Trackmania - recenzja gry
Na pozór klasyczna wyścigówka. W Trackmanii jednak przed wyruszeniem na trasę przyjdzie nam samodzielnie ją zaprojektować, wybierając rodzaj i ukształtowanie terenu, szerokość dróg oraz przeszkody, z jakimi zmierzymy się podczas wyścigu.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
„TrackMania” trafiła w moją piętę achillesową. Jestem wyjątkowo sentymentalny i nawet po kilku latach z przyjemnością wracam do gier, w które całymi dniami zagrywałem się w dzieciństwie. Jeśli tylko ukazuje się jakiś tytuł, który wyraźnie do nich nawiązuje, chętnie po niego sięgam, i w większości przypadków gra mi się podoba. Tak było z „Dragon’s Lair 3D”, „PoP: The Sands Of Time”, czy „Escape From Monkey Island”. Opisywana “TrackMania” nie posiada oficjalnego poprzednika, jednakże Ci, którzy mieli w dawnych czasach styczność z takimi tytułami jak “Stunts”, “4D Sports Driving” czy “Stunt Car Racer”, bardzo szybko się tu odnajdą. Trzeba też przyznać, że sama w sobie jest ona niezła i może zainteresować nawet te osoby, które swoją przygodę z grami komputerowymi rozpoczęły dopiero kilka lat temu.
Podstawowe pytanie, które warto byłoby sobie zadać brzmi: co tak właściwie reprezentuje sobą „TrackMania”? Odpowiedź nie jest prosta, a to dlatego, iż grę trudno jest sklasyfikować w jednym z istniejących już gatunków. „TrackMania” zawiera elementy rajdów samochodowych, tradycyjnych asfaltowych pojedynków, a nawet wyścigów z udziałem pojazdów z napędem na cztery koła. To nie typy wyścigów przesądzają jednak o odbiorze tego produktu. „TrackMania” koncentruje uwagę gracza na czymś zupełnie innym, a mianowicie budowaniu własnych tras z gotowych elementów. Ci, którzy w dzieciństwie kupowali resoraki i bawili się w tworzenie im skonstruowanych przez siebie przeszkód, będą w siódmym niebie. Już sama wizyta w menu głównym zdradza fascynację autorów „TrackManii” starymi hitami na Amigę, Commodore, czy nawet Atari. Wita nas bowiem miła dla ucha muzyczka, która jako żywo przypomina klasyczne mody. Klimat obcowania z grą zorientowaną w tematyce retro dodatkowo został spotęgowany przez statyczne ekrany wyboru opcji. Na szczęście właściwa część zabawy została zrealizowana przy użyciu współczesnych technologii.
Autorzy gry przygotowali trzy podstawowe tryby prowadzenia rozgrywek, przy czym dwa z nich służą do samotnej zabawy. Zdecydowanie najciekawiej prezentuje się tryb Puzzle. Gracz zrzucany jest na niedokończoną planszę i musi w taki sposób poukładać dostępne obiekty, aby mógł bezpiecznie dotrzeć do mety. Podstawowym czynnikiem, o którym musimy pamiętać, jest czas. W zależności od naszych osiągnięć otrzymujemy jeden z trzech medali, przy czym najbardziej pożądane są oczywiście złote. W miarę postępów odblokowywane są kolejne plansze. Aby móc przejść dalej należy zbierać możliwie jak najwięcej srebrnych i złotych medali. Tylko wtedy będziemy mieli pewność, iż gra odblokuje kolejne turnieje. Sukcesywnie wzrasta też poziom trudności zabawy. Niejednokrotnie gracz musi się więcej nagłowić przy ustawianiu elementów, a samo dojechanie do mety schodzi na dalszy plan. W przypadku zdobywania najcenniejszych trofeów niejednokrotnie trzeba się więc posuwać do niecodziennych manewrów. Dodatkowym utrudnieniem, o jakim warto wspomnieć, są checkpointy, które należy zaliczyć jeszcze przed dotarciem do mety. Ogromnym ułatwieniem jest natomiast to, iż autorzy nie narzucają w jakiej kolejności powinny być mijane. Wiele etapów można więc ukończyć na kilka sposobów. Drugi z dostępnych trybów jest już bardziej standardowy.
Race opiera się tylko i wyłącznie na docieraniu do mety. Zasady są identyczne, czyli w dalszym ciągu mamy walkę z czasem, przejazdy przez checkpointy i trzy typy medali do zdobycia. Jako że odpada problem montowania tras, które z założenia są oczywiście znacznie trudniejsze do zaliczenia. O ile zdobycie srebrnego czy nawet złotego medalu w przypadku pierwszych zawodów nie sprawia jeszcze żadnych problemów, to w dalszej części gry trzeba się będzie sporo namęczyć. Kluczową rolę odgrywa oczywiście poznanie trasy i zapamiętanie jej. Ostatni tryb to szeroko pojęty Multiplayer, przy czym na szczególną uwagę zasługują pojedynki typu hot-seat. Początkowo nie przypadło mi to do gustu i dziwiłem się dlaczego nie można wystartować jednocześnie, ale po kilku godzinach doceniłem zalety tego trybu. Walka z dopiero co ustanowionym czasem przez siedzącego obok przyjaciela, wyzwala ogromne pokłady adrenaliny, szczególnie jeśli lubi on komentować poczynania swego następcy :-) Przypuszczam, że większość osób właśnie tu spędzi najwięcej czasu.
Jak już wspomniałem na wstępie, w grze udostępniono trzy typy wyścigów. Przy okazji warto zaznaczyć, iż w „TrackManii” nie ma czegoś takiego jak zdobywanie pojazdów. Wszystkie są dostępne od razu w formie... skórek. Jak się więc łatwo można domyślić, auta z tej samej klasy zachowują się identycznie, a mogą tylko różnie wyglądać. Zabawę zaczynamy od pojazdów terenowych. Prowadzi się je zdecydowanie najłatwiej. Powiedziałbym nawet, iż zbyt prosto. Auta te momentami sprawiają wrażenie przyklejonych do podłoża. Trzeba się naprawdę wysilić, aby wyprowadzić je z równowagi. Drugi typ wyścigów przypomina amerykańskie imprezy z cyklu Dirt Track Racing. Zasiadamy za kierownicą amerykańskiego muscle-cara, który równie dobrze radzi sobie w terenie, jak i podczas pokonywania asfaltowych odcinków. Pojazdy te są wyjątkowo niestabilne. Jazda na dwóch kołach czy efektowne poślizgi nie powinny więc być dla nikogo zdziwieniem. Ostatni typ wyścigów czerpie pełnymi garściami z klasycznych rajdów samochodowych. Tyczy się to zarówno tras, które są połączeniem odcinków asfaltowych i szutrowych, jak i samych pojazdów. Kilka z nich przypomina na przykład kultowe Renault 5 Turbo, które wiele lat temu odnosiło niebywałe sukcesy na odcinkach specjalnych najpopularniejszych rajdów. Pojazdy z tej klasy zachowują się już dość stabilnie, co nie oznacza, iż jazda nimi nie wymaga odrobiny treningu. Nie liczcie jednak na żaden realizm. Wykonywanie iście kaskaderskich popisów, które w normalnym życiu zakończyłyby żywot maszyny i siedzącego za kółkiem kierowcy, nie sprawia żadnych problemów. Po macoszemu potraktowano natomiast model uszkodzeń. Mniejsze zderzenia nie mają żadnego wpływu na wygląd sterowanego pojazdu, a dopiero poważniejsze wypadki powodują uniesienie maski czy samoczynne otwarcie się drzwi i klapy bagażnika. Efekt jest czysto wizualny i nie ma żadnego wpływu na zachowanie pojazdu. Rozbijanie się o bandy jest jednak niewskazane, gdyż traci się wtedy cenny czas, a rozpędzenie pojazdu musi potrwać tych kilka sekund.
No dobrze, a jak prezentuje się kluczowy element programu, czyli edytor tras? Nadzwyczaj dobrze. Zacznijmy od tego, iż samych komponentów jest kilkaset. Za wygrywanie kolejnych imprez otrzymujemy pieniądze (Coppers), z którymi możemy udać się do sklepiku. W grze mamy dostępne trzy typy krajobrazów: lodowiec, prerię oraz wieś. Każdy z nich charakteryzuje się oczywiście odmiennymi składnikami. Wspólnych elementów jest naprawdę niewiele, w głównej mierze są to najprostsze odcinki tras. Cała reszta została przygotowana specjalnie na potrzeby konkretnego typu krajobrazu. A jest w czym wybierać! Możemy kupować różnorakie skocznie, pętle, tunele, elementy otoczenia (domy, drzewa, krzaki, mury zamków), przeszkadzajki (na przykład doły, do których można wpaść, albo leżące przy drodze bale drewna), a nawet prościutkie power-upy, które po najechaniu natychmiast przyśpieszają samochód. Dobrze przygotowana i odpowiednio zakręcona trasa nasuwa skojarzenia z RollerCoasterem z jakiegoś dobrego parku rozrywki. Nie oznacza to oczywiście, iż wszystkie odcinki muszą tak wyglądać. Chcesz stworzyć niewielkie miasteczko? Nie ma problemu. Ogromny parking? Są odpowiednie części. Pomimo tego, iż po pewnym czasie zaczyna brakować pomysłów, to przez pierwszych KILKANAŚCIE godzin można się świetnie bawić. Powszechność Internetu sprawiła, iż po raz pierwszy w takiej grze możemy wymieniać się z kolegami stworzonymi przez siebie trasami, a także ściągać zupełnie nowe (oficjalne lub przygotowane przez innych fanów gry). Autorzy „TrackManii” przywiązują ogromną wagę do tego, aby była ona popularna w kręgach miłośników gier komputerowych i muszę przyznać, iż wychodzi im to całkiem nieźle.
Oprawa wizualna gry prezentuje się nadzwyczaj przeciętnie. „TrackMania” przypomina tytuły wydawane kilka lat temu. Najbliżej jej chyba do gier, w których ścigaliśmy się małymi modelami samochodzików sterowanych drogą radiową - „Big Scale Racing” czy „Re-Volt”. Kierowane pojazdy nasuwają skojarzenia z miniaturami. Jakoś nie chce się wierzyć, iż są to pełnoprawne modele. Same pojazdy zostały wykonane dość kiepsko. W szczególności mam tu na myśli auta terenowe, gdyż pozostałe dwie klasy wypadły już znacznie lepiej. Z racji tego, iż sami projektujemy otoczenie, tylko i wyłącznie od nas zależy czy będzie ono niezłe, czy może porazi innych swą sztucznością. Trasy przygotowane przez twórców „TrackManii” są za to wyśmienite. Tyczy się to przede wszystkim dopasowania kolejnych elementów. Trasy są w wielu miejscach niewyobrażalnie zakręcone i aż dziw bierze, że można było coś takiego stworzyć. O muzyce już co nieco napisałem, szkoda tylko, iż w menu głównym słyszymy zaledwie jeden utwór, przez co dość szybko ma się on prawo znudzić. Pozostałe dźwięki prezentują różny poziom. Świetnie wypadły odgłosy silników pojazdów (w szczególności muscle-carów), beznadziejnie zrealizowano natomiast poślizgi oraz klaksony, które nasuwają skojarzenia z dennymi melodyjkami z komórek. Niezaprzeczalnym atutem gry są natomiast bardzo niskie wymagania sprzętowe. To idealny przerywnik dla osób przesiadujących całymi godzinami w biurach. Pojedynki z kolegami z pracy w bardzo szybki sposób eliminują ewentualne stresy i zagrzewają do dalszej pracy :-)
Pomimo kiepskiej oprawy wizualnej, „TrackManię” oceniam wysoko. To wyśmienita pozycja dla tych, którzy lubią sobie od czasu do czasu coś poskładać, a jednocześnie odskocznia od wielu poważniejszych produkcji. Gra jest prosta, przyjemna i nie nudzi się zbyt szybko.
Jacek „Stranger” Hałas