Wiedźmin: Pogromca potworów Recenzja gry
Recenzja gry Wiedźmin: Pogromca potworów - Wiedźmin GO czy Wiedźmin NO?
The Witcher: Monster Slayer to ambitna próba CD Projektu wejścia do ekskluzywnego klubu twórców gier AR (czyli opartych na technologii rozszerzonej rzeczywistości). Czy Pokemon GO ma się czego obawiać? I tak, i nie.
- wciąga!
- wprawdzie w zasadzie brakuje postaci znanych z gier czy książek, ale pozostał wiedźmiński klimat;
- grindu tu sporo, jednak to taki grind, który nie musi męczyć, bo zajmuje kilka minut w tramwaju, na spacerze czy nawet podczas oglądania Netflixa;
- ciekawe fabularne zadania są czymś unikalnym w tego typu aplikacji;
- na Androidzie aplikacja działa poprawnie i bez większych błędów...
- ...ale na iPhone’ach ma problemy z serwerami i regularnie się zawiesza;
- przydałyby się sensowne funkcje społecznościowe czy aktywności grupowe;
- doskwiera powtarzalny gameplay i ostry grind (brak srebrnego miecza boli!) – gra aż prosi się o aktualizacje;
- Pogromca potworów? Chyba pogromca baterii – aplikacja niestety pożera ogniwa smartfonów.
Przez ostatni miesiąc żyłem jak wiedźmin. Codziennie rano sprawdzałem, czy w okolicy nie grasują potwory, przyjmowałem zlecenia od bojących się wielkich pająków chłopów i zdobywałem płody endriagi (to taki wielki skorpion) na prośbę zblazowanej miłośniczki elfich starożytności. Kiedy zebrałem trochę orenów, wykupiłem większe juki, bo w starych nie mieściły mi się już wszystkie składniki na wiedźmińskie mikstury i oleje. Wieczorami wyrabiałem petardy, żeby mieć je na podorędziu o poranku. Z czasem dorobiłem się srebrnego miecza, choć zajęło to sporo czasu. To było ciekawe życie, ale trochę brakowało mi w nim celu.
Wiedźmin GO, dla niepoznaki nazwany Pogromcą potworów, to szalenie ambitna próba. Spokko, spółka zależna CD Projektu, tworzy grę, która korzysta z rozszerzonej rzeczywistości i geolokalizacji. Do tej pory sukcesy na tym polu odnosiło głównie studio Niantic, które wyprodukowało dwa prawdziwe hity – Pokemon GO oraz Harry Potter: Wizards Unite. Żaden inny gigant branży, jakiś Ubisoft czy Rockstar, nie pokusił się o własną grę AR-ową (no dobrze, Microsoft się pokusił, ale jego Minecraft Earth właśnie został skasowany). Trudno więc odmówić CD Projektowi jaj – zwłaszcza że firma ma na koncie The Witcher Battle Arena, czyli mobilną wiedźmińską MOB-ę (brzmi fatalnie, nie?), która umarła pół roku po premierze. Czy tym razem będzie lepiej, zadecydują gracze – twórcy ze Spokko stworzyli fundament, co prawda pełen dziur do połatania, ale solidny i działający.
Od razu zdradzę, że jestem pozytywnie zaskoczony mobilką studia Spokko. Monster Slayerowi doskwierają wszystkie bolączki nowych dzieł tego typu, głównie w postaci braku rozbudowanej zawartości (kto grał pięć lat temu w Pokemon GO, ten dobrze wie, co mam na myśli), ale jako całość tytuł ten się broni. Już niedługo przekonamy się, czy tym razem to wystarczy, żeby podbić serca casualowych graczy na całym świecie.
PODSUMOWANIE OCENY
Po spędzeniu z grą niemal miesiąca (dostęp do niej otrzymaliśmy jeszcze przed premierą) muszę przyznać, że nadal mi się nie znudziła. Tak, fabularnych zadań jest tylko kilkanaście, więc po pewnym czasie (powiedzmy, że po dwóch, może trzech tygodniach, jeśli nie ciśnie się ich hardcore’owo) zwyczajnie się kończą, ale zbieranie wiedźmińskich pokemonów ciągle mnie bawi. Podejrzewam, że mój entuzjazm będzie powoli słabł, zacznę odpalać aplikację coraz rzadziej, aż wreszcie zapomnę o niej na pewien czas i wrócę zapewne dopiero wtedy, gdy twórcy wypuszczą drugi sezon questów.
Im więcej grałem, tym więcej widziałem mniejszych bądź większych problemów. Grind z czasem naprawdę staje się ciężki, a bez wydawania pieniędzy jesteśmy zmuszeni do żmudnego ciułania każdego grosza. Balans rozgrywki też nie jest idealny (np. brakuje składników na niektóre oleje). Celnie napisał o tym UV w swoim felietonie.
Początkowo, w pierwszej wersji recenzji opublikowanej po tygodniowych testach, w plusach wymieniłem taki punkt: „nie trzeba płacić, żeby sobie radzić (choć z płaceniem gra się przyjemniej i szybciej)” – dziś ten plus usunąłem, bo choć podtrzymuję swoją opinię, że ten model nie jest aż tak inwazyjny, jak nas do tego rynek mobilny przyzwyczaił, to jednak nie mogę go potraktować jako zalety gry.
Niemniej to, co aktualnie otrzymaliśmy, to dobry fundament, żeby zbudować na nim świetną grę. Do tego Spokko potrzebuje jednak dużo czasu, a Pogromca potworów ciekawych i częstych aktualizacji. Na razie jest „tylko” dobrze.
FAQ ALBO WIEDŹMINA MOBILNEGO OPISANIE
Podstawy
Co to w ogóle jest? To gra mobilna, w której uniwersum Wiedźmina przeplata się z tym realnym. Na mapie naszego świata pojawiają się potwory do pokonania i questy do zaliczenia, a celem gracza jest dotrzeć do nich – na nogach, rowerem, hulajnogą czy samochodem. Jak kto woli.
A kim gram? W grze wcielamy się w młodego wiedźmina bądź wiedźminkę. Sami wymyślamy imię i wygląd protagonisty(-tki).
Czy zobaczę tutaj Geralta lub Ciri? Niestety, ale nie ma szans. Wśród występujących w grze postaci jest taka jedna, której wiek raczej wyklucza występ wielu bohaterów Sagi Sapkowskiego, a tym bardziej gier.
Czy to jest RPG? Nie, to gra mobilna, w której zabijamy masę potworów i kolekcjonujemy ich trofea (parafrazując znaną piosenkę: „zabij je wszystkie”). Są tutaj co prawda króciutkie zadania fabularne, ale to za mało, żeby uznać całość za RPG.
Jak się w to gra
Coś więcej o questach? Zadania wyglądają mniej więcej tak: dochodzisz do miejsca ze znakiem zapytania i odbywasz krótką rozmową z postacią. Następnie musisz udać się w kolejne miejsce (np. do gniazda pająków) i pokonać potwora – ten krok może się powtórzyć. A na końcu wracasz do zleceniodawcy. Cały taki quest trwa pewnie ok. 20 minut, w zależności od tego, jak szybko się przemieszczasz.
Ile jest questów? Póki co 13 (szczęśliwa liczba, nie ma co), ale twórcy mają w planach dodawanie kolejnych. Będą się one pojawiać w tzw. sezonach. Mam nadzieję, że na drugi nie będziemy musieli zbyt długo czekać!
Czy grając, dostanę zakwasów od chodzenia? To zależy. W przeciwieństwie do takiego Pokemon GO nie ma tutaj mechaniki, która nagradza samo chodzenie w realnym świecie z włączoną grą. Zmuszają nas do tego głównie questy, które można odpalić tylko we wskazanych punktach, znajdujących się do kilkuset metrów od miejsca naszego aktualnego pobytu. Z drugiej strony nieźle grało mi się, podróżując komunikacją miejską w drodze do pracy. W sumie Wiedźmin GO bardziej sprawdza się na rowerze czy hulajnodze, a to z uwagi na dość skąpy spawn potworów (normą na spacerze jest np. kilka minut, gdy nie ma nic do roboty w grze).
Czy warto grać dla fabuły? Nie, bo choć zadania mają charakterystyczne dla „Redów” twisty fabularne, to de facto składają się z paru krótkich wypowiedzi i kilku grafik, więc trudno tutaj o jakieś narracyjne perełki. Ja gram, bo lubię kolekcjonować w grach różne pierdoły (tutaj są to trofea potworów oraz bibeloty, czyli swego rodzaju osiągnięcia).
Czy walka jest trudna? Nie, jest dość prosta, ale tylko jeśli porównacie ją ze starciami z gier pecetowych czy konsolowych. W kategorii mobilnych tytułów AR pozycja ta ma wymagający gameplay – co wcale niekoniecznie jest zaletą. Prostota rozgrywki w trakcie spacerowania byłaby wręcz mile widziana.
Opinie
Czy Wiedźmin GO jest lepszy od Pokemon GO? Nie jest. Na razie obie popularne gry Niantica (Pokemon GO oraz Harry Potter: Wizards Unite) są lepsze od Wiedźmina, bo ten cierpi na podstawową chorobę wieku dziecięcego podobnych aplikacji – mało jest tu zawartości, a dużo powtarzalnego grindu. Mobilny Wiedźmin prosi się o aktualizacje, które dodadzą też coś więcej niż tylko nowe questy.
Czy grę cechuje model pay-to-win? Nie rywalizujemy tutaj z innymi graczami, a wszystko można zdobyć bez płacenia – decyduje tylko cierpliwość. Gra często zachęca do zakupów, które faktycznie mocno ułatwiają rozgrywkę – szczególnie doskwiera brak eliksirów, olejów i petard, niewielki ekwipunek (jego powiększenie to pierwsze, co wykupiłem) czy brak specjalnych mieczy i pancerzy. Oczywiście wszystko to można zdobyć mozolnym grindem albo kupić od razu, płacąc złotówkami w sklepie. Jeśli zatem już – to raczej mamy tutaj model pay-to-play.
Dlaczego już teraz warto? Hej, bo to Wiedźmin! Możesz tutaj zabić cmentarną babę, uwarzyć Jaskółkę i przyjmować wiedźmińskie zlecania. To także bardzo ambitna zagrywka CD Projekt, więc jeśli interesujecie się grami, warto śledzić jej losy z własnej komórki.
Dlaczego na razie nie warto? Bo póki co Wiedźmin GO ma dość powtarzalną rozgrywkę, brakuje sensownych funkcji społecznościowych, jest też trochę błędów. Za rok – miejmy nadzieję – to będzie znacznie lepsza gra.
Najdziwniejsza rzecz, jaką zrobiłeś w grze? Wziąłem udział w grzybobraniu, które było bodaj najciekawszym questem. Polecam zbierać grzyby w autobusie – połowę z moich 317 znalazłem właśnie w komunikacji miejskiej.
Jakie jest największe zagrożenie dla sukcesu gry? Problemy techniczne i znużenie graczy grindem. Serwery działają niestety z zauważalnym lagiem, aplikacja często się zwiesza, jest bateriożerna i ma trochę błędów. Na dłuższą metę może też nudzić powtarzalnym gameplayem.
Czy gra odniesie sukces? Trudno powiedzieć – Wiedźmin to nie jest casualowa marka, a na rynku gier mobilnych to właśnie o serca niedzielnych graczy trzeba się bić. Z drugiej strony – może akurat okaże się, że to nisza wystarczająco duża dla finansowych ambicji CD Projekt? Marcin Strzyżewski powiedział w redakcji ciekawą rzecz: „Wreszcie będę miał co robić na spacerze z żoną, gdy ona będzie łapała pokemony”.
Kącik z poradami
Zdradzisz jakiś trick? Żeby szybko levelować, nie trzeba wychodzić z domu. Wystarczy co kilkanaście minut odpalać aplikację, zabijać wałęsające się po okolicy potwory (ale te bez trupich czaszek, na silniejsze na początku szkoda eliksirów) i wyłączać grę. Po paru dniach takiej zabawy przegonicie znajomych.
Wybijcie szybko 10. poziom – zajmie Wam to pewnie kilka dni, ale warto. Odblokuje się wtedy opcja oczyszczania specjalnych drzew oznaczonych na mapie. Codziennie będziecie mogli zabić potwory w trzech takich lokacjach, co wzbogaci Was o 150 orenów.
Nie marnujecie olejów – zamiast je zużywać na łatwe potwory (te z jedną trupią czaszką), nauczcie się ich wzorów atakowania i parujcie ich ciosy. Wtedy wystarczy sam eliksir Jerzyk, a przy dobrym refleksie obejdziecie się i bez niego. Naprawdę – idealne blokowanie ataków może sprawić cuda.
Co cieszy?
Zacznę od tego, co mi się w Pogromcy potworów podoba. Przede wszystkim gra robi to, co powinna każda dobra mobilka – wciąga. Spędziłem z nią już blisko miesiąc, uśmierciłem pewnie około tysiąca potworów, a mimo wszystko odpalam aplikację, żeby wbić trochę expa. To dobry znak na przyszłość.
Do pewnego stopnia doceniam też model free-to-play – jak na grę mobilną przystało Pogromca potworów zachęca do wydawania kasy, gdzie tylko się da. Możemy szybko dokupić brakujące oleje czy petardy (niezbędne do walki z silniejszymi niemilcami) czy też – zamiast żmudnie grindować – po prostu nabyć w sklepiku lepsze miecze bądź pancerze za prawdziwą kasę. Takie niestety są realia rynku mobilnego. Mimo wszystko model ten wydaje mi się jednak przyjaźniejszy od występującego chociażby w Harrym Potterze: Wizards Unite.
W Pogromcy potworów do wszystkiego da się dojść, spokojnie sobie grindując, bo walutę zdobywamy, po prostu grając w grę. O tym jednak, czy ocenicie ten system pozytywnie, w dużej mierze zadecyduje Wasza cierpliwość – bo tempo rozwoju postaci, które mnie pasuje, wielu z Was pewnie wyda się zbyt powolne. Rozumiem jednak, że dla części osób będzie to trudny do przełknięcia kompromis – zwłaszcza w przypadku fanów marki, którzy na co dzień nie grają w mobilki.
Im więcej jednak spędzałem z Pogromcą potworów czasu, tym bardziej oczywiste okazywało się, że balans jest tu zaburzony, a poprawić go można... wydając kasę.
Twórcom udało się też przenieść na telefony filar serii Wiedźmin – klimat świata i mikrohistorie, które go wypełniają. Tak, w mobilce z jednym wyjątkiem brakuje znanych z książek czy gier postaci, a questy są dość proste i nawet jeśli mają „cedepowe” zwroty akcji, to siłą rzeczy okazują się one raczej banalne. W grze mobilnej oznaczają jednak pewną nową jakość – o ile takie Pokemon GO fabuły jest w zasadzie pozbawione (nie ukrywajmy: i jej nie potrzebuje), z kolei mobilny Harry Potter przytłacza liczbą znajdziek i nawiązań do uniwersum, o tyle Monster Slayer robi to klasycznie i dzięki temu skutecznie. Szkoda tylko, że questy się kończą. Gdy te zadania się wyczerpią, tytuł ów będzie znacznie uboższy – żywię więc nadzieję, że twórcy wzięli to pod uwagę, planując jego przyszły rozwój.
A co martwi?
Wiedźmin: Pogromca potworów nie bierze jeńców. Już na samym początku daje nam w mordę i mówi wprost – to nie będzie jakaś milutka mobilna zabawa, tutaj jest wysoki próg wejścia i pogódź się z tym, graczu. Jak to wypada w praktyce? Oto na mapie w naszej okolicy pojawiają się potwory – niektóre z nich, te trudniejsze, są oznaczone trupimi czaszkami (do trzech). Problem w tym, że w pierwszych tygodniach nie pokonacie tych potężniejszych – ewentualnie poradzicie sobie, tylko używając odpowiednich olejów, eliksirów czy petard, których zwyczajnie jest jak na lekarstwo. W efekcie notorycznie sytuacja wygląda tak, że obok Was spawnują się zbyt silne bestie, a po jakieś łatwiejsze zdobycze trzeba lecieć dwie przecznice dalej.
Pojawianie się potworów na mapie też zostało dziwnie pomyślane. Moim zdaniem jest ich zwyczajnie za mało. W efekcie, jeśli udacie się na łowy, to nieraz zdarzy się, że przez kilka minut nie będziecie mieć nic do roboty, bo albo potwory akurat siedzą dwie przecznice dalej, albo zespawnowały się zbyt mocne monstra, których nawet nie warto atakować. Może to kwestia miejsca, w którym mieszkam – trudno mi ocenić, ale nie pogardziłbym większą liczbą maszkar w okolicy.
Wyznam jednak, że z czasem zacząłem doceniać ten nie aż tak natrętny system generowania potworów na mapie. Dalej uważam, że trzeba go zmienić, ale o ile w trakcie zabawy z Pokemon GO można w zasadzie cały spacer spędzić z nosem w komórce, tak w Wiedźminie GO mogłem bardziej skupić się na samym spacerze, ciesząc się po prostu otoczeniem, a tylko raz na jakiś czas szlachtując nekkera czy utopca.
Długo mógłbym wymieniać różne braki i problemy mobilnego Wiedźmina. Cześć z moich pomysłów na usprawnienie gry znajdziecie w ramce poniżej – z innych bolączek muszę wspomnieć o drobnych błędach, zawieszaniu się aplikacji czy jej bateriożerności. Tak, mój telefon nie jest wyposażony w jakieś potężne ogniwo (iPhone SE 2020), ale Pokemon GO czy Harry Potter: Wizards Unite aż tak nie drenują jego soków witalnych. Jeśli więc chcecie latać za potworami po dzielni przez cały boży dzień, to do juków koniecznie wsadźcie mocnego powerbanka – na bank się przyda.
ANDROID GÓRĄ?
Co ciekawe, nasz rednacz UV grał na telefonie z Androidem (Samsung Galaxy S8) i nie miał żadnych problemów z zawieszaniem się aplikacji czy z serwerami. Czyżby Android > iPhone?
LISTA ŻYCZEŃ DO DEWELOPERÓW
Drodzy Deweloperzy ze studia Spokko,
kieruję do Was ten krótki list, bo podoba mi się Wasza gra. Widzę jednak, że brakuje w niej różnych rozwiązań – poniżej przedstawiam więc listę paru moich pomysłów, z których – jeżeli zachcecie – możecie w dowolny sposób korzystać (a może nawet niektóre z nich macie już zaplanowane w kolejnych aktualizacjach – to nawet lepiej!).
- Dodajcie rozbudowane funkcje społecznościowe. W mobilnym Wiedźminie możemy co prawda przyjmować nowe osoby do znajomych, ale prawie nic z tego nie wynika. Poza tym, że da się im wysłać trochę składników do craftingu (licząc oczywiście na podobną reakcję), to w zasadzie inni gracze mogliby nie istnieć. Nie wiemy, jak wyglądają wiedźmini znajomych, nie mamy się czym wymieniać ani jak ze sobą walczyć. Przydałyby się też jakieś grupowe aktywności dla graczy – np. na wzór rajdów z Pokemon GO.
- Pokażcie mi moje statystyki – taka oczywistość, a jednak jej brak. Nie wiem, ile zabiłem potworów (nie będę ich przecież ręcznie liczył w bestiariuszu), ile olejów stworzyłem, jak wiele punktów doświadczenia zdobyłem czy jak wiele kilometrów przeszedłem, grając w Pogromcę potworów.
- CHCĘ WIĘCEJ INFORMACJI – w trakcie walki powinienem widzieć, jakie słabości ma przeciwnik (na razie takie info dostępne jest tylko przed starciem). Questy z kolei powinny mieć oznaczenie, z jakimi typami przeciwników będziemy się mierzyć – inaczej po 20-minutowym spacerze możemy na koniec zadania trafić na silnego wroga, którego nie damy rady pokonać, bo nie będziemy mieć odpowiedniego oleju czy eliksiru... Brakuje też informacji dotyczących samej rozgrywki – jaki bonus daje naostrzenie miecza u kowala, jak działa klątwa czy nawet jakie osiągnięcia można zdobyć (takowe w grze są, ale dowiadujemy się o nich dopiero, gdy spełnimy warunki).
- Proszę o więcej codziennych zadań – obecnie możemy wykonać całe 1 (słownie: jedno) zadanie dziennie. To za mało. Tak, też nie lubię gier, które wymagają wielogodzinnego zaliczania „dailisów”, ale litości – jedna 5-minutowa misja na dzień, to zdecydowanie za mało.
- Gdzie są bonusy za pokonywane kilometry? Skoro i tak zachęcacie do spacerów, to jakim cudem nie pomyśleliście o jakiejś formie nagrody za pokonany dystans? Pogromca potworów prosi się o jakąś mechanikę, która oparta byłaby na przemierzanych przez graczy kilometrach. Tymczasem nawet nie podajecie takiej informacji.
- I na koniec: dajcie na starcie graczom srebrny miecz! Gra o wiedźminach, w której nasz bohater nie ma drugiego miecza – tego na potwory. Dziwne, prawda?. Niestety, ale dorobienie się go (kosztuje 1800 orenów), to całe tygodnie grindu. Trochę słabo.
Będzie „spokko”?
Pogromca potworów jest jak młody wiedźmin, który pierwszy raz wyruszył na szlak z Kaer Morhen. Wiele jeszcze nie umie, więc nie powinien rzucać się na każdego spotkanego potwora (bo inaczej skończy się to kalectwem), ale ma za sobą szkolenie, ma swój miecz i nadzieję, że wróci do wiedźmińskiego siedliszcza w glorii chwały.
Wiedźmin GO to aplikacja z potencjałem. Dziś jeszcze niewykorzystanym w stu procentach, ale fundamenty zostały położone. Przede wszystkim brakuje tu jakiegoś większego celu – zbieranie trofeów okazuje się nawet wciągające, a questy zmuszają do spacerów, co jest niewątpliwym plusem, ale przydałoby się więcej zawartości, szczególnie takiej, która angażowałaby graczy w oddawanie się wspólnym aktywnościom – może rajdom?
Do sukcesu Pogromcy potworów potrzebne są teraz dwa składniki – przede wszystkim zainteresowanie graczy. Na razie trudno ocenić, czy hardcore’owa w swoim zamyśle gra (oczywiście w kategoriach produkcji na smartfony), oparta na znanej, ale jednak niemającej startu do takiego Minecrafta marce poradzi sobie na wymagającym rynku mobilnym.
Drugim, choć mniej ważnym, czynnikiem jest mądre wsparcie twórców. Mniej ważnym, bo bez graczy i najlepsze aktualizacje niewiele wskórają. Ale bez nich także nie da się osiągnąć sukcesu. A wiecie już, że Pogromca potworów łaknie dodatkowych opcji niczym krasnolud zimnego piwa. Jeśli więc te dwa czynniki zagrają, jestem pewien, że będzie „spokko” – czego i Wam, i sobie życzę.
O AUTORZE
Do tej pory w Pogromcy potworów wbiłem łącznie 30 poziomów (przed premierą 12, a po niej, grając od nowa, 18) i zabiłem pewnie blisko tysiąca różnych bestii.
Pierwsze książki o wiedźminie Geralcie zacząłem kupować krótko po tym, gdy przestałem na muchy mówić „tapty”, a na chleb „bep” (czyli w połowie lat 90.). Lokalna „tania książka”, znajdująca się w Lewiatanie niedaleko mojego bloku, oferowała co prawda Sagę, ale tylko od drugiego tomu w górę, więc Krew elfów przeczytałem dopiero kilka lat później...
Do dziś regularnie wracam do dzieł Sapkowskiego – i z czasem coraz bardziej je cenię (no, może poza creepy zachowaniami Jaskra...). Niedawno wysłuchałem opowiadań i części Sagi w formie genialnego słuchowiska Fonopolis. Szkoda, że jego twórcy nie nagrali ostatnich dwóch tomów. :(
ZASTRZEŻENIE
Przedpremierowy dostęp do gry otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy CD Projekt. Dodatkowo twórcy doładowali nasze recenzenckie konta kwotą 8500 orenów (to mikropłatność o wartości ok. 95 zł). W okresie przedpremierowym nie wydałem jednak nawet jednej z tych darowanych monet. Chciałem sprawdzić, jak się gra za darmo – i dowiedziałem się, że nie jest tak źle, choć jest ciężko.
Po premierze straciłem dostęp do swojego konta, więc musiałem grać od nowa. Poprosiłem zatem CD Projekt o doładowanie konta dodatkowymi środkami, żebym mógł szybko zaliczyć questy i pokonać trudniejszych przeciwników. I tak, nie ma co ukrywać, mając konto pełne orenów, gra się znacznie łatwiej.