autor: Maciej Kurowiak
Soulcalibur IV - recenzja gry
Do znakomitych bijatyk obecnej generacji dołącza wielce oczekiwany Soul Calibur IV. Czy jest w stanie zmierzyć się z bardzo mocnymi Dead or Alive 4 i Virtua Fighter 5?
Gdy dwanaście lat temu ukazał się Soul Edge, miłośnicy mordobić mogli cieszyć się pierwszą grą walki, w której zamiast standardowego rozdawania liści wojownicy używali broni. Przez lata, dzięki bardzo dobremu systemowi rozgrywania pojedynków, bardzo dobrym kontynuacjom i zasłużonej przychylności tysięcy fanów, gry z Soul w tytule umocniły swoją pozycję na rynku rządzonym przez cykle Tekken, Virtua Fighter czy Dead or Alive. Nadeszła era konsol nowej generacji i zmieniły się oczekiwania graczy. Od momentu, gdy Tecmo do swojej sztandarowej serii Dead or Alive dodało komponent rozgrywki przez sieć, nic już nie mogło być takie samo. Miłośnicy gier walki ograniczeni dotychczas do bicia mniej lub bardziej udolnych kolegów otrzymali szansę sprawdzenia swoich umiejętności w bataliach z przeciwnikami z niekończącej się studni talentów. Nawet największy samozwańczy mistrz mógł przekonać się, że napotkanie kogoś lepszego od siebie jest tylko kwestią czasu. Do znakomitych bijatyk obecnej generacji dołącza wielce oczekiwany Soul Calibur IV. Czy jest w stanie zmierzyć się z bardzo mocnymi Dead or Alive 4 i Virtua Fighter 5?
Bijatyki to dość hermetyczny gatunek, rządzący się swoimi prawami i jeśli ktoś grywa w tego typu tytuły okazjonalnie, to Soul Calibur IV wyda mu się jedynie kolejną z gier, w których dwóch wojowników walczy do upadłego. Problem w tym, że w czwartej części cyklu nawet wprawieni gracze nie znajdą zbyt wielu nowinek, które usprawniłyby rozgrywkę. Konia z rzędem też temu, komu będzie chciało przedzierać się przez tony tekstu, opisującego przygody naszych bohaterów. Niestety, brakuje tu widowiskowości, która cechuje zwykle ten gatunek: kupując Soul Calibur IV, zapomnijmy więc o renderowanych filmach i przygotujmy się na przewijanie tekstu.
Rozumiem, że producent tworząc bijatykę, skupia się na stworzeniu jej jak najlepiej, ale uważam, że przechodzenie opcji dla jednego gracza kolejnymi postaciami powinno kończyć się nieco lepszą gratyfikacją niż tylko możliwością poczytania sobie epilogu. Ciekawie za to prezentuje się edytor postaci, pozwalający na dowolne mieszanie stylów, dobieranie ubrań i definiowanie właściwie każdego wyglądu. W sieci już pojawiły się przepisy na stworzenie rozmaitych postaci z gier (od Aeris z Final Fantasy 7 po Altaira z Assasins Creed) czy ze znanych serii anime. Kreator postaci był już wprawdzie w trzeciej części cyklu, ale nowa wersja jest bardziej przystępna, a zdecydowanie lepsza grafika tylko pomaga w uzyskaniu ciekawszych efektów.
W grze funkcjonują dwie diametralnie różne opcje rozgrywki. Pierwszą jest tzw. standard mode, przeznaczony dla purystów, preferujących zbalansowane pojedynki. Obie postacie walczą wówczas tak, jak je stworzyli programiści – bez dodatkowych efektów i umiejętności czerpanych z posiadanych przedmiotów i broni. Druga opcja to special mode, w niej z kolei możemy wypróbować magiczne właściwości zdobytych przedmiotów. Broń nie tylko ma zróżnicowaną siłę ataku czy obrony, ale daje też specyficzne umiejętności. Np. zdobywając broń Kris Naga, można dodatkowo uczynić się niewidzialnym na krótką chwilę. Z kolei miecz Masamume samuraja Mitsurugiego zwiększa szansę zadania potężnego ataku, którego nie można zablokować. Dodatkowo każda postać wyposażona jest w zestaw statystyk, które możemy modyfikować właśnie poprzez dobór ekwipunku i broni. To z kolei zwiększa nasze możliwości w zakresie dodawania kolejnych, coraz to droższych umiejętności. Ilość rozegranych walk pozwala naszej postaci osiągnąć wyższy poziom, potrzebny do uzyskania mocy z coraz wyższych półek.
Broń zdobywamy w dość standardowy sposób, przechodząc grę w opcji fabularnej. Jest też specjalne miejsce, gdzie ekwipunku jest bez liku, ale by go zdobyć trzeba wykazać się specjalnymi umiejętnościami. Mowa o Wieży Straconych Dusz, którą możemy zwiedzić, wędrując w górę lub w dół. Idąc w górę musimy stoczyć sześćdziesiąt pojedynków na specjalnych zasadach. Rozpoczynając walkę, otrzymujemy podpowiedź, co należy zrobić, by zdobyć nagrodę. Zgarniamy ją i idziemy ku kolejnym, coraz trudniejszym do wykonania, zadaniom-zagadkom. Schodząc z wieży (żeby ktoś nie pomyślał, że gdziekolwiek schodzi się w sensie dosłownym – po prostu wybieramy odpowiednią opcję w menu), decydujemy się na dwie postacie, tworząc coś w rodzaju tag teamu i walczymy z kilkoma przeciwnikami.
Sam rdzeń rozgrywki uległ niewielkim zmianom. Dodano specjalny licznik (Soul Gauge), który odmierza zdolność do obrony przed krytycznym trafieniem (Critical Finish). Im więcej ciosów przyjmujemy na gardę, tym więcej tracimy „duszy”. W końcu licznik zaczyna migać na czerwono, co oznacza, że jesteśmy wystawieni na atak krytyczny, zabijający jednym ciosem (na szczęście nie jest on znów tak łatwy do wykonania). Nie można powiedzieć, by dodanie licznika zmieniało diametralnie pojedynki w Soul Calibur IV. Tak jak we wcześniejszych częściach są one dość szybkie i nie wymagają doskonałego wymierzania ciosów. Pozwala to na odniesienie zwycięstwa nawet zupełnie zielonym w bijatykach graczom. Wystarczy trochę „pomielić” przyciskami, co zawsze przyniesie jakiś tam efekt – czasem nawet dość spektakularny.
W walce dwóch graczy nie mamy niestety możliwości tworzenia tag teamów (tak jak chociażby w DOA4) – możemy za to wybierać spośród dwu opcji – wspomnianych już: standardowej i specjalnej. Jeśli jednak ktoś oczekuje od Soul Calibur IV tak zaawansowanej rozgrywki jak w DOA4 czy Virtua Fighter 5, to niestety, ale SC nie nawiązuje na tym polu walki z konkurencją. Jest za to zdecydowanie przystępniejszy i bardziej efektowny (czasem także efekciarski).
Tak jak w części drugiej, w której każda platforma „otrzymywała” specjalną dodatkową postać na wyłączność, tak i tutaj do starej ekipy dołączają postacie z innych uniwersów. Tym razem padło na Vadera (w wersji na PS3) i Yodę (w wersji na Xboksa 360) z Gwiezdnych Wojen oraz tajnego ucznia Vadera z gry Star Wars: The Force Unleashed. Jeśli Link, Spawn czy Heihachi jako tako wpasowywali się w stylistykę Soul Calibur II, to już postacie ze sławnej sagi są tu przeszczepione troszkę na siłę. Z nowych postaci największą przewagę ma Yoda, zawsze odporny na jakikolwiek przechwyt. Brak dobrego zbalansowania postaci widać najbardziej podczas gry przez sieć – wystarczy trafić np. na walczącego długim kijem Kilika i zabawa może skończyć się zbyt szybko. Soul Calibur IV jest w trójcy najważniejszych bijatyk nowej generacji jedyną grą, gdzie nawet zupełny nowicjusz może czasem mocno namieszać. Dla jednych może być to zaleta, dla innych zdecydowana wada.
Granie przez sieć jest generalnie bezproblemowe, choć niestety nie da się uniknąć lagów. Podczas gry przez Internet można wybrać, czy chcemy grać w trybie normalnym, czy w specjalnym. Jak już wspominałem, brakuje możliwości gry w tag teamach, gdzie dwóch graczy walczy przeciwko dwóm innym w sieci. Mimo to system „rozgrywka online” nie nastręcza praktycznie żadnych problemów, więc dołączenie do ogólnoświatowej braci wojowników jest właściwie tylko kwestią naciśnięcia jednego przycisku.
Grafika i animacja prezentują się doskonale. Areny są bardzo dopracowane, choć najlepiej wyglądają oczywiście postacie ubrane w bardzo dopieszczone stroje, które mogą ulec zniszczeniu w toku walki. Postać walczy wtedy częściowo nago, co w przypadku wojowników płci żeńskiej sprowadza się walki w bikini. Gracz może więc upewnić się, że wszystkie interesujące części ciała mają odpowiednie kształty i falują we właściwym rytmie. Autorzy zadbali, by wszyscy bohaterowie byli z wyglądu charakterni – ich projektowaniem zajęli się uznani japońscy rysownicy (m in. Yutaka Izbubuchi znany z serii Patlabor i Gundam). Jeśli chodzi o porównywanie wersji na Xboksa 360 i Playstation 3, to bez wdawania się w analizę szczegółów można napisać, że obie wersje wyglądają tak samo dobrze. Dźwięk i muzyka zawsze stały w serii na wysokim poziomie, tak więc i tutaj nie ma niespodzianek. Wpadające w ucho podniosłe kawałki i specyficzny głos narratora tworzą klimat, którego z żadną inną grą pomylić nie sposób.
Soul Calibur IV jest równie dobry jak poprzednie części. Problem polega na tym, że konkurencja uciekła o krok do przodu. Rdzeń rozgrywki mimo kosmetycznych poprawek pozostał praktycznie niezmieniony. Dlatego też graczom przyzwyczajonym do rozbudowanych combo z Dead or Alive 4 czy Virtua Fighter 5 może przeszkadzać przeważające tutaj dość proste mieszanie przyciskami. Z drugiej strony gra Namco stanowi bardzo dobrą propozycję dla wszystkich, którzy przy bijatykach nie spędzają długich godzin, nie mają ochoty trenować i regularnie pojedynkować z innymi graczami. Efektowna, może nie tak głęboka, jak wielu by chciało, ale mimo wszystko na swój sposób wciągająca seria Soul Calibur wciąż jest w świecie bijatyk jedyną opcją dla ludzi preferujących broń nad pięściami i cały czas trzyma równy, wysoki poziom swoich poprzedniczek.
Maciej „Shinobix” Kurowiak
PLUSY:
- znakomita grafika i animacja;
- bardzo przystępne zasady walki;
- rozbudowany system kreacji wojowników.
MINUSY:
- weteranom gatunku system walki może wydać się „płytki”;
- słabo zbalansowane postacie.