Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 kwietnia 2004, 12:13

autor: Jacek Hałas

Starsky and Hutch - recenzja gry

Starsky and Hutch to wyścigowa gra akcji, oparta na słynnym serialu telewizyjnym o tym samym tytule, emitowanym w latach siedemdziesiątych. Akcja toczy się w fikcyjnym mieście „Bay City”, gdzie gracze jako tytułowi policjanci walczą z kryminalistami.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Czyżby powracała moda na stare seriale? Mieliśmy grę bazującą na „Knight Riderze”. Mamy tytuł oparty na nie mniej znanym „Starsky And Hutch”. Jeszcze tylko „The Streets of San Francisco” i będzie komplet :-) Recenzowany tytuł na pierwszy (a nawet drugi i trzeci :-)) rzut oka sprawia wrażenie kolejnej wtórnej konsolówki, która poza rozwalaniem bandziorów nie może przeciętnego gracza niczym ciekawym zaskoczyć. Po kilku godzinach testowania okazało się, iż zabawa solidnie wciąga. Z pewnością nie jest to tytuł słaby, trzeba tylko odpowiednio się do niego nastawić. Ci, którzy oczekują ciekawych zagadek kryminalnych czy głębokich podtekstów nie mają co nawet po niego

sięgać. Liczą się tu przede wszystkim sprawne paluszki. Jeśli ktoś został nimi hojnie obdarzony przez naturę (bez żadnych skojarzeń proszę :-)) to śmiało może spróbować. Teoretycznie mógłbym zakończyć teraz pisanie recenzji i zasugerować dokonanie wyboru. Jeśli jednak nie zdążyłeś się jeszcze zdecydować czy taki typ zabawy Ci odpowiada to czytaj dalej...

Rozwody na temat serialu, na którym bazuje recenzowana gra pozbawione są chyba sensu. Ci, którzy go oglądali od razu poczują swojski klimacik. A cała reszta? No cóż... na powtórki bym raczej nie liczył (chociaż kto wie... „Knight Ridera” też ostatnio wznowili) a na dodatek jego znajomość wcale nie jest wymagana. Można się świetnie bawić nie interesując przy tym serialem, od którego to wszystko się zaczęło. Wystarczy napisać, że Starsky i Hutch to para policjantów zamieszkujących autentyczne miasto Bay City. Po ulicach miasta przemieszczają się natomiast jak najbardziej prawdziwym Fordem Torino z 1974 roku pomalowanym na dzikie biało-czerwone barwy. Fabuła gry opowiadającej o ich przygodach jest tak naprawdę jedynie pretekstem do organizowania kolejnych widowiskowych pościgów. Ano właśnie, to one stanowią esencją zabawy. 90% zadań, z którymi trzeba się będzie uporać polega na ściganiu aut bandytów i jednoczesnym ich ostrzeliwaniu. Prawdziwym wyjątkiem są natomiast etapy polegające na ochronie niewygodnych świadków czy burmistrza Bay City. Są one też nieco trudniejsze od tych standardowych a to dlatego, że chronione pojazdy są kiepsko opancerzone. Chwila nieuwagi i koniec gry. Na szczęście ogólny poziom trudności został ustanowiony na sensownym pułapie tak więc nie ma się co obawiać, że po kolejnej nieudanej akcji pudełko z grą wyleci za okno.

Główny tryb kariery podzielony został na sezony. Każdy sezon składa się z kilku odcinków (tak jak w prawdziwej telewizji). Dopiero gdy zaliczymy je wszystkie będziemy mogli awansować dalej. Podobny patent z powodzeniem zastosowano chociażby w „Neighbours From Hell”. Tak jak już wspomniałem, podstawową czynnością, z którą będziemy musieli się uporać jest ściganie prowadzonych przez bandytów pojazdów. Nie są to jednak tradycyjne pościgi, które kończą się wypadkiem jednego z biorących w nich udział wozów. Początkowo może się to wydawać dość dziwne, ale gracz jednocześnie będzie kierował losami Starsk’yego i Hutcha. Jeden z nich prowadzi samochód a drugi wychyla się przez szybę i strzela do ściganego pojazdu. Okazuje się, iż połączenie tych ról jest możliwe. Co więcej, w żaden sposób nie spowalnia ani nie ogranicza to ruchów gracza. Pojazdem steruje się przy użyciu klawiatury a w kolejne cele przymierza myszką. Dodatkowym ułatwieniem jest to, iż gra automatycznie nakierowuje celownik na najbliższe cele.

Jedyną sytuacją, w której ten pomysł się nie sprawdza jest wspomniana już ochrona pojazdów. Gra najwyraźniej nie odróżnia bandytów od niewinnych osób. Wystarczy więc chwila nieuwagi i wyręczymy złoczyńców co zaowocuje oczywiście zakończeniem zabawy. Co ciekawe, istnieje możliwość urządzenia sobie małej dwuoosobowej partyjki, w której gracze wcielają się odpowiednio w Starsky’ego i Hutcha. Zabawy jest co nie miara, szczególnie wtedy gdy zawodnicy zaczynają mieć do siebie wzajemne pretensje o to kto tak naprawdę zawinił :-) Niezwykle istotnym elementem, który stanowi zarazem nietypową podstawę do ukańczania kolejnych misji jest oglądalność. Odgrywa ona nie mniej istotną rolę od tej z prawdziwych telewizji. Startując dany etap otrzymujemy odgórną pulę punktów oglądalności. Wykonywanie widowiskowych akrobacji i poślizgów oraz strzelanie do bandytów przyczynia się do jej zwiększenia. Przeciwieństwem są natomiast stłuczki z cywilnymi pojazdami czy wręcz strzelanie do nich a także nieostrożne omijanie przechodniów. Wtedy otrzymujemy odpowiednie do naszego wyczynu kary. Kolejna ważna rzecz to liczne power-upy. Zdecydowany prym wiodą dwa: automatycznie zwiększające oglądalność oraz inicjujące „scenki”. Od razu trzeba zaznaczyć, iż przyczyniają się one do budowania pozytywnego klimatu zabawy. A to z bocznej ulicy wyjedzie potężna cysterna, która w pewnym momencie wywróci się i trzeba będzie nad taką płonącą pułapką przeskoczyć albo na ulicę spadnie ogromny kontener, który urwał się z zawieszonego nad nią dźwigu... Podobnych pomysłów jest co nie miara. Praktycznie każdy etap może zaoferować dwie-trzy takie scenki. Podstawowym problemem jest tylko odnalezienie samych power-upów, które są za nie odpowiedzialne. Pozostałe dopałki nie są już tak odkrywcze. Możemy na przykład chwilowo zwiększyć przyczepność pojazdu, uniemożliwić bandytom prowadzenie ognia czy otrzymać tymczasową turbosprężarkę. Po zakończeniu każdej misji punkty oglądalności ulegają podliczeniu. Gracz, w zależności od swoich postępów, nagrodzony zostaje jednym z trzech medali: brązowym, srebrnym lub złotym. Aby móc przejść dalej będzie musiał zebrać określoną ilość tych ostatnich. Bardzo często dochodzi więc do sytuacji, w których daną misję należy powtórzyć. Mnie osobiście takie replay’e nie nużyły a dodatkowo wykorzystywałem je do dokładniejszego zbadania planszy. Warto też przy okazji dodać, iż do zebrania mamy całe mnóstwo sekretnych przedmiotów z czego największą frajdę sprawią zapewne kluczyki. Jak się można łatwo domyślić, dzięki nim otrzymujemy dostęp do zupełnie nowych pojazdów, które można później w pozostałych trybach zabawy z powodzeniem wykorzystać. Niestety, te nie są już rewelacyjne i przeważnie opierają się na sztucznym ściganiu z czasem czy oglądalnością. Obawiam się więc, iż większość osób, które ukończą podstawowe misje odłoży grę na półkę. Na szczęście tych jest stosunkowo dużo. Dobrze wyważono też poziom trudności, który sukcesywnie wzrasta. Doczepiłbym się tylko do zachowania ochranianych świadków, których pojazdy mają irytującą tendencję do pozostawania z tyłu.

„Starsky & Hutch” w żadnym stopniu nie aspiruje do miana bycia grą realistyczną. To typowa konsolowa arcade’ówka, która z powodzeniem mogłaby trafić do niemal każdego salonu gier. Recenzowanej ścigałce najbliżej jest chyba do wydawanej przez Segę serii „Crazy Taxi”. Widowiskowe poślizgi są tu na porządku dziennym a to dlatego, iż ich wykonywanie jest dziecinnie proste. Tyle chociaż dobrze, że zachowano przyjemne dla oka „bujanie się” zawieszenia, z którego słynęły amerykańskie krążowniki szos. Na minus trzeba natomiast zaliczyć niewielką liczbę obiektów, które można zniszczyć. Otoczenie sprawia momentami wrażenie niezniszczalnego. W przypadku budynków jest to jeszcze zrozumiałe. Niemożność powalenia drewnianych palików czy mizernie wyglądających stolików może natomiast niejednego gracza solidnie rozzłościć. Bay City, miasto, po którym przyjdzie nam szaleć momentami przypomina słynne San Francisco. Pełno tu „krzywych” ulic czy podnoszonych mostów, które wzorem chociażby „Za szybkich, za wściekłych” wręcz proszą się o wykonywanie niecodziennych akrobacji. Dodatkowym ułatwieniem, które w pewnym stopniu przyczynia się do wprowadzania w życie takich kozackich pomysłów są pancerne karoserie sterowanych pojazdów. Bez problemu wytrzymują one uderzenia, które w prawdziwym życiu zaowocowałyby nierozpoznawalnym na pierwszy rzut oka wrakiem. Wracając jeszcze do miasta, zdecydowanie może się ono podobać. Nie mogę się przyczepić ani do jego rozmiarów ani różnorodności mijanych krajobrazów. Mamy tu całkiem spore centrum, liczne obwodnice, slumsy, dzielnice mieszkaniowe, doki, kanały... Praktycznie każda kolejna misja rozgrywa się na nowym obszarze i pomimo tego, iż z czasem zaczynają się one powtarzać nie odczuwałem znużenia spowodowanego zwiedzaniem dobrze już poznanych lokacji. Szkoda tylko, że nie można opuszczać pojazdu. Najwyraźniej Starsky i Hutch są mocno przywiązani do swojego Fordzika :-)

Jednym ze słabszych elementów gry jest z pewnością grafika. Pomijam już nawet to, iż polska premiera „S&H” odbyła się z kilkumiesięcznym poślizgiem. Ta gra wyglądała przestarzale już w momencie światowej premiery. Podstawowym ograniczeniem była zapewne pamięć konsol, na które ścigałka ta się równolegle ukazała. Autorzy musieli oszczędzać na wszystkim: teksturach, rozmiarze ulic, polu widzenia, jakości otoczenia... Niestety, mamy tu do czynienia z tradycyjną konwersją, która poza przystosowaniem do wyświetlania w wyższych rozdzielczościach nie wprowadziła żadnych poważniejszych zmian. Tak naprawdę to nie mógłbym się doczepić do zaledwie dwóch rzeczy: sterowanego pojazdu, który faktycznie prezentuje się nieźle oraz przyzwoicie zrealizowanych wybuchów. Osoby dysponujące starszymi typami monitorów powinny również wiedzieć o irytującej tendencji do samodzielnego zawyżania częstotliwości odświeżania ekranu. Może się okazać, iż posiadany sprzęt nie wystarczy do odpalenia gry (nawet w najniższej rozdzielczości). Na szczęście w Sieci można znaleźć mnóstwo programików, które pozwalają na samodzielne ustalenie odświeżania. Bardzo dobrze wypadła za to oprawa dźwiękowa. Oprócz znanego z serialu motywu muzycznego zadbano o wiele innych utworków, które pasują zarówno do prezentowanej epoki (lata siedemdziesiąte), jak i wyjątkowo dynamicznego typu zabawy.

„Starsky And Hutch” to typowy przykład gry, do której można zasiąść na 10 minut i po upływie tego czasu bezstresowo ją wyłączyć. Nie jest to produkt, o którym pamięta się miesiącami i przywołuje przy każdej możliwej okazji (chociaż na świecie sprzedał się pewnie nieźle skoro produkują już sequela). Jeśli poszukujesz lekkiej, niezobowiązującej pozycji to trafiłeś w dziesiątkę. 25 złotych wydaje się rozsądną ceną za taki typ rozrywki.

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.