autor: Przemysław Zamęcki
Star Wars: The Force Unleashed - Ultimate Sith Edition - recenzja gry
Ulepszona wersja największej ostatnimi laty gry z uniwersum Gwiezdnych Wojen nareszcie nadeszła. Stanowi ona zarazem debiut marki Star Wars: The Force Unleashed na komputerach osobistych.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Musiał minąć ponad rok, aby dokonał się postęp technologiczny, umożliwiający uruchomienie na poczciwym pececie ostatniego wielkiego dzieła LucasArts, czyli przygód Starkillera w galaktyce Gwiezdnych Wojen. Można to wywnioskować z wcześniejszych deklaracji firmy, która jako jeden z najważniejszych powodów nieukazania się pierwotnej wersji Star Wars: The Force Unleashed na blaszakach podała właśnie niewystarczającą moc platformy u większości ówczesnych graczy. W międzyczasie pojawiły się dwa dodatki DLC do konsolowej wersji gry, wobec czego postanowiono przygotować nową edycję z podtytułem Ultimate Sith Edition – zarówno na PC, jak i na Xboksa 360 i PlayStation 3.
Głównym bohaterem The Force Unleashed jest tajny uczeń samego Dartha Vadera, młodzieniec zwący się Galen Marek i posługujący przerażającym przydomkiem Starkiller. Co ciekawe, początkowo George Lucas chciał nadać takie właśnie nazwisko słynnemu Luke’owi, ale na całe szczęście w porę zdążył zorientować się, jak pretensjonalnie ono brzmi i zrezygnował z „Niszczyciela Gwiazd” na rzecz Skywalkera. Jak widać, po wielu latach powrócono do tego pomysłu w kolejnym, po Shadows of the Empire, wielkim projekcie poszerzającym wiedzę o galaktyce pod berłem Imperatora Palpatine’a. Zadaniem głównego bohatera The Force Unleashed jest ukończenie treningu poprzez pokonanie kolejnych ukrywających się mistrzów Jedi i stanie się prawdziwym Sithem. Wszystko po to, aby u boku Vadera pozbyć się Imperatora i przejąć władzę. W tym samym czasie zaczyna się także rodzić opór przeciw Mrocznemu Lordowi i Starkiller w pewnym momencie musi wybrać ścieżkę, którą chce podążyć.
Struktura misji w podstawowej kampanii w żaden sposób nie uległa zmianie. Grę rozpoczynamy jako Darth Vader, aby potem już w skórze Starkillera zwiedzić fabrykę TIE Fighterów, postawić stopę na planecie-złomowisku Raxus Prime, przemierzyć pełną dziwacznej flory i jeszcze dziwaczniejszej fauny Felucię, poprowadzić niewidomego mistrza Jedi przez platformy Miasta w Chmurach i ostatecznie trafić do wnętrza potężnej stacji bojowej – Gwiazda Śmierci.
Pamiętam jak przed rokiem w konsolowej recenzji The Force Unleashed pisałem o niesamowitych pierwszych doznaniach podczas obcowanie z grą. Imperialny desant na planetę Kashyyyk robił naprawdę wielkie wrażenie. Dzisiaj również początek gry imponuje rozmachem, jednak po zobaczeniu wielu innych pozycji w ciągu minionego roku o żadnym opadzie szczęki nie może być już mowy. W tle przygrywa majestatyczny Marsz Imperialny, po niebie suną Gwiezdne Niszczyciele, ale przecież od premiery pierwszego wydania gry minął rok. W tej branży jest to po prostu przepaść, a deweloperzy w żaden sposób nie spróbowali poprawić swego dzieła. Z drugiej strony absolutnie nie odbiera to przyjemności z robienia w świecie Wookiech totalnej rozwałki.
Przy konwertowaniu gry konsolowej na PC niezwykle istotną sprawą jest właściwe przeniesienie sterowania na kombinację mysz plus klawiatura. Muszę przyznać, że w znacznej mierze się to udało. Rozgrywka jest płynna i raczej nie występują momenty, w których gracz zastanawiałby się, jaki klawisz za co odpowiada, a przecież do opanowania jest całkiem pokaźna liczba ruchów. Jedynym mankamentem jest moc o nazwie Force Grip, czyli chwytanie przeciwników lub przedmiotów i ciskanie nimi w pozostałe elementy otoczenia lub wrogów. Pochwycony obiekt możemy przemieszczać ruchami myszy w powietrzu, ale w porównaniu ze sterowaniem padem czynność ta odbywa się nieco za szybko i za nerwowo. Znacznie trudniej trafić także trzymanym przedmiotem w cel. Na padzie prawa gałka analogowa zdecydowanie ułatwia całą operację, czyniąc ją bardziej intuicyjną. Puryści zapewne oburzą się na brak możliwości poruszania się po menu gry przy pomocy kursora myszy – niestety wszelkie czynności trzeba wykonać za pośrednictwem klawiatury.
Właściwym pretekstem do wydania nowej edycji gry było umieszczenie na płycie trzech wydłużających nieco zabawę dodatków. Dwa z nich ukazały się już wcześniej na konsolach jako DLC, zaś trzeci ma swoją premierę wraz z pojawieniem się na półkach Ultimate Sith Edition i jest dostępny wyłącznie dla jej nabywców.
Oczywiście w przypadku pecetów wszystkie trzy dodatki są zupełnymi nowościami. W pierwszym z nich mamy okazję udać się do Świątyni Jedi na Coruscant i poznać ukryte w częściowo zniszczonej budowli tajemnice. Drugi rozgrywa się na planecie Tatooine, gdzie wybieramy się w poszukiwaniu droidów C-3PO i R2-D2, posiadających skradzione plany Gwiazdy Śmierci. Przygoda ta rozgrywa się w tym samym czasie co początek czwartego epizodu filmowych Gwiezdnych Wojen, jednakże nie jest próbą pokazania tamtych wydarzeń z innej strony, a swoistą alternatywną opowieścią – „What if...”, jak to zręcznie określają Anglosasi, czyli po naszemu „Co by było, gdyby...”. Mamy okazję spotkać samego Jabbę, zwiedzić podziemia jego pałacu, a nawet stoczyć pojedynek z Bobą Fettem i Obi-Wanem Kenobim. Ostatni z dodatków rozgrywa się na mroźnej planecie Hoth w trakcie desantu sił Imperium. Ta historia to także całkowite gdybanie na temat tego, co stałoby się, gdyby skutą lodem Bazę Echo zaatakował Sith, z którym pojedynek musi stoczyć słynny Luke Skywalker.
Każdy z dodatków oferuje około godziny zabawy przy pierwszym podejściu. Pomimo sporej prostoty poziomów jest to całkiem przyzwoity wynik. Tym bardziej, biorąc pod uwagę fakt, że nic nie trzeba za owe dodatki dopłacać. Poszkodowane mogą czuć się jedynie osoby posiadające premierową wersję gry, ale przecież pecetowców wśród nich raczej nie uświadczymy.
Konwersja na PC została przygotowana dość starannie, choć nie ustrzegła się drobnych błędów. Nie wprowadzono niestety także wielu istotnych poprawek, o które aż prosiła się pierwotna edycja. Zatem nadal w przypadku przeglądania menu naszym oczom często pokazuje się denerwująca plansza z napisem „Loading”. Co prawda doczytywanie danych trwa nieco szybciej niż na konsolach, ale to akurat żadne pocieszenie. Bohater w trakcie całej gry zdobywa punkty, które później może zamienić na konkretne umiejętności ofensywne, defensywne lub bazowe i za każdym razem przy awansie na nowy poziom jesteśmy zmuszeni czekać po kilka, kilkanaście sekund. Gry chyba także nie starano się zbytnio zoptymalizować, bowiem nacieszenie oka płynną grafiką ma miejsce raczej tylko w przypadku dość mocnych konfiguracji sprzętowych. Na Core 2 Duo E8400 3 GHz i karcie graficznej GeForce 8800GT w rozdzielczości 1920x1200 była, co prawda, przez większość gry mniej więcej stała liczba 30 klatek na sekundę. Jednak na bardziej otwartych terenach od czasu do czasu występowała wyraźna tendencja do przycinania animacji. Ponadto zdarza, że gra źle się uruchamia i działa w zwolnionym tempie z prędkością ledwie kilkunastu klatek na sekundę.
Na szczęście dość wysokie wymagania sprzętowe idą w parze z ładniejszymi, znacznie ostrzejszymi teksturami i poprawionymi efektami specjalnymi. Gra korzysta także z zaawansowanych modeli fizycznych, jednak nienaturalne zachowanie niektórych obiektów i przenikanie się przedmiotów nie zostało należycie poprawione i nadal ma miejsce.
Niemniej to jedyna od ładnych paru lat tego typu pecetowa pozycja na rynku, w którą dodatkowo warto zainwestować pieniądze. I to nie tylko, jeśli jest się fanem Gwiezdnych Wojen. Należy się jednak przygotować hardware’owo i zwolnić odpowiednią ilość miejsca na twardym dysku. Instalacja The Force Unleashed – Ultimate Sith Edition zabiera bowiem ponad 26 GB.
Przemek „g40st” Zamęcki
PLUSY:
- dobra, choć nie pozbawiona błędów konwersja z konsol;
- udane przeniesienie sterowania na klawiaturę;
- poprawiona jakość tekstur i efektów specjalnych;
- trzy darmowe DLC na płycie.
MINUSY:
- spore wymagania sprzętowe;
- brak poprawek w sferze silnika fizycznego gry;
- uciążliwe menu i niezbyt precyzyjne sterowanie myszą.