Mario Kart Live: Home Circuit Recenzja gry
Recenzja Mario Kart Live - zaledwie ciekawostka za bagatela 400 zł
Mario Kart Live na papierze brzmi jak rewolucja: niestety ta rewolucja kończy się po dwóch godzinach, mordowana przez nudę, powtarzalność i problemy techniczne.
Recenzja powstała na bazie wersji Switch.
- wyścigi we własnym mieszkaniu to jak spełnienie marzeń kilku pokoleń graczy;
- solidne wykonanie zabawkowego gokarta;
- sporo wirtualnej zawartości do odblokowania;
- ogólnie rzecz biorąc świetny pomysł…
- … ale takie sobie wykonanie;
- problemy z zasięgiem – bywało, że już metr od Switcha rwał się sygnał;
- trasy we własnym mieszkaniu szybko stają się monotonne;
- wysoka cena jak za taką zawartość;
- gra po prostu szybko się nudzi.
Mówi się, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie i tutaj Mario Kart Live dowozi. Moment, w którym zaczniecie pędzić zabawkowym gokartem po mieszkaniu, na telewizorze oglądając domowe zacisze z perspektywy Mario, zapamiętacie na długo. Problem pojawi się później – gdy pierwsze emocje opadną, gokart zgubi sygnał, a całość zacznie wiać nudą. Wtedy okaże się, że choć pomysł jest znakomity, a wykonanie zabawkowego samochodziku niezłe, to gra z tego przeciętna i parę braków może zupełnie zrujnować frajdę.
Czy to znaczy, że nie warto? No właśnie… Mario Kart Live to doświadczenie szalenie subiektywne. Miłośnik gadżetów będzie dobrze się bawił – nawet jeśli pogra raptem kilka godzin. Kolekcjoner kupi i postawi na półce. Ale gracze szukający świeżego doświadczenia czy fajnej gry, mogą się zawieść. Samotna zabawa bowiem szybko się nudzi, a dokupienie kolejnej sztuki (wraz z napędzającym ją Switchem) to już naprawdę spory koszt. Dlatego ostrzegam – przemyślcie ten wydatek, bo głupio się sparzyć za 400 zł.
Marzenie
Mario Kart Live to spełnienie dziecięcych marzeń wielu z nas. Bo kto nie marzył choć raz, żeby wirtualną rozgrywkę przenieść w realny świat. Ścigać się prawdziwymi samochodami po ulicach miast, strzelać ostrą amunicją czy przeżywać przygody na miarę Nathana Drake’a. Mario Kart Live wyciąga wirtualne gokarty z kultowej serii wyścigowej Nintendo i zamienia je we w pełni działające zabawki, a więc robi coś, czego nikomu na poważnie nie udało się do tej pory zrobić. Typowe Nintendo, które lubi eksperymenty i zawsze robi wszystko inaczej niż inni.
Nie dziwcie się więc, że zapowiedź zabawkowej wersji Mario Kart mnie zachwyciła – a co dopiero poczułbym, gdybym miał 10 lat? Dziesięciolatek, który gdzieś tam we mnie jeszcze drzemie [powiedzielibyśmy nawet, że jest całkiem wybudzony – dop. redakcja], był w każdym razie bardzo zaciekawiony. Bo Mario Kart Live oferuje coś unikalnego – to gra wideo, której akcja rozgrywa się w naszym domu. Znając Nintendo można było się też spodziewać niezłego wykonania. I to wszystko jest prawda, choć nie cała prawda.
Faktycznie, jeśli znajdziecie odpowiednie miejsce w domu, w którym z jednej strony gokart nie gubi sygnału (o tym więcej za chwilę), a z drugiej nikt nie zabije się na rozstawionych przeszkodach, to zabawa potrafi być przednia. Gokart może driftować (w grze, w rzeczywistości mamy z tego tylko boost do prędkości), a wirtualne power-upy wpływają na rzeczywistość (np. zatrzymują pojazd) – i to naprawdę robi wrażenie. A przynajmniej na samym początku. Potem marzenie zderza się z rzeczywistością – i już nie jest tak różowo.
JAK WYGLĄDA ZABAWA W PRAKTYCE?
Odpalasz grę, a następnie włączasz gokart. Gdy sprzęty się połączą, to odkładasz Switcha i rozstawiasz 4 kartonowe bramy, planując sobie wcześniej, jak ma wyglądać tor. Jak wszystko jest gotowe, to bierzesz konsolkę w łapy i kierujesz pojazd do pierwszej z bram. Wtedy włączasz tryb tworzenia torów – następnie przejeżdżasz między kolejnymi bramami – w tej sposób gra zapisuje trasę. Teraz nie pozostaje już nic innego, jak wrócić na początek i rozpocząć wyścig z wirtualnymi przeciwnikami, bądź innymi graczami (jeśli mają swojego Switcha i własną kopię gry, czyli własny samochodzik).
Rzeczywistość
Mario Kart Live byłem zachwycony. Przez pierwszą godzinę czy dwie. Potem okazało się, że to nie jest gadżet dla mnie. Zacznijmy od problemów technicznych. W pokoju dziennym, w którym mam telewizor, w zasadzie nie mogę grać. Gdy wkładam konsolę w docka i próbuję grać na ekranie telewizora, to połączenie między Switchem a gokartem niemal nie istnieje. Niestety, gdy przechodzę na tryb handheldowy nie jest lepiej – sygnał rwie się już metr czy dwa od karta. W efekcie zamiast zabawy mam pokaz slajdów, wyglądający jakbyście próbowali odpalić Wiedźmina 3 na laptopie sprzed 7 lat. Ciężko mi powiedzieć, co jest przyczyną – nie miałem obok siebie innych urządzeń z Wi-Fi, a zresztą dzisiaj trudno z nich zrezygnować – ale fakt jest faktem. Koło telewizora nie mogę grać. Żadnego problemu z połączeniem nie mam za to w pokoju z komputerem… ale to chyba nie powinno tak wyglądać.
DYWAN, TWÓJ WRÓG
Problemem dla Mario Kart Live mogą być też dywany. Ja swój po prostu zwinąłem, bo gokart potrafił się na nim blokować, ale jest to rozwiązanie czasochłonne – i nie dla każdego możliwe.
Przyznam jednak, że problemy techniczne, choć ich nie lekceważę, są dla mnie drugorzędne. Znalazłem w końcu spokojne miejsce do zabawy, więc da się je obejść – to zresztą pierwsza taka zabawka, więc mam duży sporo tolerancji dla niedociągnięć. Problem w tym, że sama gra jest zwyczajnie słaba. Pamiętacie te niesamowite trasy z Mario Kart? Przeloty nad przepaściami, szalone ósemki czy dzikie serpentyny? No to w MKL tego nie ma – i być nie może nawet w uproszczonej formie, bo gra nie rozpoznaje wniesień. Nawet jeśli uda Wam się jakieś zrobić (np. za pomocą książek), to gra tego poprawnie nie rozpozna. W efekcie w moim pokoju trudno mi było zrobić trasy, które czymś by się od siebie różniły – czułem się więc, jakbym zaliczał cały czas ten sam wyścig. W efekcie gra błyskawiczne stała się powtarzalna, a przez to nudna.
Zgadza się, zawartości jest w niej całkiem sporo. Mamy dwa tryby (Grand Prix oraz Time Trial), a także dużo strojów Mario czy wariantów gokartów do odblokowania (oczywiście tylko wirtualnych). Nie brakuje klasycznych trybów szybkości vel trudności (50cc, 100c, 150cc), ale dla mnie to jednak było za mało. Po co mi nowy kaftan dla Mario, jeśli następny wyścig wygląda identycznie jak poprzedni? Co zmieni prędkość gokarta, jeśli po prostu nie chce mi się sięgać po zabawkę?
O ile więc Mario Kart Live z pewnymi problemami sprawdza się jako zabawka, tak dla mnie nie sprawdza się jako gra. Podejrzewam, że młodsi gracze nie doświadczą tego problemu znudzenia, które odczuwam ja – zblazowany weteran (ot, kiedyś zagrywałem się w takie Ignition, a dzisiaj ziewałbym po 30 minutach zabawy w tej grze). Zapewne MKL sprawdzi się też jako gra imprezowa – nie testowałem jej w ten sposób, ale dowodów na to znajdziecie w sieci bez liku. Problem w tym, że każdy gokart to nie tylko 400 zł dodatkowego wydatku, ale też potrzeba kolejnego Switcha, a to już naprawdę spore koszty.
Warto?
Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Nigdy nie jest, ale w przypadku Mario Kart Live nie chodzi tylko o to, czy jest to dobra gra. Znaczenie ma również cel, w jakim kupujecie ten zestaw. Jeśli potraktujecie go jako zabawkę, która ma zapewnić młodszym domownikom frajdę – a może i być wprowadzeniem do gier, to pewnie warto. Owszem, problemy z połączeniem będą wymagały od Was dodatkowego nakładu pracy przed rozpoczęciem zabawy, ale pewnie z czasem nauczycie się, jak obejść ograniczenia sprzętu i które zakamarki domu najlepiej nadają się na tory wyścigowe. Mimo wszystko za 400 zł bym ten zakup odradzał – może warto poczekać aż stanieje? Albo dorwać używaną sztukę? Na pewno ewentualne rozczarowanie będzie wtedy mniej bolesne.
Dużo w tym tekście narzekałem, ale to nie znaczy, że mam do Mario Kart Live tylko negatywny stosunek. Doceniam ryzykowną zagrywkę Nintendo – dzisiaj co prawda ten gadżet nie jest jeszcze idealny, a nawet całkiem sporo do ideału mu brakuje, ale za parę lat… Kto wie, może tak wygląda przyszłość zabawek? Jak wiele innowacyjnych pomysłów, także i ten zaczyna z problemami. Szkoda by było, gdyby zabawki AR miały się skończyć na Mario Kart Live.
O AUTORZE
To nie jest tak, że z Mario Kart Live źle się bawiłem. Ale jednego jestem pewien – po kilku godzinach wyczerpała się moja ciekawość i po zabawkowy gokart już raczej nie sięgnę. Trochę słabo, jak na gadżet za 400 zł.
ZASTRZEŻENIE
Zestaw z gokartem Mario otrzymaliśmy nieodpłatnie od firmy ConQuest Entertainment, dystrybutora Nintendo na rynek polski.