Uprising44: The Silent Shadows Recenzja gry
autor: Maciej Kozłowski
Uprising 44 - recenzja gry o powstaniu warszawskim
Powstanie warszawskie zasługuje na dobrą, ambitną grę. Uprising 44 taki nie jest - to raczej projekt, który nie powinien w ogóle trafić na rynek.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- różnorodność zadań;
- pierwsza gra o powstaniu warszawskim.
- niedopracowanie praktycznie każdego elementu;
- nudna i frustrująca rozgrywka;
- zerowa wartość edukacyjna;
- oprawa;
- fabuła i postacie;
- AI przeciwników i towarzyszy;
- zbędna martyrologia i patos.
Nieco ponad rok temu pisałem zapowiedź gry o powstaniu warszawskim. Uprising44 miało być, wedle zapewnień twórców, taktyczną strategią z elementami RPG i strzelanki. Główny nacisk zamierzano położyć na odwzorowanie realiów oblężonej stolicy oraz na osobiste dramaty uczestników konfliktu. Dodatkowymi atutami chciano uczynić zadania poboczne, wybory moralne i dynamiczne starcia z przeważającymi siłami wroga.
Dzisiaj, kiedy gra warszawskiego studia DMD Enterprise ujrzała już światło dzienne, wypada, niestety, zapomnieć o rzeczonej zapowiedzi – żadna z obietnic nie została spełniona. Uprising44: The Silent Shadows jest bowiem mierną, potwornie nudną i źle skonstruowaną strzelaniną z krótkimi sekwencjami strategicznymi. To jedna z najgorszych polskich gier, w jakie grałem. Czasy Wilczego Szańca powinny pozostać przeszłością – wskrzeszanie ich to grzech śmiertelny. Szkoda tylko, że ofiarą deweloperów padło właśnie powstanie warszawskie.
Fabularny kanał
Intro nie wyjaśnia niczego. Gracz zostaje od razu rzucony w wir akcji, gdzie wciela się w cichociemnego o imieniu Kuba (w angielskiej wersji językowej jest to Jimmy). Brak tu jakiegokolwiek szerszego tła, streszczenia historii powstania czy choćby wyjaśnienia, o co w nim chodziło. Co więcej, postacie, które spotykamy na swojej drodze, są całkowicie fikcyjne – podobnie jak większość wydarzeń, w których bierzemy udział. Gra jest inspirowana powstaniem, ale braknie w niej faktów historycznych – co prawda umundurowanie bohaterów i wygląd broni odpowiadają zdjęciom z II wojny światowej, ale większość „otoczki” to już czysta bajka. Zaznaczam to, ponieważ grę planowano wydać na Zachodzie, by rozpowszechnić wiedzę o heroicznej walce warszawiaków – tymczasem dla gracza żyjącego poza Polską Uprising44 nie ma praktycznie żadnych walorów edukacyjnych.
Sama fabuła jest żenująca, naciągana i potwornie szablonowa. To samo zresztą można powiedzieć o bohaterach. Nieudolność twórców dotyczy nie tylko dialogów (drętwych, łzawych i nudnawych), ale w ogóle całości historii. Zaliczenie wszystkich zadań zajmuje nie więcej niż trzy godziny. Niektóre z nich można „przebiec” w kilkadziesiąt sekund, inne zostały sztucznie przedłużone – czy to przez animacje na silniku gry (których często nie da się przeklikać) czy też samą rozgrywkę (np. kilkakrotnie musimy przez określony czas bronić terenu przed nieskończoną liczbą nazistów). Sprawia to, że z utęsknieniem oczekuje się na koniec zabawy – tortura jest tym dotkliwsza, im dłużej trwa.
Wypada przy okazji wspomnieć, że ogół martyrologiczno-patriotycznego bełkotu, którym karmią nas twórcy, jest naprawdę trudny do zniesienia. Dosłownie wszędzie wiszą polskie flagi i plakaty, a podniosłe przemowy bohaterów wywołują krwawienie z uszu. Co prawda Warszawa w czasie powstania faktycznie była obwieszona biało-czerwonymi chorągwiami, ale gra zdecydowanie przesadziła w tym aspekcie, Efekt jest tym gorszy, że w dialogach nierzadko pojawiają się „żarty” – czerstwe niczym tygodniowy suchar. Takie zestawienie powoduje, że historia opowiedziana w grze jest całkowicie niestrawna.
Gdy broń dymiącą z dłoni wyjmę...
Rozgrywka w żadnym razie nie okazuje się lepsza od warstwy fabularnej. Wszystkie zapowiadane elementy typowe dla gier RPG skasowano, pozostawiając za to absurdalną ilość cutscenek. Przez zdecydowaną większość zabawy biegamy z karabinem i strzelamy do Niemców, patrząc na wydarzenia zza pleców bohatera. Oczywiście możemy ukrywać się za przeszkodami, jednak zbyt często stanowi to problem – główny protagonista nie zawsze reaguje na polecenia gracza, potrafi też samoistnie „odkleić się” od ściany czy pudła, co zwykle kończy się jego zgonem. To samo dotyczy przeciwników, którym zdarza się gdzieś ukryć, ale zazwyczaj zza węgła wystaje im ręka czy but – oczywiście celny strzał w palec u nogi eliminuje ich z rozgrywki.
Czuję się w obowiązku poświęcić też kilka słów sztucznej inteligencji, choć – niestety – nie będą to słowa zachwytu. Przeciwnicy na ogół wchodzą nam pod nogi i giną masowo od strzałów swoich kolegów (tak, naziści strzelają sobie w plecy, kiedy stoją jeden za drugim!). Potrafią przy tym zabić polskiego snajpera, korzystając ze zwykłego pistoletu – ich celność nieraz wprawiała mnie w zdumienie. Z kolei polscy powstańcy, którzy towarzyszą nam w przygodzie i którym możemy wydawać proste polecenia, nie trafiliby w Tygrysa stojącego na wyciągnięcie ręki.
Na szczęście wszyscy główni bohaterowie są nieśmiertelni – podstawową taktyką jest więc puszczenie ich przodem, by przyjęli na siebie najcięższy ogień, a następnie wyeliminowanie odsłoniętych wrogów. To ostatnie nie jest zresztą łatwe, ponieważ wszystkie typy broni mają spory rozrzut – trafienie w cel odległy o ponad dwadzieścia metrów stanowi niemały wyczyn. Jak łatwo się domyślić, frustracja wzrasta z każdym zmarnowanym nabojem – tym bardziej że jest ich niewiele. Zdarza się więc, że misja kończy się fiaskiem nie z winy gracza, a niewystarczającej ilości amunicji – ta zaś przechodzi z zadania na zadanie. Jako że checkpointy zdarzają się tylko pomiędzy poszczególnymi etapami, a każdy następny nadpisuje poprzedni, istnieje niebezpieczeństwo, że całą grę trzeba będzie przejść od początku (!). Dopiero na późniejszym etapie rozgrywki znajduje się skrzynie z nieskończoną ilością naboi.
Strzelanie to jednak nie jedyny element zabawy. Co jakiś czas zdarzają się też sekwencje strategiczne, polegające na dowodzeniu kilkoma żołnierzami. Niestety, nasi podkomendni często nie reagują na rozkazy albo – co gorsza – nie chcą atakować wyznaczonego celu. AI jest koszmarne – rodzimi wojacy potrafią ginąć pod własnymi czołgami, natomiast trafienie najbliższego wroga sprawia im trudność. Dlatego lepiej skupić się na osobistym eliminowaniu hitlerowców – co jakiś czas możemy skorzystać z pomocy snajpera, którym kierujemy bezpośrednio (wystarczy wskazać przeciwnika do odstrzału i nacisnąć spust).
Poza tymi dwoma rodzajami rozgrywki Uprising44 oferuje też kilka przeszkadzajek – takich jak sekwencja skradankowa czy strojenie radia (które i tak nie chce działać – ot, błąd). O ile różnorodność wyzwań może imponować, o tyle ich wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Kamienie na szaniec
Oprawa tej produkcji budzi mieszane uczucia. Zastosowany silnik graficzny nie jest zły – może i zalatuje nieco stęchlizną, ale przynajmniej stwarza możliwości. Szkoda tylko, że nie zostały one wykorzystane. Sylwetki postaci są więcej niż nienaturalne – szczególnie razi absurdalna wielkość dłoni oraz zbyt mała szerokość ramion (które opadają w dziwny sposób). Jak można się było spodziewać, mimika twarzy praktycznie nie istnieje, a gesty są sztuczne i toporne. Pewnym pozytywem może być architektura, ta całkiem wiernie odwzorowuje krajobrazy oblężonej Warszawy, ale już efekty specjalne wołają o pomstę do nieba – szczególnie w przypadkach, gdy przeciwnicy najpierw zostają zdziesiątkowani, a dopiero potem następuje eksplozja. Całość jest więc zrobiona nieporadnie – widać tu nie tyle brak możliwości, co przede wszystkim umiejętności programistów.
Nieco lepiej wypada oprawa dźwiękowa, chociaż i ta nie należy do najlepszych. W tle pobrzękują ambientowe nuty, ale czasem zdarza się też coś bardziej dynamicznego. Gorzej z dialogami, które brzmią sztucznie i nienaturalnie – zwłaszcza przy okrzykach bojowych i komendach podczas walki (są tak drętwe, że aż skrzypią). W angielskiej wersji językowej nie jest wcale lepiej – odniosłem wręcz wrażenie, że do mikrofonu zaciągnięto tych samych, polskich lektorów, którzy nie wypadli zbyt przekonująco. A jeśli nawet zatrudniono kogoś z Zachodu, to cóż – nie jest moim kandydatem do Oskara.
W ostatecznym rozrachunku Uprising44 wypada gorzej niż źle. Produkcja jest krótka, niedopracowana, frustrująca i zwyczajnie nudna. Widać w niej najgorsze grzechy dawnej „polskiej szkoły programowania”, typowej dla prostych celowniczków z ubiegłej dekady. Mierna oprawa i miałka treść idą więc w parze z nieciekawą rozgrywką i uderzającą głupotą przeciwników. Walka o portfele graczy okazała się równie pozbawiona szansy na sukces, co i samo powstanie. Nie mogę polecić tej gry absolutnie nikomu – nawet fanatyczni nacjonaliści odbiją się od niej z obrzydzeniem.