Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Wildermyth Recenzja gry

Recenzja gry 8 września 2021, 14:53

autor: Łukasz „Gava1n” Kosowski

Recenzja gry Wildermyth - niespodziewany kandydat na RPG roku

Wildermyth zaintrygował mnie swoim wyglądem, przypominającym Book of Demons, czyli cyfrowe zmagania w świecie fantasy stworzonym z papieru, ale z obietnicą taktycznej rozgrywki i głębszej fabuły. Oto recenzja gry, w której XCOM spotyka Dungeons & Dragons.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Gdy zasiadałem do Wildermyth, liczyłem na nostalgiczną, a nawet dziecięcą przygodę, która na parę chwil odciągnie mnie od szarej rzeczywistości. To, co dostałem, okazało się natomiast doświadczeniem tak głębokim jak moja wyobraźnia. Zauroczyła mnie baśniowa kraina, którą odkrywałem wraz z bohaterami, a oni sami – na pierwszy rzut oka wycięci z papieru przez wirtualnego mistrza podziemi – zyskiwali na głębi z każdym wyborem, potyczką czy odbytą konwersacją. Z niektórymi chętnie bym się zaprzyjaźnił, inni mnie irytowali. Byli wśród nich szlachetni łowcy, zawzięci magowie, zazdrośni wojownicy, pełni miłości łotrzykowie, a to nie wszystko, bo wciąż czeka ich na mnie znacznie więcej.

Opowieści z Yondering Lands

PLUSY:
  1. kreskówkowa stylistyka (dla niektórych);
  2. satysfakcjonujące taktyczne bitwy;
  3. syndrom jeszcze jednej tury;
  4. pełna swoboda wyborów;
  5. głębia postaci.
MINUSY:
  1. kreskówkowa stylistyka (dla niektórych);
  2. powtarzalność losowych wydarzeń, takich jak zadania poboczne;
  3. spłycenie niektórych elementów, np. zarządzania ekwipunkiem.

Wildermyth to nie jedna opowieść, tylko rzeka narracji, do której gracz może wejść jedynie na chwilę, by zamoczyć nogi, lub pozwoli porwać się jej nurtowi, byle dalej, hen, w stronę nieznanych lądów, tworząc legendy. Gra została podzielona na mniejsze historie, oferuje też możliwość podjęcia wyzwania w ramach w pełni proceduralnie generowanych kampanii. Zarówno jedne, jak i drugie mogą mieć trzy lub pięć rozdziałów, które odmierzają upływ czas, czyli jeden z najważniejszych zasobów, jakimi zarządzamy.

Co należy podkreślić, to fakt, że nawet te przygotowane wcześniej baśnie nie mają jednego konkretnego rozwinięcia, a to przede wszystkim dzięki znakomitemu wpleceniu losowości. Ta pojawia się już na etapie tworzenia, a raczej wybierania postaci. To drużyna i jej zmagania ze złem świata gry są tym, co stanowi o uroku Wildermyth.

Już na początku mojej drugiej kampanii prowadzona przeze mnie ekipa spotkała na swojej drodze bohaterkę, która zdefiniowała moje spojrzenie na Wildermyth. Jej imię to Caldina; na starcie była ładną, aczkolwiek arogancką dziewczyną o dwóch lewych rękach do prac domowych czy też „normalnego życia”. Wiedziała natomiast, że potrzebuje uciec z rodzinnej farmy. Caldina bez dodatkowych zachęt szybko podjęła decyzję, by przyłączyć się do moich wędrowców: była krzepka, więc chwyciła za dwuręczny młot i ruszyła z nami w drogę, aby chronić okolicę przed rosnącymi w siłę kultystami. W trakcie podróży nie tylko wyróżniała się siłą i odwagą, ale też znakomitymi decyzjami na polach walki.

Podczas jednego ze starć spotkała ducha żywiołu ognia. Caldina złapała go i nakłoniła do rzucenia uroku na jej broń. Od tej pory raziła płomieniami zranionych wrogów, dzięki czemu siała spustoszenie w szeregach przeciwnika. Niestety, pomimo wysiłków, straciła w boju dwójkę towarzyszy. W końcowych momentach Caldina poświęciła własne życie, by łotrzyk Granger mógł posłać śmiertelną strzałę wprost między oczy głównego złego. Było to możliwe jedynie dzięki odpowiednim relacjom między postaciami oraz właściwemu ustawieniu na mapie taktycznej. W Wildermyth podobne historie piszą się same dzięki genialnemu w swej prostocie i świetnie zrealizowanemu pomysłowi: psychologia bohaterów wpływa na rozgrywkę tak samo jak ich statystyki czy wybory dokonywane przez gracza.

Wildermyth jest niczym wielowątkowa fantastyczna opowieść, którą mógłby opowiedzieć Ci przy ognisku jakiś awanturnik, czarnoksiężnik albo i zwykły wędrowiec. - Recenzja gry Wildermyth - niespodziewany kandydat na RPG roku - dokument - 2021-09-09
Wildermyth jest niczym wielowątkowa fantastyczna opowieść, którą mógłby opowiedzieć Ci przy ognisku jakiś awanturnik, czarnoksiężnik albo i zwykły wędrowiec.

Jeśli jest Ci teraz choć trochę przykro ze względu na to, co spotkało Caldinę, muszę przypomnieć, że przecież śmierć w legendach to dopiero początek. Nie inaczej jest w Wildermyth, a to dzięki idealnie wpisującemu się w wybrany styl pokazywania i tworzenia przygód oraz ogólne flow zabawy elementowi, jakim jest tzw. „legacy”, czyli „dziedzictwo”. Chodzi o to, że każda postać, która kiedykolwiek znalazła się pod naszymi skrzydłami, po zakończeniu kampanii trafia do „Hall of Fame” – swego rodzaju zaświatów, gdzie jej status określa powroty w dalszych rozgrywkach.

Caldina wybrała się więc na kolejną wyprawę w trochę inne miejsce, w ramach innej kampanii, ale tym razem już od samego jej początku. Tam jej akcje były równie heroiczne, straciła nawet lewą rękę, ale odnalazła miłość w osobie mistyczki Cayi oraz przeżyła wszystkie walki, by ostatecznie odkryć tajemnicę Człowieka Ćmy, i to pomimo mojego własnego błędu taktycznego.

Poszedłem tropem misji pobocznej z poziomu mapy świata gry i wysłałem część mojej drużyny w odległy zakątek krainy, co skończyło się zmniejszeniem sił na obszarze zaatakowanym przez potwory. Powrót na czas nie był możliwy, tak jak i ucieczka. Moi osłabieni wojownicy zmierzyli się z przeciwnikiem. Wygrałem, ale poniosłem spore straty. No nic, udało się i tak, ostatecznie ukończyłem kolejną opowieść i zacząłem grę na nowo. Jeszcze jeden rozdział, kolejni bohaterowie, jeszcze chwila...

Odkrywanie świata gry i zarządzanie nim są ważnymi elementami Wildermyth. - Recenzja gry Wildermyth - niespodziewany kandydat na RPG roku - dokument - 2021-09-09
Odkrywanie świata gry i zarządzanie nim są ważnymi elementami Wildermyth.

Powiązania między narracją a taktyką są tu naprawdę unikalne i wciągają niczym bagno. Jest to piękny ukłon w stronę papierowych RPG: zacieranie się granic między scenariuszem przygotowanym przez autorów (mistrzów gry zaklętych w jej kodzie) a tym, jakie historie tworzy sam gracz, podejmując poszczególne decyzje – w równej mierze stricte fabularne, jak i te strategiczne na poziomie mapy globalnym, taktycznym oraz bitewnym.

Papierowe wojny

Jądrem rozgrywki w Wildermyth są właśnie taktyczne, turowe potyczki. Sami twórcy w oficjalnych materiałach prasowych podkreślali, że od samego startu próbowali znaleźć odpowiedź na pytanie, co by się stało, gdyby połączyć walkę rodem z X-COM-a z kompleksowym rozwojem postaci, a całość osadzić w fanaberyjnej konwencji fantasy. I rzeczywiście poszli tym tropem, a przy okazji odnieśli niemały artystyczny sukces.

W trakcie walki często robi się gorąco, ale nigdy nie brakuje nadziei. - Recenzja gry Wildermyth - niespodziewany kandydat na RPG roku - dokument - 2021-09-09
W trakcie walki często robi się gorąco, ale nigdy nie brakuje nadziei.

Sukces tym większy, że uniknęli sztampy i bezpośrednich porównań z klonami X-COM-a czy The Banner Saga. Jednym z wyróżników jest tu np. szczypta… „deck-buildingu”. Przeciwnicy są bowiem w zasadzie minigrą, w którą gra samo Wildermyth, przygotowując talie potworów z nieustannie powiększającej się puli. Im więcej czasu spędzamy na eksploracji czy odbudowie danego obszaru, tym więcej potworów pojawia się w okolicy. To z tych talii dobierani są losowo przeciwnicy, z którymi przychodzi się nam mierzyć przy okazji każdej walki.

Na ten proces możemy oddziaływać dzięki zdobywanym (za niektóre decyzje czy wygrane starcia ze złem) punktom dziedzictwa. Różne kampanie czy misje poboczne charakteryzują się różnymi mieszankami kreatywnego plugastwa (są wspomniani kultyści, steampunkowe konstrukty, demony i wiele innych), a spotykane potwory bardzo silnie wpływają na ten podkreślony wyżej, a zdecydowanie mój ulubiony element w Wildermythnajciekawsze historie gracz tworzy samodzielnie, właśnie na polach bitew.

Sprzyja temu pozorna prostota praw rządzących potyczkami. Niski próg wejścia, wynikający z zastosowania znajomych rozwiązań, jak np. rozpoczęcie tury z dwoma punktami akcji (wyraźna inspiracja X-COM-em czy D&D), oraz idealne tempo wprowadzania kolejnych elementów do tej konkretnej układanki mechanizmów gry sprawiają, że gracz w ciągu paru chwil swobodnie porusza się między meandrami levelowania postaci wewnątrz klas podstawowych (wojownik, łotrzyk, mag-mistyk) a zarządzaniem ich umiejętnościami we wzajemnych (ko)relacjach, jak również sprawowaniem kontroli nad ich ekwipunkiem, psychologią, położeniem w stosunku do elementów otoczenia itd.

Dość powiedzieć, że praktycznie każdy fragment tegoż otoczenia na polu bitwy może stać się pożywką dla magii naszej i przeciwników, ponieważ bazuje ona na powiązaniach. To właśnie dzięki temu kamienne kopce poruszone magią mogą wyrzucać pociski balistyczne lub stanowić dodatkowe tarcze, a księgozbiory zmienić się w granaty odłamkowe. Nie będę wchodzić w dalsze detale, gdyż ich odkrywanie jest częścią frajdy, jaką sprawia obcowanie z Wildermyth. Jasne natomiast jest zapewne to, jak bardzo wciągnęły mnie patenty zastosowane przez twórców.

Kopie kalki

Jak dotąd piszę o Wildermyth w samych superlatywach, ale muszę zaznaczyć, że nie jest to gra idealna. Jej największa bolączką jest to samo, co w przypadku innych podobnie ambitnych projektów narracyjnych. Przypomina to problemy mistrza gry, który prowadzi tak długą kampanię, że zaczyna stosować recycling części składowych. Powtarzalność opowieści w opowieści – tego, co dzieje się z bohaterami w czasach pokoju, tego, jakie pomniejsze przygody spotykają ich na drodze do celu w trakcie odkrywania kolejnych obszarów mapy, napotykani NPC – to mój największy zarzut.

Czepiając się detali, zwróciłbym też uwagę na nieprecyzyjne rysunki (mimika niepasująca do wypowiadanych słów) lub nieintuicyjne rozmieszczenie dymków dialogowych w komiksowych przerywnikach. Przyczepiłbym się także do wymuszonej „poprawności politycznej” lub proporcjonalnie niewielu możliwości zarządzania ekwipunkiem, a także do ogólnego spłycenia rozgrywki (to może zmienić się wraz z dodatkami: liczyłbym np. na wprowadzenie opcji handlowania). Tym samym, oceniając na chłodno, mógłbym spokojnie dać Wildermyth 7/10 i zamknąć sprawę. Jestem bowiem pewien tego, że spora część, jeśli nie większość, graczy uzna ten tytuł za rozrywkę jedynie na parę chwil, ale...

Wildermyth jest pełne zaskoczeń. - Recenzja gry Wildermyth - niespodziewany kandydat na RPG roku - dokument - 2021-09-09
Wildermyth jest pełne zaskoczeń.

Bezczas i złoty środek

Ja osobiście mam w sobie trochę umiłowania dla powtarzalności i lubię rzeczy, które znam. A krainę stworzoną przez studio Worldwalker Games traktuję już jako alternatywny dom, jak przyjazną przystań, gdzie wiem, że mogę przyjść bez zapowiedzi, rozgościć się i odpocząć. Wildermyth, niezależnie od wyważonej oceny końcowej, to moja osobista gra roku. Wiem to już teraz, tak jak wiem, że będę do niej wracać znowu i znowu.

Nie jest doskonała – podkreślę to ponownie – ale to trochę jak z japońską sztuką kintsugi, tyle że tu złotem służącym do naprawiania popękanej ceramiki jest syndrom jeszcze jednej tury, jeszcze jednego rozdziału, jeszcze jednej opowieści.

Ponadto Wildermyth niczym najlepsze, tradycyjnie animowane filmy nie zestarzeje się graficznie, nie zestarzeje się mechanicznie, a potencjał drzemiący w ewentualnym wsparciu ze strony twórców jest ogromny. Siłą tej gry jest prostota koncepcji, głębia tego, co między wierszami, i ogromna dawka stylistycznego uroku, który chwycił mnie za serce. Dla mnie ta opowieść jeszcze się nie skończyła i serdecznie zapraszam każdego do poznania jej na własną rękę.

O AUTORZE

Jestem graczem od ostatniej dekady minionego stulecia i wciąż pamiętam (nie)cierpliwe czekanie aż gry załadują się z taśm magnetycznych. Nie wybrzydzam, jeśli chodzi o gatunki, ale szukam przede wszystkim połączeń między gameplayem a fabułą i stąd grawituję zwykle w kierunku action-adventure lub taktycznych RPG, uwielbiam produkcje indie. W świecie Wildermyth, w momencie pisania recenzji, spędziłem prawie trzydzieści godzin.

ZASTRZEŻENIE

Gra do recenzji pochodzi z kolekcji autora.

TWOIM ZDANIEM

Co bardziej cenisz w grach RPG?

Dynamiczną akcję
25,8%
Dobre teksty
74,2%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.