Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Lies of P Recenzja gry

Źródło fot. Neowiz
i
Recenzja gry 14 września 2023, 17:30

Recenzja Lies of P - najlepszy klon Dark Souls

Lies of P to najlepszy soulslike, którego nie stworzyło studio FromSoftware. Niemniej jego autorzy nieco zbyt mocno zainspirowali się dziełami Japończyków.

Recenzja powstała na bazie wersji PS5.

„Everybody lies” – zwykł mawiać serialowy doktor Gregory House, jakby to właśnie ta cecha definiowała rodzaj ludzki. Nie sądzę, by owa myśl przyświecała twórcom z południowokoreańskiego Round8 Studio przy produkcji Lies of P, niemniej pasuje tu jak ulał. Powodów jest wiele – od opartej na prawdzie i nieprawdzie mechaniki aż po nieco zbyt mocne inspiracje deweloperów grami studia FromSoftware.

Nie do końca wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony dzięki temu otrzymaliśmy najlepszego soulslike’a niebędącego dziełem ekipy Hidetaki Miyazakiego ani jego remakiem. Z drugiej w pierwszych kilku godzinach zabawy byłem święcie przekonany, że Round8 Studio zostanie posądzone o plagiat – tak bardzo poszczególne elementy Lies of P „pachniały” mi Bloodborne’em i, w nieco mniejszym stopniu, Sekiro: Shadows Die Twice.

Im więcej czasu spędzałem jednak z „Pinokiem” (nie tylko ja nazywam tak omawianą grę), tym bardziej dostrzegałem jego własną tożsamość. Owszem, inspiracje portfolio FromSoftware są BARDZO widoczne, ale twórcy umiejętnie uzupełniają je własnymi pomysłami, a przede wszystkim – widać, że rozumieją, do czego służą poszczególne „skopiowane” elementy, i potrafią to wykorzystać. Nie jest to zatem przypadek Immortals: Fenyx Rising, do którego Ubisoft bezmyślnie wepchnął mechaniki rodem z The Legend of Zelda: Breath of the Wild.

Master of Puppets

PLUSY:
  1. mroczny, gęsty klimat;
  2. dynamiczna, satysfakcjonująca walka;
  3. ciekawy system rozwoju postaci;
  4. przyjemna, nagradzająca dokładność eksploracja pieczołowicie zaprojektowanych poziomów;
  5. efektowne walki z bossami – w tym kilka naprawdę trudnych;
  6. duża dowolność w podejściu do rozgrywki;
  7. bogaty arsenał fajnych typów broni, które można niemal dowolnie modyfikować;
  8. niezła fabuła, opowiedziana w dość bezpośredni, zrozumiały sposób...
  9. ...którą da się dodatkowo zgłębić, czytając opisy przedmiotów etc.;
  10. przemyślane mechaniki, odrobinę odświeżające gatunek gameplayowo i narracyjnie;
  11. drobne, acz istotne zmiany typu quality of life;
  12. zadowalające zróżnicowanie lokacji i przeciwników;
  13. sporo „smaczków” dla osób znających powieść Pinokio;
  14. urokliwy styl graficzny;
  15. bardzo dobra wydajność na PS5.
MINUSY:
  1. zbyt mocne inspiracje grami FromSoftware – zwłaszcza Bloodborne’em;
  2. trochę zbyt niski poziom trudności w pierwszej połowie gry;
  3. niedoskonała polska wersja językowa;
  4. odrobinę zbyt natrętna muzyka podczas eksploracji niektórych etapów;
  5. drobne problemy z pracą kamery i SI przeciwników.

Przejdźmy jednak do gry jako takiej, a konkretnie do opowieści, którą ta serwuje. Jak zapewne wiecie, jest to mroczna adaptacja Pinokia Carlo Collodiego. Oczywiście nie trzeba czytać książki, by bez problemu zagłębić się w świat Lies of P, niemniej nawet pobieżne zapoznanie się z nią pozwoli wyłapać wiele „smaczków”.

Postacie takie jak Kot i Lis – w grze jest to Lisica – niebieskowłosa Wróżka (tu Sophia), Ogniojad, Gadający Świerszcz czy majster Antonio albo tu występują, albo mają swoje odpowiedniki. Znalazło się też miejsce dla rekina, w którego brzuchu powieściowy Dżepetto (Geppetto) spędził dwa lata, pobytu tego ostatniego w więzieniu czy spotkania z jegomościem przemienionym w osła – choć tylko za sprawą stroju.

Generalnie stosunek Round8 Studio do materiału źródłowego wydaje się podobny do tego, jak Santa Monica Studio przetworzyło mitologię nordycką na potrzeby ostatnich dwóch odsłon serii God of War. W grze wykorzystano wiele motywów i postaci z książki Collodiego, jedne ledwie zarysowując, inne całkowicie zmieniając. Deweloperzy dodali przy tym masę własnej treści – na ogół naprawdę nieźle wymyślonej i komponującej się z elementami zaczerpniętymi z powieści.

Antyfani Soulsów z pewnością ucieszą się na wieść, że fabuła Lies of P została podana w znacznie bardziej bezpośredni, mniej enigmatyczny sposób niż ten, do którego przyzwyczaiło nas FromSoftware. Wprawdzie warto czytać opisy znajdowanych przedmiotów, ale całą historię bez problemu zrozumiemy z wypowiedzi postaci. Te ostatnie nie tylko zostały udźwiękowione w miły dla ucha sposób, ale także poruszają ustami, co Japończycy wprowadzili dopiero w Elden Ringu.

Opowieść zaczyna się w dość szablonowy sposób. Wspomniana wyżej Sophia przebudza marionetkę Geppetta – imię Pinokio tu nie pada – gdyż ten zaginął. Tymczasem inne marionetki w mieście Krat z niewyjaśnionych powodów wpadły w furię, a na ulicach szerzy się choroba znana jako zespół petryfikacji. Po wybraniu pierwszej broni ruszamy najpierw do Hotelu Krat – będącego naszą bazą wypadową – a następnie na poszukiwania ojca.

Gehrman? Co ty tu robisz?Lies of P, Neowiz, 2023

Ku memu zdziwieniu znalazłem go całkiem szybko – jeśli graliście w demo, już o tym wiecie. Okazuje się jednak, że staruszek wie mniej, niż sądziliśmy – a przynajmniej tak nam mówi – i sami musimy ustalić przyczynę wspomnianych zjawisk. Dotarcie do ich domniemanego źródła zajmuje mniej więcej połowę gry. Wtedy przedstawienie tak naprawdę dopiero się zaczyna. Po pokonaniu bossa w budynku Opery wchodzimy za kulisy – dosłownie i w przenośni – by poznać rzeczywistą genezę zdarzeń, w których uczestniczymy. Robi się dziwnie, a postacie niejako zaczynają zrzucać maski.

Bardzo spodobał mi się ten zabieg – spotkanie metafory z dosłownością. Samą fabułę uważam zaś za tylko lub aż niezłą. Być może wydałaby mi się ciekawsza, gdyby nie wszechobecne motywy zaczerpnięte z Bloodborne’a. Jeśli graliście w owo dzieło FromSoftware, z pewnością dostrzegliście zapożyczenia z niego w kilku poprzednich zdaniach – chaos na ulicach, szukanie lekarstwa na śmiercionośną chorobę etc. Na szczęście w drugiej połowie opowieści Lies of P nieco bardziej staje na własnych nogach, obierając przy tym dość przewidywalny kierunek, a mimo to zaskakując w paru miejscach.

Pierwsze spotkanie ojca i syna.Lies of P, Neowiz, 2023

I’m pulling your strings

Choć niezła, to nie fabuła sprawiła, że momentami trudno było mi oderwać się od Lies of P. Zrobił to „dopieszczony” i wciągający gameplay... choć nie od razu. Najpierw musiałem wyjść z lekkiego szoku po dostrzeżeniu, ile jest w nim naleciałości z Bloodborne’a. Mam tu na myśli nie tylko mechanikę walki, ale również system rozwoju postaci bądź tak drobne elementy jak zadania poboczne otrzymywane od postaci przesiadujących w oknach czy gwarantujące cenne przedmioty kolorowe motylki, będące odpowiednikami bloodborne’owych biegających bestii tudzież soulsowych kryształowych jaszczurek.

Zadania poboczne prawie jak w Yharnam.Lies of P, Neowiz, 2023

Początkowo w odbiorze Lies of P nie pomagał mi również zbyt niski jak na moje potrzeby stopień trudności. Pierwsza połowa gry wymaga odrobiny koncentracji i uwagi, ale generalnie jest dość prosta. Być może dla osób na ogół stroniących od soulslike’ów wyzwanie okaże się akuratne, ale weterani mogą poczuć lekkie rozczarowanie. „Zwykli” przeciwnicy nie stanowili dla mnie żadnego problemu, a na pokonanie bossów potrzebowałem zaledwie dwóch czy trzech prób.

Po wspomnianym wyżej wejściu za kurtynę wiele się jednak zmieniło. Poziom trudności zaczął rosnąć, co sprawiło, iż musiałem korzystać ze wszystkiego, co mogło mi pomóc w przetrwaniu, np. z blokowania ciosów mieczem. W przeciwieństwie do Bloodborne’a Lies of P oferuje bowiem sporą dowolność w podejściu do rozgrywki. Ja postanowiłem dążyć do tego, by moja postać zadawała jak największe obrażenia fizyczne i sprawnie wykonywała uniki, choć twórcy ewidentnie chcieli tak zbalansować grę, by przywracające część utraconych punktów życia parowanie gardą stanowiło jej istotny, niepomijalny element – dlatego też bardzo mocno ograniczyli tak zwane klatki nieśmiertelności przy unikach.

Twisting your mind...

Wciąż pomny bloodborne’owych naleciałości – niektóre rodzaje broni da się nawet rozkładać – na tym etapie nie mogłem już nie docenić własnych rozwiązań Round8 Studio bądź sposobu, w jaki Koreańczycy rozwinęli pomysły Japończyków. Szczególnie spodobało mi się drzewko umiejętności nazwane „napędem P”, odrobinę przypominające system run Carylla z Bloodborne’a.

Napęd P pozwala dostosować postać do własnych preferencji.Lies of P, Neowiz, 2023

Składa się ono z dwudziestu atutów podzielonych na pięć grup (faz). Aby odblokować każdą kolejną, trzeba posiąść dwie zdolności z dowolnej z poprzednich. To zaś wymaga użycia kwarcu, by zyskać pomniejsze bonusy – takie jak wyższe obrażenia krytyczne czy zwiększona szybkość regeneracji wytrzymałości broni. Co istotne, umiejętności z pierwszej i drugiej fazy potrzebują wykupienia tylko dwóch takich premii, ale te z trzeciej i czwartej – już trzech, a te z piątej aż czterech. Jako że część owych bonusów wzajemnie się wyklucza, tworzenie „buildów” postaci wymaga pewnych wyrzeczeń. Okazuje się przy tym nie lada frajdą – zwłaszcza iż w drugiej połowie gry pojawia się możliwość resetowania napędu P, statystyk oraz...

...Ręki Legionu, budzącej silne skojarzenia z protezą z Sekiro: Shadows Die Twice. Na początku przydatność tego narzędzia jest mocno ograniczona, gdyż znajdujemy mało przedmiotów służących do wytwarzania innych jego typów i ich ulepszania. Później zabawa robi się jednak przednia – gadżet może się bowiem stać czymś w rodzaju strzelającej piorunami strzelby, miotacza ognia lub granatnika. Odblokowując odpowiednią umiejętność, pod koniec gry da się używać dwóch takich cudeniek naprzemiennie. Korzystają one jednak z jednego zasobu, więc trzeba dość rozważnie nimi dysponować.

Ręka Legionu Sokole oczy może służyć za pełnoprawną broń dystansową (no, prawie...).Lies of P, Neowiz, 2023

Bogaty arsenał broni białej ulepszamy w typowy dla Soulsów sposób, wykorzystując rzadko występujące kamienie. Co jednak ciekawe, w Lies of P poprawiamy tak wyłącznie efektywność głowni naszego oręża – rękojeści mają zaś osobne statystyki, skalujące się wraz z naszymi cechami. Za pomocą specjalnych korb można zaś sprawić, by dana rękojeść pozwoliła lepiej wykorzystać naszą motorykę niż na przykład technikę. Ponadto da się ją dopasować do dowolnej głowni – nie dotyczy to tylko unikatowego oręża – co pozwala choćby zmniejszyć ciężar broni czy zmodyfikować jej zasięg. Choć nic nie stoi na przeszkodzie, by z danego ostrza korzystać od początku do końca przygody, eksperymentowanie z rozmaitymi kombinacjami sprawia znacznie więcej radochy.

Jeden element Lies of P Round8 Studio zapożyczyło nawet z serii Monster Hunter. Jak już jednak na kimś się wzorować, to raczej na najlepszych, a cykl Capcomu w dużej mierze bazuje na mechanice, która w wielu grach jest implementowana bezcelowo. Mowa o psuciu się broni. W „Pinokiu” również go doświadczymy, ale twórcy dołożyli starań, by zużywanie się oręża miało sens. Dlatego też dysponujemy ostrzałką, umożliwiającą przywracanie wytrzymałości narzędziom mordu zarówno podczas walki, jak i poza nią. Czynność ta chwilę zajmuje, ale dzięki odpowiednim umiejętnościom można ją przyspieszyć. Nakładany przez niektórych przeciwników status rozkładu sprawia zaś, że broń psuje się szybciej i jeśli w porę jej nie naprawimy, stanie się w pełni użyteczna dopiero po naszej śmierci lub odpoczynku. Dokłada to do walki dodatkową warstwę strategiczną.

Rozkład to jeden z wredniejszych statusów, choć jest gorszy. Mówiłem, że później robi się dziwnie?Lies of P, Neowiz, 2023

Inną wartą wzmianki mechaniką, która również ma wpływ na rozgrywkę – choć nie tak duży jak cztery poprzednie – są kłamstwa. Wielokrotnie stajemy przed możliwością powiedzenia prawdy bądź fałszu. Chciałem napisać „wykpienia się fałszem”, ale nie byłaby to do końca prawda, gdyż łganie w Lies of P zostało sprowadzone do oszczędzania postaciom niezależnym przykrości. Ot, pewna miła, starsza dama pyta nas, czy jest podobna do swojego portretu z młodości. I jak tu jej nie okłamać? Albo dziewczyny – ciekawej, jak jej bohater zareagował na prezent, który przekazaliśmy mu w jej imieniu. Gdyby usłyszała, że nim wzgardził, chyba serce by jej pękło.

...and smashing your dreams

Kłamanie czyni protagonistę bardziej ludzkim, co nie tylko odrobinę wpływa na rozgrywkę, ale również na otoczenie oraz jego wygląd. Nie jest to jednak jedyny sposób, w jaki nasza marionetka może zyskiwać człowieczeństwo. Zapewnia je również słuchanie utworów zapisanych na płytach winylowych. Można ich zdobyć całkiem sporo, cześć po prostu znajdując, a inne otrzymując jako nagrodę za ukończenie zadania pobocznego – najczęściej takiego, które ciągnęło się przez dużą część gry.

Dzięki winylom zyskuje ona jeszcze więcej klimatu, który i bez nich jest całkiem gęsty. Przede wszystkim potęguje go styl graficzny. Zasnute gęstą mgłą mroczne uliczki miasta Krat spływają deszczem, którego krople rozświetlają jarzące się słabym światłem latarnie oraz szyldy. Majestatyczny budynek opery zachwyca dla odmiany wypolerowanymi parkietami, długimi, czerwonymi dywanami, a także bogato zdobionymi, często pozłacanymi łukami, kolumnami i tarasami. Gdy zaś opuścimy ową metropolię, naszym oczom ukazują się pełne pułapek skaliste wzgórza, ponure lasy z niemal ogołoconymi z liści drzewami, zrujnowane, drewniane chaty i chyboczące się na wietrze mosty, grożące zarwaniem się, gdy tylko postawimy na nich stopę.

Kłamanie nie tylko wydłuża nos. Pozwala również pogłaskać kotka, choć ten początkowo na nas prycha.Lies of P, Neowiz, 2023

Nie robiąc z tego fragmentu recenzji Nad Niemnem, chcę powiedzieć, że w Lies of P jest na czym zawiesić oko. Nie mogę jednak nie wspomnieć, iż w projektach niektórych lokacji – tak jak w fabule i gameplayu – widać wyraźne inspiracje grami FromSoftware. Już pomijając fakt, że miasto Krat do złudzenia przypomina Yharnam z Bloodborne’a – co ma sens o tyle, iż bazują one na zbliżonych historycznie okresach; to pierwsze na belle epoque (Trzecia Republika Francuska i Cesarstwo Niemieckie w latach 1871–1914), a to drugie na epoce wiktoriańskiej (Wielka Brytania w latach 1837–1901) – pewien budynek mocno kojarzy się z katedrą Anor Londo z serii Dark Souls, a w drugiej połowie gry trafiamy na charakterystyczne dla produkcji Japończyków trujące bagno, dodatkowo ostrzeliwane z wielkiej machiny niczym Niegasnące Jezioro w „trójce”.

Niemniej inspiracje to jedno, a uczynienie tych miejscówek ciekawymi do eksploracji to już inna para kaloszy. Na szczęście z tego zadania Round8 Studio wywiązało się na medal. Co prawda początkowo trochę psioczyłem na relatywnie proste projekty poziomów i nieco zbyt gęsto rozmieszczone stargazery – tutejsze odpowiedniki soulsowych ognisk (do ich nazwy za chwilę wrócę), ale po kilku godzinach zabawy zrozumiałem, że nie są one efektem niekompetencji deweloperów, a tworem w pełni przemyślanym, mającym ułatwić pierwszy kontakt z grą osobom, które nie są dobrze zaznajomione z gatunkiem.

Solaire... a czemu masz takie wielkie oczy?Lies of P, Neowiz, 2023

Utwierdziłem się w tym przekonaniu, eksplorując końcowe lokacje, pełne poukrywanych po kątach zróżnicowanych przeciwników oraz wąskich belek i gzymsów, zmieniających normalnie dość proste starcia w ryzykowny taniec śmierci, w którym jeden nieuważny krok może skończyć się runięciem w przepaść, skwitowanym napisem „Lie or Die”. Na tym etapie przypadkowa śmierć potrafi przyprawić o frustrację, zwłaszcza gdy byliśmy tuż, tuż od odblokowania skrótu, który oszczędziłby nam powtarzania kilkuminutowej przeprawy.

Tym, co nie podobało mi się w owych finalnych lokacjach, była zaś muzyka. W jednej chwili miała ona podkreślać tragizm wydarzeń, których dopiero co byłem świadkiem, a w następnej doniosłość i „epickość” niechybnie zbliżającego się starcia z końcowym bossem. Być może jest to kwestia nieco zbyt natrętnych podniosłych utworów, ale czasem mniej po prostu znaczy więcej – i te sekwencje uważam za jeden z takich przypadków. Cisza by wystarczyła. Niemniej generalnie do oprawy dźwiękowej trudno się przyczepić – zwłaszcza do soczystych odgłosów broni.

Blinded by me, you can’t see a thing

Złego słowa nie mogę również powiedzieć o bossach. Choć większość z nich nie sprawiła mi problemu, starcia z nimi okazały się zwyczajnie fajne i efektowne. Pierwsze nieco więcej od nas wymagające potyczki zaczynają się około połowy gry – mowa o pojedynku z Królem Marionetek oraz kilkoma członkami lokalnego gangu.

Prawdziwą przeszkodą okazał się jednak dopiero potwór z bagien. W drugiej fazie dokazywał tak mocno, że postanowiłem wezwać na pomoc zjawę – czego wcześniej w ogóle nie robiłem – dzięki czemu maszkara padła przy siódmej próbie. Podobnej ich liczby potrzebowałem przy kolejnej walce grupowej, natomiast pojedynek z przedostatnim bossem – chyba najciekawszym z całej gry – wymagał jedenastu podejść. Do finałowego starcia stawałem zaś ponad dwukrotnie więcej razy – ten „szef” to dopiero potrafi dać w kość.

Pierwszy naprawdę trudny boss – przynajmniej dla mnie.Lies of P, Neowiz, 2023

Co istotne, w Lies of P spotykamy dwa rodzaje bossów – głównych oraz pobocznych. Z tymi pierwszymi walczymy na zamkniętych arenach, przed którymi zwykle znajdują się kamienne misy, umożliwiające przyzwanie pomagającej w walce zjawy. Te drugie toczą się z kolei w otwartych lokacjach, najczęściej umożliwiających ucieczkę – podobnie jak w Sekiro: Shadows Die Twice czy Elden Ringu – co sprawia, że jesteśmy zdani wyłącznie na własne siły.

Choć są łatwiejsze i mniej efektowne, starcia tego drugiego typu potrafią wziąć gracza z zaskoczenia. Któż by się bowiem spodziewał, że postać w opuszczonej chacie na bagnie rzuci się na nas po zamienieniu z nią kilku słów – ot tak, dla zasady. Niemniej warto brać udział nawet w takich pojedynkach, gdyż są one źródłem zarówno cennych łupów, jak i poruszających, najczęściej smutnych historii, rozbudowujących lore gry.

Just call my name...

Wymienione wyżej dwa typy bossów różnią się jeszcze jednym elementem. Jeśli zginiemy, upuszczone przez nas ergo – stanowiące zarówno walutę, jak i punkty doświadczenia – pojawi się w innym miejscu. W przypadku pobocznych starć znajdziemy je właśnie tam, gdzie padliśmy. Po zgonie w głównych walkach wyląduje natomiast przed areną bossa.

Jest to bardzo pożądana zmiana względem produkcji FromSoftware – mało co frustruje mnie w nich tak jak uciekanie przed danym „szefem”, aby zebrać dusze czy runy, a dopiero potem móc na spokojnie przystąpić do starcia. Nie lubię zaś pozbywać się waluty na siłę, czy to dobijając poziom postaci, czy po prostu ją wydając. Lies of P oszczędza tej bolączki – a jest to tylko jedna ze zmian, które mają uprzyjemnić zabawę.

Uwaga: za tymi drzwiami jest boss.Lies of P, Neowiz, 2023

Inne tego typu rozwiązania stanowią ikonki postaci oraz przedmiotów, wyświetlające się przy nazwach lokacji w menu szybkiej podróży. Oczywiście nie widzimy ich cały czas, a jedynie wtedy, gdy w danym miejscu możemy z kimś porozmawiać lub coś zrobić. W połączeniu z komentarzami towarzyszącego nam świerszcza Geminiego znacznie ułatwiają wykonywanie enigmatycznych zadań. Nie wszystkich – pewne tajemnice i tak trzeba rozwikłać samodzielnie, na przykład odnaleźć miejsca przedstawione w zaszyfrowanych wiadomościach czy drzwi z zamkiem pasującym do Kluczy Trójcy, otrzymywanych od Króla Zagadek, gdy udzielimy poprawnej odpowiedzi na pytania, które zadaje on przez telefon (niewątpliwie zostało to zapożyczone od Człowieka-Zagadki z Batmana: Arkham City).

...’cause I’ll hear you scream

Niestety Lies of P ma również elementy, które odrobinę psują ogólne bardzo dobre wrażenie. O nieco zbyt mocnych zapożyczeniach z produkcji FromSoftware i niezbyt trudnym początku gry już wspomniałem. Kolejna taka rzecz to praca kamery, pozostawiająca sporo do życzenia w pobliżu ścian oraz w ciasnych pomieszczeniach.

Następna to nierówna sztuczna inteligencja przeciwników. Choć ci „zwykli” nie mają większych problemów z walką, wystarczy, że znajdziemy się w miejscu tuż obok nich, lecz położonym nieco poniżej, do którego – idąc po ścieżce – jest dość daleko, a będą stali i patrzyli na nas jak kołki (o ile nie mają w zanadrzu ataku dystansowego). Bossom zdarza się zaś spamować jedną umiejętność kilka razy pod rząd, jakby prawa „cooldownu” ich nie obowiązywały.

Drobne zastrzeżenia mam również do polskiej wersji językowej gry. Na ogół jest ona poprawna, a tłumaczenie można uznać za całkiem klimatyczne. Zdarzają się jednak kwestie i nazwy własne, których przekład budzi zdziwienie. Jeszcze gorszy jest jego brak. Chociażby wspomniana wcześniej nazwa „stargazer”. Dosłownie słowo to oznacza „obserwatora gwiazd”. Owo urządzenie można by zatem określić jako „obserwatorium”, „gwiezdne obserwatorium” bądź – nieco bardziej żartobliwie – „gwiezdny wizjer”.

Nienaprawiony stargazer tuż przed wejściem za kurtynę.Lies of P, Neowiz, 2023

Nazwa pozostała jednak nieprzetłumaczona. Albo zabrakło na nią pomysłu, albo postawiono na spójność, gdyż w grze pojawiają się wielkie niebieskie napisy typu „Lost ergo retrieved” („Odzyskano stracone ergo”) czy właśnie „Stargazer activated” („Stargazer aktywowany”). Zakładając, że nie jest to po prostu gafa tłumaczy, pokuszę się o przypuszczenie, iż „winny” może być sposób, w jaki wyświetlają się te napisy. Trudno jednak stwierdzić to z całą pewnością – zwłaszcza że tego typu kwiatków jest trochę więcej.

Poza tym, grając w Lies of P, nie uświadczyłem poważniejszych błędów. Co więcej, w trybie wydajności na PlayStation 5 produkcja ta działa „na oko” w 50–60 klatkach na sekundę, a przy tym prezentuje się naprawdę urokliwie.

Master, master

Jak zaznaczyłem na początku, jest to najlepszy soulslike niebędący dziełem FromSoftware oraz remakiem Demon’s Souls. Inspiracje nimi są bardzo wyraźne – zwłaszcza na początku – ale ostatecznie Lies of P pokazuje własną tożsamość. Mroczny klimat, niezła fabuła, dynamiczny system walki, przyjemna eksploracja, kilku wymagających bossów – to więcej, niż trzeba, by się dobrze bawić przez około czterdzieści godzin, jakie zajmuje dość dokładne ukończenie gry. Trochę szkoda, że twórcy w większym stopniu nie postawili na własne pomysły, ale liczę, iż nabiorą pewności siebie i zaserwują je w kontynuacji bądź soulslike’u osadzonym w innym uniwersum.

Hubert Śledziewski

Hubert Śledziewski

Zawodowo pisze od 2016 roku. Z GRYOnline.pl związał się pięć lat później – choć zna serwis, odkąd ma dostęp do Internetu – by połączyć zamiłowanie do słowa i gier. Zajmuje się głównie newsami i publicystyką. Z wykształcenia socjolog, z pasji gracz. Przygodę z gamingiem rozpoczął w wieku czterech lat – od Pegasusa. Obecnie preferuje PC i wymagające RPG-i, lecz nie stroni ani od konsol, ani od innych gatunków. Kiedy nie gra i nie pisze, najchętniej czyta, ogląda seriale (rzadziej filmy) i mecze Premier League, słucha ciężkiej muzyki, a także spaceruje z psem. Niemal bezkrytycznie kocha twórczość Stephena Kinga. Nie porzuca planów pójścia w jego ślady. Pierwsze „dokonania literackie” trzyma jednak zamknięte głęboko w szufladzie.

więcej

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.