The Walking Dead: Michonne - A Telltale Games Mini-Series Recenzja gry
Recenzja gry The Walking Dead: Michonne - opowiastka od szablonu
Ostatni interaktywny serial Telltale Games przed mającą wprowadzić trochę świeżości zmianą silnika graficznego wypełniony jest po brzegi akcją, ale to za mało, by zignorować dość przeciętną historię i brak jakichkolwiek nowych pomysłów.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- sporo ciekawych, wiarygodnych kreacji postaci;
- sceny akcji są całkiem przyjemne;
- świetna warstwa dźwiękowa, zwłaszcza piosenki;
- mimo braku nowych pomysłów gra się nadal nieźle.
- przeciętna fabuła, zawierająca tylko kilka zapadających w pamięć momentów;
- zbyt częste halucynacje głównej bohaterki, które w pewnym momencie, zamiast budować klimat, zaczynają irytować;
- zmarginalizowane wybory moralne;
- pełna zachowawczość w rozgrywce – zero nowych pomysłów;
- oprawa wizualna domaga się zmiany silnika graficznego.
Zaledwie kilka tygodni temu programiści z Telltale Games za sprawą Minecrafta: Story Mode udowodnili, że mimo licznych zarzutów wyciskania od lat ostatnich soków ze sprawdzonej formuły, bez jakichkolwiek prób jej unowocześnienia, potrafią ją jednak odświeżyć. Miałem więc nadzieję, że podobnie sprawa wyglądać będzie z wydawaną równocześnie miniserią, poświęconą jednej z gwiazd uniwersum The Walking Dead, Michonne, i pomimo dość przeciętnego pierwszego odcinka całość jeszcze mnie zaskoczy. W końcu jest to ostatni tytuł korzystający ze starego, mocno wyeksploatowanego silnika graficznego przed obiecaną przesiadką na jego znacznie nowocześniejszy odpowiednik i warto byłoby pożegnać go z przytupem. Niestety, nadzieja nie jest raczej wskazana w opanowanym przez zombie świecie i The Walking Dead: Michonne – A Telltale Games Mini-Series do samego końca prezentuje tę samą zachowawczość co w pilotowym odcinku.
Jak zdradza tytuł, fabuła trzech wchodzących w skład miniserii epizodów koncentruje się na losach czarnoskórej Michonne, jednej z bardziej lubianych postaci z całego uniwersum The Walking Dead. Zarówno w serialu, jak i w komiksie kobieta w pewnym momencie porzuca grupę Ricka, by po dłuższej nieobecności ponownie się do niej przyłączyć, interaktywny cykl studia Telltale Games odpowiada natomiast na pytanie, co dokładnie Michonne robiła w tym czasie i jakie wydarzenia skłoniły ją do powrotu. Kobietę spotykamy w dość nieprzyjemnych okolicznościach, gdy błąka się samotnie pośród morderczych szwendaczy, nękana przez niepokojące wizje przeszłości. Gotowa skończyć ze sobą, spotyka Pete’a, niepoprawnego optymistę, który oferuje jej miejsce w swojej zamieszkującej niewielką łódź grupie. Tam zaznaje krótkiego spokoju, który jednak, jak łatwo się domyślić, szybko przeradza się w piekło – i to nie mordercze żywe trupy okazują się największym zagrożeniem. Michonne musi stawić czoła nie tylko szwendaczom i gotowym do bestialskich akcji ludziom, ale też własnej, nękającej ją przeszłości i wyrzutom sumienia.
Podobnie jak w serialu i komiksie, najgroźniejszym przeciwnikami w postapokaliptycznym świecie okazują się nie żywe trupy, a ludzie...
Niestety, zaprezentowana przez twórców opowieść nie powala. Mimo że całość i tak liczy znacznie mniej odcinków niż typowy pełny sezon interaktywnego serialu tego dewelopera, podczas zabawy odnosi się wrażenie, że nie za bardzo miano pomysł, czym by tu wypełnić poszczególne sceny, wciskano więc w nie jak najwięcej walk. Akcja niby pędzi naprzód i cały czas na bohaterów czyha jakieś zagrożenie, ale w rzeczywistości w poszczególnych, bardzo krótkich zresztą, epizodach dzieje się niewiele oprócz mordowania przeciwników. Sama opowieść też jest dość sztampowa, momentów faktycznie zaskakujących i zapadających w pamięć trafia się raptem kilka (i co ciekawe, wszystkie występują w drugim odcinku). Scen wywołujących jakieś głębsze emocje nie ma w zasadzie wcale – zapomnijcie o czymś, co dorównałoby finałowi pierwszego sezonu interaktywnego The Walking Dead.
Być może wspomnianych emocji byłoby więcej, gdyby nie skopano kwestii wyrzutów sumienia dręczących Michonne. Od pierwszych chwil rozgrywki kobiecie towarzyszą halucynacje dotyczące jej córek, które – jak gra daje do zrozumienia – najwidoczniej straciła w pierwszych dniach apokalipsy. Dziewczynki pojawiają się przed jej oczami w najróżniejszych sytuacjach, czasem w ferworze walki używająca maczety wojowniczka zaczyna zamiast otoczenia widzieć też stary apartament, w którym mieszkała jej rodzina. Za pierwszym razem pomysł robi bardzo dobre wrażenie, ciekawy klimat tworzą zwłaszcza przeskoki wizualne pomiędzy lokacjami. Niestety, twórcy przedobrzyli z ilością tych zwidów. O ile początkowo problemy umysłowe Michonne ciekawią, tak te same upiory dziewczynek ujrzane po raz enty w ciągu kilkunastu minut, zamiast przerażać, zwyczajnie zaczynają irytować. Rozwiązanie całego wątku również pozostawia sporo do życzenia – zarówno ujawnienie, jakie dokładnie traumatyczne wydarzenia tak silnie odbiły się na psychice kobiety, jak i pokazanie jej sposobu na ich przezwyciężanie.
Tym, co natomiast twórcom wyszło, jest stworzenie plejady interesujących postaci pobocznych. Mimo że większość spotykanych bohaterów spędza z nami zaledwie kilka krótkich chwil, czas ten okazuje się wystarczający, by mogli zaprezentować swój charakter, zapaść w pamięć i wzbudzić sympatię bądź niechęć. Optymistyczny Pete, niesforna Sam czy brutalny Randall robią znacznie lepsze wrażenie niż chociażby towarzysze Clementine z drugiego sezonu The Walking Dead, w przypadku których nie potrafiłem nawet zapamiętać ich imion. Sama Michonne również jest bardzo interesującą protagonistką – udręczoną, nie do końca zdrową na umyśle, ale przy tym twardo zmierzającą do celu. Warto też dodać, że postacie nie mają typowej dla bohaterów z gier studia Telltale skłonności do rzucania się sobie do gardeł z powodu byle błahostki, aby tylko wprowadzić jakiś konflikt i zmusić gracza do opowiedzenia się po którejś ze stron.
W ogóle opowiadania się po czyjejś stronie czy podejmowania decyzji jest w Michonne bardzo mało. Wybory moralne zostały tym razem mocno zmarginalizowane i wiele z nich dotyczy spraw tak nieistotnych, że pojawiły się chyba tylko dla zasady. Natomiast sytuacje z poważniejszymi decyzjami przedstawione są w taki sposób, że zazwyczaj dosłownie po kilku minutach od ich podjęcia następuje jakiś moment udowadniający, że nie miały one znaczenia. Wydaje mi się, że z każdą kolejną grą scenarzyści z Telltale Games przywiązują do tego aspektu coraz mniejszą wagę i najchętniej postawiliby całkowicie na liniowość. Może nawet byłaby to lepsza droga niż coraz mniej wiarygodne udawanie, że gracz ma szansę kształtować historię?
Jak już wspominałem kilka akapitów wcześniej, The Walking Dead: Michonne – A Telltale Games Mini-Series zawiera bardzo dużą ilość scen akcji. Rozgrywamy je dokładnie tak samo jak w niemal wszystkich poprzednich interaktywnych serialach studia – poprzez jak najszybsze wciskanie pojawiających się na ekranie przycisków lub najeżdżanie kursorem myszy na oznaczone obiekty. Rozwiązanie to sprawdzało się wcześniej, sprawdza i teraz, choć zdecydowanie nie jest powodem, dla którego warto byłoby zagrać w ten tytuł. Pozycja ta również w kwestii interaktywności nie oferuje zbyt wiele – szczerze mówiąc, jest to zdecydowanie najbardziej zachowawcza gra amerykańskiego studia od lat. Oprócz regularnego uczestniczenia w scenach walki możemy sobie od czasu do czasu pokonwersować z postaciami, z rzadka pozwiedzać niewielkie i mało interaktywne lokacje... i tyle. Nie zaproponowano nam żadnych zagadek środowiskowych ani urozmaicających zabawę minigier jak w Minecrafcie: Story Mode – zaserwowano wyłącznie patenty dobrze znane fanom.
Ponieważ Michonne to kolejny tytuł (na szczęście już ostatni) korzystający z tego samego, bardzo leciwego silnika graficznego, oprawa wizualna nie zachwyca. Trzeba oddać deweloperom, że bardzo się starali, by wycisnąć jak najwięcej z przestarzałej technologii i zakamuflować jej niedostatki komiksową stylistyką, co w niektórych scenach nawet się udało. Niemniej przez większość zabawy gra wygląda po prostu brzydko, a podczas tych nielicznych bardziej przyjemnych dla oka fragmentów – najwyżej przeciętnie. Różne zabiegi upiększające i kamuflujące zmarszczki mają zresztą swoją cenę w postaci bardzo długich czasów ładowania, chociaż aspekt ten poprawiono nieco w stosunku do tego, co działo się w pierwszym odcinku serii. Z czystym sumieniem mogę natomiast pochwalić warstwę dźwiękową, szczególnie piosenki towarzyszące napisom końcowym oraz sekwencjom otwierającym każdy odcinek, stanowiącym zresztą najbardziej klimatyczne fragmenty całej gry.
Autorzy kilkukrotnie mrugają okiem do fanów, na przykład pozwalając Michonne zrobić w dość charakterystyczny sposób użytek z pojmanych żywych trupów.
The Walking Dead: Michonne – A Telltale Games Mini-Series okazało się najbardziej zachowawczą produkcją studia Telltale Games od lat – co jest dość wymowne, wziąwszy pod uwagę, że deweloper ten od dawna krytykowany jest właśnie za niechęć do wprowadzania zmian w swych kolejnych dziełach. Tytuł wyciska ze zużytej formuły ostatnie soki, nie próbując dodawać do niej niczego od siebie ani przysłonić jej coraz bardziej widocznych wad. Co jednak gorsze, gra zawodzi również tam, gdzie powinna najjaśniej lśnić – w warstwie fabularnej, zamiast niezapomnianej opowieści oferując ledwie solidną, mocno sztampową historię o przetrwaniu. Jest to propozycja raczej tylko dla fanów uniwersum Żywych trupów, pozostałym graczom radzę zaczekać na Batmana Telltale, który – miejmy nadzieję – wraz z nowym silnikiem graficznym przyniesie też odważniejsze pomysły na rozgrywkę.