autor: Bolesław Wójtowicz
Rune - recenzja gry
Kiedy znudzi cię szara rzeczywistość i zapragniesz wkroczyć na ścieżkę chwały, wystarczy byś uruchomił “Rune”, chwycił za rękojeść topora, by wraz z młodym wojownikiem wikingów Ragnarem oczyścić Midgard ze wszelkiego zła.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Wikingowie! ...
Sam dźwięk tego słowa przed kilkunastoma wiekami wywoływał przerażenie w miastach i wioskach na wszystkich wybrzeżach do których przybijały łodzie z charakterystycznym dziobem, zwane przez ich użytkowników w rogatych hełmach, drakkarami. W stosunkowo krótkim czasie zdołali podbić i doszczętnie splądrować praktycznie wszystkie kraje położone nad Bałtykiem i Morzem Północnym. A kiedy tych zdobyczy było im mało, wyruszyli na zachód i jako pierwsi, co potwierdzają ostatnie badania, dotarli do obecnej Ameryki.
Cóż powodowało taką chęć podboju i walki ze wszystkimi? Czy dążenie do jak największego bogactwa? Skąd się brała ta nieposkromiona niczym waleczność i szaleńcza wręcz odwaga? Aby odpowiedzieć, przynajmniej częściowo, na to pytanie, należy sięgnąć odrobinę do mitologii Wikingów.
Świat Wikingów dzielił się na Midgard, czyli tę część w której zamieszkiwali ludzie, oraz Asgaard, królestwo bogów. Najważniejszym z bogów był Odyn. To on decydował nie tylko jak będzie przebiegało życie każdego człowieka, ale również kiedy i w jaki sposób umrze. Najwspanialszą nagrodą dla każdego wojownika wikingów za dzielne życie i śmierć w walce z toporem w dłoni, było wstąpienie do Asgaardu i otrzymanie należnego mu miejsca obok innych bogów w Walhalli, siedzibie Odyna. Oto, przynajmniej częściowa, odpowiedź na postawione wcześniej pytanie.
Ale mitologia Wikingów niesie ze sobą jeszcze dużo więcej, niezmiernie ciekawych wątków, których poznanie pozwoli nam na zrozumienie niektórych ich postępków.
Ech, gdyby to Odyn mógł zająć się tylko ludźmi, którzy w swoich ciągłych podróżach i walkach głosili jego imię, dokądkolwiek sięgnął ich topór i gdziekolwiek rozległo się bitewne zawołanie.
Niestety, więcej miał problemów z nieposłusznymi bogami, których od czasu do czasu musiał przywoływać do porządku. A że niekiedy bywał odrobinkę brutalny? Cóż, czasami nawet bóg nie ma innego wyjścia.
Weźmy, na przykład takiego Lokiego. Nie dosyć, że, choć nie bóg, dostąpił zaszczytu przyjęcia w poczet rodziny samego Odyna, to zamiast być wdzięczny i zażywać rozkoszy w Walhalli, co i rusz stwarzał same kłopoty. Co było robić, przecież nie mógł Odyn pozwolić, by dawał Loki zły przykład innym bogom. Musiał więc, z ojcowską troską, przywołać nieposłusznego do porządku. I tak długo tolerował jego wybryki. Ale kiedy ten niewdzięcznik posunął się za daleko i doprowadził do śmierci pierworodnego syna Odyna, najważniejszy z bogów nie miał innego wyjścia, jak przykładnie ukarać Lokiego, usuwając go z Walhalli i przykuwając na wieczne potępienie. Lecz nie przewidział Odyn, że znajdą się w tak przez niego miłowanym Midgardzie ludzie, którzy zdecydują się na to, by mu się przeciwstawić i spróbować uwolnić Lokiego.
W życiu każdego mężczyzny przychodzi taka chwila, kiedy musi udowodnić wszystkim dookoła, że nadszedł ten oto czas, gdy chłopiec wkracza w wiek męski. Można to zrobić na wiele sposobów, ale w określonych środowiskach nie są do tego wcale potrzebne kobiety.
Ragnar był synem jarla Wikingów. Ich wioska, zagubiona gdzieś pomiędzy skandynawskimi fiordami, to nie była zwykła wikińska wioska, jakich wiele. Została ona wyróżniona przez Odyna, który to z pewnych szczególnych względów postanowił ją wziąć w swoją opiekę. Jakich? O tym później. I wiódł Ragnar szczęśliwe życie do czasu kiedy oto nadszedł dzień próby. Niestety i wśród ludzi zawsze znajdzie się jakiś czarny charakter, któremu nie wystarczą tradycyjne życiowe atrakcje każdego Wikinga, polegające na gwałceniu i mordowaniu mieszkańców zamorskich wiosek. Taką czarną owcą okazał się niejaki Cornack, przywódca jednego z klanów. Postanowił on uwolnić Lokiego, by za jego pośrednictwem zostać jedynym panem Midgardu. Aby móc tego dokonać musiał zdobyć runy umieszczone... Gdzie? Oczywiście, w wiosce Ragnara.
I kiedy Ragnar beztrosko zabawiał się w udowadnianie swojej męskości, on i inni wojownicy zostali zaskoczeni zdradzieckim atakiem ludzi Conracka. Niestety, kiedy odwaga i waleczność nie idzie w parze z umiejętnościami magicznymi, zazwyczaj taki pojedynek nie najlepiej się układa dla jednej ze stron. Tak też się stało z Ragnarem. Pomimo szaleńczej wręcz chęci odniesienia zwycięstwa nad zdrajcą, jego drakkar został w magiczny sposób zniszczony, a cała drużyna poszła na dno. Zwycięstwo Conracka zdawało się być pełnym, wszak wszyscy przeciwnicy zginęli, a boskie runy były w zasięgu jego ręki. Na szczęście nad Ragnarem czuwał Odyn. To za jego boską pomocą zdołał młody Wiking wypłynąć na powierzchnię, by stać się narzędziem w rękach bogów i przywrócić porządek w Midgardzie. Wyruszył więc Ragnar, nieświadom czekających go trudów, z sercem przepełnionym chęcią zemsty, by na końcu swojej podróży zmierzyć się z Conrackiem i wymierzyć mu sprawiedliwość.
Tak oto przedstawia się fabuła najnowszej gry wydanej pod wymownym tytułem “Rune”, a stworzoną w studiach firmy znanej pod odrobinę oryginalną nazwą “Human Head”.
Wyjaśnijmy sobie coś na początek. Chociaż przedstawiona wam powyżej fabuła gry, niewątpliwie bardzo ciekawa i wywołująca u gracza już na wstępie dreszczyk emocji, została przez twórców odpowiednio skomplikowana, dalej już tak skomplikowanie to nie jest. “Rune” to typowa, bardzo krwawa, ukazana w trzeciej osobie, gra akcji, gdzie tylko od czasu do czasu musimy chwilę pomyśleć. Z tą różnicą, iż tu używamy raczej młota i topora niż karabinu laserowego. A że została wykonana w sposób mistrzowski, to już inna sprawa. Ale po kolei.
Jak już wcześniej wspomniałem “Rune” to gra z gatunku TPP czyli osobę naszego bohatera oglądamy z tej zdecydowanie mniej ciekawej strony. Ostatnimi czasy ten gatunek gier został odrobinę zaniedbany. Dobra, dobra, wiem, że jest przecież Lara i ta nowa, metalowa, jej odmiana. Ale, moim zdaniem, są to gry raczej dla miłośników gier totalnie zręcznościowych, gdyż więcej tam skakania niż walki. Ostatnią grą z tego gatunku, który oprócz elementów zręcznościowych niósł ze sobą również większą dawkę adrenaliny, był “Heretic II”. I to właśnie, gdybym musiał, do tej gry bym porównywał “Rune”. Na szczęście nie muszę. A jeśli ktoś zupełnie nie lubi TPP i marzy o FPP, to w tej grze może... Ale odkryjcie to już sami.
Pierwszą rzeczą, oprócz krajobrazu, która, mam nadzieję, rzuci się w wam w oczy po uruchomieniu gry, będzie znakomicie odwzorowany sposób poruszania się Ragnara. Daję słowo, że chyba w żadnej do tej pory grze motion-capture nie zostało zastosowane w sposób tak bliski ideałowi. Wszystkie czynności do których w trakcie przygód zostanie zmuszony nasz młody wojownik, dzięki zastosowanym metodom animacji, wykonywane są bardzo płynnie i z odrobiną gracji. A należy zauważyć, że Ragnar będzie miał czym się wykazać. Skoki, biegi, wspinanie się po linie, pływanie - to te bardziej pokojowe umiejętności, którymi posługuje się każdy Wiking. Jeśli do tego dołożymy perfekcyjne posługiwanie się wszelką dostępną bronią, okaże się, że bogowie nie pomylili się, składając los Midgardu w ręce tego młodzieniaszka. Kierowanie poczynaniami naszego bohatera zostało przez twórców gry uproszczone do granic możliwości. W trakcie walki użycie raptem kilku klawiszy wywołuje efekty z jakimi daję słowo, jeszcze się nie spotkaliście. Samo obserwowanie sposobu w jaki walczy Ragnar może tylko zachwycić. Kombinacje ciosów, uników, piruetów i ataków z wyskoku to tylko niektóre z całego wachlarza sposobów zadawania bólu wrogom.
Przejdźmy więc teraz do tego, co każdy tygrys...eee... to znaczy każdy Wiking lubi najbardziej, czyli sprawdźmy uzbrojenie naszego bohatera. Jak łatwo przewidzieć, podstawowymi narzędziami mordu, zgodnie z wikińską tradycją, będzie młot, topór i miecz. Mało? Nie ma się co martwić, gdyż należy pamiętać, że na przykład miecz mieczowi nierówny. Ragnar w trakcie walki może używać zwykłego, krótkiego miecza, a może również użyć olbrzymiego, pokrytego magicznymi runami, dwuręcznego miecza, za pomocą którego będzie niósł śmierć i zagładę każdemu potworowi, który odważy się stanąć mu na drodze. Może również zabrać wrogowi młot lub topór, by ukryty za tarczą zadać mu, poprzez piękną kombinację ciosów, niechybną śmierć.
Łącznie wszystkich dostępnych z czasem broni, którymi każdy wojownik musi umieć dźgać, kłuć, siec, parować ciosy, a nawet wszystkie te czynności łączyć w jeden ciąg, jest kilkanaście. Warto nauczyć się nimi posługiwać i to nie tylko poprzez wymachiwanie, ale również w ich rzucaniu, gdyż i taka może zdarzyć się potrzeba.
A kiedy już w ostateczności zabraknie najmniejszego nawet sztyleciku, magiczna tarcza wypadła z ręki i nie zapewnia nam już bezpieczeństwa, to też nie jesteśmy zupełnie bezbronni. Wystarczy się dobrze rozejrzeć, a na pewno uda się znaleźć jakiś kij, gałąź lub odrąbaną część ciała przeciwnika, które da się odpowiednio wykorzystać. Wówczas warto zwrócić uwagę na malutki wskaźnik określający stan emocjonalny w jakim znajduje się nasz wojownik, czyli mówiąc dokładniej, czy już wpadł w szał bitewny, czy też jeszcze nie.
A co się wtedy dzieje kiedy taki Wiking, wyposażony w cokolwiek, wpadnie w szał bitewny, a zdarza mu się to stosunkowo często? Błyskawicznie zmiecie wszystko co niebacznie stanęło mu na drodze do Walhalli. A jeśli jeszcze do tego może użyć na broni magicznych runów... Biada każdemu.
Midgard nigdy nie był miejscem zbyt bezpiecznym, a od czasu kiedy Cornack dokonał swych zbrodniczych czynów, zło rozpleniło się dosłownie wszędzie. Dlatego też Ragnar ani przez chwilę nie będzie mógł zdjąć dłoni z rękojeści topora.
Zło o którym mowa, a które będzie chciało utrudnić wykonanie powierzonych młodemu Wikingowi zadań, może ujawniać się pod wieloma postaciami. Czasem będzie to wyposażony w budzący przerażenie młot paskudny krasnolud, innym razem goblin, uderzający znienacka swoją potężną maczugą, kiedy indziej znów z mroku wychynie obrzydliwy szkieletor. W wodzie czają się krwiożercze ryby, a zza drzew mrocznego lasu słychać mrożące krew w żyłach porykiwania śnieżnej bestii, Wendola. Tak, ciężkie czasy nastały dla bohaterów.
A trzeba dodać, że to nie są potulnie idące na rzeź baranki. Potwory są sprytne i przebiegłe, atakujące z zaskoczenia i umiejętnie wykorzystujące przewagę liczebną. Nienajgorzej uzbrojone, potrafią się w odpowiedniej chwili wycofać, by za moment ponownie zaatakować. Ani na sekundę nie wolno spuścić ich z oka, gdyż bez wahania mogą wyrządzić krzywdę naszemu bohaterowi.
Świat, poprzez który wędruje Ragnar, został oddany w sposób, który można określić tylko tak: jest przepiękny. I to powinno wystarczyć.
Kto nie zagra, nigdy nie uwierzy do czego można wykorzystać, dzięki odpowiednim przeróbkom, silnik graficzny, jaki poznaliśmy w Unreal Tournament. Bogactwo kolorów, ogromna ilość najdrobniejszych nawet szczegółów, realizm – to trzy podstawowe, według mnie, zasady, którymi kierowali się twórcy gry, przy jej projektowaniu od strony graficznej.
Gdyby nie nieustanna konieczność machania toporem, można by zatrzymywać się w każdym miejscu i stać z rozdziawioną gębą podziwiając lokacje. Czy widziałeś już kiedy, jak pięknie skrapla się woda na ścianach podwodnych jaskiń? Jak subtelnie przebijają promienie światła przez morską toń? Jak iskrzy się świeżo spadły śnieg na wzniesieniach górujących na horyzoncie? A może nie jesteś w stanie docenić przerażającego piękna mroku, rozjaśnianego jedynie odbitym od ścian światłem pochodni? Albo nie stanie ci odwagi by zajrzeć w urzekającą, bezdenną przepaść, stojąc na jej niewielkiej krawędzi? Więc może zachwyci cię przecudne piękno nieba wraz z majestatycznie przesuwającymi się chmurami, oświetlanymi blaskiem księżyca? Spójrz w swoje odbicie w zamkowej podłodze i ruszaj, by odkryć ten najpiękniejszy ze wszystkich światów jakie do tej pory zostały wykreowane przez twórców gier komputerowych.
Podobnie jak oprawa graficzna, tak i ścieżka dźwiękowa jest rewelacyjna. Poczynając od demonicznej, podkreślającej w znakomity sposób klimat gry a pojawiającej się tylko w odpowiednich momentach, muzyki, poprzez kapitalną, pozostałą oprawę dźwiękową. Wycie wiatru w załomach murów, skrzypienie śniegu pod stopami, porykiwania potworów, plusk wody, głuche stęknięcie wroga rażonego młotem, skwierczenie palącej się pochodni, zgrzyt skrzyżowanych mieczy, to tylko niektóre z odgłosów, powodujących, że potężna fala strachu nieraz ogarnie wasze serca. Nastrój grozy zresztą towarzyszy nam poprzez całą wędrówkę z Ragnarem.
“Rune”, o czym już wspomniałem na początku, to gra wybitnie nieskomplikowana. Cała zabawa polega na przemierzaniu poszczególnych map, a jest ich kilkadziesiąt, i dematerializowaniu wszystkiego, co nieopatrznie stanie nam na drodze. Owszem, czasem trzeba rozwiązać jakąś zagadkę, ominąć sprytnie zastawioną pułapkę, ale głównie ograniczamy się do wymachiwania toporem. Proste, a ile w tym uroku i beztroskiej zabawy.
Pewnie długo mógłbym rozpisywać się nad najnowszym dziełem panów z Human Head Studios, a i tak nie zdołałbym opisać całego piękna i bogactwa tej gry. Ktoś, kto na początku przeczytał, że określiłem tę grę mianem gry akcji, w pejoratywnym raczej znaczeniu tego określenia, mógłby uznać, iż nie zdołałem docenić wszystkich jej walorów. A jest wręcz przeciwnie. “Rune” to gra rewelacyjna, nie mająca aktualnie równych sobie na rynku gier komputerowych i to nie tylko tych z gatunku TPP. Fantastyczna i unikalna otoczka fabularna gry, przepiękna (to chyba zbyt mało powiedziane) oprawa graficzna, bogactwo różnego rodzaju efektów dźwiękowych, najprostsze z możliwych, a za to jak efektywne, sterowanie w połączeniu z niewyobrażalną wręcz grywalnością, powoduje, że raz wkraczając w świat Wikingów nie jesteście w stanie wrócić do rzeczywistości, aż zło nie zostanie ostatecznie pokonane. Wówczas Ragnar będzie mógł zaznać spokoju, a droga do Walhalli stanie przed nim otworem.
Bolesław „Void” Wójtowicz