Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 lutego 2002, 14:12

autor: Fajek

Tom Clancy's Rainbow Six Rogue Spear: Black Thorn - recenzja gry

Tom Clancy's Rainbow Six Rogue Spear: Black Thorn to samodzielny dodatek do słynnej gry akcji Tom Clancy's Rainbow Six Rogue Spear traktującej o wyczynach świetnie wyszkolonej drużyny antyterrorystycznej.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

FPS (First Person Shooter) – jeden z najciekawszych i zarazem najbardziej popularnych gatunków gier. Używając naszej ojczystej mowy, skrót FPS rozszyfrujemy jako gra akcji z widokiem pierwszoosbowym. Jednak określenie to nie do końca jest precyzyjne, gdyż pojawiło się mnóstwo odmian, mniej lub bardziej nawiązujących do głównego nurtu gier FPS. Taką właśnie odmianą są niewątpliwie „taktyczne gry akcji”, których to chlubnym przedstawicielem jest seria Rainbow Six, firmowana przez znakomitego pisarza dzieł „political fiction” - Toma Clancy’ego.

Rainbow Six, to elitarny odział, jednostka specjalna, przeznaczona do wykonywania zadań o najwyższym stopniu komplikacji i ryzyka, wykorzystywana przez rząd USA najczęściej do zadań polegających na cichym i efektywnym zlikwidowaniu wroga na jego terenie. Takie też zadania przeważają we wszystkich grach z serii R6, stworzonych przez firmę Red Storm.

Rogue Spear: Black Thorn, gdyż właśnie ta gra będzie przedmiotem poniższego tekstu, jest samodzielnym dodatkiem do gry Rainbow Six: Rogue Spear. Samodzielny, oznacza możliwość gry tym osobom, które nie mają wersji podstawowej Rogue Spear’a. W pudełku znajdziemy opakowanie w formacie DVD, płytkę, instrukcję oraz malutki kompas, który jest eXtra dodatkiem, podobnie jak w pozostałych grach wydawnictwa Play-It.

W Black Thorn znajdziemy 9 misji dla pojedynczego gracza łączących się fabularną nicią. Tryb multiplayer został wzbogacony względem wersji podstawowej o 6 nowych map osadzonych w różnych lokacjach. Dodano w nim (trybie dla wielu graczy) również możliwość gry jako tzw. Samotny Wilk, czyli żołnierz uzbrojony po zęby, walczący przeciwko reszcie grupy. Ten kto zlikwiduje Samotnego Wilka, w następnej rundzie sam nim zostaje.

Fabuła gry dotyczy jednego z członków oddziału Rainbow Six, który to został dyscyplinarnie z tej jednostki wydalony za okrucieństwo i znęcanie się nad podwładnymi. Jako, że poczuł się skrzywdzony (bidulek :)) postanowił zniszczyć swój były oddział zakładając organizację Black Thorn. W tym momencie pojawiamy się my z zadaniem zlikwidowania tejże organizacji. Niestety nie będzie to zadanie łatwe, gdyż nasz przeciwnik działa bardzo podobnie do nas.

Tuż po uruchomieniu Black Thorn’a, na ekranie ukazało się znajome menu. Nie należy się temu dziwić, gdyż jest to w końcu gra, a może raczej dodatek, w 100% bazujący na poprzednich tytułach z serii Rainbow Six. Każdy kto miał do czynienia z wcześniejszymi grami nie powinien mieć najmniejszych problemów z orientacją. Ponieważ swojego czasu zagrywałem się w Rogue Spear’a szybko przeszedłem do menu „Kampanii” i rozpocząłem zapoznawanie się z celami misji i sytuacją panującą w zagrożonym obszarze. W tym samym czas miły kobiecy głos referował aktualną sytuację i cele jakich muszę się podjąć. Następne menu to kompletowanie drużyny i przydzielanie jej uzbrojenia. I tu pojawia się kilka zmian względem wersji podstawowej gry. Mianowicie, w Black Thorn dodano ok. 15 nowych broni. Pośród nich znajdziemy karabiny (M60 czy futurystyczny P90) i pistolety maszynowe, karabiny snajperskie czy klasyczne pistolety. Również wyposażenie z jakiego będą mogli korzystać nasi ludzie zostało wzbogacone.

Jak już uporamy się z uzbrojeniem, ekwipunkiem, opracowaniem taktyki i przydzieleniem zadań, przenosimy się na miejsce akcji. Jeśli ktoś wcześniej miał jakikolwiek kontakt z serią Rainbow Six, wszystko wyda się znajome. Identyczne panele po bokach ekranu, menu wyboru uzbrojenia, informacje o członkach oddziału, etc. Grafika oraz oprawa dźwiękowa również jest identyczna, choć podobno wprowadzono pewnie niewielkie zmiany do samego enginu gry. Nie zmienia to jednak faktu, iż Black Thorn na pierwszy rzut oka wygląda nieco archaicznie. Na drugi też. Naturalnie znajdzie się mnóstwo ludzi, którzy powiedzą, że w tej grze nie jest najważniejsza grafika a sama jej idea (gry) i klimat panujący podczas rozgrywki, jednak względy estetyczne to bardzo ważna cecha, która w znaczący sposób wpływa na końcową ocenę. Jak już wspomniałem grafika jest nieco archaiczna, choć ledwie 2 lata temu zachwycaliśmy się poziomem szczegółów i odwzorowaniem rzeczywistych warunków. Dziś, w dobie Medal of Honor, Black Thorn wypada nieco blado. Zbyt kanciaste obiekty, tekstury w niewielkiej rozdzielczości, brak efektów specjalny (a przynajmniej nie w formie do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni w dzisiejszych czasach) – to wszystko składa się na poczucie, że czas silnika graficznego zastosowanego jakieś 4 lata temu w pierwszej grze Tom Clancy: Rainbow Six już przeminął. Zresztą sami twórcy również odnieśli takie wrażenie gdyż następna gra tego typu, mianowicie Tom Clancy: Ghost Recon jest już oparta na zupełnie innym „enginie”.

Co do dźwięków są one bardzo naturalne i oddające to co aktualnie dzieje się na ekranie: wystrzały z broni, jęki i wrzaski ginących ludzi, padający deszcz, eksplozje granatów, wywarzane drzwi. Słowem, słyszymy wszystko, co powinien słyszeć członek elitarnego oddziału podczas akcji.

Gdy już pożaliłem się nieco na stronę wizualną gry, mogę spokojnie przejść do tzw. „playability”, czyli w naszym ojczystym języku – grywalności. Nie będzie dla Was chyba żadnym zaskoczeniem, jeśli stwierdzę, że jest ona świetna podobnie jak i pozostałe gry z tej serii. Ową grywalność, Black Thorn zawdzięcza świetnemu realizmowi oraz klimatowi panującemu podczas rozgrywki i wszech otaczającemu nas poczuciu zagrożenia. Schemat postępowania w tej grze jest jeden: cicho, skrycie i szybko. Te trzy słowa powinny być brane pod uwagę podczas planowania każdej akcji. Pomimo, iż to my polujemy na terrorystów, to oni są tutaj górą. Nie ukrywam, iż problemem są zakładnicy, bez których zadanie ograniczałoby się do zmiecenia z powierzchni ziemi obszaru, w którym znajdują się przestępcy. Niestety priorytetem jest uratowanie niewinnych ludzi co pociąga za sobą niezwykłą ostrożność i precyzyjne działanie. We wszystkich grach z serii R6 domorośli „Rambo” czy inni „Commando” nie będą czuli się zbyt dobrze. Bieganie z wielką „spluwą” po opanowanych przez terrorystów budynkach zakończy się bardzo szybka śmiercią pana z wielką „spluwą” oraz zlikwidowaniem zakładników. Wtedy pozostaje już jedynie przeczytać napis „Mission failed” na ekranie monitora.

Misje są zróżnicowane pod względem lokalizacji, jednak ich cel to w większości przypadków uratowanie zakładników lub likwidacja jakiegoś groźnego przestępcy wraz z jego „pomocnikami”. Podstawą jest odpowiednie zaplanowanie całej operacji w sposób umożliwiający jej ukończenie. Chodzi o to, aby np. nie wejść do pomieszczenia gdzie znajdują się terroryści od złej strony co skończy się naszą śmiercią. Dokładne instrukcje dotyczące zasad jakimi powinniśmy kierować się podczas planowania znajdziemy w instrukcji. A skoro już o niej mowa... przyznam, iż jej jakość zarówno pod względem merytorycznym jak i estetycznym jest znacznie wyższa niż w poprzedniej grze z serii R6, mianowicie Covert Ops Essentials. Jednak nadal nie jest pozbawiona błędów. Znajdziemy sporo literówek i kilka błędów w nazewnictwie. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnej grze instrukcja będzie już naprawdę dobra, szczególnie iż nie będzie to byle jaki tytuł a sam Ghost Recon, czyli taktyczna gra akcji następnej generacji.

Grając w Rogue Spear: Black Thorn bawiłem się (o ile można nazwać zabijanie ludzi zabawą) równie dobrze jak 3 lata temu kiedy to na rynku pojawiła się gra podstawowa (R6: Rogue Spear). Doskonały klimat, ciekawe misje, interesujące lokacje i nowe bronie... wszystko to składa się na znakomitą grę. Jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż nadszedł czas na zmiany, szczególnie przypadku grafiki, która co tu dużo mówić jest już lekko archaiczna. W końcu „engine” ma już 5 lat! Jednak dla prawdziwych fanów gatunku jest to pozycja nie tyle ciekawa co obowiązkowa i ze spokojnym sercem mogę ją im polecić.

Na koniec jeszcze słowo o polonizacji tego tytułu. Wypadła ona całkiem dobrze i pomimo tego, iż sceptycznie podszedłem do polskich wersji tekstów mówionych. Nie brzmią one wprawdzie tak dobrze jak oryginalne, ale widać, iż osoby podkładające głosy starały się wczuć w rolę. Gdybym miał wystawić szkolną ocenę, dałbym solidną czwóreczkę. A mi pozostaje czekać na następną grę firmowaną przez pana Clancyego, której to premiera w naszym kraju będzie miała miejsce już za kilka dni.

FAJEK

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!