Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 września 2003, 11:58

autor: Jacek Hałas

Tron 2.0 - recenzja gry

Tron 2.0 to gra akcji, będąca kontynuacją kultowego filmu wytwórni Walta Disney’a z 1982 roku - Tron. Akcja gry rozgrywa się w 21 lat po wydarzeniach znanych z filmu. Gracz wciela się w postać Jeta Bradley’a, młodego i niezwykle zdolnego programisty...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Co to jest!? „Tron 2.0”? Chwila, włożyłem dobrą płytkę do napędu? Przecież to miała być jakaś totalna kiszka, w którą nikt przy zdrowych zmysłach nawet nie spróbowałby pograć! A tu proszę... wszystko w należytym porządku. Nie powiem, „Tron 2.0” mile mnie zaskoczył. Do dziś pamiętam jęki zawodu, jakie z siebie wydawałem czytając opinie o tej grze w relacjach z kolejnych targów komputerowych. Narzekano na prawie wszystko, a w szczególności kompletnie nieintuicyjne sterowanie. Stało się jednak coś niebywałego. Twórcy gry w przeciągu zaledwie kilku miesięcy przemienili ten nieudany bubel w coś bardzo grywalnego. Możecie im podziękować, bo mam zamiar zaprosić Was do przeczytania recenzji jednego z najlepszych FPS-ów wydanych w tym roku. A już z pewnością najbardziej oryginalnego.

Osoby lubiące klimaty cyberpunkowe pamiętają zapewne film „Tron” z 1982 roku. Ujmując jego fabułę w maksymalnym skrócie, opowiadał on o osobie, która za pośrednictwem tytułowego Trona umożliwiła przeniesienie człowieka do wnętrza komputera. Stawał się on tam zwykłym programem. Mnie osobiście film ten jakoś specjalnie nie zachwycił, a obrazowanie wyczynów bohatera w postaci elektronicznej momentami nawet rozśmieszało. Z pewnością znajdą się jednak osoby, które się ze mną nie zgodzą. No cóż, są gusta i guściki. Nie ma co natomiast ukrywać, że na podobnym schemacie oparto grę. Wcielamy się w niej w Jeta, syna słynnego Alana Bradleya, twórcy pierwszej wersji Trona. W chwili gdy go poznajemy, jest już nastoletnim programistą. Zajmuje się tworzeniem gier komputerowych co niespecjalnie podoba się Alanowi, który widziałby go na jakimś bardziej lukratywnym stanowisku. Akcja właściwej gry rozpoczyna się od telefonicznej rozmowy między ojcem a synem. Zostaje ona w pewnym momencie przerwana. Wszystko wskazuje na to, że Alan ma jakieś problemy. Jet natomiast, żeby było jeszcze ciekawiej, w wyniku przedziwnego zbiegu okoliczności zostaje przeniesiony do wnętrza systemu.

Nadrzędne cele, o których nasz bohater musi przez cały czas pamiętać, są dwa. Priorytetem jest uwolnienie się ze świata komputerów. Aby to uczynić, Jet będzie musiał skontaktować się z Ma3ą, komputerem sterowanym przez sztuczną inteligencję (to ona przeniosła go do nowej rzeczywistości). W trakcie swej przygody będzie też naturalnie chciał dowiedzieć się, co stało się z jego ojcem. Pierwszy kontakt z „Tronem 2.0” dla wielu graczy, w szczególności tych, którzy rzadko sięgają po tytuły nietypowe, będzie próbą odnalezienia się w nowym świecie. Wszystko tu zostało opisane żargonem komputerowym. Tyczy się to wyglądu świata wewnątrz komputera, zasad, którymi się rządzi oraz czynności, które Jet może w nim wykonywać. Postaram się to Wam jakoś sensownie przedstawić, tak żeby zorientowały się w tym wszystkim nawet te osoby, dla których znajomość komputera ogranicza się do jego uruchomiania, a do wnętrzności blaszaka prawie nigdy nie zaglądają.

Recenzowana gra została zrealizowana w widoku pierwszej osoby. Uważam, że był to trafny wybór, tym bardziej, że z racji częstych walk konieczna jest precyzyjność w wykonywaniu z góry ustalonych czynności. Na samym początku swej przygody Jet zrzucany jest do czegoś w rodzaju areny treningowej. Wszystko rozgrywa się oczywiście wewnątrz systemu. W trakcie gry przyjdzie odwiedzić ich co najmniej kilka, m.in. komputer osobisty ojca Jeta czy niewielki palmtopik. Tuż po przeniesieniu do elektronicznego uniwersum nasz bohater poznaje swego pierwszego „przyjaciela”. To Byte (Bajt), który zaznajamia go z tajnikami poruszania się po obco wyglądającym świecie oraz wyjaśnia podstawowe reguły nim rządzące. W dalszej części gry nasz heros pozna także i inne pozytywnie nastawione programy, m.in. podstarzałego I-No, który świetnie pamięta jeszcze pierwszą wersję Trona. Poruszanie się po świecie gry wymaga odrobiny treningu. Nie wszystko jest tu tak oczywiste, jak mogłoby się początkowo wydawać. O ile jeszcze takie czynności, jak chociażby skakanie czy strzelanie z broni nie sprawiają większych problemów, to już na docieraniu do kolejnych segmentów danego uniwersum wielu graczy może się najzwyczajniej rozłożyć. Przeważnie jest tak, że albo należy mieć specjalne uprawnienia do zlikwidowania jakiegoś firewalla czy innego zabezpieczenia, albo znaleźć wirtualne przełączniki. Te drugie są na tyle oryginalne, że przeważnie trzeba znaleźć specjalną „sferę”, naładować ją i dopiero za nią udać się do miejsca, które jest jej „przeznaczone”. Wracając zaś do zezwoleń, zdobywa się je najczęściej dostając do specjalnych kostek (sześcianów). Oprócz tego można w nich znaleźć upgrade’y swojego oprogramowania (o nich później) oraz e-maile, których jedynym zadaniem jest przybliżenie fabuły gry. Osoby chcące dowiedzieć się o niej możliwie jak najwięcej (np. miłośnicy filmowego „Trona”) powinni więc spędzić trochę czasu na ich poszukiwaniach. E-maile dzielą się na dwa typy: tekstowe oraz zaopatrzone w przekaz filmowy. Gdy opanuje się te podstawy można spokojnie przystąpić do zabawy. Co więcej, dość szybko się okaże, że wiele innych rozwiązań różni się jedynie nazwą czy wyglądem, a w rzeczywistości spełniają swoje zadania identycznie jak w setce innych futurystycznych FPS-ów.

Jet w świecie komputerów nie jest już użytkownikiem. Stał się programem. Wiąże się z tym wiele niebezpieczeństw (o nich troszeczkę później), ale nie można też nie wspomnieć o dobrych cechach zostania aplikacją. Przede wszystkim mam tu na myśli jego rozwój, który z racji zamiany terminologii nazwano zdobywaniem kolejnych wersji oprogramowania. Zaczynając zabawę, Jet jest programem podstawowym - wersją 1.0.0. W miarę postępów w grze będzie mógł rozwinąć się aż do wersji 10! Oczywiście, na tym się zabawa nie kończy. Zdobycie każdej pełnej wersji (2.0, 3.0 itd.) wiąże się z pozyskaniem puli na powiększenie pewnych parametrów. W grze jest ich pięć, przy czym najważniejsze są dwa: ilość maksymalnego zdrowia oraz energii. Pozostałe nie odgrywają już tak istotnej roli. Gracz ma oczywiście pełną dowolność w doborze parametrów. Osoby preferujące walkę przy użyciu wirtualnych broni mogą na przykład zmniejszyć koszt zużycia energii potrzebnej do oddania strzału, a gracze ceniący swój czas z pewnością docenią możliwość przyśpieszenia ściągania nowych kodów dostępu czy upgrade’ów. Jet awansuje na dwa sposoby. Upgrade wersji może nastąpić poprzez zaliczenie ważniejszych celów. O wiele częściej ulepszenia te zdobywa się jednak poprzez wynajdywanie specjalnych update’ów, które porozrzucano po całym świecie gry. Program podaje ile ich pochowano na aktualnie przemierzanym poziomie. Jest więc dodatkowa mobilizacja do ich wyszukiwania. Skoro już wspomniałem o energii, to warto by było ten temat rozwinąć. W „Tronie” stoi ona niemalże na równi ze zdrowiem. Energię wykorzystuje się do dwóch kluczowych celów: potrzebna jest, jeśli myśli się o korzystaniu z wirtualnych broni, poza tym służy do ściągania wszelakich rzeczy, a przede wszystkim zezwoleń i upgrade’ów. Aby móc zregenerować swe siły, należy odnajdywać specjalne punkty do tego celu służące, można również zabierać to, co pozostaje po pokonanych przeciwnikach. Trzeba się jednak pośpieszyć.

Im szybciej „podniesie się” cząstkę energii, którą po sobie pozostawiają, tym większy bonus można otrzymać. Jednym z najistotniejszych elementów rozwoju Jeta jest możliwość korzystania z dodatkowych plug-inów (inaczej: nowego oprogramowania). Służą one przede wszystkim do usprawniania wykonywanych przez niego czynności. Podzielono je na trzy grupy: ofensywne, defensywne oraz użytkowe. Dwie pierwsze grupy przydają się wyłącznie w walce. Można natrafić na plug-iny zwiększające siłę rażenia wybranych broni, ulepszające konkretny element pancerza (np. hełm albo korpus) czy wręcz umożliwiające dostęp do zupełnie nieznanych środków masowego rażenia. Wiele ciekawych plug-inów można też znaleźć w dziale użytkowym. Bardzo często korzysta się na przykład z dopałki, pozwalającej wyżej skakać. Miłośnicy pozostawania w ukryciu nie pogardzą natomiast możliwością wyciszenia swych kroków. Każdy plug-in występuje w trzech wersjach: Alpha, Beta oraz Gold. W zależności od stopnia jego rozwoju zajmuje określoną ilość pamięci (3,2 lub 1 blok). Z racji tego, że Jet jest nią dość mocno ograniczony, trzeba wybierać tylko te najlepsze i jednocześnie szukać okazji do ich ulepszenia lub zamiany na bardziej zaawansowane modele. Słówko jeszcze o wirusach. Tak jak w prawdziwym życiu, ciężko jest ich uniknąć. Na szczęście istnieją odpowiednie procedury do izolowania i dezynfekcji niepożądanych zarazków.

W trakcie swej podróży przez wirtualny świat Jet spotyka wiele istot. Większość z nich to oprogramowanie zabezpieczające (ICP’s), które traktuje go jako wrogo nastawiony program. Nie obejdzie się więc bez częstych walk. Myślę, że nie skłamię mówiąc, iż przeciwnicy w „Tronie” dla niejednego gracza mogą stanowić niemałe wyzwanie. Ja przechodząc grę na Normalu niejednokrotnie musiałem się mocno napocić, aby dobrze wymierzyć moment strafe’owania czy odbicia wrogiego pocisku posiadanym dyskiem. Oczywiście poziom trudności zabawy w miarę kończenia kolejnych poziomów rośnie. Początkowo wpada się na dość proste programy, których jedyną bronią jest stosunkowo słaby dysk. Później zaczynają się one pojawiać w coraz większych grupach, mając przy tym o wiele lepsze wyposażenie. Prawdziwym wyzwaniem mogą zaś się okazać gostkowie z tarczami czy potężnym pancerzem. Co ciekawe, gra nie wyklucza możliwości atakowania oponentów z zaskoczenia. Jest to jednak dość utrudnione, ponieważ dobrych miejsc, z których można by było wyprowadzić solidną ofensywę, w całej grze jest zaledwie kilkanaście. AI prezentuje się całkiem nieźle. Wrogowie może i nie potrafią zbyt dobrze współpracować w grupach, ale już wiedzą, kiedy się wycofać i wszcząć alarm czy jakiego ataku użyć, żeby gracz miał problemy z jego powstrzymaniem. Rzadziej wpada się na bardziej stacjonarne obiekty ochronne. W szczególności mam tu na myśli latających strażników, którzy w niektórych sytuacjach stają się kłopotliwi. Prawdziwą rzadkością są natomiast bossowie. Moim zdaniem powinno być ich znacznie więcej. Nie stanowią też zbyt dużego wyzwania.

Autorzy „Trona” przygotowali zestaw kilkunastu wirtualnych broni, przy czym najczęściej korzysta się z tradycyjnego dysku. Nowe giwery można zdobyć na kilka sposobów, ale najczęściej otrzymuje się je w nagrodę za pokonanie jakiegoś wyjątkowo trudnego bossa albo dotarcie do ważnego miejsca. Nie ma takiej możliwości, aby je przegapić. Dostępny arsenał można podzielić na trzy grupy: dyski, granaty oraz karabiny. Standardowo rozpoczyna się grę mając dość prosty dysk, który nie zadaje wrogom zbyt wielkich obrażeń. W dalszej części gry można go jednak ulepszać lub wręcz wymieniać na zupełnie inne modele. Mnie w szczególności przypadła do gustu jego odmiana, rozdzielająca się w locie na kilka minidysków rażących oddzielne cele. Granaty przydają się na tych wrogów, którzy nie są zbyt mobilni. Mogą one wybuchać po określonym czasie lub od razu w momencie kontaktu z wrogim programem. Najbardziej rozbudowane są karabiny, przy czym wyraźnie widać przewagę odmian snajperskich. Dodatkowym atutem, który zachęca do korzystania ze snajperek, jest przepięknie zrealizowany widok z lunety.

Skoro już zacząłem mówić o grafice to warto dodać, iż dopracowano ją w najdrobniejszych szczegółach. „Tron 2.0” działa na jednym z najbardziej wydajnych silników, jakie kiedykolwiek stworzono. O jego sile może chociażby poświadczyć fakt, iż przy jego użyciu stworzono przepięknego wizualnie „NOLF-a 2”. Nie przesadzę chyba mówiąc, iż „Tron 2.0” jest znacznie ładniejszy. Oczywiście, grafika jest dość nietypowa i nie każdemu musi przypaść do gustu. Jeśli jednak klimaty cyberpunkowe Ci nie przeszkadzają, to z pewnością się ze mną zgodzisz. Kolejne poziomy, które przyjdzie zwiedzić, zachwycają coraz to nowszymi efektami wizualnymi. Już sama kolorystyka ścian i tego, co dzieje się w oddali musi wywoływać niemały podziw. Wszystko jest takie... kolorowe i jednocześnie stonowane. Krawędzie ścian, przepływające w tle fragmenty kodu, świetnie dobrane barwy - to powoduje, iż gracz co chwilę zatrzymuje się, aby przyjrzeć się bliżej otoczeniu. Mnie zdarzało się to co najmniej po kilka razy na każdym z rozgrywanych poziomów a musicie wiedzieć, że jestem dość wybredny w tych kwestiach. Duży plus należy się autorom recenzowanej gry za dopracowanie wszystkich poziomów, a nie „dobajerowanie” tylko tych początkowych. Co kilka etapów drastycznie zmienia się zastosowana kolorystyka. Producentom „Trona” z pewnością nie brakowało też fantazji w projektowaniu leveli od strony architektonicznej. Zastosowanie engine’u LithTech spowodowało, iż gra nie przeraża swoimi wymaganiami sprzętowymi. Oczywiście, jeśli ma się dobry sprzęt to „Tron” z pewnością to wykorzysta. Myślę jednak, że i posiadacze GeForce’ów 2 powinni być w miarę zadowoleni z tego co zobaczą na ekranie (a przede wszystkim, że będą mogli sobie płynnie pograć). Jedyny zgrzyt to duża ilość potrzebnej pamięci. 256MB to absolutne minimum. Na oprawę dźwiękową składa się przede wszystkim dobra industrialna muzyka. Można tu wyczuć lekkie naleciałości z soundtracku z pierwszego filmowego „Trona”. Myślę, że będzie ona miała tyle samo zwolenników, co zagorzałych przeciwników. Świetnie wypadają też głosy postaci.

Elementem drugiego „Trona”, który zasługuje na osobne potraktowanie są wyścigi motocykli świetlnych (light cycles). Były one nieodłączną częścią filmu „Tron”, nie mogło ich więc też zabraknąć w grze, która bezpośrednio na nim bazuje. Wyścigi dość umiejętnie wpleciono w fabułę gry. Tak naprawdę rozwijają one skrzydła dopiero w trybie multiplayer, gdy w szranki stają żywi zawodnicy. Idea wyścigów jest stosunkowo prosta, ale właśnie w tym tkwi ich potencjał. Gracze są zrzucani na ogromną planszę (kilka do wyboru, kolejne odblokowywane w miarę zwycięstw), na którą nałożoną coś w rodzaju siatki. Zawodnicy poruszają się na motocyklach, pozostawiając za sobą ślad w postaci muru. Kontakt z nim lub z którąkolwiek ze ścian otaczających arenę oznacza natychmiastową porażkę. Zwycięża ten, kto jako jedyny pozostanie na placu boju. Żeby nie było za łatwo, motocykle mają regulowaną prędkość, mogą też wjeżdżać na specjalne strefy (np. zwiększające prędkość) oraz zbierać power-upy. Tych jest całe mnóstwo, można na przykład umożliwić sobie przejazd przez wrogi mur, co z pewnością wyratuje gracza z niejednej pułapki. Tak jak powiedziałem, najlepiej gra się z kolegami. Zabawa z komputerem nie sprawia już takiej frajdy, tym bardziej, że często dopuszcza się on iście kozackich akrobacji, w wyniku których najczęściej się przegrywa.

„Tron 2.0” nie jest produktem całkowicie pozbawionym błędów, są one jednak na tyle niezauważalne, że nie wpływają raczej na końcowe odczucia z zabawy. Są momenty, w których brakuje tzw. „mocy”, szczególnie podczas rozgrywania etapów bez przeciwników. Momentami akcja jak gdyby zatrzymuje się (lub ostro zwalnia), a cała gra staje się przez to nieco senna. Autorzy mogliby też popracować nad czasem wczytywania etapów. Nawet Quick Load na niewiele się tu zdaje.

I oto mamy kolejnego świetnego FPS-a. „Tron 2.0” jest grą, o której szybko się nie zapomni. Wyróżnia się ciekawą oprawą audiowizualną oraz równie intrygującym pomysłem osadzenia akcji w wirtualnej rzeczywistości. Autorzy zdołali wychwycić niemal wszystkie błędy, o których mówiło się jeszcze kilka miesięcy temu. Jeśli tylko przedstawiona tematyka Ci nie przeszkadza, to gorąco radzę zakupić ten tytuł. A ja już czekam na „Trona 3.0”.

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!