zwycięstwie – jak dla mnie: duży plus.

Łączenie z graczami – w toku

Chociaż grę możemy ukończyć w pojedynkę, to jednak zdecydowanie czuć, że twórcy stworzyli ją z myślą o rozrywce wieloosobowej. Widać to już przy uruchamianiu Darkspore`a, podczas którego musimy zalogować się na serwerze produkcji. Dzieło studia Maxis wymaga bowiem nieustannego połączenia z Internetem, nawet jeśli nie mamy zamiaru bawić się ze znajomymi.

Podstawowym trybem multiplayera jest kooperacja maksymalnie do czterech osób. W grze tego typu przemierzamy po prostu poznane wcześniej krainy wraz z przyjaciółmi lub losowo dobranymi kompanami. By nie było za łatwo, poziom potworów jest każdorazowo skalowany do liczby i stopnia zaawansowania uczestników – dzięki temu gra tak w pojedynkę, jak i w zespole pozostaje niełatwa i wciągająca. Muszę w tym miejscu stwierdzić, że samodzielne zmagania stanowią jednak dużo większe wyzwanie – wielu bohaterów posiada pasywne umiejętności oddziałujące na całą drużynę, które po prostu marnują się, gdy gramy sami.

Kooperacja sprawia naprawdę sporo radości, widać, że to właśnie jej twórcy poświęcili najwięcej uwagi. Wzajemne wspomaganie się postaci, szybkie opracowywanie nowej taktyki czy przede wszystkim walki z bossami – oto esencja gry. Jak to zwykle w opcjach wieloosobowych bywa, nasza satysfakcja często zależy od graczy, z którymi dzielimy rozgrywkę. Oznacza to, że czasami jesteśmy bardzo niezadowoleni z kompanów, którzy „podkradają” nam przedmioty albo nie potrafią właściwie wykorzystywać umiejętności swoich postaci – z drugiej strony jednak zdarza się, że pojedynczy gracz jest w stanie zmienić obraz bitwy jednym zaskakująco błyskotliwym zagraniem. W tej chwili społeczność Darkspore`a należy zaliczyć raczej do tej drugiej grupy – a więc do graczy uprzejmych, pomocnych, zdolnych i uczciwych. Mam nadzieję, że to się nie zmieni.

Poza co-opem twórcy dodali do swego dzieła również rozgrywkę PvP. Ta, niestety, została zrobiona po macoszemu. Wyraźnie kuleje tu matchmaking, przez co wielokrotnie zdarzało się, że walczyłem z przeciwnikami sporo słabszymi lub silniejszymi ode mnie. Gra jeden na jednego lub dwóch na dwóch (jedyne dostępne opcje) w tej sytuacji nie sprawia absolutnie żadnej frajdy – nawet najzdolniejszy nie ma szans, jeśli trafi mu się konkurent o znacznie wyższym poziomie. Dodatkowym minusem jest fakt, że zwycięzca w tego typu rozgrywce nie jest w żaden sposób nagradzany – brak więc motywacji do toczenia walk przeciwko innym graczom.

Rendering oprawy – zakończono pomyślnie

Grafika jest wyraźnie stylizowana na kreskówkę – chociaż produkcja ta jest dość poważna, to jednak konwencja bajki wnosi sporo kolorytu. Bohaterowie są mocno wynaturzeni, często posiadają dość komiczne kształty (chociaż zdarzają się również przerażające kreatury), są barwni i interesujący – to samo można powiedzieć o otoczeniu. Mimo że Darkspore nie błyszczy zaawansowanymi efektami, to jednak pomysłowość twórców i różnorodność zdecydowanie stanowią jego dużą zaletę. Grafika może się więc podobać, chociaż nie zalicza się do najlepszych, jakie da się spotkać w dzisiejszych (a nawet wczorajszych) tytułach.

To się nazywa prawdziwa „ściana ognia”!

Słowa pochwały należą się też warstwie dźwiękowej. Muzykę stanowią dość zróżnicowane ambientowe kompozycje, które bardzo dobrze budują futurystyczny klimat. Co prawda poszczególne utwory niespecjalnie wpadają w ucho, ale muszę przyznać, że doskonale sprawdzają się jako delikatne tło. Podobnie ma się zresztą sprawa z dźwiękami otoczenia i pomrukami naszych herosów – całkiem nieźle wpisują się w całokształt produkcji.

Postęp ogólny: 70%

Jednoznaczna ocena najnowszego dzieła studia Maxis jest bardzo trudna. Otrzymujemy bowiem dość wciągający, futurystyczny hack’n’slash (co rzadkie!), w którym kooperacja oraz ogromna różnorodność bohaterów sprawiają masę frajdy. Niestety, nie jest to dzieło wybitne – mierna fabuła, ubogi tryb PvP oraz pomniejsze potknięcia sprawiają, że ocena końcowa nie może być zbyt wysoka. Dla wielu wadą tytułu będzie również niemożność grania bez stałego połączenia z Internetem.

Co by jednak nie mówić, spędziłem z Darkspore ponad dwadzieścia godzin, pełnych trudnych wyzwań, wciągającej gry ze znajomymi oraz rozmyślań nad wyglądem i sprzętem dla moich bohaterów. Z dużą przyjemnością zagłębię się w zabawę po raz drugi – na bardziej wymagającym poziomie trudności. I już chociażby ten fakt jest dowodem na niezłą jakość najnowszego dzieła Maxisa. Z tego też względu klasyczna „siódemka” wydaje się być uczciwą oceną dla tej gry.

Maciej „Czarny” Kozłowski

PLUSY:

  • duża różnorodność herosów;
  • znaczne możliwości zmiany wyglądu postaci;
  • świetny tryb kooperacji;
  • przyjemna oprawa;
  • w małych dawkach bardzo wciąga;
  • dość rzadkie zestawienie hack’n’slasha z science fiction;
  • przystępna i przyjemna.

MINUSY:

  • fabuła;
  • żenujące PvP;
  • w większych dawkach zaczyna nudzić;
  • pomniejsze potknięcia.
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.