Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Assassin's Creed IV: Black Flag - Krzyk wolności Recenzja gry

Recenzja gry 17 grudnia 2013, 09:00

Recenzujemy Freedom Cry - pierwszy dodatek do gry Assassin's Creed IV: Black Flag

Po żenujących dodatkach fabularnych do „trójki” wreszcie doczekaliśmy się rozszerzenia z prawdziwego zdarzenia. Długa, rozbudowana przygoda stanowi dobre uzupełnienie Assassin’s Creed IV: Black Flag.

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

PLUSY:
  • dziewięć dużych misji;
  • nowe miasto;
  • mocno zróżnicowane i zapadające w pamięć zadania;
  • oswobadzanie niewolników;
  • nowe bronie i gadżety.
MINUSY:
  • stosunkowo niewiele do roboty na morzu;
  • muzyka.

Mamy rok 1735. Edward Kenway od ponad dziesięciu lat mieszka w Londynie i razem z żoną Tessą wychowuje Haythama, a wrak jego Kawki, nie niepokojony przez nikogo, gnije na dnie morza. Po przejściu na emeryturę słynnego korsarza sytuacja na Karaibach wyraźnie się uspokaja. Piraci nie stanowią już dużego zagrożenia i rzadko dopuszczają się zuchwałych grabieży. W najlepsze za to kwitnie niewolnictwo. Czarnoskórzy więźniowie wysyłani są do ciężkiej pracy na plantacjach cukru, a ich biali panowie brutalnymi metodami wymuszają na nich posłuszeństwo.

Na widok takiego argumentu też byłbym przerażony. - Recenzujemy Freedom Cry - pierwszy dodatek do gry Assassin's Creed IV: Black Flag - dokument - 2019-07-26
Na widok takiego argumentu też byłbym przerażony.

W takich oto realiach rozpoczyna się nowa przygoda. Rolę głównego bohatera przejmuje Adewale, niegdysiejszy kwatermistrz Kenwaya na Kawce, który w 1720 roku postanawia osiąść w Tulum i przyłączyć się do asasynów. Kilkanaście lat ciężkiego treningu pod okiem skrytobójców nie idzie na marne. W dziedzinie mordowania nasz śmiałek w niczym nie ustępuje swoim kolegom po fachu, na dodatek jest wprawnym żeglarzem, co na Karaibach nie pozostaje bez znaczenia. Na pokładzie statku wkraczamy zresztą do akcji. Adewale ściga w okolicach Tortugi wrogiego admirała i po dostaniu się na jego okręt odbiera mu zapieczętowaną przez templariuszy przesyłkę. Zuchwały czyn zmusza byłego niewolnika do ucieczki podczas sztormu, ale jego łajba nie wytrzymuje konfrontacji z żywiołem. Mężczyzna budzi się na plaży w Port-au-Prince i kieruje do adresata paczuszki.

Freedom Cry już na dzień dobry serwuje zupełnie nową miejscówkę. Dzisiejsza stolica Haiti nie przytłacza co prawda rozmiarami, ale za to pod względem wizualnym prezentuje się bardzo przyjemnie, przypominając znane z podstawki Nassau. Oczywiście możemy (a czasem nawet musimy) także wypłynąć w morze, ale tutaj akurat szału nie ma. Dodatek oferuje maleńki wycinek akwenu znanego z pierwowzoru i choć dotarcie z jednego jego końca na drugi trwa dobre kilka minut, w końcu natykamy się na nieprzekraczalną, animusową ścianę. Do tego dochodzi kilka plantacji, budzący bardzo miłe skojarzenia zatopiony wrak i parę wyodrębnionych na mapie lokacji, które ukrywają... jedną (tak, jedną!) skrzynię z realami. To ma być żart? Panowie z Ubisoftu, gdzie proste kontrakty asasyńskie, które do Adewale pasują bardziej niż do Kenwaya? Gdzie zakopane skarby? Naprawdę można było się trochę bardziej postarać.

Biorąc pod uwagę słabo zrealizowaną eksplorację morską, nie dziwię się specjalnie, że większość czasu spędzamy we Freedom Cry na lądzie. Przygotowane przez autorów misje prezentują wysoki poziom i bardzo mi się podobały. Kilka scen zapada w pamięć, zwłaszcza zwiedzanie siedziby gubernatora w łachmanach niewolnika i próba wydostania się z ładowni szybko nabierającego wody okrętu. Rozszerzenie mocno skupia się na akcentach skradankowych – są zadania, w których niewidzialność jest warunkiem niezbędnym do osiągnięcia sukcesu, co fani serii przywitają z otwartymi ramionami.

Niewolnicy na sprzedaż. Tutaj przydadzą się reale. - Recenzujemy Freedom Cry - pierwszy dodatek do gry Assassin's Creed IV: Black Flag - dokument - 2019-07-26
Niewolnicy na sprzedaż. Tutaj przydadzą się reale.

Dodatek obfituje w niespodzianki nie tylko w konstrukcji misji. Piekielnie istotną nowością jest wspomaganie niewolników, które objawia się wyrywaniem batożonych ofiar z rąk bezwzględnych oprawców. Gra wlicza każdego uwolnionego nieszczęśnika do ogólnej puli i po przekroczeniu kolejnych progów serwuje różne nagrody. Mogą nimi być nowe rodzaje broni, darmowe ulepszenia statku lub inne ciekawe bonusy, jak np. opcja skorzystania z pomocy sojuszników podczas ataku na plantację czy darmowa amunicja. Obecność systemu sprawia, że praktycznie przez całą przygodę nie możemy pozostawać obojętnymi na niedolę kolegów o tym samym kolorze skóry. Jeśli zignorujemy niewolników, nie otrzymamy od nich pomocy, a to z kolei zaowocuje brakiem intratnych nagród. Część rzeczy i tak trzeba zdobyć w tradycyjny sposób (mowa głównie o rozbudowie należącego do Adewale statku), jednak większość z nich uzależniona jest od tego, jak sprawnie idzie nam uwalnianie więźniów.

Maczeta zabija. - Recenzujemy Freedom Cry - pierwszy dodatek do gry Assassin's Creed IV: Black Flag - dokument - 2019-07-26
Maczeta zabija.

Nasz podopieczny może kupować niewolników na aukcjach, wyswobadzać ich z klatek po uprzednim skradzeniu klucza, a także likwidować prowadzących ich lub znęcającymi się nad nimi żołnierzy. Najwięcej ochotników gotowych wesprzeć sprawę czeka jednak na plantacjach i w ładowniach statków pływających w pobliżu Port-au-Prince. Te ostatnie są doskonale chronione i choć łajb przewożących więźniów nie trzeba demolować przed abordażem, najpierw należy uporać się z eskortą. W konwoju zawsze znajdują się jakieś fregaty i liniowce walące z moździerzy niczym z karabinów maszynowych, więc jest wesoło. Bez odpowiedniego usprawnienia naszego żaglowca nie ma mowy o bezbolesnym zniszczeniu orszaku złożonego z kilku jednostek. Umiejętności nabyte podczas obcowania z podstawką procentują szybciej, niż można się spodziewać.

Fabuła rozszerzenia jest poprawna i nic ponadto – nie ziębi i nie grzeje. To zamknięta, luźna historyjka, która w głównych rolach obsadza niewolników i nie odnosi się w żaden sposób ani do „czwórki”, ani do odwiecznego konfliktu pomiędzy wrogimi zakonami. Templariusze przewijają się w tle, ale nie ma to wielkiego znaczenia – gdzieś po drodze rozmywa się też wątek tajemniczej paczki, za którą Adewale kupuje pomoc szefowej miejscowego zamtuza. Ja bym sprawdził, co – do cholery – kryje się w środku i dlaczego przesyłka jest tak ważna, ale nic z tego – nasz bohater ma bowiem honor równie imponujący jak muskuły. Na koniec dodam, że wątku współczesnego we Freedom Cry nie ma. Sesji Animusa opuścić się nie da, nie dowiadujemy się zatem, jakiż to szczęśliwiec tym razem położył łapska na wspomnieniach zakodowanych w DNA przodka. Z drugiej strony – może to i lepiej?

Garłacz to potężna broń do masowej zagłady rywali. - Recenzujemy Freedom Cry - pierwszy dodatek do gry Assassin's Creed IV: Black Flag - dokument - 2019-07-26
Garłacz to potężna broń do masowej zagłady rywali.

Wady? Pomijając marne zagospodarowanie akwenu, o którym już wspomniałem, dostajemy to samo co zwykle. Poziom trudności walk to nadal śmiech na sali, ale do tego wszyscy fani zdążyli się już przyzwyczaić. Cieszą maczety w roli nowych narzędzi mordu i garłacz, który kładzie pokotem całą grupę żołnierzy naraz, ale coś za coś – jeszcze bardziej ułatwia to likwidowanie oponentów. We Freedom Cry najbardziej jednak drażniła mnie muzyka. Załoga Adewale szant nie śpiewa, więc podczas rejsu słyszymy jakieś smętne wypociny innego kompozytora, który Brianowi Tylerowi nie dorasta do pięt. Plemienne motywy wplecione w niektóre kawałki są bardzo fajne, ale ogólnie rzecz biorąc, ścieżka dźwiękowa ssie niemiłosiernie. Nie spodziewałem się, że można pod tym względem zniżyć się do poziomu Liberation z Vity, a jednak się udało.

Jedyną sensowną rozrywką na morzu jest przejmowanie statków przewożących niewolników. - Recenzujemy Freedom Cry - pierwszy dodatek do gry Assassin's Creed IV: Black Flag - dokument - 2019-07-26
Jedyną sensowną rozrywką na morzu jest przejmowanie statków przewożących niewolników.

Ukończenie dodatku zajęło mi prawie dziewięć godzin, jednak od razu nastawiłem się na maksowanie wszystkiego, co się da, więc podczas morskich wojaży niejednokrotnie robiłem skok w bok. Freedom Cry sztucznie zawyża rezultat, zmuszając w początkowej fazie do uwalniania niewolników (bez odpowiedniej ich liczby nie odpalimy kolejnych misji), ale w żadnej mierze nie traktowałbym tego jako wady. Wręcz przeciwnie. Eksploatując to rozszerzenie, czułem, że pod każdym względem są to dobrze wydane pieniądze – to bez wątpienia najlepsze i najobszerniejsze DLC w historii całego cyklu. Owszem, kiedy dopływa się do „lokacji” i widzi raptem jedną skrzynię leżącą na plaży, to z miejsca może trafić nas szlag, ale pozostała zawartość jest praktycznie bez zarzutu. Jeśli nie podejdziemy do przygód Adewale ze śmiertelną powagą, Freedom Cry spełni nasze oczekiwania z nawiązką. To po prostu poprawnie napisana historyjka, doskonale wpisująca się w to, co widzieliśmy już w „czwórce”. Jeśli Black Flag uważasz za małe arcydzieło, kupno tego dodatku to absolutny mus.

Gdzieś przeczytałem, że Ubisoft jest dumny z Tyranii króla Waszyngtona. Matko jedyna, nigdy więcej nie spłódźcie takiego barachła. Róbcie dodatki równie dobre jak Freedom Cry, a wszyscy fani będą szczęśliwi.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.