Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 grudnia 2007, 16:19

autor: Marcin Cisowski

Uncharted: Drake's Fortune - recenzja gry

Nathan to ucieleśnienie marzeń każdego chłopca o byciu Indianą Jonesem XXI wieku. Najczęściej odważny madafaka nie ustępujący w sposobie wymierzania sprawiedliwości i liczbie eksterminowanych Marcusowi Fenixowi z Gears of War.

Recenzja powstała na bazie wersji PS3.

Gears of War, Ace Combat 6, Bioshock, Forza 2, Halo 3, Mass Effect, Project Gotham Racing 4, Crackdown. Wymieniamy dalej? Znalazłoby się jeszcze kilka tytułów, które z powodzeniem można nazwać system-sellerami. A przynajmniej głośnymi, gorącymi pozycjami, które jednoznacznie pokazują obecną dominację Xboksa 360 pod względem biblioteki dostępnych gier. Motorstorm, Ratchet & Clank: Tools of Destruction, Heavenly Sword… yyy, i to by było w zasadzie tyle. Co by nie mówić o solidności samego sprzętu, tajemnicą nie jest, że posiadacze konsoli Sony nie byli rozpieszczani przez wydawców w kwestii głośnych tytułów. W przeważającej większości tytuły multiplatformowe lepiej wypadały na sprzęcie Microsoftu, cała nadzieja pokładana więc była w produkcjach dedykowanych PlayStation 3. Ten trend będzie się z każdym miesiącem zmieniał, na dziś jednak posiadacze konsoli Sony z utęsknieniem wyczekują premiery każdego exclusive’a. Tej jesieni zawiódł już Lair, Heavenly Sword nie spełnił do końca oczekiwań, cała nadzieja pozostała w ostatnim z zapowiadanych na 2007 rok killerów. Balon napompowano nieprawdopodobnie. Zalew trailerów, pierwsze wrażenia z wersji preview, to się nie mogło nie udać. Pytanie brzmiało raczej, ile na tym diamencie pojawi się rys.

Przygoda, przygoda

Nathan to ucieleśnienie marzeń każdego chłopca o byciu Indianą Jonesem XXI wieku. Najczęściej odważny madafaka nie ustępujący w sposobie wymierzania sprawiedliwości i liczbie eksterminowanych Marcusowi Fenixowi z Gears of War. W przerwach między widowiskową wymianą ognia fajtłapa zabawiający towarzyszkę podróży kolejnymi potknięciami, czasem też brzydsza wersja Lary Croft. Dokładnie w takich właśnie proporcjach. Nasz poszukiwacz skarbów przedstawia się w momencie wyławiania trumny brytyjskiego szlachcica, poszukiwacza skarbów sir Francisa Drake’a. Ta zamiast ciała nieboszczyka kryła w sobie przez setki lat mały notes, będący punktem wyjścia do kolejnych czekających nas egzotycznych przygód Nathana. Wyruszamy bowiem na poszukiwania zaginionego, mitycznego El Dorado, które ku naszemu zdziwieniu okaże się nie tym, do czego przyzwyczaiły nas legendy.

Większa część historii rozgrywa się na malowniczej wyspie Pacyfiku. W towarzystwie sympatycznej dziennikarki przeżyjemy katastrofę samolotu, zwiedzimy spory kawałek dżungli, kilka zaginionych miast, katakumby, łódź podwodną i wiele, wiele więcej. Jeśli nadchodzący filmowy Indiana Jones zafunduje nam takie atrakcje, to fani będą zachwyceni. Bo tym w istocie jest Uncharted. Interaktywnym filmem, gdzie niezauważalnie przechodzimy z przerywników filmowych do właściwej rozgrywki, gdzie nie uświadczymy podczas gry ani jednego loadingu, kolejne akty następują po sobie niemal niezauważalnie – to jest pojęcie next-gen, to jest nowa jakość. Fabuła tak wciąga, że nie umiemy odejść od ekranu. Magia kolejnych lokacji, ich niepowtarzalność powodują, że chcemy za wszelką cenę iść dalej i dalej, aby dowiedzieć się, co znajdziemy za kolejnym zakrętem i czym jeszcze zaskoczą nas panowie z Naughty Dog. Wiem to po sobie, bo sporo ostatnio niedosypiałem – żeby w tym wieku takie rzeczy...

Hej, szable w dłoń

Szable w dłoń to brał pewnie Francis Drake, gdy szukał swojego El Dorado – jego potomek korzysta z bardziej konwencjonalnych narzędzi zagłady. Jako że gra raczej jest rasową strzelanką TPP, a nie kolejnym Tomb Raiderem, arsenał musiał być konkretny. Kilka rodzajów pistoletów, karabiny, poczciwy i niezawodny shotgun, granatnik, karabin snajperski. Jednorazowo przy sobie możemy mieć jeden pistolet i jedną większą giwerę. Amunicji też za wiele nie dźwigniemy, wymusza to korzystanie ze wszystkich gratów pozostawianych przez przeciwników, przez co niemożliwe jest skoncentrowanie się na ulubionym rodzaju broni. I w sumie dobrze, bo strzelanie jest tu frajdą. Pamiętamy Gears of War? Pamiętamy. System rozgrywania walk jest praktycznie identyczny. Jeden z klawiszy odpowiada za przywieranie do przeznaczonych do tego części otoczenia – murków, ścian, wraków samochodów, paczek. Możemy swobodnie turlać się za kolejne przeszkody, część naszych osłon jest zniszczalna. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że walka jest bardziej dynamiczna niż w GoW i przez to nieco bardziej chaotyczna.

Mniej tu również planowania taktyki na spokojnie, na co wpływa SI przeciwników, którzy przemieszczają się często na całkiem duże odległości, nie mają ustalonych tras, niekiedy decydują się na walkę w zwarciu. Trzeba mieć cały czas oczy dookoła głowy. Na pewno nie sprawdzi się metoda przycupnięcia w pewnej odległości i ściągania kolejnych nieświadomych przeciwników. Dzięki temu potyczki są różnorodne, bawią do samego końca i sprawiają, że gra zyskuje tak rzadką cechę replayability – chce się do niej wracać po ukończeniu i jest po co. Obok korzystania z broni palnej w zwarciu przyda się umiejętność wyprowadzania celnych sierpowych i wykopów z w powietrzu. Możliwości destrukcyjnych Nathana dopełniają granaty, a do określania odległości rzutu użyjemy sixaxisa – poruszając kontrolerem w jednej z płaszczyzn. Bardzo fajny, intuicyjny patent.

Na Wyspach Bergamutach na pewno jest...

Na pewno jest miejsce także na elementy czysto zręcznościowe, jak i proste zagadki polegające na spostrzegawczości i umiejętności łączenia pewnych wskazówek. Tomb Raider to nie jest – powiedzmy to sobie od razu. Paleta ruchów jest sporo mniejsza od tych, w jakie była wyposażona panna Croft. Nie dochodzi tu do sytuacji, w których balansując na linach i półkach skalnych gdzieś na końcu spadamy w przepaść i musimy całą drogę powtarzać. Eksploracja terenu jest widowiskowa, bywa ekscytująca, bo wystające fragmenty terenu, których Natan stara się chwytać, kruszą się pod jego ciężarem, rury się uginają, windy spadają. Czasem też widowiskowo, zupełnie jak Książę Persji, nasz dzielny awanturnik będzie biegał po ścianach wspomagając się lianą lub łańcuchem. W tych wszystkich zręcznościowych fragmentach kamera lubi ustawiać się w nietypowych pozycjach, zwiększając jeszcze radość z wykonywanych akrobacji.

Generalnie dzieje się bardzo dużo, ale fragmenty zręcznościowe są proste, nie stanowią wyzwania. Zagadki – to co dla niektórych stanowi kwintesencję gier przygodowych TPP – są dość proste. Powiedziałbym, że znowu za przepychem i skomplikowaniem graficznym stoi dość niski poziom trudności. Nie należy mieć o to pretensji, wszak mamy zaakcentowane, że to wymiana ognia stanowi w Uncharted podstawę rozgrywki. Gdy Nathan musi zajrzeć do notesu swego przodka po niezbędne wskazówki, te również nie dają nam pola do rozwinięcia wyobraźni, bo zazwyczaj już po chwili potrafimy wyłapać, co sugerują nam ilustracje z książeczki. Zagadki to zazwyczaj przesuwanie czegoś, ustawianie w odpowiednim kierunku lub w określonej kolejności. Można było podpowiedzi ukryć bardziej subtelnie, co znacząco zwiększyłoby satysfakcję z ich rozwiązywania.

Zwykła zabawka, mała huśtawka, a rozkołysze, rozbawi

Czy to wszystko, co nas czeka? Ależ nie. Nie mogło zabraknąć tak popularnych QTE (quick time events), bez których żadna szanująca się gra akcji ostatnio nie może się obyć. Dla tych, którzy zaspali: oglądamy przerywnik filmowy, w którym bohater spada na niego leci wielka skrzynia. W odpowiednim momencie wciskamy wskazany klawisz, co uruchamia unik Nathana. Niestety, przez całą grę jest tego niewiele i czuje się niedosyt, bo wiele ekstremalnych wyczynów, jakie oglądamy w trakcie filmików przerywnikowych, aż prosiło się o wprowadzenie QTE.

Kolejny ciekawy pomysł znowu pojawia się zaledwie w kilku momentach. Kamera obraca się przed naszego bohatera, a my biegniemy, skacząc radośnie po kolejnych platformach, tudzież strzelając w grupę pościgową. Coś jak klasyczny Cash Bandicoot. Jeszcze mało? A co powiecie na rajd jeepem przez dżunglę jako operator zamontowanego na nim ciężkiego karabinu maszynowego? Rzucanie na wszystkie strony granatami, ścigające nas ciężarówki i motory, a wszystko to na krawędzi urwiska. Brzmi smakowicie, prawda? To lećmy dalej. Właściwie to płyńmy – skuter wodny. Eksponowany w materiałach prasowych nie był tajemnicą, okazało się jednak, że nie jest on jedynie przerywnikiem. Jeden akt pokonujemy w całości na jego pokładzie! I to z uzbrojoną kobietą jako pasażerem – gwarantowane skoki ciśnienia. A poważnie – wspomniany akt, kiedy płyniemy w górę rzeki, pod prąd, zagłębiając się w dżunglę, odkrywając starożytne kompleksy świątynne: cudowna sprawa. To opisane smaczki powodują nieodpartą chęć brnięcia dalej i dalej, mariaż różnych rozwiązań urozmaicających rozgrywkę, nie wprowadzanych na siłę, ale świadomie budujących wrażenie uczestnictwa w egzotycznej wyprawie i pozwalających zatracić się bez reszty. Dodajmy, że Uncharted: Drake’s Fortune jest pierwszym tytułem na PS3 zintegrowanym z nadchodzącą usługą Home i posiadającym listę trofeów do odblokowania – wzorem popularnych achievementów z Xboksa 360. Poszukiwanie ukrytych skarbów, odkrywanie bonusowych filmów, grafik, trybów wyświetlania obrazu, wdzianek, ułatwień. Zapewnia nam to masę dodatkowej zabawy i wydłuża czas cieszenia się grą, którą z chęcią kończy się drugi i trzeci raz.

Iść, ciągle iść, w stronę słońca

Słońca i innych źródeł efektów świetlnych, tak doskonałych, moje oczy w grach video jeszcze nie widziały. To, co wyprawia światło i cień, zarówno na otwartych przestrzeniach jak i głęboko pod ziemią powoduje, że możemy na obecną chwilę śmiało mówić o najbardziej realistycznej grafice w grach. Kilka tygodni temu ukazało się demo Uncharted. Trafił do niego najsłabszy akt gry, nie pokazujący zbyt wielu atutów, gdyż rozgrywał się w całości w dżungli, w której biegniemy między drzewami, skacząc od czasu do czasu po kamieniach. Tych, którzy po demie spodziewali się więcej, informuję – nic nie widzieliście, tak naprawdę. No może jedynie wyśmienite, ultraszczegółowe tekstury.

Pierwszy opad żuchwy następuje po odkryciu niemieckiego U-bota wiszącego na szczycie wodospadu – oglądanego przy bezkresnej tropikalnej panoramie w blasku zachodzącego słońca. Pocztówka. Kolejne zachwyty wznosimy po dotarciu do fortecy zbudowanej z białego kamienia. Poziom skomplikowania architektonicznego i skala zabija. Podziemne katakumby czy wartkie koryto rzeki, albo etapy rozgrywane w prawie całkowitych ciemnościach, gdy wspomagamy się tylko latarką. Na osobne wyróżnienie zasługuje woda. Perfekcyjna, szczególnie w końcowych fragmentach opowieści. Proponuję zwrócić uwagęna to, co dzieje się z ubraniem Nathana, gdy wejdzie on pod wodospad. To się nazywa przywiązanie do szczegółów.

A animacja postaci? Tu Uncharted musi stoczyć pojedynek z Assassin’s Creed, ale nie jest na przegranej pozycji, zwłaszcza że mnogość ruchów może zawstydzić Altaira z gry Ubisoftu. Osobiście troszkę drażnił mnie bieg bohatera, bo macha rękami na prawo i lewo, ale pewnie się czepiam. Jedyny poważniejszy minus w oprawie video to dość częste doczytywanie szczegółowych tekstur z opóźnieniem. Czyli najpierw ukazuje się nam uproszczona wersja, którą powinniśmy widzieć tylko z dużej odległości. W większości przypadków nie byłby to żaden kłopot, no ale mówimy tu o diamencie, prawda? ;-)

Dodajmy, że sfera audio to mistrzostwo świata dźwięku przestrzennego, który jest w pełni obsługiwany i szczelnie wypełnia całe pomieszczenie akcją. Muzyka to klasyka kina przygodowego, lekko pompatyczna, kiedy trzeba uspokajająca lub usypiająca atmosferę, by następnie uderzyć wraz z przyspieszeniem akcji.

Szczęśliwej drogi już czas

Posiadaczu PS3, masz najlepszy tytuł na swoją konsolę. Przez blisko rok byłeś na łasce zwiastunów, screenów i wiadomości prasowych, które zapewniały Cię o potędze Twojej maszyny. Karmiłeś się tytułami poniżej oczekiwań i poniżej możliwości konsoli. Wreszcie możesz z wysoko podniesioną głową powiedzieć – i ja mam swojego system-sellera, prawdziwego killera, do którego będzie się przyrównywać większość gier, zapewne do momentu ukazania się kontynuacji. A dla wszystkich nieprzekonanych jeszcze o możliwościach PS3 mam radę – zróbcie sobie najlepszy możliwy prezent na święta. Bo kto by nie chciał w środku zimy odwiedzić tropików?

Marcin „Cisek” Cisowski

PLUSY:

  • wciągająca przygoda trzymająca poziom do samego końca;
  • fenomenalna oprawa video i audio;
  • dynamiczna i przyjemna walka;
  • zróżnicowanie rozgrywki;
  • animacja bohatera oraz SI przeciwników.

MINUSY:

  • uproszczenie elementów zręcznościowych;
  • za łatwe zagadki;
  • czasem zbyt późne doczytywanie się niektórych tekstur.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Rasgul Ekspert 10 sierpnia 2012

(PS3) Sony niedługo po premierze swojej konsoli, wyciąga potężnego asa ze swojego rękawa - Uncharted: Drake's Fortune, które krótko potem zamienia się w serię gier o poszukiwaczu skarbów. Nie można dziwić się temu sukcesowi, bo dla każdego posiadacza PS3, ten tytuł to must have i grzechem jest w niego nie zagrać.

8.5
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.