Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 sierpnia 2005, 09:39

autor: Bolesław Wójtowicz

T-72: Bałkany w Ogniu - recenzja gry

Przełom lat 80 i 90 to bardzo burzliwy okres w dziejach współczesnej Europy. Zmiany, jakie wówczas się dokonały, odcisnęły swoje piętno na losach wielu narodów, zwłaszcza tych, które wcześniej uznawane były za jedną wielką, socjalistyczną rodzinę.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to bardzo burzliwy okres w dziejach współczesnej Europy. Zmiany, jakie wówczas się dokonały, odcisnęły swoje piętno na losach wielu narodów, zwłaszcza tych, które wcześniej uznawane były za jedną wielką, socjalistyczną rodzinę. Kraje Europy Środkowej zrzuciły jarzmo przywódczej roli Związku Radzieckiego i drogą pokojową ruszyły ku wolnej Europie. Niestety, nie wszędzie udało się tego dokonać bez krwawych ofiar...

„Kocioł Bałkański”, „Bałkany – chory człowiek Europy”, „Bałkany – miękkie podbrzusze Europy”, to pojęcia, które pojawiły się w wypowiedziach przywódców politycznych oraz podręcznikach historii już wiele, wiele lat wcześniej. Tam zawsze wrzało... Wciąż wybuchały kolejne konflikty narodowościowe, zrywy ludowe, wojny domowe. Krew lała się strumieniami... Raptem kilka krajów, ale tak odmiennych, mających inną kulturę, religię, systemy wartości, że próba ich pogodzenia, scalenia w jedno, z góry była skazana na porażkę. Na kilkadziesiąt lat udało się to byłemu komunistycznemu watażce, Josipowi Broz Tito. Pod wspólnymi, początkowo stalinowskimi, a później na pozór niezależnymi od Moskwy sztandarami, kilka bałkańskich krajów postanowiło zjednoczyć się, tworząc Jugosławię. Ale wszyscy politycy wiedzieli, że w tym tyglu wciąż wrze, że jeśli zabraknie silnej ręki Broz Tito, to Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy, Macedończycy i Bośniacy rzucą się sobie do gardeł. I faktycznie tak też się stało...

Kiedy w 1980 roku umarł Tito, kolos na glinianych nogach zaczął mocno się chwiać. Odżyły, tłumione jego autorytetem i dyktatorską formą władzy, antagonizmy narodowościowe. Do nich dołączył ostry kryzys ekonomiczny. Jeszcze przez kilka lat poszczególne narody, trzymane pod lufami karabinów, próbowały jakoś wspólnie egzystować, jednakże były to bardzo trudne lata. Nadszedł rok 1989 i w ślad za Polską inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej zaczęły same o sobie decydować. Od Związku Radzieckiego odrywały się republiki nadbałtyckie. Dlaczegóż więc i narody wchodzące w skład Jugosławii, tak przecież odmienne, nie miałyby spróbować tego samego? Najpierw na ten krok zdecydowała się Słowenia, potem Chorwacja. Jednakże sprzeciwili się ich niepodległości Serbowie. Wówczas to czołgi ruszyły na pola bitew...

O ile po krótkotrwałych walkach w Słowenii Serbowie szybko wycofali się, o tyle wsparcie, jakiego udzielili mniejszości serbskiej w Chorwacji sprawiło, że walki trwały tam ponad pół roku. Najcięższe, najkrwawsze, pełne okrucieństwa i bestialstwa starcia pomiędzy oddziałami serbskimi, wspieranymi przez armię federalną, a bojownikami muzułmańskimi miały miejsce na terenach Bośni i Hercegowiny. To wówczas znów głośno było o Sarajewie...

W sam środek tego kotła trafił młody, aczkolwiek mający już za sobą sporo doświadczeń, oficer, specjalista od broni pancernej. Jeszcze nie tak dawno brał udział w walkach na pustynnych terenach Afganistanu, jeszcze w jego pamięci nie zatarły się obrazy spalonych wiosek w Kraju Nadniestrzańskim, gdy teraz los pchnął go na Bałkany. Wraz z całkiem liczną grupą rosyjskich ochotników z Russian Volunteer Detachment, skupionych pod wspólnym godłem przedstawiającym dwugłowego orła, postanowił wspomóc swoim doświadczeniem i umiejętnościami, za całkiem niezłe zresztą pieniądze, serbskich separatystów. Co go czeka na polach Krajiny? O tym właśnie opowie ci najnowsza gra rosyjskich programistów z Crazy House, zatytułowana T-72 Balkans on Fire!.W trakcie 18 misji dane ci będzie, ukrytym we wnętrzu pancerza potężnego czołgu, przemierzać wzgórza i doliny umęczonej wojną ziemi, zdobywać lub bronić zniszczone walkami wioski, chronić przeprawy nad rzeką, likwidować baterie artyleryjskie, zabezpieczać konwoje czy też wspierać siłą ognia atakujące oddziały. Dane ci będzie... O ile przeżyjesz...

Tak, mniej więcej, przedstawia się warstwa fabularna gry, to zapewniają autorzy każdemu, kto zdecyduje się na jej zakup. Teraz pozostaje znaleźć odpowiedź na, na pozór banalnie proste, pytanie: Czy tę grę warto kupić? Tak, poszukajmy jej więc, rozbierając dzieło rosyjskich mistrzów kodu na czynniki pierwsze.

Przyznam szczerze, że dawno już nie grałem w jakąś dobrą grę, w której mógłbym wcielić się w dowódcę czołgu lub całego pancernego zagonu. A jeśli już takowa się trafiła, to najczęściej jej akcja osadzona była w realiach II Wojny Światowej. Dlatego też kiedy usłyszałem o T-72 Balkans on Fire! postarałem się, by dostać możliwość zagrania w nią, jeszcze przed jej oficjalną premierą. Dwie płytki i dołączona do nich instrukcja, na okładce której widnieje napis Tank Combat Manual, wylądowały na moim biurku. Ponieważ instalacja gry zajmuje trochę czasu, zacząłem od niechcenia przeglądać książeczkę z instruktażem. Zazwyczaj tego nie robię (kto zresztą czyta instrukcje?), ale teraz, na szczęście, przewertowałem stronice. Oho, wymagania systemowe: procesor 2,8 GHz, karta od GeForce FX5600 lub Radeon 9600XT w górę, 512 RAM, 2 GB wolnej przestrzeni na dysku... Ledwo, ledwo, ale jakoś udało mi się spełnić te wymogi. Ustawienia... To włączymy, tamto wyłączymy, cienie drzew niech będą, refleksy na wodzie też mogą pozostać, chmury, cienie chmur na ziemi, horyzont, antyaliasing, kompresja tekstur, dymy, niebo... Uff, zaczynam się już w tym gubić. Jeszcze tylko dźwięki... i poziom realizmu gry. Może na początek powinienem z czegoś z rezygnować? Dobra, to i to wyłączamy, to zostaje...

Kiedy już udało mi się przez to wszystko przebrnąć, mogłem zabrać się za uruchomienie gry. Króciutkie intro, przedstawiające szarżę dwóch czołgów na niewielką wioskę, nie zwala może z nóg, ale wygląda sympatycznie i wzmaga apetyt na to, co czeka nas dalej. O, jest i menu... Co my tu mamy... Własny profil, kampania, pojedyncze misje, własne misje, encyklopedia sprzętu, który pojawi się w grze, oraz pamiętnik naszego bohatera. Teraz jeszcze pusty, z króciutkim zapisem opowiadającym o tym, jak ten młody żołnierz znalazł się na Bałkanach, ale później, w trakcie gry i wykonywania poszczególnych misji w kampanii, będą tam pojawiały się zapiski opisujące dalsze jego losy. Ciekawie to zostało zrobione, a i wpisy te nie brzmią sucho i naiwnie, lecz przekazują czasem ludzkie emocje targające młodym człowiekiem.

Zajrzyjmy teraz do Encyklopedii. Nie jest to jakiś instruktażowy opis, lecz uruchamiając ten program zostaniemy przeniesieni na plac manewrowy i tam, po kolei, na spokojnie, możemy obejrzeć sobie każdy czołg, działo, czy też transporter. Zarówno te użytkowane przez Serbów, jaki stronę przeciwną. Co tam znajdziemy? Proszę, oto tylko część spośród nich: oczywiście najważniejszy w grze czołg T-72B, z działem kalibru 125mm, następne to T-55A i T-34-85, mamy tu też MBT Leopard 1A4, M50 Super Sherman, niszczyciela czołgów SU-100, BRDM-2, AAW-9K113 Szturm-S, działo PTO 2A45M Sprut-B, helikopter Mi-8, i wiele innych narzędzi eksterminacji, których nazwy większości graczy nic nie mówią, a nad którymi znawcy cmokają zapewne z zachwytu.

Ale może by tak już przestać się bawić w oglądanie, ale samemu zasiąść za sterami któregoś z czołgów i ruszyć na pole bitwy? To nie takie proste, jeszcze momencik. Co prawda nic nie stoi na przeszkodzie, by już rozpocząć kampanię, ale najpierw proponuję, by przyjrzeć się pojedynczym misjom. To nic innego, jak zwykły tutorial, w trakcie którego nauczymy się sterowania tą kilkudziesięciotonową masą żelastwa, dowiemy jak strzelać do wybranych celów, ukrywać swoją pozycję, atakować, eskortować innych, czyli praktycznie tego wszystkiego, co prawdziwy czołgista wiedzieć powinien. A przede wszystkim przyswoimy sobie ustawienia klawiatury, gdyż klawiszy do obsługi jest tu całkiem sporo i początkowo łatwo w tym wszystkim się pogubić. Zwłaszcza, gdy ktoś naiwny zaserwował sobie na początek pełen realizm. Wówczas samo ruszenie czołgiem z miejsca wymaga użycia kilku przycisków. Z czasem staje się to banalnie proste, ale lepiej nie szarżować na początku...

Wsiadamy więc do czołgu. Ukryci za pancerzem możemy zająć pozycję kierowcy, działonowego lub dowódcy, do nas należy też obsługa karabinów maszynowych. W każdej chwili wolno, a nawet trzeba przemieszczać się pomiędzy nimi, każdy z nich ma oddany do użytku inny sprzęt, inne zadania do wykonania. Opisywanie poszczególnych czynności, które musimy wykonać na każdym z tych stanowisk, zajęłoby więcej miejsca, niż jest przeznaczone na ten tekst. Zresztą łatwo domyśleć się, co nas czeka, prawda?

Jako kierowca musimy bezpiecznie doprowadzić nasz czołg na wyznaczone pozycje, jako działonowy prowadzić skuteczny ostrzał pozycji przeciwnika, dobierając odpowiedni rodzaj pocisku i korygując ustawienie działa, jako erkaemista likwidować siłę żywą wroga, a za wszystkie błędy w akcji i tak oberwie dowódca. Chociaż nie, tu nie ma miejsca na błędy, gdyż wtedy wystarczą góra dwa celne pociski w nasz pancerz i po nas...

Czas zabrać się za wykonanie którejś z pojedynczych misji. Najpierw więc odprawa... Krótki opis zadania, powierzony nam sprzęt i mapa z zaznaczonymi miejscami możliwej lokalizacji przeciwnika. I już, do boju... Zasiadamy za sterami. Każdy czołg, czego łatwo się domyślić, inaczej się zachowuje na drodze i nierównościach, inną rozwija prędkość, inaczej reaguje na sterowanie. Powolutku do przodu, jedynka, dwójka, trójka... Rety, ależ on mknie! W słuchawkach komenda: „Zwolnij!”. Bieg w dół, całość stop. Dowódca się rozgląda... Schowani za brzózkami czujemy się w miarę bezpiecznie, ale gdy tylko wynurzyliśmy się na otwartą przestrzeń... Bang! Słyszysz tylko uderzenie w pancerz. Ktoś do nas strzela! Tylko skąd? Kierowca rusza przed siebie, a dowódca szuka przeciwnika. Jest! Tam, na wzgórzu! Ukryty, prawie niewidoczny, stoi Leopard. Odległość, kąt nachylenia lufy, rodzaj pocisku, system kontroli i... Ognia! Huknęło i dym zasłonił wizjer. Za długi! Szybka korekta, ładuj, ognia! Jest! W celu! Poprawiamy... Na pancerzu przeciwnika pojawił się ogień... Ze środka wyskakują czołgiści i zaczynają biec, a niektórzy czołgać się po wzgórzu. Nagle jeden z nich przyklęka i celuje w naszą stronę. To granatnik RPG! Erkaemista, działaj! Krótka seria nie wystarczyła... Pociągnął nieco dłużej, celując uważniej. I to by było na tyle... Misja zakończona powodzeniem.

Tak to, mniej więcej, wygląda. Wyjeżdżasz z bazy, ustalasz lokalizację przeciwnika, likwidujesz jego oraz ewentualnych świadków. Proste, prawda? Tyle tylko, że wróg, czasem doskonale schowany za umocnieniami, nie ma zamiaru czekać z założonymi rękami. On też potrafi strzelać z dział i wyrzutni i zwycięskie wypełnienie misji czasem wymaga kilkukrotnego do niej podchodzenia. A to nie dostrzegliśmy ukrytego niszczyciela czołgów, a to pole minowe pojawiło się znienacka, a to działko w zagajniku brzóz... Jak to na wojnie. Łatwiej zapoznać się ze świętym Piotrem niż przeżyć...

Misje w trakcie kampanii połączone są już wątkiem fabularnym, z którym, jak wspomniałem wcześniej, zapoznajemy się poprzez lekturę pamiętnika młodego, rosyjskiego ochotnika. Pierwsze zadanie, to nic trudnego. Ot, zdobycznego T-34-85 trzeba doprowadzić do serbskiej bazy. Droga jak stół, przeciwników niewielu, łatwizna. Byle uważać na prędkość... Co prawda pokonanie tych dwóch kilometrów z okładem trochę trwa, ale przejażdżka jest całkiem miła. Potem, za pomocą tegoż czołgu bronimy wioski, następnie przesiadamy się na T-55 i... Nie, bez obaw, nie będę zdradzał każdej z osiemnastu misji składających się na kampanię. Jakie są? Różne, jedne ciekawsze, inne nudne, ale ogółem gra się przyjemnie...

Warto teraz przyjrzeć się temu wszystkiemu, co zobaczą nasze oczy i usłyszą uszy. W instrukcji naczytałem się wszelakich wspaniałości, co do istnienia których w grze zawsze zapewniają nas jej autorzy. Potem różnie to wychodzi... A co my tu mamy? Obiecują nam: pełen realizm, zarówno w fizyce pojazdów, systemach kierowania ogniem, modelu zniszczeń, balistyce i diabli wiedzą w czym jeszcze. Ponad 70 rodzajów budynków, a każdy z nich możemy zniszczyć, 40 rodzajów drzew, kwiatków i innej roślinności, w tym kołysząca się na wietrze trawa, mgła, deszcz, dym, tęcze... Co z tego jest w grze? Fizyka zachowania czołgu jest całkiem w porządku, świetnie reaguje na nierównościach, przy czym, gdy przeszarżujemy, to łatwo go uszkodzić, tak więc jak dla mnie, na co dzień używającego innego rodzaju pojazdu, twórcy gry spisali się na piątkę. Może jakiś czołgista będzie innego zdania, ale to jego prawo... Wygląd pojazdów, paneli sterowania, systemów kierowania ogniem, jest bez zarzutu. Gorzej z budynkami i innymi instalacjami. Są po prostu paskudne, wykonane byle jak. I chociaż nie ma ich tu zbyt wiele, a większość z nich możemy skutecznie zniszczyć, to mimo wszystko można było to zrobić lepiej. Za dużo trójkątów... Serbska baza to jakieś zasieki, kilka baraków i już... Aha, zapomniałem o dwóch, zagubionych wojakach... I ja mam tego z narażeniem życia bronić?! Nie ma mowy! Już lepiej wrócić do wioski...

Ile to było rodzajów roślinności?! Czterdzieści? Chyba gdyby policzyć gatunki traw... Wykonaniem poszczególnych pól, na których rozgrywamy nasze bitwy, raczej zachwycać się nie będziemy. Jakieś szarobure górki, gdzieniegdzie wypalone drzewka, jakaś brzózka, droga, czasem jakaś łączka pełna kolorowych kwiatków, trójkątne górki ziemi. Trawa rzeczywiście kołysze się na wietrze, w wiosce rosną słoneczniki i kukurydza, w sadzie na drzewach wiszą jabłka, słońce potrafi zaświecić prosto w oczy, noc zaskoczyć niespodziewanie, mgła oblepia wszystko, a krople deszczu spływają po wizjerze. Tyle tylko, że krzewy, drzewa, słoneczniki, to wszystko płaskie, brzydkie bitmapy, a ta piękna trawa znika zaraz za czołgiem. Gąsienice powinny zostawiać dwa pasy, a nie jeden, szerokości płyty lotniska, prawda? Wpadek tego rodzaju jest więcej, dlatego uważam, że można było to zrobić lepiej, panowie. I jeszcze jedno: uruchamianie misji. Wybraliśmy już którą chcemy rozegrać, wciskamy „Play” i... gra wylatuje na pulpit. Chwila zastanowienia, pojawia się czarny ekran, napis „Graphics initialization”, potem jeszcze kilka tego rodzaju i dopiero rysunek z jakąś sentencją znanego człowieka oraz napis „Loading”. To jeszcze nie koniec zabawy, bo często w trakcie ładowania gra lubiła się powiesić lub utknąć przy którymś tam procencie. Niekiedy wystarczyło trochę cierpliwości, kiedy indziej ponowne uruchomienie programu. Powtarzam: można to było zrobić lepiej...

Ktoś powie: czepiasz się, graficznie nie jest wcale tak źle. Oczywiście, że tak. To, co mnie nie rzuciło na kolana, ktoś inny może uznać za dzieło sztuki. Z drugiej strony, kiedy w twoją stronę suną dwa SU-100 wspomagane przez oddział piechoty, nie masz czasu na kontemplację pejzaży. Wszystko prawda, ale i tak uważam, że z szumnych zapowiedzi wyszło niezbyt wiele...

Ponarzekam jeszcze trochę. Tym razem na AI naszych przeciwników, o ile w ogóle ono tu występuje. Czasem zdarzało mi się, że nie potrafiłem oddać celnej salwy, na przykład w stronę jadącego drogą MT-LB. Cóż, zdarza się... Pociski wybuchały dookoła celu, a nie trafiały tam, gdzie powinny. Tyle tylko, że dowódca tego pojazdu, do którego strzelałem jak do tarczy, był chyba ślepy i głuchy, bo wcale nie próbował uniknąć mojego ostrzału. Dalej powolutku toczył się drogą, czekając aż go w końcu trafię. Zgroza! Podobnie rzecz się ma z żołnierzami do których strzelamy z broni maszynowej. Wykonują jakieś dziwne podskoki, obroty, tarzają się po ziemi, co bardziej wygląda na taniec świętego Wita niż ucieczkę przed ostrzałem. Krótka seria, o ile jest celna, kończy ich męki. To tylko niektóre wpadki sztucznej inteligencji, bo wymieniać je mógłbym dłużej. Bywa, że AI zadziała, ale tylko bywa... Szkoda...

Oprawa dźwiękowa gry stoi już na dużo wyższym poziomie. Muzyka jaka nam towarzyszy brzmi całkiem bojowo, ale w trakcie samej rozgrywki, gdy się pojawia zwiastując jakieś zdarzenie, raczej jej nie zauważamy. Ot, gdzieś tam sobie brzęczy w tle. Nasze uszy wówczas wypełnione są całą masą innych odgłosów. Wszystkie te zgrzyty gąsienic, trzaski pancerza, zawodzenia wiatru, trzask pękających kamieni na drodze pod naporem czołgu brzmią świetnie. Słychać wiatr w szczelinach, gdzieś tam zakrzyczy ptak, zaszumi trawa. Wystrzały, jakie się rozlegają, zostały umiejętnie zróżnicowane i, o ile ktoś nie ma dębowego ucha, rozpozna od razu, czy to strzela 125mm działo T-72, czy też może 107-ka B-11. Serie z karabinów uderzają o ziemię, pociski rykoszetują na ścianach, wybuchy wyrywają spore kawały ziemi. Można ogłuchnąć...

I wszystko byłoby naprawdę świetne, gdyby nie pojawiające się od czasu do czasu głosy innych żołnierzy, czy też naszego dowódcy. Są straszne! Wyprane z emocji okrzyki i komendy, podawane po angielsku z tak wstrętnym akcentem, przez ludzi, którzy najwyraźniej tego języka nie znają ani w ząb, sprawiały, że miałem ochotę pogryźć głośniki. Szybko zacząłem żałować, że nie zainstalowałem gry w jej rodzimej, rosyjskiej wersji. Ja wiem, że w grze krzyczą do siebie Rosjanie i Serbowie i może ten akcent jest celowy. Ale mogli ich chociaż nauczyć wymawiać poszczególne wyrazy i zdania. A tak brzmią jak uczniaki, nie rozumiejące tego, co wykrzykują. Po prostu okropne...

Czas kończyć to pisanie i jakoś podsumować tę grę i odpowiedzieć na postawione wcześniej pytanie: Kupić? Jeśli gra zostanie wydana na naszym rynku, a są takie plany, a ktoś nie przesadzi z wyznaczoną za nią ceną, to zdecydowanie tak, kupić. Mimo wszystkich wymienionych i, z braku miejsca pominiętych wad, gra się całkiem przyjemnie. Co prawda trzeba T-72 poświęcić nieco czasu, nauczyć się sterowania, obsługi tych wszystkich, oddanych do naszego użytku nowoczesnych urządzeń, ale kiedy już to opanujemy i przymkniemy nieco oczy na wpadki, to będziemy mogli toczyć całkiem przyjemne bitwy. Wszak gier, z czołgiem w tle, pojawia się ostatnio jak na lekarstwo, tym bardziej warto zapoznać się i z tym niezgorszym dziełem rosyjskich programistów.

A co kiedy skończy się kampania i wszystkie 18 misji zostanie zakończonych zwycięsko? Wówczas możemy pobawić się dołączonym edytorem i samemu spróbować stworzyć kolejne zadania dla naszego pancernego zagonu. Ewentualnie stoczyć kilka bitew poprzez sieć LAN.

I na koniec: nie jestem specjalistą od broni pancernej, na pierwszy rzut oka nie rozróżniam poszczególnych jednostek, a na widok czołgowego działa nie wpadam w podniecenie, ale w T-72 Balkans on Fire! grało mi się sympatycznie i przyjemnie, pomimo niezbyt, jak dla mnie, urodziwej oprawy graficznej, błędów AI, czy też paskudnie brzmiących okrzyków. Jest w niej to coś, co sprawi, że zapewne jeszcze nie raz zasiądę za sterami któregoś z czołgów i wyruszę poprzez wzgórza Krajiny na śmiertelny bój z ukrytym za pancerzem wrogiem...

Bolesław „Void” Wójtowicz

PLUSY:

  • pomysł na grę;
  • bardzo dobra oprawa dźwiękowa;
  • całkiem ciekawe misje.

MINUSY:

  • oprawa graficzna, zachowanie i głosy postaci;
  • fatalne momentami AI;
  • wymagania sprzętowe.
Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?
Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?

Recenzja gry

Choć Farming Simulator 25 nie przynosi wszystkich zmian, o jakie prosili fani, to dzięki takim funkcjom jak deformacja terenu i GPS jawi się jako najlepsza dotychczas odsłona cyklu. Odsłona, która daje mnóstwo frajdy - a z modami będzie jeszcze lepiej!

Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka
Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka

Recenzja gry

MechWarrior 5: Clans zapowiadał powrót serii do motywów, które stanowiły o jej świetności w połowie lat 90. XX wieku. O grze było jednak dość cicho przed premierą, co wzbudzało moje obawy. Czy studio Piranha Games stworzyło w końcu tytuł godny przodków?

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.