Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Street Fighter X Tekken Recenzja gry

Recenzja gry 21 marca 2012, 13:37

autor: Szymon Liebert

Uliczny wojownik pomnożony Żelazną pięścią - recenzja gry Street Fighter x Tekken

Capcom zawsze wypuszczał wiele odsłon Street Fightera. Tym razem mamy do czynienia z czymś niezwykłym – crossoverem z serią Tekken, a w szczególności z jej „tagową” odmianą. Jak wypada starcie Ryu z Kazuyą? Odpowiedź znajdziecie w recenzji.

Recenzja powstała na bazie wersji PS3. Dotyczy również wersji X360

PLUSY:
  • świetna i płynna rozgrywka (przynajmniej w trybie solowym);
  • rozbudowany system walki z paroma niezłymi dodatkami;
  • dobre wykorzystanie systemu Tag i niezłe zestawienie postaci;
  • czytelne samouczki i wprowadzenia dla nowych graczy.
MINUSY:
  • poważne kłopoty z trybem online i przydługie loadingi;
  • kilka mniej udanych pomysłów (Pandora).

Bijatyki to gatunek, który przeżył sporo wzlotów i upadków, chociaż tak naprawdę nigdy nie znikł z rynku i cieszył się niesłabnącą popularnością w środowisku zainteresowanych tematem. Parę lat temu Capcom ogłosił wielki powrót mordobić ze swoim Street Fighterem IV, grą która jednych urzekła (nowymi pomysłami i jednoczesnym hołdem dla korzeni serii), a innych odrzuciła (właściwie z tych samych powodów). Niemniej bez wątpienia udało się sprawić, że o bijatykach znowu zrobiło się głośno. Po zbudowaniu nowej grupy docelowej (czy raczej odświeżeniu starej) Capcom wrócił do dobrze znanej polityki: wydawania kolejnych wersji swoich produktów, spin-offów i reedycji (a także DLC).

Jednym z takich pobocznych projektów jest Street Fighter x Tekken, produkcja przygotowana w porozumieniu z Namco Bandai. Ten crossover nie jest żadną rewolucją czy nową jakością. Na szczęście nie jest też tylko odcinaniem kuponów, bo oferuje parę świeżych koncepcji oraz niezłe wykonanie.

Uliczny wojownik czy żelazna pięść?

Słowa „Street Fighter” nie bez przyczyny występują jako pierwsze w nazwie tego dzieła. System walki w omawianej grze został przeniesiony z czwartej odsłony bijatyki firmy Capcom i zaledwie muśnięty paroma pomysłami z Tekkena. Miłośnicy tej drugiej serii znajdą tu większość lubianych postaci, ale będą musieli przestawić się na inny system – z sześcioma przyciskami odpowiadającymi za uderzenia i kopniaki zamiast czterech oraz zupełnie odmiennym podejściem do kwestii wyprowadzania ciosów, realizowania kombinacji i stosowania ataków specjalnych (tutaj liczy się wyczucie tempa przy wklepywaniu sekwencji i przechodzeniu z obrony do ataku). W przypadku kilku bohaterów udało się przenieść ich klasyczne ruchy i styl – przykładowy Kazuya przy pierwszej próbie prowadzi się podobnie jak w swojej macierzystej grze.

Ryu poznaje siłę „żelaznej pięści”.

Podczas samych walk większe znaczenie ma jugglowanie (czyli podrzucanie przeciwnika), które jednak nie jest tak istotną i płynną częścią rozgrywki jak w Tekkenie 6 (ze względu na mały margines błędu i fakt, że jugglowanie rozpoczynają tylko konkretne kombosy lub techniki). Zamiast tego autorzy zdecydowali się na coś pomiędzy szóstą odsłoną „Żelaznej pięści” a czwartym „Ulicznym wojownikiem” (przynajmniej w tej kwestii, bo do systemu Tag przejdziemy za chwilę). Sporym atutem tego crossovera jest za to ogólna płynność i naturalność rozgrywki – szybkie porównanie ze Street Fighterem IV wypada zdecydowanie na korzyść nowszej gry.

Sztuka walki

W Street Fighter x Tekken zrezygnowano z całkiem udanego systemu defensywnego znanego ze Street Fightera 3, czyli parowania ciosów. W zamian za to zawodnicy mogą wyprowadzać specjalne kontry, pozwalające na płynne przejście z obrony do ataku.

Po paru godzinach spędzonych ze Street Fighter x Tekken odkrywamy drugie dno systemu walki. Capcom wprowadził do rozgrywki parę nowości i modyfikatorów, które powinny wydłużyć żywotność tej produkcji. Podkreślam raz jeszcze, że fani Street Fightera poczują się tu jak w domu, a miłośnicy Tekkena będą musieli trochę nadrobić. Na szczęście praktycznie każdy aspekt mechaniki walki – od najprostszych ciosów do najbardziej zaawansowanych ataków – został omówiony w tutorialu oraz wyzwaniach (prowadzonych brawurowo przez freestylującego Dana Hibiki). Warto spędzić przy nich trochę czasu, bo technik do opanowania jest sporo. Mamy specjalne kontry pozwalające na płynne przejście z obrony do ataku, rozbudowane rzuty, pewne ułatwienia w postaci predefiniowanych kombosów oraz tak zwane „gemy” (czyli klejnoty).

Za pomocą „klejnotów” można modyfikować właściwości postaci.

System gemów jest dość otwarty na różne style walki. Autorzy przygotowali bowiem sporo rodzajów tych dodatków. Przykładowo zwiększone obrażenia postaci można aktywować przez wykonywanie bloków lub zadawanie ciosów (w zależności od tego, który gem wybierzemy).

Ostatni z dodatków umożliwia zmianę właściwości postaci. Bohaterowie mogą korzystać maksymalnie z trzech „gemów”, które modyfikują ich cechy. Zwiększają one zadawane obrażenia lub odporność, ale wymagają spełnienia konkretnych warunków i przynoszą pewne ograniczenia (choćby w postaci krótszego paska energii cross). Z jednej strony to ukłon w kierunku nowych graczy, bo Capcom stworzył kategorię przedmiotów ułatwiających wykonywanie pewnych czynności. Z drugiej – mamy do czynienia z dodatkowym systemem „taktycznym”, który wykorzystają w pełni weterani, doskonale znający postacie i mechanikę Street Fightera. Wydaje się, że producent podszedł do sprawy w przemyślany sposób i zaserwował ulepszenia nie destabilizujące za bardzo równowagi rozgrywki. Trudno powiedzieć jednak, czy takie rozwiązanie przyjmie się na stałe.

Tagujemy

Street Fighter x Tekken to gra tagowa – w walkach biorą więc udział dwie drużyny złożone z dwóch zawodników, którzy mogą zamieniać się w dowolnym momencie. W tej kwestii Capcom łączy pomysły ze swoich własnych gier (np. Marvel vs. Capcom) z podserią Tekken Tag Tournament (a w szczególności z jej drugą częścią). Mecz przegrywa osoba, której dowolna postać straci cały pasek życia, nawet jeśli drugi bohater jest jeszcze na chodzie. To wymaga stosowania pewnych taktyk i rozsądnego manipulowania wojownikami. Jest to o tyle ważne, że na pewnym poziomie gra ogranicza możliwość podmiany herosów – standardowy tag jest wolny i brakuje opcji zmiany zawodnika w sytuacji podbramkowej (np. na ziemi).

Specjalne ataki są ładne, ale trochę nużące, bo czasami trwają zbyt długo.

Z drugiej strony Capcom wprowadził do produkcji parę alternatywnych rozwiązań (tagowanie na skutek odpowiednich kombosów, tagowanie z atakiem) oraz ciekawych, chociaż nieco nużących wizualnie ataków wspólnych. Każdy z nich wymaga odpowiedniej porcji energii cross (zbieranej podczas wymiany ciosów) i precyzji w zastosowaniu, ale gwarantuje mocarne rezultaty. Niektóre ze scenek tego typu trwają kilka długich sekund – są widowiskowe, ale szybko zaczną irytować weteranów (podobnie jak X-Ray z Mortal Kombat). W ogólnym rozrachunku ułatwienia, techniki i modyfikacje rozgrywki sprawiają, że mechanika walki w Street Fighter x Tekken zapewnia sporo frajdy (tym bardziej że – jak wspominałem – rozgrywka jest płynna i precyzyjna). W tej produkcji możemy wyprowadzić kombo, zakończyć je podrzuceniem przeciwnika oraz tagiem, po którym druga postać doskakuje do oponenta i kontynuuje podbijanie. Jeśli zgłębimy wszystkie atrakcje i trafimy na odpowiedniego rywala, możemy liczyć na zaciętą i emocjonującą walkę.

Zderzenie światów

Zauważyliście pewnie, że w tych kilkunastu zdaniach na temat systemu walki nie wspomniałem słowem o fabule czy otoczce Street Fighter x Tekken. W grze znajduje się co prawda fabularyzowany tryb arcade, ale został on potraktowany po macoszemu. Zapomnijcie o rozbudowanych wstawkach filmowych przed każdą potyczką w stylu Mortal Kombat – dostajemy tylko wprowadzenie, kilka walk i zakończenie (sama fabuła opowiada o tajemniczej skrzynce zwanej Pandorą, która spadła na Ziemię).

W zasadzie nie jest to zarzut, bo w gatunku bijatyk niezobowiązujące historie są na porządku dziennym. Szkoda jednak, że Capcom nie skorzystał z takiej okazji do zbudowania bardziej zwariowanych relacji między postaciami z obu gier. Zwłaszcza że w tytule znajdują się wszyscy wielcy – od Ryu i Kena, przez Kazuyę czy Yoshimitsu, aż po M. Bisona i Ogre’a. Jest też kilka niespodzianek (para Poison i Hugo) oraz bohaterów dodatkowych (Mega Man, Pac-Man, a na PlayStation 3 koty Toro i Kuro oraz Cole z inFamousa). Sam projekt dobrze znanych herosów to mieszanka różnych okresów z historii Street Fightera i Tekkena – znajdą się więc nawiązania zarówno do najświeższych, jak i nieco starszych odsłon obu serii.

W SFxTK można zagrać Poison, niejednoznaczną płciowo postacią z Final Fight.

W sieci jest głośno o DLC do gry, które znajduje się na płycie z nią, ale nie zostało odblokowane. Rzeczywiście Capcom znowu podpadł graczom pod tym względem. W samym Street Fighter X Tekken zawarto wbudowany sklep, z którego na razie można pobrać tylko darmowy pakiet z postacią Mega Mana i Pac-Mana.

Inną sprawą jest to, że w produkcji nie natrafiamy na zbyt wiele ciekawostek do odblokowania. Przeważnie na konto wpływają tytuły ubarwiające wizytówkę sieciową gracza (polecam wyluzowany tekst „Weekend Warrior”). Przydałoby się więcej nagród, bo tym razem jedną z atrakcji jest możliwość kreowania zarówno właściwości postaci (za sprawą wspomnianych „klejnotów”), jak i ich wyglądu.

Każdego bohatera można odziać i pokolorować – wariantów nie jest dużo, ale na pewno wnoszą jakiś pierwiastek kreatywności. Na szczęście oprócz trybu arcade i online znajdziemy parę wspomnianych samouczków, przedstawionych w postaci krótkich misji. Nie jest ich tak wiele jak w przypadku wieży wyzwań z Mortal Kombat, ale i tak zapewniają kilkadziesiąt minut dodatkowej zabawy solo. Jeśli nie lubimy trenować w pojedynkę, możemy zaprosić na arenę innych graczy z sieci lub obejrzeć powtórki z rozegranych starć.

Puszka Pandory

Mimo dobrego ogólnego wrażenia, jakie sprawia system walki, nie wszystkie pomysły są udane. Największą konsternację budzi system Pandora, powiązany z wątkiem fabularnym gry. Aktywujemy go prostą kombinacją, gdy postać ma poniżej 25% życia. Dany bohater staje się silniejszy i ma nielimitowaną energię cross przez kilkanaście sekund. Cena za to jest wysoka – jeśli nie zabijemy wroga w tym czasie, automatycznie przegramy potyczkę. W teorii rozwiązanie jest ciekawe, ale w akcji sprawdza się średnio. Czasu na wykorzystanie Pandory mamy mało i wystarczy, że przeciwnik zachowa dystans. Oczywiście zawodowcy znajdą sposób na to, jak wykorzystać ten patent – wydaje się jednak, że produkcja obyłaby się bez niego (przed premierą twórcy rozważali zresztą wycięcie Pandory).

W trybie online możemy grać w pojedynkę lub z partnerem przed ekranem. To oznacza, że w podstawowych potyczkach bierze udział maksymalnie 4 graczy. Za zwycięstwa z żywymi oponentami zbieramy punkty bojowe i otrzymujemy różne nagrody.

Na potrzeby Street Fighter x Tekken firma Capcom opracowała podobno całkiem nowy kod sieciowy. Jego założenia są jak najbardziej szczytne – ma zapewniać płynną rozgrywkę nawet wtedy, gdy pojawią się drobne lagi. Niestety, jakość grania w sieci jest największą wadą tego tytułu. Wyszukiwanie meczów trwa czasami podejrzanie długo, ale nie to jest najgorsze. Podczas samych pojedynków dzieją się bowiem prawdziwe „cuda”: znikają odgłosy uderzeń, pojawiają się opóźnienia, gra traci płynność. To sprawia, że na razie zabawa przez Internet jest raczej katorgą. Capcom musiał zdawać sobie sprawę z wadliwości tego systemu, a i tak zdecydował się wypuścić produkcję do sklepów. Miejmy nadzieję, że nie oznacza to bezsilności programistów japońskiego dewelopera wobec tych problemów. Jeśli nie uda się ich wyeliminować, gra straci jedną ze swoich głównych atrakcji.

Powyższa scenka obrazuje bolesne wrażenia z grania online.

Kwestią, która może nie jest najważniejsza dla rozgrywki, ale odrobinę doskwiera, jest samo wykonanie techniczno-artystyczne tytułu. W Street Fighter x Tekken oglądamy za dużo ekranów wczytywania – szczególnie podczas błyskawicznych walk. Niestety, „standardem” w dzisiejszych produkcjach konsolowych jest też konieczność odczekania kilku sekund po wejściu do dowolnego podmenu. Jak pisałem, rozgrywka wypada świetnie (w trybie solowym), a stylistyka gry jednym się spodoba, a innym nie. Bardzo nierówna jest muzyka – owa nierówność rozpoczyna się na poziomie „średniego utworu muzycznego” i często zapuszcza nura w obszar „absolutnie okropnych piosenek dance’owych”. Pewną rekompensatą jest to, że Capcom nawiązuje w kompozycjach do starszych produkcji. To w ogóle dość typowe podejście, przejawiające się także w stylu niezbyt ciekawych i statycznych aren, przez które przewijają się różni znani wojownicy (czasami są one dwupoziomowe, ale zmiana „nawierzchni” następuje po zakończeniu rundy).

Finiszer

Street Fighter x Tekken to gra płynniejsza i naturalniejsza od Street Fightera IV. Dzięki zderzeniu dwóch światów, „Ulicznego wojownika” i „Żelaznej Pięści”, otrzymujemy rozbudowany system walki z paroma ciekawostkami czy nowinkami, które skutecznie urozmaicają zabawę. Do tego możemy powalczyć ulubionymi bohaterami z obu serii i sprawdzić, jak poradzą sobie w mniej lub bardziej zwariowanych konfiguracjach. W produkcji brakuje jednak pewnego „odświętnego” klimatu, podkreślającego doniosłość całego wydarzenia – to po prostu kolejna bijatyka. Projektując sam system walki, twórcy nie zawsze wiedzieli, co zrobić z nowymi pomysłami, i dali ciała w kwestii grania online. Crossover jest więc całkiem udany u podstaw i gra się w niego zaskakująco przyjemnie, ale ze względu na wymienione niedociągnięcia muszę obniżyć ocenę.

Podziękowania dla Mateusza za fachową pomoc w przygotowaniu recenzji.

Recenzja gry Dragon Ball Sparking! ZERO - czysta, niezobowiązująca frajda z masą fanservice’u
Recenzja gry Dragon Ball Sparking! ZERO - czysta, niezobowiązująca frajda z masą fanservice’u

Recenzja gry

Im bliżej premiery Dragon Balla Sparking! ZERO, tym gra coraz bardziej sprawia wrażenie produkcji, do której fani Goku będą wzdychać przez lata. Ogromna liczba postaci, świetnie wystylizowana grafika oraz klasyczna rozgrywka - sprawdźmy, czy to wystarczy.

Recenzja gry Tekken 8 - żarty się skończyły
Recenzja gry Tekken 8 - żarty się skończyły

Recenzja gry

Tekken 8 zaprasza na ring, a sam walczy o miano najlepszej bijatyki obecnej generacji. Ma duże szanse na zwycięstwo – twórcy nie idą na żadne kompromisy. Pora więc kolejny raz stanąć do rywalizacji o tytuł Króla Żelaznej Pięści – tym razem naprawdę warto.

Recenzja Mortal Kombat 1 - przyjemny, ale zachowawczy reset
Recenzja Mortal Kombat 1 - przyjemny, ale zachowawczy reset

Recenzja gry

Mortal Kombat 1 rozpoczyna nowa erę smoczej serii i wkracza w świeżą linię czasową, gdzie historia przebiega niby nieco inaczej, a mimo wszystko wiele rzeczy pozostało po staremu. Pora rozpocząć kolejną edycję krwawego turnieju.