Tom Clancy's Ghost Recon: Desert Siege - recenzja gry
Desert Siege to specjalny „Mission Pack” do taktycznej gry akcji Tom Clancy's Ghost Recon. Przenosi on akcję na teren Afryki Północnej, gdzie toczy się konflikt pomiędzy dwoma państwami: Etiopią i Erytreą.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Wydany w zeszłym roku „Tom Clancy’s Ghost Recon” w bardzo krótkim czasie zdobył dość pokaźne grono fanów. Za grą przemawiało nie tylko samo nazwisko Clancy’ego, które i tak dla wielu jest wystarczającą rekomendacją do kupna takiego produktu ale przede wszystkim wspaniałe połączenie realizmu prawdziwego pola walki z grywalnością, która umożliwiała wcielenie się w członka oddziału „Ghost” prawie każdemu. Nie zawsze pozytywne opinie recenzentów wiążą się również z wysoką sprzedażą, w tym przypadku akurat się to udało. Nic więc dziwnego, że Ubi Soft, wydawca „Ghost Recon”, zezwolił aby rozpoczęto prace nad dodatkami do tejże gry i o ile do premiery „Island Thunder” pozostało jeszcze trochę czasu to recenzowany dziś „Desert Siege” od pewnego czasu dostępny jest już w Polsce.
Akcja dodatku przenosi nas do pustynnych obszarów Afryki. Mamy rok 2008 (właściwe misje rozgrywają się jednak od połowy 2009 roku). Okazuje się mianowicie, iż Sowieci, z którymi mieliśmy do czynienia w „Ghost Recon” zaczęli regularnie dostarczać broń niejakiemu pułkownikowi Tesfaye Wolde. Dzięki tym dostawom udało mu się przeprowadzić zamach stanu w Etiopii. Po obaleniu rządu w dość krótkim czasie zajął całe państwo. Teraz jednak przygotowuje się do ataku na sąsiednią Erytreę, która właściwie nie ma jak się przed nim bronić. Zwraca się więc z prośbą o pomoc do sił międzynarodowych. Te zaś bez namysłu wysyłają do akcji między innymi elitę Zielonych Beretów czyli tytułowy oddział „Ghost”. Właściwa gra rozpoczyna się tuż po ataku na Erytreę, naszym zadaniem będzie przede wszystkim wspieranie lokalnych oddziałów wojskowych a także urządzanie akcji dywersyjnych przeciwko wojskom pułkownika Wolde.
Dodatek do „Ghost Recon” zawiera jedną kampanię składającą się z ośmiu misji. Wszystkie one rozgrywają się na terenie Erytrei. Samych etapów w grze jest na tyle mało, iż postanowiłem każdy z nich Wam chociaż troszeczkę przybliżyć. Nie ma się czego obawiać, fabuła w „Desert Siege” odgrywa zaledwie znikomą rolę a i tak chciałbym skupić się na otoczeniu i nowych pomysłach a nie objaśnianiu wątku fabularnego. Naszą zabawę rozpoczynamy na plaży niedaleko jednego z obozowisk oddziałów pułkownika Wolde. Właściwie już od tego momentu zauważamy ogromne różnice pomiędzy dodatkiem a oryginałem. Pierwsze chwile spędzone z „Desert Siege” są bardzo klimatyczne, plaża z jednej strony wygląda przepięknie (nawet pomimo tego, że jest to misja nocna) a z drugiej nie możemy się zbytnio ociągać gdyż startujemy dosłownie tuż przy pierwszym obozowisku przeciwnika. Misja ta jest świetnym wprowadzeniem do całego dodatku, nie ukończymy jej bowiem w pięć minut. Każdy nieprzemyślany ruch zakończy się śmiercią któregoś z żołnierzy albo nawet całego oddziału. Ograniczona widoczność wymusza niejako przemyślane, ostrożne działania. Drugi etap jest w moim osobistym przekonaniu jednym z najciekawszych w całej grze. Rozpoczynamy niedaleko ogromnej rafinerii, która została zaatakowana przez wojska pułkownika. W tej misji po raz pierwszy przeciwnicy masowo skorzystają z pojazdów, niestety sami nie możemy do nich wsiąść aczkolwiek ich pojawienie się należy zaliczyć grze na plus. Sama rafineria wygląda bardzo klimatycznie i aż palimy się do tego aby ją chronić :-) Misja trzecia z kolei swoim klimatem przypomina niektóre etapy z „Ghost Recon”. O wiele ciekawszy jest natomiast czwarty etap. Naszym zadaniem będzie ochrona niezwykle ważnego kordonu ciężarówek. Etap ten wymusza wręcz na graczu rozsądne kierowanie oddziałami, musimy chronić wskazane pojazdy a jednocześnie nie możemy sobie pozwolić na chwile słabości (np. zbyt długie zatrzymanie się w jednym miejscu) tym bardziej, że niektórzy z przeciwników wyposażeni są w wyrzutnie rakiet. Misja piąta rozgrywa się w nocy, jest to jeden z trudniejszych etapów w grze. Bez noktowizorów nie zajdziemy daleko a nawet jeśli z nich skorzystamy celowanie do przeciwników będzie znacznie utrudnione. W tym miejscu przydaje się jednak ulepszony sensor ruchu, który odpowiednio wcześnie zaalarmuje nas o nadciągających siłach wroga (a tych będzie co nie miara :-)).
Także i tu skorzystamy ze świeżo zdobytych karabinków snajperskich (we wcześniejszych misjach nie są one tak konieczne). Misja szósta zachwyci nas przede wszystkim wspaniałym wschodem słońca, doprawdy jest na co popatrzeć. Dość ciekawym pomysłem jest również konieczność zdobycia willi znajdującej się na wzniesieniu. Mniej zaznajomionym graczom z produktem Ubi Softu element ten sprawi dość dużo problemów. Przedostatnia misja to przede wszystkim walka o przeżycie, teren aż roi się od wrogich snajperów. Nie jest to jednak żadna wada „Desert Siege”, skądże. Poziom ten jest niezwykle ciekawy, gracze muszą wykazać się nie tylko dobrą celnością ale i wyczuciem terenu. Z pewnością przyda się tu także własny snajper, możliwie jak najlepszy. Ostatnia misja dodatku polega z kolei na odparciu finalnego ataku wojsk przeciwnika a także zajęciu kilku ważnych punktów na planszy. Sądzę jednak, iż jeżeli ktoś dotarł do tego momentu to i z tą misją nie będzie miał zbyt dużych problemów.
Musicie przyznać, że misje są zdecydowanie bardziej zróżnicowane niż miało to miejsce we właściwym „Ghost Reconie”. Grając w niego niejednokrotnie odnosiłem wrażenie jak gdyby zmieniano tylko planszę, cele misji były bowiem bardzo do siebie zbliżone. W przypadku „Desert Siege” każdy z etapów będzie wymagał troszeczkę innego przygotowania, w tym także ludzi. Na szczęście przez ogromną część gry nie jesteśmy ograniczeni żadnymi limitami czasowymi i możemy bez pośpiechu rozpracowywać kolejne cele. Zdarzają się jednak „zręcznościowe” momenty, jak chociażby ten z drugiej misji. Musimy wtedy jak najszybciej zlikwidować elitarny wrogi oddział, który planuje wysadzić w powietrze cały kompleks. W trakcie rozgrywania misji w dalszym ciągu pojawiają się cele dodatkowe. Ich wykonanie nie jest konieczne ale jeśli się już na to zdecydujemy to w nagrodę otrzymamy do dyspozycji jednego ze specjalistów. Ci, którzy grali w „Ghost Recon” z pewnością wiedzą o czym teraz mówię. W recenzowanej grze pojawia się pięć takich osób i doprawdy powiadam Wam, że jest o co się starać. Każdy z takich żołnierzy dzięki świetnym współczynnikom a także „własnej” giwerce (naturalnie o wiele lepszej od tradycyjnych pukawek) z powodzeniem może zastąpić nawet trzyosobowy oddział a pozostawiony sam sobie dzielnie odpiera ataki wroga. Wróćmy jednak do rozważań na temat misji. Dość dużym atutem recenzowanej gry jest również spore zróżnicowanie w kwestii wyglądu zawartych mapek. Podziwiamy przepiękne pustynne doliny czy też lokalne zabudowania, które wykonano z nie mniejszą pieczołowitością. O dziwo, etapy nocne, pomimo obowiązku korzystania z noktowizorów nie prezentują się gorzej na tym całym tle. Autorzy postarali się nawet aby dzięki swej konstrukcji były bardziej klimatyczne od swoich „dziennych” odpowiedników. Niestety, „Desert Siege” nie jest do końca idealny. Większość z nas przyzwyczaiła się zapewne do tego, że dodatki do gier są tworzone zazwyczaj wyłącznie z myślą o maniakalnych fanach danego produktu. Są one przeważnie o wiele trudniejsze do rozgryzienia od oryginalnego produktu. Instalując „Desert Siege” liczyłem na to samo albowiem właściwą grę ukończyłem na najwyższym poziomie trudności bez jakichś większych problemów. Okazało się jednak, że dodatek, poza kilkoma wyjątkami (np. sytuacja w rafinerii), nie różni się pod względem poziomu od swojego oryginału a w wielu przypadkach jest nawet prostszy! Dla przykładu, ostatnią misję „Ghost Recon” kończyłem mając mocno przetrzebione oddziały zaś z kolei tą w „Desert Siege” zaliczyłem bez żadnych strat w ludziach. Gdyby jeszcze samych misji było więcej to bym tak nie narzekał ale w sytuacji gdy na poziomie Elite grę można skończyć w kilka wieczorów (albo 2 dni nieustannego grania :-)) jest to działanie co najmniej karygodne. Na szczęście misje są na tyle ciekawe, że jakoś się to jeszcze da przeboleć. Poza tym warto również zaznaczyć, że wszystkie innowacje i ułatwienia, które pojawiają się w „Desert Siege” po zainstalowaniu mogą być również wykorzystywane w oryginale.
A o jakich innowacjach my tu właściwie mówimy? Jednym z największych minusów „Ghost Recon” była konieczność wychodzenia do menu gry w przypadku gdy zginął któryś z naszych ludzi a chcieliśmy odczytać poprzedni stan gry. Teraz mamy dostęp do quick save i load co z pewnością w znacznym stopniu skraca czas spędzony nad daną misją. Dość dużym ułatwieniem jest również wprowadzenie ulepszonego sonaru aczkolwiek także i do tego, z którym miałem do czynienia we właściwym „Ghost Recon” nie mam zbyt wielu zastrzeżeń. Ot, jest jeszcze prościej. Wielu graczy narzekało również na kiepskie AI i to zarówno naszych ludzi jak i oponentów. W tej kwestii nie poczyniono co prawda zbyt wiele aczkolwiek zmiany są i warto by było o nich wspomnieć. Nasi sojusznicy nie zacinają się już tak często na głazach czy drzewach. Lepiej reagują również na polecenia wydawane na podręcznej mapce, nawet wtedy gdy sami muszą obrać najlepszą trasę. Z ulgą można również powiedzieć, iż nie wchodzą sobie w drogę tak często jak miało to miejsce w oryginale tak więc o ich przedwczesne zgony możemy być raczej spokojni. O wiele więcej poczyniono w kwestii AI przeciwników. Zachowują się oni teraz znacznie lepiej, w grupach działają niezwykle skutecznie ale i pojedynczy żołnierz niejednokrotnie może nam przysporzyć niemałych problemów. Do tego dochodzi kwestia ich mobilności, teraz bardzo często korzystają z przeróżnych pojazdów tak więc tym bardziej musimy zwracać uwagę na ich poczynania. Skoro mówimy o grze wojennej to nie mogło również zabraknąć nowych rodzajów broni. Rzeczywiście, jest tego co nie miara, dlatego też wymienię tylko trzy najciekawsze moim zdaniem modele broni: karabin snajperski M98, ciężki machinegun M-60 oraz AN-94 (następca AK-74, który z kolei zastąpił popularnego Kałasznikowa czyli AK-47). Wykorzystamy je podczas rozgrywek sieciowych, w kampanii singlowej wybieramy sobie gotowy zestaw spośród kilku, które są nam aktualnie udostępniane. Skoro już wspomniałem o zabawie w Sieci to warto również powiedzieć o czterech nowych mapkach przeznaczonych do takiej właśnie zabawy, które otrzymujemy wraz z singlowym pakietem. Są one w miarę dopracowane i na pewno okażą się świetnym uzupełnieniem do tych jakie już świetnie znamy z „Ghost Recon”. Pojawiły się również nowe tryby rozgrywki. Są to Domination oraz Siege (drużynowy). Podsumowując, innowacje są i musicie to przyznać. Na nich się jednak świat nie kończy. Niestety, w dalszym ciągu nasi żołnierze nie potrafią skakać co jest kłopotliwe podczas pokonywania górzystych etapów czy też wnętrz piętrowych budynków. Szkoda również, że nie widzimy aktualnie posiadanej broni. Duże zastrzeżenia budzi także podręczna mapka do wydawania poleceń drużynie. Nie jest ona zbyt wygodna a przecież do pełni szczęścia wypadałoby dopracować tylko kilka jej elementów. I wreszcie briefing przed misją, w dalszym ciągu pojedynczy etap może mieć maksymalnie cztery cele do wypełnienia a to stanowczo za mało.
Na plus warto natomiast zaliczyć oprawę audiowizualną dodatku do „Ghost Recon”. Autorzy w znaczący sposób ulepszyli wygląd całego świata, obiekty prezentują się znacznie lepiej i są poprawnie wyświetlane zarówno z bliska jak i dużych odległości (niewielka bolączka „GR”). Są również bogate w detale a więc cieszą oko. Poziomy pustynne przygotowano wręcz wyśmienicie. Gra w ogóle pełna jest momentów, o których szybko się nie zapomina. Ulepszono również modele przeciwników a przy okazji „przeprowadzki” do nowego teatru działań wymieniono również ich tekstury. Dzięki temu zachowują się bardzo naturalnie i aż przyjemnie jest na nich popatrzeć :-) Niewiele poczyniono natomiast z modelami członków drużyny „Ghost” ale tak szczerze mówiąc to nie było tu co poprawiać bo już w samym „Ghost Recon” prezentowali się świetnie. Na plus warto również zaliczyć lepiej zrealizowane poziomy nocne. O wiele trudniej jest się w nich zgubić (a zdarzało się to w oryginale). Oprawa dźwiękowa stoi na wysokim poziomie. Przeciwnicy krzyczą w swym ojczystym języku, postarano się również o ciekawsze melodie do menu głównego. Ulepszona grafika pociągnęła za sobą nieco wyższe wymagania sprzętowe aczkolwiek dzięki licznym opcjom w menu głównym każdy dostosuje ją do możliwości swojego sprzętu. Co więcej, o przyjemne efekty wizualne mogą być spokojni nawet posiadacze komputerów z procesorem 400-500MHz i słabszą kartą graficzną.
„Tom Clancy’s Ghost Recon: Desert Siege” to gra dość trudna w ocenie. Z jednej strony jest pełna innowacji i to nie takich, które wymyśla się tylko po to aby móc o czym pisać w reklamach i na pudełku a z drugiej te osiem misji zapewnia bardzo krótką rozrywkę. Hardcore’owy gracz skończy ją bardzo szybko i pozostanie mu wtedy sprawdzenie zastosowanych innowacji w oryginale bądź też zwrócenie się w kierunku rozgrywek sieciowych (ewentualnie niezwykle toporny w obsłudze edytor). Po dłuższym zastanowieniu uważam jednak, że każdy kto polubił „Ghost Recon” powinien wydać te 49 złotych na dodatek, który zapewnia zabawę krótką ale na najwyższym możliwym poziomie...
Jacek „Stranger” Hałas