Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 września 2005, 11:23

autor: Piotr Lewandowski

Recenzja gry Tom Clancy's Rainbow Six: Lockdown - Tęcza 6 uziemiona

Jest rok 2009, a jeden z członków zespołu znajduje się na niesprzyjających terenach Algierii, gdzie przychodzi mu walczyć z szaleńcem dążącym do spreparowania śmiertelnie groźnego wirusa. Na pomoc koledze wyrusza dwójka komandosów.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2. Dotyczy również wersji XBOX

Tom Clancy to postać dobrze znana niemal wszystkim. Autor pisać potrafi niezmiernie ciekawie, co udowodnił wielokrotnie szerokiej publiczności. Na podstawie jego dzieł powstają kapitalne i wciągające gry. Clancy studiował filologię angielską na Baltimore Loyola College. W 1984 r. opublikował swoją pierwszą książkę pt. Polowanie na Czerwony Październik. Ta powieść przyniosła mu międzynarodową sławę. To tam Clancy stworzył postać Jack’a Ryan’a, historyka, analityka CIA, a później nawet prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ta fikcyjna postać występuje w najbardziej znanych książkach autora, takich jak: Czas patriotów, Stan zagrożenia czy Suma wszystkich strachów. Powyższe cztery opowieści zostały nawet zekranizowane, w rolę Jack’a Ryan’a wcielili się Ben Affleck, Alec Baldwin i Harrison Ford.

Spotkałem się z kilkoma osobami, które właśnie pod wpływem gier komputerowych sięgnęły po książkę. Sukces przygód Sama Fishera ze Splinter Cella sprawił, że młodzi ludzie coraz częściej zaczęli sięgać po słowo pisane, w tym przypadku dodatkowo w najlepszym wydaniu. To cieszy, bowiem obecnie książka przegrywa z kinem, grami, telewizją i inną rozrywką. Ile osób nie słyszało o Władcy Pierścieni do czasu jego kinowej ekranizacji? Miliony! Również miliony potem zapragnęły zapoznać się z fascynującą lekturą. Tak moi drodzy, zachęcam gorąco do czytania książek. Byłbym zapomniał, czy wiecie, jak wspaniale pisze Tom Clancy? :-) Koniec wstępu, przechodzimy do najnowszej części serii Rainbow Six pod tytułem Lockdown.

Jak widać, tekstury są dość słabe.

Lockdown, to obok Splinter Cella, druga z niezmiernie popularnych gier z „metką” Toma C. Tym razem przyjdzie nam pograć w już czwartą odsłonę tej gry. Jednak o ile Splinter Cell odnosi duże sukcesy, Rainbow Six jest zawsze z tyłu. Może dlatego autorzy gry zdecydowali się odejść od schematu i wprowadzili tak wiele zmian?

Szóstka bohaterów ma się tym razem gorzej niż zwykle. Jest rok 2009, a jeden z członków zespołu znajduje się na niesprzyjających terenach Algierii, gdzie przychodzi mu walczyć z szaleńcem dążącym do spreparowania śmiertelnie groźnego wirusa. Na pomoc koledze wyrusza dwójka komandosów, która co jakiś czas będzie wspomagana przez resztę paczki. Dalszych szczegółów zdradzać nie będę, powiem tylko, że fabuła jest dość dobra i zasługuje w ogólnym mniemaniu na wyróżnienie. Niestety, do takiego Splinter Cell: Chaos Theory nadal się w żadnym aspekcie nie umywa.

Autorzy przygotowali szesnaście sporych misji, które można zaliczyć w trybie dla pojedynczego gracza oraz kooperacji. Tradycyjnie w tego typu grach, także dość podobnie do Splinter Cella, przed każdą z misji czeka gracza specjalna odprawa. Podczas jej trwania przyjdzie wybierać określone uzbrojenie oraz ekwipunek. Gdy dla przykładu misja będzie rozgrywana w nocy, przyda nam się bez wątpienia noktowizor. Gdy dla odmiany przeciwnicy zaatakują gazem, my mamy ochronę pod postacią maski. Tak można wymieniać i wymieniać. Przytaczając choćby tereny pofałdowane i rozległe, gdzie nieodzowna część ekwipunku to broń snajperska. Jej działanie zostało odrobinie zmienione względem starszych odsłon gry, o tym jednak potem. Poza różnym uzbrojeniem, którego przybyło względem poprzedniej części serii, przyjdzie dowiedzieć się oczywiście o najważniejszych zagrożeniach. Poza tym, przyjdzie wybrać pomocników (maksymalnie czterech z dziesięciu).

Gdy przejdziemy do gry, pierwsze, co rzuca się w oczy, to jakby zwiększona liczba ciekawych akcji i poprawiona dynamika rozgrywki. Wygląda od pierwszych chwil na to, że autorzy tym razem skupili mniej sił na stronie taktycznej i przygotowali nam o wiele łatwiej przyswajalną pozycję. Czy to dobrze, czy źle? Fani klasycznej Rainbow Six mogą czuć się odrobinę rozczarowani, zadowoleni mogą czuć się natomiast gracze szukający świeżości i czegoś nowego, lecz pod sprawdzoną marką. W każdym razie, misje nie nudzą i są zróżnicowane na tyle, że każdy powinien dać się wciągnąć w zabawę. Przyjdzie odbijać jeńców czy przejmować określone miejsca, na przykład budynki. Są nowe zabawki, wiele ruchu, wybuchów i czystej akcji. Motywy na ogół są takie czysto filmowe, może się to bez wątpienia podobać. To wszystko sprawia, że tytuł może trafić do szerszego grona odbiorców.

Autorzy gry zapowiadali, że w Lockdown większy nacisk zostanie położony na zespolenie gracza z prowadzoną przez niego postacią. Wcale nie chodzi tutaj o jakieś elementy fabuły, które umiejętnie stwarzają atmosferę i przedstawiają zdarzenia, dzięki którym konsolowa postać staje się bliska sercu konsolowca. W tym przypadku mamy coś nowego, mianowicie nic innego jak gogle, a właściwie efekt ich noszenia nałożony na ekran. Szczerze powiedziawszy, ta innowacja od pierwszych chwil wygląda dziwnie i grając ma się wrażenie, jakby ktoś umieścił nam ekran w jakimś jajku. Całość, dosadnie mówiąc, wygląda dość dziwacznie. Jeśli mam być szczery, byłem jedynie niezmiernie ciekawy, czy w tym aspekcie cokolwiek się zmieni do końca gry. Gogle nie specjalnie przypadły mi to do gustu. Reklamowane były jako coś wręcz niesamowitego, efekt niestety – mizerny – szkoda. W sumie jedyna rajcująca rzecz w tym wszystkim to fakt, że na goglach w miarę podstępów w rozgrywce pojawiają się skazy, zabrudzenia i otarcia. Nie można jednak powiedzieć, aby ta nowość w grze była jakiś elementem istotnym. To bajer i szkoda ogromnie całego zamieszania, bowiem można było ten pomysł pociągnąć dalej. Typu zakup jakichś dodatków do gogli, wymiana ich na lepszy model o jakiś specjalnych możliwościach. Tak, wiem dobrze, że Lockdown ma być realistyczny. Jednak przecież to nadal gra, nie dajmy się zwariować. Na szczęście są i zmiany na lepsze, na przykład poprawiono tryb snajperski. Namierzanie jest teraz wygodniejsze i robi się to najzwyczajniej sprawnie. Gdy nasz cel znajdzie się już na muszce, broń w rękach postaci potrafi realistycznie zadrzeć na tyle, że dość często przyjdzie w szybkim tempie korygować ustawienie.

Jedna z wielu widowiskowych scenek.

Z ulgą pasuje przyjąć stwierdzenie, że poza nowymi bajerami i drobnym zluzowaniem poziomu rozgrywki, w grze przyjdzie znaleźć jeszcze sporo zmian. Po pierwsze, wyraźniej poprawie uległa fizyka. Obiecywano między innymi efekt szmacianej lalki i jest. Wystarczy powiedzieć, że przez to gra zdecydowanie zyskała na efektowności i troszkę na realizmie. Poza tym, wzrosła także sztuczna inteligencja przeciwników jak i naszych przyjaciół z zespołu. Naprawdę miło patrzeć, gdy nasi pomocnicy działają z sensem i mamy wrażenie, bardzo dobre wrażenie zresztą, jakbyśmy grali wraz z żywymi kolegami. Jest i druga strona medalu, przeciwnicy również zyskali dodatkowe szare komórki i bywa często, że gra się naprawdę ciężko. Poziom trudności został jednak zbalansowany z głową i misje to ciekawe wyzwania, nie rozprawka pod tytułem „kiedy wreszcie to przejdę”. Niemal zapomniałem zwrócić uwagę na bardzo istotny fakt. Zachowanie przeciwnika zmienia się w zależności od stylu naszej gry. Tutaj dochodzimy do największej magii tego tytułu. Gra z Tomem Clancym w nazwie to nie prosta strzelanina nastawiona na efektywność. W tych grach trzeba myśleć, planować działania i przewidywać zachowanie wroga – to jest to.

Gra podoba się, ponieważ jest po prostu dobra. Te nieszczęsne gogle, liczę po cichu, może to kwestia gustu. W każdym razie, czas przejść do kwestii oprawy audiowizualnej. Być może w tej chwili narażam się na ogień ze strony fanatyków konsoli SONY, lecz PS2 najwyraźniej powoli się kończy. Mocy po tylu latach zwyczajnie brakuje, co przekłada się na stronę graficzna produkcji. Tekstury są słabe, animacja potrafi chrupnąć, całość prezentuje się co najwyżej poprawnie. Swojego czasu widziałem w akcji Lockdowna w wersji na Xboxa. Co tu kryć, wyglądała ona zdecydowanie lepiej. Jeśli chodzi o stronę dźwiękową, tak naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Odgłosy są fajne, dobrze dobrane, walka i wybuchy oddano z należytą pieczołowitością. O jakiejś rewelacji ciężko mówić, bowiem nie znalazłem nic, co można by nazwać jej mianem. Innymi słowy, dobrze jest.

Sławne gogle w akcji. Jak dla mnie pomyłka.

Sterowanie dopracowano i mimo że do takich gier stworzono zestaw mysz plus klawiatura, pad wypada zdecydowanie poprawnie. Dołączając do tego dobrą grywalność mamy pełen obraz nowego Rainbow Sixa. Jeśli mam napisać, jaka jest ta gra jednym słowem, nie przychodzi mi do głowy nic innego, jak określenie nierówna. Z jednej strony mamy już wspomnianą grywalność na poziomie, fajne misje i sterowanie. Także sporo nowości, poprawek i zmian w schemacie gry. Z drugiej strony oprawa nie zachwyca, wspomniane misje nie prezentują nic odkrywczego i na dodatek irytuje ten dziwny pomysł z goglami. Niby akcja jest szybsza i ciekawsza, widać, że autorzy popracowali nad Lockdownem. Jednak tytuł do mnie zbyt silnie nie przemawia. Na dodatek mogą rozczarować się maniacy serii, ponieważ autorzy moim zdaniem zbyt daleko odeszli od koncepcji starego Rainbow Sixa. W sumie, gra prawdopodobnie miała być w założeniach zdecydowanie lżejsza. Taka z klasą, przy tym zdecydowanie młodzieżowa. To znaczy, dla szerszego grona, młodszych odbiorców. Młodzieżowa to może i ona jest, lecz tak jakoś inaczej.

Piotr „Bandit” Lewandowski

PLUSY:

  • grywalność, dźwięk, fabuła;
  • zróżnicowane misje.

MINUSY:

  • grafika;
  • udziwnienia (gogle);
  • zbyt duże odejście od stylu Rainbow Six.
Tom Clancy's Rainbow Six: Lockdown - recenzja gry
Tom Clancy's Rainbow Six: Lockdown - recenzja gry

Recenzja gry

„Lockdown” jest nieporównywalnie prostszy od swoich poprzedników i to niestety wyraźnie widać. Dostaliśmy jednak w miarę przyzwoity produkt, przy którym można spędzić kilkanaście godzin wolnego czasu, szczególnie w dopracowanym trybie multiplayer.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!