Call of Duty: Black Ops III Recenzja gry
autor: Grzegorz Bobrek
Recenzja gry Call of Duty: Black Ops III - Cyberpunk 2065
Treyarch miał 3 lata na przesiadkę podserii Black Ops na nową generację. Jak udał się skok do cyberpunkowej przyszłości w Black Ops III?
- świetna oprawa artystyczna;
- kombinowanie z umiejętnościami superżołnierza;
- trzy tryby, kooperacja w kampanii – masa zawartości;
- niezawodny, choć lekko zajechany multiplayer;
- niezłe pomysły fabularne w kampanii, choć pogrążone przez toporną narrację.
- rozciągnięta nienaturalnie kampania;
- ograniczenia na mapach w multiplayerze;
- graficzny lukier skrywa przestarzałą fizykę i nieobecną destrukcję otoczenia;
- tradycyjnie prymitywna inteligencja przeciwników.
Activision nie ma litości dla starych fanów serii Call of Duty. Czekaliśmy na World at War II i powrót do historycznych realiów – otrzymaliśmy jeszcze mocniejszy skok w przyszłość. Po zaskakująco udanym eksperymencie z Advanced Warfare i tematyką superżołnierzy wciśniętych w pancerze nowej generacji, czas przyszedł na wycieczkę w kierunku cyberpunku. Oto lata 60. XXI wieku, epoka zrobotyzowanych armii, wszczepów oferujących niespotykanie dotąd umiejętności bojowe, oprogramowania pozwalającego na niemal telepatyczną więź i... ponoć najdłuższej kampanii dla jednego gracza w historii bestselerowego cyklu.
Już trzy lata temu Treyarch pokazał, że na populistycznym spełnianiu wybranych zachcianek konsumentów znają się lepiej niż koledzy z innych studiów pod Activision. W Black Ops II nie wyszły misje taktyczne i „nieliniowość” kampanii. Black Ops III popełnia zaś błąd z usilną próbą rozciągnięcia kampanii na 10 - 12 godzin gry. Zawsze uważałem zarzuty o długość singla w CoD-ach za bezpodstawne, w końcu Modern Warfare da się przejść w pięć godzin, a i tak zapamiętana jest jako najlepsza odsłona cyklu. Rzecz w tym, że Black Ops III nie oferuje więcej niespodzianek i filmowych momentów niż poprzednicy, po prostu te chwile są poprzedzielane większą ilością powtarzalnych strzelanin. Pod pewnymi względami misje tutaj przypominają najmroczniejsze dokonania z Borderlands – zamiast wykonywać pewną czynność raz, jak na Call of Duty przystało, gra zmusza nas do powtarzania jej kilkukrotnie. I tak, chociażby ostatnia misja jest kompletnym nieporozumieniem – można było postawić na wybuchowy i niepowtarzalny finał, a w rezultacie jeden segment przechodzimy z pewnymi wariacjami trzy razy pod rząd.
Panowie, to nie chodzi o to, żeby wziąć pomysł na scenkę i sklonować go, rozciągając misję z kwadransu do niemal pełnej godzinki. Można się denerwować na "filmowość" Call of Duty, można narzekać na coraz bardziej odjechane realia fabularne, ale nigdy, przenigdy CoD nie powinien nudzić.
Na szczęście monotonię potrafi rozbić nowy system rozwoju trzech alternatywnych ścieżek bohatera. W przeciwieństwie do Advanced Warfare nie rozbudowujemy statystyk postaci, takich jak wytrzymałość czy celność, ale skupiamy się jedynie na specjalnych umiejętnościach. Każde drzewko oferuje inne pomysły na rozwiązywanie problemów – od nas zależy, czy skupimy się na brutalnej sile i walce wręcz, czy na subtelniejszym hakowaniu wrogiego sprzętu. Choć niektóre misje zdecydowanie nagradzają jeden, konkretny zestaw umiejętności – przejęcie kroczącego robota wywraca etap do góry nogami – to dowolność w rozwoju bohatera i doboru sprzętu pozwala na mocne kombinacje a samo testowanie alternatywnych ustawień sprawia satysfakcję.
Z czasem rozwija się też potencjał fabularny Black Ops III. Po bzdetach z Black Ops II i Ghosts twórcy postanowili uchwycić ambitniejszy temat – gra porusza tematykę nieetycznych eksperymentów CIA, rozwoju sztucznej inteligencji, granic kontroli społeczeństwa a nawet przy okazji pada pytanie o samoświadomość i granice między człowiekiem i programem. Szkoda, że ekspozycja tych fascynujących zagadnień jest zrobiona w typowy amerykański sposób. W Black Ops III nie ma miejsca na niedopowiedzenia – postacie nagminnie gadają, przypominają, streszczają, opowiadają, przedstawiają swoje motywacje, abyśmy się przypadkiem nie zgubili w tej bądź co bądź zajmującej historyjce. Nie oczekuję od Call of Duty ambicji narracyjnej, ale szkoda, że przy takim potencjale wykreowanego świata i niezłym pomysłem na twist fabularny opowieść dużo traci przez komiksową dosadność i wspomniane wyżej nieudane wymysły na rozciągnięcie misji do granic możliwości.
Od strony technologicznej, czuć, że seria coraz lepiej czuje się na sprzęcie nowej generacji. Treyarch nawet symbolicznie odciął się od staroci, wycinając kampanię dla jednego gracza z wersji gry na konsole PlayStation 3 i Xbox 360. Różnica względem ostatniej gry z podserii Black Ops jest kolosalna – Treyarch dobrze wykorzystał powierzony im czas. Imponuje rozmach i oprawa artystyczna produkcji – od kapitalnych filmów przerywnikowych, przez architekturę po projekt skórek broni czy nakładkę wirtualnej rzeczywistości. Za spójność wizji grafikom należą się gromkie brawa a niektóre widoki – stara zabudowa Zurychu na tle ultranowoczesnych wieżowców! - zapierają dech w piersiach.
Piękne krajobrazy mocno kontrastują z tymi samymi od lat problemami silnika. Środowisko gry stworzono na niezwykle prymitywnych fundamentach – zapomnijcie o fizyce obiektów czy jakiejkolwiek nieskryptowanej destrukcji otoczenia. Statyczność miejscówek koszmarnie przekłada się na poczucie niemocy trzymanej giwery. W walce na singapurskim targu aż prosi się o możliwość ustrzelenia licznych owoców porozstawianych po straganach. Nic z tego – zdecydowana większość obiektów jest niezniszczalna a lekką kpiną jest nadal bazowanie przez Call of Duty na mechanice przestrzeliwania słabszych ścian. To jest przecież rozwiązanie wprowadzone jeszcze w pierwszym Modern Warfare!
Black Ops III trzyma się także innej niechlubnej tradycji serii. Mowa o skryptach sztucznej inteligencji, która nie przeszła żadnej ewolucji od dobrych parunastu lat. Brak bystrości i instynktu samozachowawczego przeciwnicy nadrabiają ilością. Na jedną misję przypada nawet 200 trupów, więc palca praktycznie nie ściągamy ze spustu, bijąc wrogich piechurów i roboty niczym młotem krety w popularnej lunaparkowej grze zręcznościowej. Szkoda, że twórcy nie chcą zainwestować czasu w doszlifowanie jakości starć z komputerowymi wrogami i idą za to w ilość, rzucając na nas istne tabuny tychże.
Problem SI nie dotyczy całe szczęście multiplayera, w którym nie raz przeciwnicy dadzą nam ostrego łupnia, choć w grze wieloosobowej też czuć stagnację klasycznych rozwiązań i technologiczne ograniczenia. Niezwykle dynamiczny styl zabawy dostał przy okazji Advanced Warfare kolejny zastrzyk energii – Black Ops III podąża tym szlakiem, oferując więcej możliwości poruszania się po mapie niż starsze odsłony. Skoki na dopalaczach, bieganie po ścianach, wzmocnione wślizgi – dobry gracz obróci te opcje na swoją korzyść a zestaw map w podstawce specjalnie dostosowano, aby korzystanie z tych manewrów zapewniało nam przewagę nad przeciwnikiem. Szkopuł w tym, że zamknięta struktura map w Call of Duty potrafi zaprzeczyć wolności w poruszaniu się. Większość projektów aren nadal opartych jest na korytarzach, ot przetruchtanie po ścianie pozwala na ominięcie newralgicznej ulicy, będącej ciągle pod ostrzałem a superskok na zaskoczenie przeciwnika kryjącego się za stertą skrzyń. Szkoda, że przy tym zdarzają się frustrujące ograniczenia, jak niewidzialne blokady w powietrzu, które sprawiają, że czasem niski płot, albo ogrodzony skwer są barierami nie do przebycia. Dostajemy więc sprzeczne sygnały – niby otrzymujemy efektowne akrobacje, ale tylko w miejscach, które specjalnie zaplanowali do tego projektanci. Zabawną kropką nad i jest wprowadzenie pływania w multiplayerze, co pozwala czasem na dziwne wyczyny, jak ustrzelenie przeciwnika spod tafli wody. Dodatkowym elementem są też specjalne cechy, do wykorzystania przeważnie raz na bitwę, przypisane do „bohaterów”, w których wcielamy się w sieciowych starciach. Na tym kończą się praktycznie nowości w mechanice, bo tradycyjnego przetasowania perków, broni i nagród za serie punktowe nie można już wliczyć w poczet innowacji.
Druga wojna światowa światowa sprowadza się do krótkiego wirtualnego fragmentu w kampanii i jednej mapy w multi.
W kwestii rozwoju żołnierza otrzymujemy bowiem rozwiązania mocno zbliżone do Black Ops II – wraca udany pomysł na system „wybierz 10”, pozwalający na mocne kombinowanie z ustawieniem ekwipunku i zdolności. Liczba kombinacji jest imponująca – nic nie stoi na przeszkodzie, aby pozbyć się wszystkich granatów, dobrać specjalne dzikie karty i dopakować ulubionego gnata do granic możliwości. System ten nadal sprawdza się idealnie a odblokowywanie z czasem kolejnych perków, dodatków i giwer otwiera przed nami niezliczone opcje.
Na tym podobieństwa się nie kończą – Black Ops III rzuca nas bowiem ponownie na mocno ograniczone rozmiarami areny, gdzie w krótkich meczach umieramy i zabijamy z prędkością kilku trupów na minutę. Jest w tym nadal masa chaotycznej, niezobowiązującej frajdy a szeroki dobór trybów nie pozwala się nudzić. Atuty multiplayera pozostały takie same... podobnie jak wady. Wspomniana wyżej korytarzowość map z roku na rok coraz mocniej daje się we znaki, szczególnie na tle bardziej otwartych produkcji na rynku. Już po kilku wyprawach na tę samą arenę pewne schematy poruszania się po niej zaczynają się powtarzać – co najwyżej coraz lepiej radzimy sobie w oczyszczaniu danego budynku czy spodziewamy się nieprzyjemnej niespodzianki przy jeziorku oferującym skrót. Nadal irytuje nieprzewidywalny system odrodzeń, z przeciwnikami lądującymi za naszymi plecami i kompletny brak destrukcji otoczenia. Niezmienione pozostaje też nastawienie gry na zdobywanie fragów – do tego standardowym zwyczajem Call of Duty dobry gracz nagradzany jest kolejnymi fantami za serie punktowe, co pozwala mu podbić wynik jeszcze bardziej... i koło się zamyka. Co więcej, interakcje z członkami zespołu są minimalne, szczególnie gdy gramy w sieci z kompletnie losowymi osobami. Poza tym, społeczność – przynajmniej na konsoli – zdecydowanie preferuje dwie formy zabawy: Drużynowy Deathmatch i Dominację. Dobrze to pokazuje, w jakich trybach chaotyczna rozgrywka CoD-a sprawdza się najlepiej. Po setkach godzin spędzonych od czasu Modern Warfare na tej sieczce czuję już lekki przesyt, ale osoba, która z serią ma kontakt okazjonalny, ma przed sobą perspektywę odkrywania, jak wyewoluował tryb sieciowy. Zdobywanie odznaczeń, poziomów, biegłości w różnych rodzajach broni – jest co robić a często wypadające nagrody udanie utrudniają oderwanie się od konsoli.
Black Ops nie mogłoby się oczywiście obejść bez dodatkowego trybu do kooperacji, a Zombie, choć osobiście za nimi nie przepadam, są naprawdę w formie. W podstawowej edycji otrzymujemy zaledwie jedną mapę (plus jedną dodawaną do edycji specjalnych), ale jaka to jest mapa... Utrzymane w klimatach noir fikcyjne miasto Morg jest pełne sekretów, easter eggów i tajemnic, których ujawnienie to rzecz na kilkanaście godzin gry. Świeży przeciwnicy, wyśrubowany stopień trudności, nowy system „cukierków”, pozwalający na dostosowanie specjalnych zdolności bohatera a do tego spora szczypta mitów Cthulhu. Fani na pewno nie będą zawiedzeni.
Ostatecznie Black Ops III trzeba rozpatrywać jako pakiet trzech trybów, w którym siła kombinacji singiel, multi, co-op, jest mocniejsza niż potencjał każdego z elementów z osobna. Treyarch wypełnił grę masą zawartości, otwarcie kampanii na kooperację i przeszczepienie do singla rozwoju postaci niczym z multi zatarło granicę między rozgrywką dla jednego gracza a zabawą w sieci. Dzięki temu zatwardziali fani grania w pojedynkę mogą liznąć wciągającego nabijania poziomów a zgrana grupa z trybu Zombie ma więcej powodów do wspólnej zabawy przy przechodzeniu w kooperacji misji fabularnych.
Treyarch z pewnością ze starcia z odległą przyszłością nie wrócił na tarczy, ale do odtrąbienia pełnego sukcesu też jest daleko. Nienaturalne rozciągnięcie kampanii wiąże się z momentami dobijającą monotonią przy powtarzalnych scenkach niemal kopiuj/wklej a rewelacyjne widoki i dopracowane modele postaci kontrastują z zacofaniem technologicznym jeśli chodzi o fizykę obiektów i destrukcję otoczenia. Multiplayer prezentuje bardziej równy poziom, ale na pierwszy plan wychodzą tu znajome mechanizmy oraz charakterystyczne plusy i minusy zabawy w sieci –zmiany w poruszaniu się mieliśmy wszak już w Advanced Warfare. Nietrudno dojść do wniosku, że Black Ops III mniej przynosi do stołu, niż produkcja Sledgehammer Games sprzed roku. Mimo to, Call of Duty: Black Ops III pozostaje jak najbardziej poprawną odsłoną serii, dość dobrze poukładaną i której nawet zestaw wad i nieudanych decyzji projektantów nie jest w stanie pociągnąć niżej od Ghostów z 2013 roku.