autor: Szymon Liebert
Zeno Clash - recenzja gry
Surrealistyczny świat, psychodeliczna fabuła, charyzmatyczne postacie i oryginalny system walki. Czy to właśnie jest przepis na sukces?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Czy małe studio z Chile może stworzyć grę bijącą na głowę większość wysokobudżetowych produkcji? W kwestiach technologicznych zapewne nie, ale jeśli weźmiemy pod uwagę klimat i oryginalność, to odpowiedź nie jest już taka oczywista. Próbuje udowodnić to firma ACE Team, która zaserwowała małą, ale niezwykle interesującą porcję swojej nietuzinkowej wyobraźni. Przed premierą, nieznani praktycznie nikomu autorzy, wielokrotnie wskazywali na pewne inspiracje malarsko-plastyczne (Hieronymus Bosch, John Blanche, film Dark Crystal), dodatkowo prezentując kilka niepokojących postaci. Zeno Clash pojawił się w wersji polskiej w elektronicznych systemach dystrybucji, aby opowiedzieć historię o zbudowanej na kłamstwie rodzinie i zabrać graczy do jednego z ciekawszych wirtualnych światów ostatnich miesięcy.
Główną postacią tej przygody jest niejaki Ghat, zmagający się z trudnymi do opisania problemami rodzinnymi. W przypadku tej gry powinniśmy jednak mówić o zbiorowym bohaterze, jakim jest wykreowany świat i wszyscy jego mieszkańcy. Poznajemy między innymi waleczną Deidrę, niewidomego snajpera-zabójcę (wysyłającego do swoich wrogów piszczące wiewiórki obłożone materiałami wybuchowymi), niebieskoskórego półboga, który zdaje się znać wszystkie odpowiedzi, oraz psychopatycznych korwidów. Najbardziej niepokojącą istotą jest oczywiście Ojczymatka, czyli dwupłciowa kreatura, mówiąca jednocześnie modulowanym męskim i żeńskim głosem. Wszyscy wymienieni są na swój sposób upośledzeni i dziwaczni, bo Zeno Clash przenosi graczy do świata ludzi zdeformowanych i obłąkanych.
Schizofreniczny i niepokojący charakter ma również sama opowieść. Ghat, będący jeszcze pod wpływem przeżyć związanych z oszalałymi korwidami, ucieka, chociaż tak naprawdę nie chce i nie ma dokąd. Wraz z Deidrą błąka się bez celu po coraz dziwniejszych miejscach, zupełnie wyrwanych z kontekstu i rzeczywistości. Chociaż chronologia zostaje zachowana, bo przecież wspominamy kolejne wydarzenia prowadzące do katastrofy, to jednak panuje ogólny chaos, utrudniający zrozumienie prawdziwych motywacji kogokolwiek. Pojawia się tajemnica, której bohater do końca nie chce wyjawić. Kolejne cele i walki wydają się prowadzić donikąd. W tym jednak tkwi siła tej historii. Poszatkowane, krótkie epizody budzą ciekawość i, być może, w jakimś zakresie reprezentują specyfikę funkcjonowania każdego z nas.
Niezwykłe postacie, świat oraz wydarzenia na szczęście są tylko nadbudową. Podstawą gry jest natomiast dynamiczna walka, wykorzystująca naprawdę udany system wyprowadzania ciosów. Z godną podziwu łatwością autorzy wpletli w całą historię kilkuczęściowe wprowadzenie, przedstawiające sposób prowadzenia potyczek. Generalnie możemy bić przeciwników pięściami, nogami, łokciem, młotami, pałkami oraz bronią dystansową i wybuchową. Oprócz tego trzeba pamiętać o blokowaniu, robieniu całkiem efektownych uników i różnych kombinacjach uderzeń. Opanowanie wszystkich elementów jest niezbędne, bo, tu ciekawostka, gra jest naprawdę wymagająca. Głównie dlatego, że Ghat walczy przeważnie z kilkoma wrogami jednocześnie. Na szczęście udało się wyważyć odpowiednio poziom trudności.
Rozpoczęcie starcia sygnalizowane jest przez widowiskowy i znany z bijatyk ekran początkowy, na którym pojawiają się stający do niego przeciwnicy. Od tego momentu trzeba się sporo napocić, żeby położyć wszystkich wrogów. Warto od razu zaznaczyć, że większość poziomów w grze jest mikroskopijnych rozmiarów, przypominając raczej areny. Te pozorne ograniczenia w dzisiejszym świecie ogromnych wirtualnych miast są kolejną mocną stroną Zeno Clash. Walki są dzięki temu dynamiczne, bo praktycznie zawsze znajdujemy się w zasięgu wzroku kogoś, kto chce nam dokopać. Dodatkowo przeciwnicy, wśród których najczęściej pojawia się rodzeństwo Ghata, są niezwykle barwni, nie tylko pod względem wyglądu i ubioru. Zaskakuje szeroki wachlarz ich zachowań: chwytają za leżącą na ziemi broń, szarżują, chowają się i tłuką między sobą.
Zeno Clash rozkręca się bardzo szybko i utrzymuje wysoki poziom do samego końca. Już w pierwszej potyczce walczymy z trzema postaciami jednocześnie. W kolejnych twórcy stawiają przed nami trudniejsze wyzwania i groźniejszych wrogów. Co chwilę zmagamy się z bossami, wymagającymi specyficznego potraktowania. Cały system walki, z możliwością namierzania wrogów, wyprowadzania ciosów i robienia uników, sprawia dużą frajdę i jest naprawdę ciekawy. Także pod względem trudnej do uchwycenia fizyczności oraz inercji ciała bohatera, znanej chociażby z Mirror’s Edge. Nie znaczy to, że gra jest doskonała, bo kilka kwestii trochę kuleje. Czasem w ferworze walki trudno zaznaczyć konkretnego przeciwnika. Samym wrogom zdarza się też sporadycznie zawiesić lub zablokować.
Na poszczególnych poziomach idziemy przed siebie i walczymy. Czasem trzeba wykonać jakieś poboczne czynności, przeważnie jednak związane z zabijaniem. Wspomniane już niezbyt imponujące rozmiary lokacji mogą razić, ale to kwestia sporna. Ważne jest, że autorzy ze sporą gracją rzucają kolejnymi pomysłami w zakresie stylistyki odwiedzanych przez nas miejsc oraz nowych mechanizmów rozgrywki. Od ciekawie przeprowadzonego wstępu, przez zaskakująco treściwy środek, aż po finalną, epicką walkę, wymuszają na odbiorcy aktywne podejście do potyczek. Po ukończeniu przygody otrzymujemy dostęp do kilku wyzwań, czyli po prostu bardzo wciągającej serii walk na arenach. Warto dodać, że chociaż w grze krwi raczej nie oglądamy, to i tak jest ona dość brutalna – kopanie leżącego jest w niej nawet wskazane.
Zeno Clash to udana produkcja, głównie dzięki inteligencji oraz kreatywności jej twórców. Zaprezentowali oni surrealistyczny świat będący zlepkiem kilku stylistyk, jednocześnie wykorzystując możliwości leciwego już silnika Source. Od strony artystycznej gra urzeka, chociaż nie oferuje grafiki lepszej od czołowych tytułów. Wszelkie braki autorzy tuszują skrzętnie pomysłowością. Zaprezentowana historia jest inspirująca i współczesna (rodzina prowadzona przez transgenderową postać Ojczymatki?), a mechanika zabawy odpowiednio skondensowana. Otrzymujemy kilka godzin rozrywki w stylu pamiętnej American McGee’s Alice, dodatkowo budzącej (pozytywne) zdziwienie i poruszenie. Emocje te oparte są na bardzo solidnych podstawach, co w przypadku tak zwanych gier niezależnych nie zawsze jest regułą.
Szymon „Hed” Liebert
PLUSY:
- surrealistyczny świat i jego mieszkańcy;
- świetne wykonanie;
- skondensowana akcja i wymagający system walki.
MINUSY:
- kilka pomniejszych błędów;
- niewielkie poziomy.