Dishonored Recenzja gry
Thief w morderczym wydaniu - recenzja gry Dishonored
Dishonored zachwyca klimatem i swobodą metod realizacji misji. Steampunkowe przygody zabójcy Corvo okazały się godnym spadkobiercą serii Thief i Deus Ex.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- olbrzymia wolność;
- dopracowany system walki i skradania;
- pomysłowe moce;
- rozbudowane i zróżnicowane misje;
- nagradzanie kreatywności graczy;
- fascynująca wizja świata;
- wspaniały styl artystyczny i muzyka.
- trochę za krótka;
- główny wątek fabularny nie zaskakuje;
- pocięcie lokacji na małe poziomy.
Kiedy w połowie zeszłego roku zapowiedziano Dishonored, mało kto spodziewał się, że kolejne dzieło twórców Arx Fatalis i Dark Messiah of Might and Magic zostało zbudowane na bazie anulowanego wcześniej The Crossing. Początkowo nowy produkt studia Arkane nie wzbudził wielkiego zainteresowania, ale wszystko zmieniło się, gdy w sieci pojawiły się pierwsze fragmenty rozgrywki. Filmy prezentujące wyczyny zamaskowanego zabójcy zwróciły uwagę fanów ambitniejszych gier akcji i rozbudziły oczekiwania. Czy Francuzom udało się je spełnić? Jak najbardziej.
Dishonored to historia Corvo Attano – Lorda Protektora imperium Gristol i osobistego ochroniarza Cesarzowej. Opowieść zaczyna się od jego powrotu do domu po wielu miesiącach poszukiwania u sąsiadujących państw pomocy w zwalczeniu śmiertelnie niebezpiecznej plagi pustoszącej Dunwall, czyli miasto będące stolicą Gristol. Gdy Corvo zdaje relację ze swojej wyprawy Cesarzowej, znienacka pojawiają się zabójcy i pozbawiają monarchinię życia. Szybko okazuje się, że ich usługi wykupiła grupa szlachty, która przejmuje władzę, a winą za morderstwo obarcza naszego bohatera. Były Lord Protektor ucieka z lochu i rozpoczyna metodyczną zemstę na wszystkich biorących udział w spisku. W realizacji tego celu pomagają mu nadnaturalne moce podarowane przez tajemniczą istotę znaną jako Outsider.
Dishonored równie dobrze sprawdza się jako skradanka i jako czysta zręcznościówka, w której trup ściele się gęsto, a bohater z uśmiechem na ustach wskakuje w tłum wrogów. W prawej ręce Corvo dzierży krótki rozkładany miecz, nadający się zarówno do pojedynków szermierczych, jak i cichego podrzynania gardeł. Natomiast lewa dłoń służy do aktywacji mocy lub wykorzystywania broni palnej, granatów i kuszy. Oznacza to, że nie możemy jednocześnie używać mocy i np. pistoletu, ale podczas przełączania lewej ręki czas ulega znacznemu spowolnieniu, więc takie rozwiązanie sterowania nie jest w żaden sposób ograniczające.
Sam system walki został opracowany wyśmienicie. Corvo nie jest niezniszczalny i kilka celnych ciosów wystarczy, aby pozbawić go życia. Również sieczenie na oślep najczęściej kończy się tragicznie. Zamiast tego trzeba odpowiednio wycelować każde cięcie i starannie dobierać moment bloku, gdyż tylko w ten sposób uzyskujemy możliwość wyprowadzenia śmiercionośnej kontry. Broń palna i kusze pomagają w przeżyciu, a kilka rodzajów bełtów (w tym podpalające i usypiające) ułatwia poradzenie sobie z przeciwnikami. Jednocześnie wolne tempo przeładowania powoduje, że gra nigdy nie zmienia się FPS-a.
Uzupełnieniem arsenału Corvo są jego nadludzkie moce. Zaczynamy od tej nazwanej Blink, a pozwalającej teleportować się na krótkie dystanse. Przy okazji zdobywamy upiorne nieumarłe serce, które podczas misji pozwala odnaleźć runy. Za nie kupujemy kolejne zaklęcia oraz ich ulepszenia. Wśród nich znajduje się m.in. przywoływanie szczurów, spowalnianie czasu, opętywanie innych żywych istot, używanie wiatru jako broni i mroczna wizja, umożliwiająca dostrzeganie przeciwników przez ściany. Dostępne są też moce pasywne, zwiększające zwinność, wytrzymałość na rany, skuteczność w szermierce oraz zmieniające ciała zabitych w pył, co okazuje się bardzo przydatne dla miłośników skradania. Do tego dochodzą zbierane w trakcie misji wykonane z kości wielorybów talizmany, które zapewniają dodatkowe bonusy do zdolności.
Godne pochwały jest to, że te wszystkie atrakcje można wykorzystywać na wiele sposobów. Przykładowo, aby przeżyć upadek z dużej wysokości, wystarczy przed uderzeniem w ziemię wskoczyć w ciało innej osoby. Natomiast poruszających się na mechanicznych szczudłach tallboyów najprościej zabić, podskakując Blinkiem do ich gardeł. Po kilkudziesięciu minutach zabawy nabiera się takiej wprawy, że płynne łączenie zwykłych ataków i mocy staje się bardzo naturalne.
Główny wątek fabularny Dishonored jest raczej standardowy. Otrzymujemy typową opowieść o zemście i nawet zwroty akcji są łatwe do przewidzenia. Wszystko to opowiedziano jednak sprawnie, a scenariusz zapewnia kontekst sprawiający, że eliminowanie kolejnych celów daje sporą satysfakcję. Pewną sztampowość przedstawianej historii wynagradza konstrukcja świata i zamieszkujące go postacie.
Stworzone przez Arkane uniwersum jest fascynujące, spójne i pełne świetnych pomysłów. Żeby to jednak dostrzec, trzeba się trochę napracować, gdyż większość z tych informacji zawarta jest w rozrzuconych po poziomach pamiętnikach i dziennikach audio lub przekazywana w podsłuchiwanych rozmowach. Olbrzymią rolę odgrywa również nieumarłe serce, które nie tylko służy do znajdywania run i talizmanów, ale na zawołanie wyjawia prawdę o poszczególnych lokacjach lub dzieli się ciekawymi informacjami na temat prawie każdej napotkanej postaci. Jednocześnie robi to w wyjątkowo poetycki sposób i potrafi się rozzłościć, gdy zapytamy je o historię zabitego przez nas niewinnego człowieka.
Gnanie na oślep od jednego zadania do drugiego sprawia, że całe to bogactwo może zostać przeoczone i takie osoby przegapią np. opowieść o gigantycznych wielorybach, które po schwytaniu są żywcem rozcinane na kawałki podczas rejsów do domu. Nie dowiedzą się również, jak zdeprawowani są niektórzy z zabijanych przez nas ludzi, nie usłyszą legend o Outsiderze i opowieści o świecie poza murami Dunwall ani nie poznają prawdy o tym, co rzeczywiście łączyło Corvo z Cesarzową. Historie zawarte w Dishonored potrafią zachwycić, ale tylko jeśli włoży się trochę wysiłku w ich poznanie.
Arkane postawiło na silnik Unreal Engine 3, choć podczas zabawy trudno to dostrzec, gdyż twórcy poszli w stronę lekkiej komiksowości oprawy wizualnej. Pod względem technologicznym gra nie zachwyca, a sporo tekstur ulega rozmazaniu przy oglądaniu z bliska. O tych wszystkich niedostatkach zapomina się jednak dość szybko dzięki przepięknemu stylowi artystycznemu. Steampunkowe uniwersum sprawia wrażenie autentycznego. Nigdy nie miałem tak powszechnego w innych produkcjach wrażenia biegania po ładnych makietach. Zamiast tego zarówno ulice miast, jak i wnętrza budynków wyglądają jak miejsca, gdzie naprawdę żyją i pracują ludzie. Ponadto zaprezentowana przez autorów wizja jest bardzo spójna. Często natykamy się na dość okropne widoki (mój faworyt to stylizowana na martwego noworodka maska jednego z uczestników balu), które jednocześnie wydają się naturalne dla tego świata.
Jedyne, do czego można się naprawdę przyczepić, to małe rozmiary poziomów. Często przy wejściu do dużego domu czy na kolejną przecznicę wita nas ekran ładowania. Wczytywanie nowej lokacji nie trwa długo, ale takie pocięcie poziomów na małe kawałki powoduje, że każdy fragment jest odseparowany od pozostałych, a my jesteśmy jedyną postacią potrafiącą się między nimi poruszać. Żeby zgubić pościg, wystarczy więc przejść do miejsca wymagającego załadowania nowych danych. Jednocześnie, gdy to zrobimy, to opuszczana przez nas lokacja ulega zamrożeniu i po powrocie rusza od tego samego momentu, w którym ją zostawiliśmy, niezależnie jak wiele czasu upłynęło.
Większość współczesnych gier akcji prowadzi nas za rączkę przez serię skryptów – na tym tle Dishonored jawi się jako produkcja wyjątkowa. Ludzie z Arkane udowodnili, że na rynku wciąż jest miejsce na nowe marki i świeże pomysły. Wzięli zapoczątkowaną przez nieistniejące już studio Looking Glass ideę symulowanego małego wirtualnego świata i rozwinęli ją znacznie dalej niż ktokolwiek inny. Oferowana przez Dishonored wolność przebija to, co proponowały takie serie jak Thief czy Deus Ex, a jednocześnie autorzy zadbali o odpowiednie dopracowanie podstawowych elementów rozgrywki, zarówno walki, poruszania się, jak i skradania. Dzięki temu, niezależnie jakie podejście wybierzemy, będziemy bawić się równie dobrze. To, co stworzyło Arkane, jest po prostu prawdziwie wielkim osiągnięciem, wartym tego, aby zapoznało się z nim jak najwięcej graczy.