Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 marca 2002, 09:36

autor: Krzysztof Mielnik

Śnieżny Rajd 2002: Wyścigi Skuterów Śnieżnych - recenzja gry

Polaris SnoCross to PC-towa adaptacja znanych z wielu konsoli symulacji wyścigów skuterami śnieżnymi. Gra firmowana jest nazwą Polaris Industries, największej na świecie firmy produkującej skutery śnieżne i czteronapędowe ATV.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Gier, w których poczuwszy mroźne, górskie powietrze moglibyśmy zasiąść za kierownicą skutera śnieżnego, by w takcie dziesiątek odstawianych akrobacji ścigać się z innymi szaleńcami po zmrożonych śniegiem i skutych lodem trasach do niedawna jeszcze moglibyśmy szukać ze świecą w ręku. Fakt, że w ostatnich latach doliczyć przyszło mi się jedynie paru takich tytułów (‘Snowmobile Racing’, ‘SnoCross Championship Extreme’, czy ‘Ski doo X- team Racing’) najdobitniej zresztą świadczy o wspomnianej posusze! Nowym produktem, który ma na celu wybicie się na pozycję lidera w tej mało konkurencyjnej grupie jest „SnoCross 2002” – gra, której wysokie aspiracje poręczył swym wizerunkiem jeden z największych producentów skuterów śnieżnych na świecie; francuska firma „Polaris”, której nazwa stanowi jeden z członów oryginalnego tytułu naszej bohaterki.

Co my tutaj mamy...

Na tym jednak wpływy firmy bynajmniej się nie kończą. Wszystkie maszyny, na których danym nam będzie się ścigać, także zostały wykonane na wzór oryginalnych pojazdów na co dzień śmigających po nieprzejezdnych w tradycyjny sposób rejonach Alp. Stan taki ma naturalnie zarówno swoje zalety, jak i wady. Do tych pierwszych należy w miarę dokładnie oddana specyfikacja każdego z modeli, do drugich zaś pewna konstrukcyjna schematyczność, odczuwalna z racji braku całkowicie odmiennych koncepcyjnie konstrukcji, jakie zagwarantowałby pewnie współudział innych firm.

Tak naprawdę w produkcji nastawionej przede wszystkim na czystą, arcadową zabawę, której definicję „Śnieżny Rajd” spełnia niemal w 100%, nie gra to aż tak dużej roli, jak w przypadku – chociażby - samochodówek. Po prostu mało wprawne oko chcąc nie chcąc i tak nie zwróciłoby większej uwagi na subtelne różnice cechujące poszczególne skutery dostępne na rynku...

Niemniej pewne różnice są. Wszak nie bez kozery w grze oddano nam do użytku aż 16 pojazdów. Na początku rozgrywki wyboru dokonać możemy spośród kilku, jednak w miarę postępów szybko odkryć przyjdzie nam cały wachlarz błyszczących wehikułów. Skutery różnią się tradycyjnie spotykanymi cechami, jak szybkość i przyspieszenie, ale zwrócić uwagę musimy tu także na sterowność, której wysoki wskaźnik zapewni nam w miarę komfortowe pokonywanie co ostrzejszych zakrętów oraz stabilność, w zależności od poziomu której nasz pojazd będzie mniej, lub bardziej narażony na wywrotkę z powodu najechania na większą nierówność podłoża, czy też wypchnięcie z trasy przez jednego z rywali.

Tak, tak! Zachowań pełnych kurtuazji nie uświadczymy tu zbyt wiele, efektem czego sukces naszego rajdowca zależeć będzie w głównej mierze od tego, czy w starciu bark w bark (czy może raczej bardziej odpowiadającego tutejszym realiom: łokieć w łokieć) toczącym się na ostatniej prostej uda nam się zepchać rywala wprost na stojące nieopodal drzewo, czy też sami zakończymy je w pobliskim rowie.

Nie ma przebacz. Nie ma, że boli. Tylko krew, pot i łzy zapewnią ci wielce upragnioną Wiktorię! (No, może troszkę przesadziłem... W końcu tak naprawdę nie mamy tu do czynienia ze śnieżną wersją Carmagedoonu, a jedynie szybką arcadówką :) W każdym razie podobne akcje działają na pewno na korzyść gry &wanadoo, nie sprowadzając całej akcji do zwyczajnej jazdy.

Kolejnym elementem, dzięki któremu przejazd nie zieje nudą, jest możliwość wykonywania tricków w momentach, gdy nasz ‘motorek’ znajduje się w powietrzu. A że znajdywać się tam będzie – dzięki trasom częstokroć bardziej krągłym, niż powszechnie znane atuty Pameli Anderson – całkiem często, okazji do wykonywania karkołomnych akrobacji z pewnością dla nikogo nie zabraknie.

Czemu, prócz niesienia za sobą walorów wizualnych mają służyć owe wygibasy? Otóż każda z akrobacji jest punktowana. W zależności od poziomu skomplikowania danego elementu, dostajemy zań od 1 do 3 punktów. Gdy uzbieramy ich 10, w zamian otrzymać nam przyjdzie klucz, dzięki któremu będziemy w stanie udoskonalać parametry jezdne naszej maszyny. Mocniejszy pojazd = lepsza pozycja. Lepsza pozycja = awans do kolejnej rundy. Zaś awans do kolejnej rundy = szybszy koniec gry ;)) No, ale temu już zaradzić nie sposób...

Model jazdy. Taa, w zasadzie wszystko na jego temat można by wydedukować na podstawie wcześniejszych informacji (zróżnicowana stabilność, „gibanie” się na zakrętach ect.), niemniej warto dodać, że pojazdy pod tym względem zachowują się poprawnie i – choć nie dane mi było nigdy jeszcze zasiąść za kierownicą podobnego potworka, o ile nie liczyć krótkich, wirtualnych epizodów w „Tomb Raider 2”, czy „No One Lives Forever” :) – sprawiają wrażenie poprawnego odwzorowania realiów rządzących się prowadzeniem ich rzeczywistych odpowiedników. Pamiętajmy jednakże, że nawet, jeżeli w tym temacie posłużono się pewnymi uproszczeniami, ściśle powiązane są one ze specyfiką gry.

W „Śnieżnym rajdzie” rozbijamy się po kilkunastu trasach, zarówno w dzień, jak i przy świetle księżyca. Wszystkie cechuje zamknięta architektura, rozliczna liczba skrótów i alternatywnych odnóg. Faktem, który należy przyjąć do wiadomości, okazuje się niezbyt duże zróżnicowanie naszych ścieżek, co jednak podyktowane jest surowymi realiami. Trudno przecież, abyśmy naszą ‘śnieżynką’ beztrosko hasali wśród scenerii Lazurowego Wybrzeża, Australii, czy tym podobnych;> Pozostaje więc jedynie śnieg, malowniczy mostek, śnieg, przejazd obok równie malowniczego domku, śnieg, parę tradycyjnie malowniczych drzewek...no i przy specjalnych okazjach pojawiający się w zastępstwie puchowej pierzyny lód. ;)

Grafika przedstawia sobą solidny poziom wykonania, do którego trudno byłoby się o cokolwiek przyczepić. Odpaliwszy grę w wysokiej rozdzielczości nasze oczy uraczą dokładnie wygładzone krawędzie, dopracowane modele skuterów oraz dosiadających je zawodników. Także menu wygląda przejrzyście i schludnie, nie pozwalając zagubić się wśród dostępnych odnośników.

Inna rzecz, że owych odnośników nie ma tu wcale zbyt wiele – ‘pojedynczy wyścig’ i ‘natychmiastowa gra’ to w zasadzie jedno i to samo, ‘opcje’ służą tylko ustawianiu standardowych parametrów grafiki i dźwięku (który, notabene, po prostu jest. Ani nie przeszkadzając, ani też specjalnie nas nie podbudowując), a jedynym trybem godnym skupienia nań baczniejszej uwagi jest ten główny. Prócz ‘zawodów” przydałoby się jednak coś więcej, co nawet wziąwszy pod uwagę ich spore rozbudowanie wydaje się być faktem niezaprzeczalnym!

No, cóż – nie ma rzeczy doskonałych, ale mimo wszystko wywołuje to niemały niedosyt.

Plusem gry są niskie, jak na panujące obecnie trendy, wymagania techniczne. Gra pójdzie już na „pentiawce” drugiej generacji taktowanej 233 MHz zegarem i 64 MB pamięci, co powinno zadowolić zdecydowaną większość jej amatorów. Do tego dodać należy zwyczajowo już udane spolszczenie CD Projektu, które przejawia się nie tylko w menusach, ale także w całkiem przyjemnych dla ucha tekstach rzucanych przez rywali na torze („Ruszaj się, dziadku!”, „Hej, jak jeździsz?”, „Bywaj zdrów, kolego!”). Całość okraszona ceną 40 złotych wydaje się więc całkiem ciekawym pomysłem na przyjemne spędzenie kilku kolejnych dni.

Bakterria

Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.