autor: Piotr Hajek
Serious Sam: Pierwsze starcie - recenzja gry
Z jednej strony Serious Sam to naprawdę solidna gra z wciągającą fabułą, niekończącą się walką i świetnym arsenałem, w którą chciałby zagrać każdy miłośnik FPP, z drugiej strony nie uniknięto niestety kardynalnych, psujących granie błędów.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Ostatnio producenci gier nie zarzucali nas zbytnią ilością gier FPP. Owszem, pojawiło się kilka pozycji, ale nie były to żadne rewelacje, ot takie sobie przeciętniaki. Dlatego też dość duże nadzieje wiązałem z nowym tytułem który niedawno pojawił się w sprzedaży. Oczywiście mam na myśli grę noszącą dość intrygując tytuł Serious Sam: The First Encounter. W zamierzeniach miała to być kopia dawnego hitu - Duke Nuke 3D a co z tego wyszło? Za chwilę postaram się odpowiedzieć na postawione pytanie.
Już na początku gry wita nas logo uśmiechniętej bomby dając nam tym samym do zrozumienia, że nie należy jej traktować zbyt poważnie i że humor będzie spełniał w niej dość istotną rolę. No dobrze, co dalej? Ustawiamy klawiszologię, poziom trudności i zaczynamy. Pierwsza rzecz, która przykuwa uwagę to punkty - za zabicie przeciwnika uzyskuje się pewną ich ilość, jednak to ile ich otrzymamy nie nadaje się tak naprawdę do niczego, chyba tylko po to, aby po skończeniu gry pokazać kolegom, ile się „ugrało” na danym poziomie trudności. Fabuła związana jest z pradawnym Egiptem tak więc akcja umiejscowiona została w świecie gdzie niepodzielnie królują monumentalne i niezwykle tajemnicze piramidy. Gracz przemierza kolejne obszary w poszukiwaniu różnych artefaktów z przeszłości, które to mogą mieć związek (a jakże by!!!) z kosmitami.
Arsenał „poważnego Sama” jest (jak przystało na bohatera którego głównym zadaniem jest zbawić świat) dość poważny, zaczyna się co prawda niewinnie - nóż, pistolet, podwójny pistolet, strzelba czyli popularny shotgun i "dwururka". Po jakimś czasie dostaniemy jednak do rąk nieco mniej typowe i o wiele potężniejsze środki siania masowej zagłady. Oprócz konwencjonalnych, obecnych w większości tego typu gier broni, znajdziemy na przykład „Tommy Gun” - słynny karabin gangsterów z lat 30-tych, czy też minigun - 6-ciolufowe działko obrotowe, kładące większość przeciwników trupem. Kolejna broń to rakietnica, bardzo przydatna na niewygodnie umiejscowione stwory, np. na wieżach, murach, itd. Następnie dochodzimy do granatnika - duża siła rażenia połączona z szybkostrzelnością (!!!) daje niezłe rezultaty. Przedostatnia zabawka to poczwórne działo laserowe, żywcem wyjęte z „Gwiezdnych Wojen”, wydające nawet podobny dźwięk.
Zwieńczeniem naszego arsenału jest broń ultymatywna, po prostu ... armata! Prawdziwe działo okrętowe na kule żeliwne, które zmiata wszystko ze swojej drogi. Chociaż także i ta broń potrzebuje czasami aż dwóch strzałów aby unieszkodliwić tych „nieco mocniejszych” przeciwników.
Właśnie - przeciwnicy. Jak przystało na FPP jest ich na prawdę dużo. Na początku spotykać będziemy tylko niezbyt inteligentnych mutantów z karabinami, granatami, itp. Później dojdą do tego szkielety, latające głowy, ludzie-skorpiony, szarżujące byki, a nawet roboty! Co pewien czas (z reguły przy końcu jakiejś krainy) będziemy musieli walczyć z bossem, co jest nie lada wyzwaniem, nawet na poziomie trudności „normal”. Ciekawą sprawą jest to, że niektórzy z nich nie są wcale przerośniętymi zwałami mięśni. Przykładowo, podczas wędrówki przez kanały w wielkiej sali zostałem napadnięty przez setki małych, gryzących stworzeń (gremliny?), które non-stop wychodziły z otworów w ścianach. Na górze ekranu znajdował się pasek energii symbolizujący bossa. Podczas zabijania tych małych zwierzątek pasek życia ciągle spadał i kiedy doszedł do zera, gryzonie przestały się pojawiać a tym samym boss zakończył swoją egzystencję.
Jak już wcześniej wspomniałem, fabuła umiejscowiona została w Egipcie, a dokładniej w Memfis i Tebach. W czasie wędrówki odwiedzimy Saharę, zaginiony grobowiec Ramzesa III oraz wejdziemy do Wielkiej Piramidy. Na początku każdej lokacji dostajemy wytyczne dotyczące celów misji. Praktycznie sprowadza się to do odnalezienia jakiegoś przedmiotu, który pozwoli nam na kontynuację zabawy. Do dyspozycji mamy coś w rodzaju interaktywnej bazy danych, która informuje nas o wszelkich nieznanych rzeczach, jakie napotykamy na swojej drodze. Zawarte w niej dane pozwalają nam niekiedy na przykład uporać się ze znacznie silniejszym od nas przeciwnikiem.
Pora odpowiedzieć sobie na pytanie do kogo skierowany jest Serious Sam? Klimat gry od razu wywołuje skojarzenia z wymienionym wcześniej Duke Nukem 3D. Podobna sylwetka bohatera, znajome teksty i wszędobylski humor powodują, że dla miłośników „księcia” będzie to gra przebój.
No dobrze, ale co z innymi graczami? Niestety, Serious Sam posiada wady, które dyskwalifikują go w walce o tron gier FPP. Jak już wcześniej wspomniałem, występuje duża ilość przeciwników. Z drugiej strony pozory czasami mylą - większość z nich to jedynie kopie innych, a jedynie ze zmienioną teksturą albo wręcz tylko kolorem! Po kilku etapach możemy doświadczyć uczucia nudy i znużenia wywołanego kolejną chmarą wrogów wyglądających niemal identycznie. Jedynym wyjątkiem jest tutaj końcowy boss - potomek potężnego demona, „wielki jak góra, a jego siła jest niezmierzona” (cytat z bazy danych). Ostateczna rozgrywka z nim dostarcza naprawdę wiele emocji, o ile wcześniej nie wyłączymy gry :-).
Innym ważnym punktem na liście wad Serious Sama jest jego długość. Przepraszam bardzo, ale jeżeli grę kończę w pięć godzin i to na poziomie normal, czyli standardowym, to coś jest nie tak. A usprawiedliwieniem takiego stanu rzeczy nie może być nawet końcowe „To Be Continued”, tym którzy gra przypadnie do gustu na pewno nie będą zbyt zadowoleni z tak szybkiego zakończenia, co z pewnością zaowocuje kilkoma nieprzyjemnymi epitetami puszczonymi w stronę autorów. Oj nie wysilili, się tutaj ludzie z Cryoteam, oj nie wysilili.
Poza tym grając w Serious Sama cały czas miałem wrażenie, że to wszystko już było - te same kreatury, bronie (no, może poza armatą), a nawet etapy. Szczerze mówiąc podobała mi się jedynie walka w Memfis, gdzie trzeba było niczym partyzant przemykać pomiędzy domami i kolejno eliminować przeciwników.
Poważne zastrzeżenia mam też do stopnia trudności. Grałem cały czas na „normal”, aby nie było ani za trudno, ani za łatwo. Pierwsze problemy pojawiły się po około dwóch godzinach, kiedy zaatakowała mnie wspomniana wcześniej chmara skaczących potworków. Strzelając cały czas z najsilniejszej broni, jaka była wtedy dostępna („Tommy Gun”), nie byłem w stanie się od nich odpędzić (pomimo iż jedna seria wystarcza do zabicia pięciu, sześciu). Podobna sytuacja wystąpiła pod koniec gry, kiedy przechadzałem się po Tebach. Nagle pojawiła się taka ilość przeciwników, że prędkość gry spadła do 4-5 klatek na sekundę. Tylko dzięki temu, że przez przypadek któryś z nich przerzucił mnie nad jamą z kolcami (a głupie stwory, chcąc się do mnie dostać, wpadały do dziury i ginęły), przeżyłem to starcie. Jestem pewien, że gdyby nie to, nie udałoby mi się zabić wszystkich - po prostu miałem za mało amunicji (mimo, iż dosłownie pół minuty wcześniej uzupełniłem swoje zapasy do pełna). Nie wyobrażam sobie, jak wygląda gra na poziomie Serious (najwyższy).
Trudno mi ocenić Serious Sama. Z jednej strony to naprawdę solidna gra z wciągającą fabułą (każdy chyba chciałby poznać tajemnice egipskich piramid :-), niekończącą się walką i świetnym arsenałem, w którą chciałby zagrać każdy miłośnik FPP. Niestety, trzeba też uwzględnić kardynalne błędy, nie pozwalające na spokojne granie. Wymienione wcześniej schematyczne etapy, podobni do siebie nie wszyscy) przeciwnicy i przede wszystkim ogrom istot do odesłania do piekła przepełniają puchar goryczy. Jedyne co mogę poradzić nowym graczom, to grać na niższych poziomach trudności - wtedy gra się zdecydowanie lepiej, i nie widać podobieństw u wroga. Poza tym gra jest przeznaczona w zasadzie dla odbiorców nastawionych na akcję - sugerują to punkty. Jeżeli ktoś preferuje właśnie taką „odmóżdżającą” rozrywkę, proszę bardzo - trafił w sedno. Jeśli jednak ktoś poszukuje bardziej subtelnej gry z odrobiną myślenia, Serious Sam nie jest przeznaczony dla niego.
Piotr „Annihilator” Hajek