autor: Marek Czajor
Sega Rally - recenzja gry
Jedni wolą realistyczne symulatory samochodowe, inny wyścigowe arcade’ówki. To do tych drugich adresowana jest nowa gra Segi i niby wszystko jest w porządku, ale dlaczego jest aż tak banalnie…
Recenzja powstała na bazie wersji PSP.
Ech, ale się porobiło. Jeszcze 12 lat temu ludziom opadała szczęka, gdy oglądali saturnową Segę Rally Championship, a cztery lata później walili tłumnie po Dreamcasta do sklepów m.in. po to, by móc podziwiać jej kontynuację. A teraz? Teraz sięga się do kieszeni, wyjmuje takie małe „byle co” (czytaj: PSP) i pomyka w Segę Rally na malutkim ekraniku, z o niebo lepszą grafiką niż u kultowych poprzedników. Co za brak szacunku!
Podbudowany obiecującymi zapowiedziami oraz z chęcią przeżycia sentymentalnego deja vu włączyłem nowe wyścigi Segi. Opcje zabawy w menu są standardowe: szybki wyścig, „czasówka” i mistrzostwa. Pierwszy z nich to najszybsza metoda przeniesienia się na drogę, wystarczy wybrać wóz, trasę, opony oraz skrzynię biegów (manualną lub automatyczną) i już można rzucić się w wir rywalizacji. W Time Attack, zamiast innych kierowców, za rywali ma się checkpointy. Uważaj – czas dojazdu do kolejnych punktów kontrolnych są dość wyżyłowane, a nie zmieszczenie się w narzuconym limicie kończy natychmiast zabawę.
Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że jak to zwykle bywa w grach wyścigowych, najważniejszym trybem zabawy jest Championship. Sega Rally pod tym względem prezentuje się wyjątkowo dobrze. Do wyboru są trzy rodzaje mistrzostw, zależne od klasy aut w nich startujących. Każde mistrzostwa podzielone są na ligi (odzwierciedlające poziomy trudności), które składają się z kolei z turniejów, a te już z konkretnych wyścigów. Brzmi to skomplikowanie, ale w praktyce takie nie jest. Ot, taką drabinkę wymyślili sobie autorzy i nie musisz się nią martwić, szczególnie na początku gry. Wtedy i tak wszystko masz zablokowane, a udostępnione są jedynie dwa turnieje.
W każdym wyścigu zmagasz się z piątką innych kierowców. Niestety, bez względu na to, który jesteś w ogólnej klasyfikacji, i tak za każdym razem startujesz z ostatniego miejsca. Taka mała niesprawiedliwość. Można było wymyślić jakieś eliminacje do każdego startu, ale widać twórcom zabrakło konceptu. Turnieje składają się zazwyczaj z trzech wyścigów, rozgrywanych w zróżnicowanych krajobrazowo i nawierzchniowo środowiskach. Dzięki temu co rusz trafiasz na całkiem odmienne warunki jazdy, co głupie nie jest – by nie wylądować na poboczu, musisz zachowywać ciągłą koncentrację. Przynajmniej teoretycznie, ale o tym, czyli o modelu jazdy niżej.
W zależności od zajętego miejsca, otrzymujesz za wyścig punkty. Zwycięzcą całego turnieju jest kierowca, który łącznie we wszystkich startach uzbiera najwięcej punktów. Takie rozwiązanie pozwala osiągnąć końcowy sukces nawet wtedy, gdy któryś z pojedynczych startów ci nie wyjdzie. Punkty za lokaty w wyścigach nie przepadają wraz z zakończeniem danego turnieju, lecz są zliczane i umieszczane w twojej puli. Po co? Ano po to, byś mógł, po uzyskaniu ich wymaganej ilości odblokować nowe ligi, turnieje, trasy i samochody.
W grze dostępnych jest ponad 30 modeli samochodów, pogrupowanych w trzech klasach. Znajdziesz tu wozy znane ci z innych gier albo ulicy np. Subaru Imprezę, Citroena Xsarę, Peugeota 206, Skody Octavię i Fabię (szkoda, że nie ma mojej ukochanej Felicii), Forda Focusa i inne. Szkoda tylko, że tak naprawdę, różnic w sterowaniu między nimi nie ma praktycznie żadnych (no, może poza lekko odczuwalnymi różnicami w szybkości). Nawet charakterystyk technicznych aut, choćby tak, dla picu, autorzy nie zamieścili. Dlatego odkrywanie kolejnych modeli jest zajęciem frapującym wyłącznie dla kolekcjonerów, bo praktyczny pożytek z nowo odbokowanego wozu jest prawie żaden.
I tu dochodzimy płynnie do omówienia modelu jazdy. Każdy, kto grał w którąkolwiek część serii Sega Rally wie, że jest on stricte arcadowy. Przyznam się, iż miałem po cichu nadzieję, że autorzy choć odrobinę coś w tej materii zmienią, poudają, wtrącą choć atom realizmu. Spotkał mnie jednak srogi zawód. Samochody prowadzi się jak sanki po obsypanym śniegiem stoku. Wykonują one piękne poślizgi na zakrętach (i to bez hamulców – ręczny jest w zasadzie niepotrzebny), odbijają się jak piłeczki od band i są praktycznie niezniszczalne. Co dziwne, a raczej śmieszne, za nic nie można zrobić klasycznego, obrotowego „bączka” na drodze! Bardzo się utrudziłem (cofanie na wstecznym ze skrętem), żeby pojechać nie w tą stronę, co trzeba, czyli pod prąd.
W niektórych miejscach aż prosi się, by pośmigać sobie na skróty czy np. między drzewami. Pośmigać to sobie nie pośmigasz, ale pomarzyć zawsze możesz…
Trasy to tak naprawdę ograniczone niewidzialnymi ścianami rynny, zapomnij więc o zjeżdżaniu z drogi celem zwiedzania okolicy czy szukania skrótów. Gdyby nie fakt, że każde uderzenie o pobocze spowalnia pojazd i sprawia, że ciężko dogonić szybkich rywali, człowiek by się autentycznie zanudził. A tak, trzeba włożyć odrobinę (ale tylko odrobinę) wysiłku, by przy bezkolizyjnej jeździe wyminąć rywali. Próbą przeszkadzania w spokojnym podróżowaniu jest wrzucenie przez autorów kilku typów nawierzchni do jednego wyścigu. W odpowiedzi masz możność dobrania sobie odpowiednich opon, ale nie przesadzajmy – nawet jak się pomylisz w doborze gum, to i tak musiałbyś się bardzo postarać, żeby spaść na ostatnie miejsce.
Czytając wcześniej zapowiedzi Segi Rally natrafiałem co rusz na wywody w temacie super interaktywności tras. Miało być świetnie, wręcz rewolucyjnie – pisano o możliwościach deformowania otoczenia, rozwalania przeszkód terenowych, zaawansowanym modelu uszkodzeń auta. A jak jest w praktyce? O wozach już wspominałem – są nieuszkadzalne i nie psują się. Interakcja z otoczeniem sprowadza się do możności zniszczenia znaku drogowego, przewrócenia pachołka albo kontenera na śmieci lub też strącenia opony z zalegającego na poboczu stosu. No i ślady w śniegu lub błocie – jeśli je zrobisz na początku wyścigu, będą widnieć w tym samym miejscu przez wszystkie okrążenia. Miłe bajerki, aż szczęka boli od ziewania. Generalnie sama jazda jest nudna i nieciekawa – interaktywność w Sega Rally to pusty slogan.
Cały czas zrzędzę i narzekam, ale jednego nie mogę wyścigom Segi zarzucić: doskonałej oprawy graficznej. Masz do wyboru cztery ujęcia kamery: dwa z wnętrza i dwa na zewnątrz wozu. To wystarczy, by dobrać sobie ustawienia optymalne dla swoich upodobań i jeszcze podziwiać widoki. Auta wyglądają świetnie: ładnie omalowane, ozdobione reklamami, w miarę przebytego dystansu brudzą się od kurzu, wody i błota, bryzgających spod kół. Wyścigi toczą się w szczegółowo oddanych krajobrazach (pustynia, ośnieżone góry, dżungla i inne), wypełnionych ruchomymi obiektami np. sunącymi wagonikami kolejki górskiej, przelatującym helikopterem czy jadącym przy poboczu pociągiem. Miodzio. Warto wspomnieć też o efektownych powtórkach wyścigów, przypominających jako żywo profesjonalne replay’e z „plejakowatego” Gran Turismo.
Oprawie audio niewiele można również zarzucić. Wprawdzie muzyczny temat przewodni w menu nie wpada w ucho (taki tam soft-rockowy „ram taj taj”), ale już dźwięki towarzyszące wyścigom mogą się podobać. Silniki brzmią różnie, w zależności od wybranego samochodu (nie jestem tak naiwny by twierdzić, że każdy wóz ma swój unikalny gang motoru – po prostu jest ich nagranych kilka), a odgłosy uderzeń o przeszkody, pisk opon, szmer rozjeżdżanego błota i plusk wody brzmią tak, jak powinny. Całkiem przyjemnie brzmi głos pilota, uzupełniający pojawiające się strzałki kierunków. Ogólnie jest więc naprawdę ok.
Jeśli znasz kilku kumpli z PSP lub masz dostęp do sieciowego punktu dostępowego, możesz powalczyć (w maksymalnie do czterech osób) w trybie wieloosobowym. Warto spróbować swoich sił w rywalizacji z materią żywą, bowiem ta sztuczna zachowuje się jak drewno – nic, tylko pędzi do przodu ile sił, nie zwracając na ciebie uwagi i nie reagując, gdy ją chcesz wyprzedzić. A gdyby tak jakieś drobne wytrącenie z równowagi, delikatne przytarcie karoserii przeciwnika, wepchnięcie go na stos opon? Eeech, fajne, ale to się może zdarzyć tylko między rywalami z krwi i kości.
Czas pozbierać powyższe wywody do kupy. Sega Rally jest grą dokładnie taką, jak 10 lat temu – prostą, niewymagającą arcade’ówką w niezłej oprawie audiowizualnej i z jednym czy dwoma ciekawymi pomysłami. Zadaję sobie pytanie: czy przeniesienie typowego tytułu „salonowego” na handheldowy ekranik, bez jakiejkolwiek próby ambitniejszego ujęcia tematyki może się w dzisiejszych czasach przyjąć? Przyznam, że po kilku dniach spędzonych z grą Segi poczułem się znużony (ach, te kochane 30-sekundowe loadingi!) i znudzony. Wiem, że już niedługo nie będę do tej gry wracał. A ty? Jeśli kochasz prosty, arcade’owy styl jazdy, sterowanie samochodem przy pomocy dwóch przycisków i kilometrowe poślizgi, to Sega Rally została stworzona specjalnie dla ciebie. Jeśli nie, włącz lepiej starego Colina McRae Rally lub nawet Ridge Racera, a satysfakcji z zabawy znajdziesz tam więcej.
Marek „Fulko de Lorche” Czajor
PLUSY
- kilka rodzajów mistrzostw;
- ponad 30 marek samochodów;
- efektowna grafika;
- punktowy system odblokowywania bonusów.
MINUSY
- ultra arcade’owy model jazdy;
- trasy – rynny z niewidzialnymi ścianami na poboczach;
- niewielka interaktywność otoczenia;
- brak różnic w sterowaniu różnymi modeli aut.