autor: Maciek Jakubski
Insecticide - recenzja gry
Insecticide Episode 1 to naprawdę dobra gra, podoba mi się dużo bardziej niż Sam & Max, zarówno ze względu na ponury klimat jak i na humor, grafikę czy nawet dźwięk.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Robale pełnią ważną rolę w życiu człowieka. W niektórych krajach są przysmakiem, w telewizji leci kreskówka o karaluchach (Roboluch), a mrówki były bohaterkami przeboju filmowego (Karaluchy pod poduchy) oraz animowanego (Dawno temu w trawie). Gry z przygodami owadów, to także pomysł nienowy.
Akcja dzieje się w ponurym, szaroburym mieście zwanym Troi. Przypomina mi ono klimatem to, co widzieliśmy lata temu w Discworld Noir, chociaż zakamarki Ankh-Morpork były jeszcze bardziej mroczne. I tam żyli ludzie, trolle, krasnoludy, a Troi to metropolia zamieszkana przez robale. Może nie do końca takie, do jakich przyzwyczailiśmy się, oglądając przeciętną mrówkę, karalucha czy żuczka, bo te z Insecticide chodzą na dwóch odnóżach i ubierają się w garnitury nie odbiegające jakością od tego, co nabyć można w sklepach Armaniego. Za każdym razem, gdy oglądam film lub gram w grę, w której insekty zachowują się jak ludzie, zaczynam się zastanawiać, czy gdzieś nie istnieje faktycznie tak dalece rozwinięta cywilizacja robali?
Tytułowe Insecticide to nic innego jak policja miasta Troi. Tam właśnie jako detektyw pracuje bohaterka gry, Chrys Liszt. Jest ona początkującą policjantką i jak to przeważnie bywa, jest także ambitna i pełna wigoru. W przeciwieństwie do reszty wydziału. Począwszy od szefa Chiggera, poprzez Haxelroda Bloombuga, Eugene Grubbowskiego aż po partnera Chrys, Roachy’ego Caruthersa, wszyscy oni to zbieranina znudzonych swoją pracą fajtłap. Na przykład Roachy jak rasowy glina zajmuje się głównie wciąganiem pączków, a Grubbowski jest domorosłym wierszokletą. Na kolegów z pracy nie ma co liczyć; szkoda, bo Chrys zostaje od razu rzucona na głębokie wody.
Wszystko zaczyna się od morderstwa w fabryce należącej do Nectarola Inc., produkującej napój, od którego uzależnione są wszystkie owady zamieszkujące Troi. Korporacją rządzi Madame Haezzal Quinbee, owad o wyjątkowo niesympatycznej aparycji. Chrys i Roachy zostają przydzieleni właśnie do tej sprawy. Z biegiem czasu okaże się, że nie będzie to proste i łatwe śledztwo, a śmierć wiele razy zajrzy w oczy (i czułki) Chrys. Chociaż, jak przystało na grę wydawaną w epizodach, Insecticide Episode 1 jest bardzo krótkie. Można je spokojnie ukończyć w trzy godziny.
Poszczególne etapy śledztwa podzielono na dwa rodzaje poziomów. Większość gry to rasowa przygodówka. Tytuły takie jak Sam & Max, Grim Fandago czy stare gry LucasArts są bardzo dobrym wyznacznikiem tego, czego możemy spodziewać się po Insecticide. Chrys przepytuje świadków i podejrzanych, przeszukuje miejsca zbrodni, starając się odszukać jakieś ślady itd. Zagadki nie są przesadnie trudne, powiedziałbym nawet, że - tak jak w prehistorycznych przygodówkach LucasArts - łatwe.
Przykłady? Potrzebujemy do śledztwa papierów, które posiada Roachy. Jednak on oczywiście każe nam spływać. Co robić? Roachy jest wielbicielem donutów (takie pączki z dziurką, jeśli jest jeszcze ktoś, kto nie wie, czym obżerają się amerykańskie krawężniki). Kawa, śmietanka i donut sprawią, że Roachy z radością odda nam papiery. Albo zdjęcia, które przetrzymuje Grubbowski. W nagrodę za pomoc w rymowaniu przy układaniu raportu zdjęcia przejdą w posiadanie Chrys.
Ogromną zaletą elementów przygodówkowych jest wszechobecny humor. Zwłaszcza komentarze Chrys na temat ludzi, przepraszam, owadów i przedmiotów są przezabawne, nasycone ironią i złośliwością. Trzeba przy tym zaznaczyć, że jest tu sporo dowcipów dla młodszych i starszych graczy. Każdy z czegoś zachichocze.
Poziomy przygodowe przeplatane są zręcznościowymi. Wówczas kamera pokazuje grę z perspektywy trzeciej osoby, postacią Chrys sterujemy tradycyjnie WSAD-em, podskakujemy spacją i strzelamy myszą. Bohaterka ma do przebycia drogę z punktu A do punktu B, ma której musi pozbierać puszki z Nectarolą, a przeszkadzają jej w tym różnej maści przestępcy. Tryb ten ma jednak dwa spore minusy. Po pierwsze jest monotonny, a po drugie strzelanie jest tragiczne słabe. Chociaż do wyboru jest kilka rodzajów broni, to i tak strzały są mało przyjemne.
Można też przyczepić się do tego, że Chrys jak na owada porusza się ślamazarnie, a podskakuje z gracją czołgu średnich rozmiarów. Poziomy zręcznościowe to chyba jednak zły pomysł. Po prostu nie pasują do tej produkcji. Z drugiej strony musimy pamiętać, że Insecticide powstało najpierw na Nintendo DS. Pewnie dlatego do klasycznej przygodówki point & click wszczepiono motywy zręcznościowe.
Strona graficzna Insecticide prezentuje się całkiem nieźle. Oczywiście, jeśli weźmiemy poprawkę, że piszemy tu o grze formatu Sam & Max. Trójwymiarowe środowisko jest wprawdzie biedne, lokacje nie zachwycają detalami, w cut-scenkach usta robali nie są zsynchronizowane z dźwiękiem, a tu i ówdzie Chrys natrafia na niewidzialne ściany, ale braki te rekompensują postacie występujące w Insecticide. Są one przezabawne i budzą… sympatię. Co w przypadku karaluchów nie jest normalne. Bardzo dobrze spisują się lektorzy. Mówią z zaangażowaniem i wspaniale pasują do poszczególnych postaci. W tle natomiast przygrywa typowo detektywistyczna muzyczka, czyli swingowe rytmy rodem z kryminałów.
Insecticide Episode 1 to naprawdę dobra gra, podoba mi się dużo bardziej niż Sam & Max, zarówno ze względu na ponury klimat, jak i na humor, grafikę czy nawet dźwięk. Gdyby jeszcze była dłuższa i poziomy zręcznościowe były lepsze, to z czystym sumieniem poleciłbym nawet tym, którzy nie lubią przygodówek.
Maciej „eld” Jakubski
PLUSY:
- fajny klimat;
- dużo zwariowanego humoru.
MINUSY:
- etapy zręcznościowe są raczej zbyteczne;
- za krótka;
- niewidzialne ściany.