Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 31 maja 2007, 14:14

autor: Adam Kaczmarek

The Hell in Vietnam - recenzja gry

To jak to jest w końcu z grami o niskim budżecie? Jak je należy oceniać? Przez swoją karykaturalną miejscami powagę i śmieszność tekstów Hell in Vietnam staje się parodią samej siebie.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Po zrecenzowaniu Wojny w Kolumbii obiecałem sobie, że za żadne skarby nie wezmę pod swoje skrzydła kolejnego FPS-a z City Interactive. W międzyczasie ukazały się jednak 2 całkiem przyzwoity tytuły, stworzone przez polskiego dewelopera. Mowa tu oczywiście o sympatycznej zręcznościówce Combat Wings: Bitwa o Anglię oraz Code of Honor z legią cudzoziemską w roli głównej. Nie są to gry specjalnie wybitnie, ale przekonały mnie, że CI małymi kroczkami zmierza ku lepszemu, jakim jest wydanie pełnowartościowego, grywanego tytułu, który na dodatek nie jest oparty na wyżyłowanym silniku Chrome. I tak oto pod koniec maja dostałem szansę weryfikacji swoich poglądów.

Gra broni się do ostatniego Wietnamczyka. Ale nawet to nie jej pomoże.

Piekło w Wietnamie to kolejna już gra z segmentu niskich cen. Nie chcę wdawać się w dyskusję o sposobie oceniania tego typu tytułów, gdyż w żaden sposób nie mogą się one równać do produkcji znacznie droższych. Uważam jednak, że skoro wydawca reklamuje swój produkt w mediach, to ów produkt musi zostać wnikliwie sprawdzony. I tak jest w tym przypadku. W tym momencie mógłbym zakończyć opisywać swoje wrażenia, ale rzetelność każe swoje przemyślenia uzasadnić. Puentę opisywania tytułów niskobudżetowych zna praktycznie każdy. „Nie wypada tak robić, zmieńcie skalę ocen dla takich gier!” – takie opinie nie raz do mnie dochodziły. Jednak jest wiele przykładów darmowych lub bardzo tanich pozycji, które mogą stanowić za wzór dla reszty. Dlatego tez skali ocen zmieniać nie będę. Nie będę również określał HiV (cóż za niefortunny skrót jak na grę) mianem kolejnego „enfant terrible” polskiej sceny gier. Tak po prostu nie wypada. Zresztą widać gołym okiem, że City Interactive bierze sobie do serca uwagi użytkowników. Wynikiem poprawek jest twór nieznacznie (podkreślam to słowo) lepszy od niefortunnej Wojny w Kolumbii, ale jednocześnie zdecydowanie gorszy od reszty świata.

Już pierwsza misja to udowadnia. Przenosząc się z południowoamerykańskiej dżungli do Wietnamu SI naszych kompanów ewoluowała. Podwładni potrafią już kryć się za przeszkodami i eliminować wrogów. Szarża na wzgórze pełnie Wietnamczyków przypominała mi niektóre etapy z nieśmiertelnego Medal of Honor. Jak brać przykład, to tylko od najlepszych. Szkoda, że akcji, w których współpracujemy ze sztuczną inteligencją jest jak na lekarstwo. Niemniej, to one podbudowały moją nadzieję, że HiV nie okaże się totalnie nieudane. Dalszych plusów próżno jednak szukać. Do przyzwoitego poziomu SI naszych żołnierzy nie dostosowały się oddziały wrogów. Skośnoocy nie potrafią zauważyć naszej skromnej osoby z kilku metrów, stojąc twarzą w twarz. Dziwi również pasywna postawa wobec naszych ataków z dystansu – Vietcong w rzeczywistości walczył trochę lepiej. Abstrahując od tego, że ich działanie to wynik skryptów, nic więcej zarzucić im nie można. Równie tępą SI miałem okazję zobaczyć w popularniejszych tytułach, niekoniecznie tanich.

Fabuła Hell in Vietnam opiera się na wspomnieniach Thomasa „Deadeye” Coburna, w którego gracz wciela się podczas rozgrywki. Wytrenowany przez srogich i ciętych dowódców z Recondo, Thomas między misjami, w formie pamiętnika, opisuje swój pobyt w jednostce. Zapiski służą nam do zapoznania się z celami poszczególnych misji, a tych jest tylko 8. Zadania wykonuje się w oka mgnieniu. Z zegarkiem na ręce, bogatszy o doświadczenia postanowiłem powtórnie przejść kampanię. Zajęło mi to dokładnie 92 minuty. I tak jest to wynik zawyżony, gdyż kilkukrotnie ginąłem i musiałem zaczynać misję od punktu umieszczonego we wczesnej fazie misji. Zapewne znajdzie się ktoś, kto całość ukończy w krótszym czasie. Szukanie usprawiedliwienia w niskiej cenie można włożyć między bajki. To po prostu kpina z klienta, aby na rynek wydać grę, którą przeciętny Kowalski ukończy między obiadem, a deserem. Za 20 zł można obejrzeć najnowszą część Piratów z Karaibów w kinie, a przy okazji napchać w siebie trochę prażonej kukurydzy i nachos z sosem. Radość na pewno będzie większa z oglądania filmu, aniżeli z 2 godzin spędzonych przed Hell in Vietnam.

Jak na tak krótką rozgrywkę dostępny arsenał jest spory. Oprócz standardowych pukawek na wyposażeniu armii USA (M16A1, M60) w rączki otrzymaliśmy prawdziwe perełki – Remington M40 oraz M79. Z tym ostatnim czujemy się prawie jak siejący zniszczenie Rambo. Wietnamczycy wcale nie są gorsi. Ich AK47 działa jak należy, choć mi do gustu bardziej przypadła PPSh 41. Jak w każdej strzelance City Interactive próżno szukać czegoś takiego jak odrzut po wystrzale. Strzelając ciężkim karabinem maszynowym lub granatnikiem, czy robimy to na stojąco czy leżąc – nie odczujemy różnicy. Niewiele dobrego można napisać o pojazdach, gdyż pojawiają się zaledwie na kilka sekund. Trochę dziwnie wygląda wybuch BRDM-a od serii z karabinu maszynowego, zamieszczonego na łodzi.

Liczba misji jest z pewnością ogromnym minusem, gdyż mapy są o wiele bardziej urozmaicone niż w Wojnie w Kolumbii. Tam do znudzenia chodziliśmy po wywołujących nudności zaroślach i bagnach. Tu z kolei twórcy uczynili krok do przodu. Oprócz dżungli zwiedzimy jeszcze wietnamskie osady, miasteczko, a nawet świątynię. Same zadania zazwyczaj polegają na wyrżnięciu kilkuset wojaków Vietcongu oraz zrealizowaniu konkretnego celu. Niszczenie dział przeciwlotniczych, czy likwidacja wrogiego snajpera to jedynie przykłady. Szkoda, że sposób wykonania zadań jest z góry ustalony przez autorów. Przy wybraniu drogi alternatywnej otrzymujemy ostrzeżenie od dowództwa. Nie pojmuję też zabawy City Interactive w wyznaczanie waypointów i umieszczanie minimapy w HUDzie. Przy tak liniowej budowie poziomów wygląda to po prostu groteskowo.

O oprawie audiowizualnej ciężko pisać w samych superlatywach. Graficznie jest identycznie jak w poprzednich częściach cyklu. Maksymalne detale wymagają całkiem niezłego sprzętu. Testy na AMD X2 3800+, 1 GB pamięci RAM i Geforce 7900 GS wykazały fatalną optymalizację kodu. W kilku miejscach wystąpiły problemy z utrzymaniem płynnej animacji. Jest to zastanawiające, gdyż otoczenie zbudowane jest z brzydkich bitmap i roślinności, której daleko pod względem wykonania do tej z Far Cry’a, trzy lata temu. Modele postaci również nie oszałamiają bogactwem detali.

Podczas rozgrywki natkniemy się również na wiele ograniczeń narzuconych przez silnik. Nie można na przykład wejść do wody głębiej niż po kostki, ale to pamiętamy jeszcze z Chrome’a. Nieco lepiej wygląda kwestia udźwiękowienia. Oprócz niezłej muzyki w menu i kilku kawałków przygrywających w trakcie walk, otrzymaliśmy całkiem zabawne kwestie mówione. Ich „jajcarskość” opiera się na poważnym podejściu aktorów do pracy. W rzeczywistości brzmią amatorsko i zarazem komicznie. Przy takich tekstach jak „Trzymać zwieracze!” czy „Żółtki z lewej, żółtki z prawej. Zabić żółtki!” można się zdrowo pośmiać. Ponadto oddziały Vietcongu zaopatrzone są w żołnierzy-karateków. Każdy z Was musi zobaczyć wykonującego fikołek Wietnamczyka, który wydusza z siebie jakieś 3 frazesy w ojczystym języku, po czym dostaje kulę w łeb i upadając na ziemię przenika przez teksturę skrzyni bądź muru.

Na widok tak fantastycznej bitmapy wróg mdleje i spada z kamienia.

To jak to jest w końcu z grami o niskim budżecie? Jak je należy oceniać? Myślę, że odpowiedź zna każdy z was. Przez swoją karykaturalną miejscami powagę i śmieszność tekstów Hell in Vietnam staje się parodią samej siebie. Przypomina to specyficzny gatunek filmów, jakim jest gore. Zamiast budzić obrzydzenie i straszyć, po prostu śmieszą. HiV jest właśnie taki. Jeżeli przylepi mu się etykietę gry poważnej, z góry skazany jest na pożarcie. Nie będę ukrywał, że recenzuję tytuł prezentujący niedopracowania na każdym kroku. Wszak powstał on chyba tylko po to, aby na płytce upchnąć odkurzony Rajd na Berlin w formie dodatku.

Adam „eJay” Kaczmarek

PLUSY:

  • urozmaicone lokacje;
  • liczba rodzajów broni;
  • lepsze to niż Wojna w Kolumbii...
  • ... Raid na Berlin w komplecie.

MINUSY:

  • jeżeli potraktujemy grę na poważnie, to w zasadzie minusem jest wszystko inne...
  • zła optymalizacja kodu;
  • przestarzała grafika;
  • przenikanie obiektów;
  • totalna liniowość rozgrywki;
  • kiepska SI przeciwników;
  • króciutki czas gry (a może to plus jest?);
  • osłabiający lektorzy.
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!