Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Quarry Recenzja gry

Recenzja gry 8 czerwca 2022, 15:00

Recenzja The Quarry - najlepsza gra, w którą się nie gra

W The Quarry się nie gra, to się ogląda! Jeśli od razu tak podejdziemy do tej „gry”, spędzimy z nią naprawdę sporo emocjonujących chwil, bo to jest po prostu wciągający film interaktywny.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji PS5, XSX, PS4, XONE

Pisanie recenzji takiej gry jak The Quarry przypomina trochę chodzenie po polu minowym. Non stop trzeba bowiem uważać, by nie „sprzedać” jakiegoś istotnego spoilera z fabuły. I to nie tylko przy mówieniu wprost o historii. Czasem wystarczy byle detal lub źle dobrany screenshot, by dać wskazówkę co do rozwoju sytuacji. A fabuła w The Quarry i jej samodzielne odkrywanie to kwintesencja zabawy, bo samej rozgrywki tu praktycznie nie ma. Jest jeden długi film interaktywny i warto od początku brać to pod uwagę, choć wcale nie stanowi to wady tej pozycji.

Studio Supermassive Games to przecież specjaliści w tym gatunku. Wcześniej zaserwowali niezłe Until Dawn z wyłącznością na PlayStation 4, a później serię The Dark Pictures Anthology. Ich najnowsze dzieło wraca do klimatów tego pierwszego tytułu i sztampowych slasherów z udziałem grupy amerykańskich nastolatków, ale tym razem robi to w nieco bardziej wyrafinowany sposób od strony fabularnej. Banalny początkowo horror z upływem czasu zmienia się bowiem w wielowątkową opowieść, a w przykuwaniu naszej uwagi pomaga dobrze dobrana obsada z paroma naprawdę świetnymi kreacjami.

Szybkie fakty o The Quarry

1. Ukończenie gry zajmuje około 10 godzin, ale uśmiercając za wcześnie zbyt dużo postaci, czas ten możemy sobie skrócić.

2. Tryb „co-op kanapowy” polega na kontrolowaniu na zmianę konkretnych postaci na ekranie.

3. Choć twórcy chwalą się 186 zakończeniami, tak naprawdę wynikają one z różnych momentów śmierci poszczególnych bohaterów bądź ich przetrwania przez całą historię w różnych kombinacjach. Takich faktycznie istotnych dla fabuły finałów jest co najmniej dwa.

4. W grze widać inspirację takimi dziełami jak Piątek trzynastego, Teksańska masakra piłą mechaniczną, Wzgórza mają oczy.

5. W The Quarry praktycznie nie ma jump scare’ów. Gra nie jest też zwykłym slasherem – scen gore’u nie pojawia się zbyt dużo, choć ich liczba może być uwarunkowana tym, ilu bohaterów zginęło podczas rozgrywki.

To nie jest „Piątek trzynastego”

PLUSY:
  1. wciągająca fabuła, która z każdym rozdziałem coraz ciekawiej się rozwija, dodając kolejne wątki i wysuwając je na pierwszy plan;
  2. przekonujące kreacje bohaterów z paroma naprawdę świetnymi rolami, i to nie tylko tych najbardziej znanych gwiazd;
  3. umiejętna zabawa formułą horroru klasy B, bez nadmiernego epatowania kiczem i kliszami;
  4. dobrze napisane dialogi, jeszcze lepiej zagrane przez bohaterów;
  5. ładna oprawa graficzna, zwłaszcza przy wizerunkach postaci;
  6. klimatyczna ścieżka dźwiękowa z ciekawym doborem piosenek;
  7. nie takie oczywiste wybory, które potrafią być istotne w związku z późniejszymi wydarzeniami;
  8. niezwykle bogate opcje konfiguracji gry – od poszczególnych elementów quick time eventów po dostosowanie wyglądu napisów;
  9. dla chętnych tryb filmu, pozwalający po prostu obejrzeć The Quarry jak serial...
MINUSY:
  1. ...bo generalnie nie ma tu za dużo „grania” – to nie jest gra przygodowa ani survival horror, tylko interaktywny film;
  2. trochę wypaczająca wagę wyborów mechanika cofania decyzji prowadzącej do śmierci bohatera;
  3. sporadyczne kłopoty z synchronizacją ust przy dialogach;
  4. nieco drewniane animacje chodzenia w trakcie eksploracji oraz słaba praca kamery.

Cóż można powiedzieć o fabule, by wiele nie zdradzić... podstawą inspiracji był zapewne kultowy Piątek trzynastego, bo nasi bohaterowie to maturzyści, którzy spędzają wakacje, pracując na letnim obozie jako „counselors”, czyli opiekunowie dzieciaków. Nie obawiajcie się jednak jakiejś rzezi niewiniątek na ekranie. Akcja zaczyna się w momencie wyjazdu kolonistów pod koniec turnusu. Nasza ekipa też zbiera się do powrotu, ale młodzieńcze uczucia i burza hormonów sprawiają, że wszyscy muszą zostać na jeszcze jedną, imprezową, noc. Jak można się domyślić, zabawa szybko zmienia się w walkę o życie.

Twórcy bardzo umiejętnie budują klimat, stopniowo podrzucając różne niepokojące obrazki w trakcie dość sielankowego początku. Domyślamy się, że coś jest z tym miejscem nie tak, i staramy się pojąć istotę obecnego tam zła, wczuwamy się w klimat... i wtedy czar pryska, by nagle autorzy pokazują „to coś” w pełnej krasie. Nie ma już budowania napięcia, tylko kolejny, banalny [cenzura antyspoilerowa]. Już się trochę zaczynałem na twórców obrażać, ale na szczęście bez powodu. Okazało się, że biorąc na warsztat sztampowy motyw z podrzędnych horrorów, zrobili z niego złożoną historię, która wciąga jak bagno z każdą kolejną godziną.

Nie obyło się oczywiście bez paru wpadek – celowych bądź nie – bo to wciąż horror klasy B o amerykańskich nastolatkach. Mamy tu więc standardowe zaglądanie z ciekawości do obskurnych miejsc, mimo że wszystko inne dookoła wysyła sygnał „uciekaj!”, rozdzielanie się i chodzenie solo po lesie w nocy. Jest też parę ewidentnych niedociągnięć scenariusza, gdy jakaś postać kompletnie nie reaguje na to, co się wokół niej dzieje, lub zbyt łatwo omija niebezpieczeństwo. Na szczęście to sporadyczne drobiazgi niedoskwierające szczególnie przy konkretnych, intrygujących wątkach fabuły.

Gwiazdorska obsada daje radę, nawet jeśli pojawia się na ekranie sporadycznie.

Obsada na medal

W odbiorze tego interaktywnego filmu pomaga świetnie dobrana obsada. Nie w każdym przypadku, bo z czasem okazuje się, że w grupie bohaterów są ci bardziej pierwszoplanowi, nie wszyscy zagrali też na równym poziomie. Ale wspominanie o tym, kto, co i jak, to proszenie się o spoilerowanie! Ograniczę się więc tylko do wymienienia tych bardziej sławnych nazwisk. Mamy tu znanego chociażby z serii Krzyk Davida Arquette’a, niezwykle charakterystycznego Teda Raimiego, pamiętnego Bishopa z Aliens, czyli Lance’a Henriksena, oraz oglądaną często w filmach Davida Lyncha Grace Zabriskie.

Oprócz tej plejady weteranów kina jest jeszcze młoda obsada, która również może pochwalić się naprawdę kapitalnie zagranymi rolami. Szybko zaczynamy mieć swoich faworytów, postacie, które lubimy mniej i bardziej. Autorzy dość pomysłowo unowocześnili sztampową ekipę młodzieży odhaczaną w każdym horrorze tego typu. Zamiast licealnej „gwiazdy” cheerleaderki mamy tu vlogującą influencerkę, a rola rozsądnego mądrali należy do miłośnika podcastów. Nie ma też wątpliwości, że mamy do czynienia z pokoleniem millenialsów, dla których telefon stacjonarny to muzealny zabytek, a takie przedmioty jak taczka to już totalnie nieznana abstrakcja.

Jak to w horrorach bywa, sielankowa atmosfera szybko się kończy.

W kreowaniu postaci pomagają dobrze napisane dialogi. Są sceny, gdy głównie słuchamy tylko jakiejś dłuższej rozmowy dwójki bohaterów i absolutnie nie mamy ochoty tego przyspieszać, co zresztą i tak jest niemożliwe. To właśnie dialogi pokazują relacje pomiędzy postaciami oraz ich charaktery. ruchu ust z mową trochę się rozmija, ale ogólnie nie jest to jakoś dokuczliwe. Czasem zdarza się że synchronizacja ruchu ust z mową trochę się rozbiega, ale ogólnie nie jest to jakoś dokuczliwe. Ogólnie twarze bohaterów wykonano niezwykle przekonująco, choć wydaje mi się, że w jednym rozdziale wykorzystano autentyczny wizerunek postaci, bez cyfrowej przeróbki. Wygląda to prostu zbyt dobrze i realistycznie, nie tylko na tle innych osób.

Autorzy umiejętnie bawią się także konwencją horroru klasy B, nie przesadzając z kiczem czy nadmiarem głupkowatego humoru. Fabuła The Quarry poza tym bardzo dobrze rozdziela różne wątki i wprowadza po drodze nowe, w związku z czym ekipa młodzieży i to, kto z nich zginie, niekonieczne jest tu najważniejsza, a historia staje się o wiele ciekawsza.

Tu się nie gra, tu się ogląda

No dobrze, ale ile jest w tym filmie gry? Baaardzo mało, tak w proporcjach 10 do 90 procent. Twórcy dodali nawet tryb filmu pozwalający po prostu skupić się na oglądaniu The Quarry bez żadnego klikania. Z góry można wówczas wybrać, czy wszyscy ocaleją, wszyscy zginą lub predefiniować sposób podejmowania decyzji przez postacie na ekranie, by uzyskać jakiś losowy rezultat. A jeśli zdecydujemy się na tradycyjną rozgrywkę, naszym głównym zadaniem będzie wciśnięcie strzałki w trakcie jakiegoś quick time eventu lub podjęcie decyzji. Sporadycznie zdarzają się sekwencje eksploracji, w których sterujemy naszą postacią, ale sprowadza się to do przejścia paru kroków i kliknięcia paru interaktywnych obiektów.

Nowe pokolenie w horrorach to już nie cheerleaderki, a influencerki.

Nie ma tu żadnych zagadek środowiskowych, żadnych kombinacji przedmiotów, by coś uzyskać. Najbardziej zręcznościowe elementy rozgrywki to klika okazji, by wycelować i oddać strzał z shotguna, oraz „mashowanie” przycisku. Nawet pomysłowa mechanika wstrzymywania oddechu, która w Until Dawn polegała na nieruchomym trzymaniu pada, tu musiała zostać uproszczona do wciśnięcia guzika akcji przez wzgląd na sterowanie klawiaturą. Mała interaktywność może wynikać również z faktu, że budżet ewidentnie poszedł w cutscenki i motion capture twarzy aktorów, bo gdy zaczynamy chodzić naszymi postaciami, w oczy rzucają się trochę nieporadne animacje oraz kiepska praca kamery.

Wzorowy wybór opcji z jedną wadą dla posiadaczy monitorów 21:9

The Quarry, mimo że nie jest w żadnym razie grą stanowiącą wyzwanie, ma bardzo bogate opcje dostosowania poziomu trudności. Można dokładnie ustawić stopień wspomagania podczas wszelkich sekwencji zręcznościowych czy włączyć tryb dla osób mających kłopoty z rozróżnianiem barw. Podobnie dużo możliwości występuje przy dostosowywaniu napisów na ekranie.

Szkoda tylko, że dziwnie wygląda wsparcia dla monitorów 21:9, i to w sytuacji, gdy właściwy obraz wyświetlany jest i tak w kinowym formacie. W efekcie cały czas widać czarne pasy nie tylko u góry i u dołu, ale i po bokach. Trudno powiedzieć, czy to przeoczenie, czy niezbyt idealny sposób na wymuszenie „kinowych pasków”, by stworzyć klimat oglądania filmu.

Wybory ze skutkiem (nie)natychmiastowym

The Quarry generalnie skupia się na naszych wyborach, bo tradycyjnie dla gier tego studia tylko od nas zależy, kto zginie, a kto przeżyje tę ostatnią noc na obozie. A z tymi wyborami przeważnie bywa różnie i nie inaczej jest w tym wypadku. Są decyzje ewidentnie „dekoracyjne”, które nie mają żadnego znaczenia. Parę przypadków nawet irytuje, gdy robimy jedno, a za chwilę widzimy, że rezultat akcji i tak uwzględnia alternatywną możliwość. Duży plus należy się natomiast Supermassive Games za wprowadzenie wyborów „dalekosiężnych”. Niby w danej chwili nie mają zbyt dużego znaczenia, jednak po kilku godzinach może się okazać, że były dość istotne, i to nawet wtedy, gdy chodzi o jakieś drobne rzeczy.

Proste quick time eventy to podstawa rozgrywki.

To właśnie kolejna zaleta podejmowania decyzji w grze – niewiele zdarzeń stawia nas w obliczu klarownej alternatywy typu „uratuj jego lub ją”. Zdecydowana większość to jakieś pozornie nieistotne sytuacje, które jednak potrafią pokazać swoją siłę i znaczenie z czasem, gdy się tego nie spodziewamy. Wadą takiego rozwiązania jest jednak brak momentów, w których można by się bić z własnymi myślami i gorączkowo analizować, co zrobić, ale z drugiej strony fabuła przebiega dzięki temu bardziej naturalnie i zaskakująco.

Zupełnie nie spodobała mi się za to mechanika ratowania ofiary. Gdy ktoś zginie, niczym w grach arcade pojawia się możliwość drugiej szansy i ponownego podjęcia innej decyzji lub rozegrania sekwencji, by uratować bohatera przed tak fatalnym losem. Takich „żyć serduszek” mamy trzy i są wprawdzie opcjonalnym ustawieniem, ale wolałbym raczej, gdyby były domyślnie wyłączone. Ciekawym pomysłem okazują się za to karty tarota dające możliwość podejrzenia przyszłych wydarzeń. To niezwykle krótkie sekwencje i często trudno z nich coś wywnioskować, ale czasem mogą skłonić do podjęcie takiej, a nie innej decyzji.

Film (interaktywny) AAA

Do The Quarry zdecydowanie warto od razu podejść jak do filmu, a nie jak do gry. Usiąść z nastawieniem, że obejrzymy ciekawą, wciągającą fabułę z niezłymi kreacjami aktorów, a nie, że zagramy w wymagający jakichkolwiek umiejętności tytuł. Bo to raczej nie jest gra – to interaktywny film zapożyczający parę podstawowych mechanik z gier, by ta interaktywność jakoś działała, i tyle. Jeśli nie pomylimy tych dwóch kwestii, będziemy się naprawdę kapitalnie bawić, bo The Quarry to, póki co, najlepsze dzieło studia Supermassive Games.

Zdarzające się w paru sytuacjach strzelanie z shotguna to najbardziej growa czynność w The Quarry.

Przyjęta formuła 10 rozdziałów pozwala dawkować sobie zawartość jak serial, jeśli tylko powstrzymamy się od zaliczenia dziesięciogodzinnej „gry” podczas jednego posiedzenia. Sprytny manewr z ciągłym nadpisywaniem jednego save’a uniemożliwia szybkie cofanie i sprawdzanie innych decyzji, a więc są też powody, by przejść grę jeszcze raz, dokonując nieco innych wyborów. Tylko nie oczekujmy, że nagle pojawią się zupełnie inne ciągi wydarzeń, inne lokacje, inne konsekwencje prowadzące do jeszcze innych rzeczy. Już dawno przekonaliśmy się, że w grach jest to trochę iluzoryczne. A The Quarry nawet nie tyle podtrzymuje to złudzenie, co kieruje naszą ciekawość w nieco inną stronę. I chyba dzięki temu właśnie tak dobrze się to ogląda, dzięki temu nie jest to kolejny banalny horror klasy B o masakrowanych nastolatkach. To najlepszy interaktywny film klasy AAA!

O AUTORZE

Przyznam się, że przeszedłem The Quarry za jednym posiedzeniem. Raz, że musiałem ze względu na pracę, ale gdybym obcował z tym tytułem prywatnie, zrobiłbym to samo, bo prostu nie mogłem się od tej historii i jej bohaterów oderwać. Lubię takie klimatyczne opowieści, nie szukam w nich za wszelką cenę swobodnej rozgrywki jak w zwykłej grze. A The Quarry zaskoczyło mnie, bo myślałem, że dostanę horror podobny do Until Dawn, tymczasem fabuła w ciekawy sposób się rozwinęła, nie zawiodła też obsada aktorska – zwłaszcza w paru przypadkach. Szkoda tylko, że nie mogę powiedzieć o tej pozycji tyle, ile bym chciał, bo musiałbym sypać spoilerami, a tutaj zdecydowanie warto wszystko odkryć samemu.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

KA.EL Ekspert 18 lipca 2022

(PC) Klęska interaktywności.

6.0
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.