The Crew Recenzja gry
Recenzja gry The Crew - Test Drive Unlimited w USA
Po sześciu latach wytężonej pracy, ludzie odpowiedzialni za grę Test Drive Unlimited przygotowali podobny produkt dla Ubisoftu. Kilkadziesiąt samochodów, ogromny teren Stanów Zjednoczonych i tytułowa "ekipa" na drodze. Co z tego wszystkiego wyszło?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- rewelacyjna, różnorodna mapa USA, wypełniona mnóstwem lokacji;
- ogrom rzeczy do robienia i odkrywania;
- klimat podróżowania po amerykańskich stanach;
- przystępny model jazdy nawet na klawiaturze;
- bardzo dobra optymalizacja na starszych komputerach;
- liczne funkcje społecznościowe.
- drogie auta i opcja mikrotranskacji;
- mała liczba dostępnych wozów;
- niezbyt wciągająca fabuła;
- niewielkie możliwości tuningu;
- brak dynamicznej pogody.
„Stany, Stany – fajowa jazda, zjednoczonych łopot flag. Ameryka, gwiaździsty sztandar, czujesz klimat, na pewno tak.” Choć przeboje polskiego rocka nie bardzo pasują jako tło do przemierzania bezdroży USA, to słowa z piosenki zespołu T-Love znakomicie oddają kwintesencję gry The Crew. Amerykańskie klimaty wręcz wylewają się z monitora z każdą pokonaną przez nas milą ogromnej mapy Stanów Zjednoczonych. Mapy, która swoim wykonaniem i bogactwem zawartości przyćmiewa chyba trochę samo ściganie się, samochody i tuning. Widać, że to teren rozgrywki był oczkiem w głowie twórców ze studia Ivory Tower, którzy wcześniej pracowali nad serią Test Drive Unlimited. Powstające aż sześć lat The Crew miało być duchowym spadkobiercą TDU, ale w każdym aspekcie dużo lepszym, większym, ciekawszym - efekt końcowy jest naprawdę niezły.
Gra nie od razu otwiera przed nami swój olbrzymi świat, gdzie pojechać możemy dosłownie wszędzie - o ile nie ma tam wody czy pionowej skały. Najpierw musimy poznać naszego bohatera - Alexa Taylora - powody, dla których zmuszony jest do wyścigów i pościgów w każdym zakątku USA. Fabuła jest banalna, żywcem wyjęta z serii filmów Szybcy i wściekli. Alex - wrobiony w morderstwo, szuka zemsty i oczyszczenia z zarzutów jako tajniak FBI, który musi przeniknąć do gangu ulicznych kierowców „5-10”. Żaden zwrot w scenariuszu czy dialog nas nie zaskoczy, ale dobrze, że twórcy zdecydowali się na taką formę - w grze zręcznościowej to wiele ciekawsze rozwiązanie, niż jazda tylko dla samej jazdy i podnoszenia statystyk. W przerywnikach filmowych widać ten sam, całkiem niezły styl graficzny, co w Driver: San Francisco, aktorzy wypowiadający swoje kwestie dają radę, a same misje w grze są zróżnicowane, poprzez bezpośrednie odniesienia do opowiadanych akurat wydarzeń, np. śledzenie jakiegoś samochodu, czy wyeliminowanie go zderzeniami. Osoby nie znające angielskiego mogą mieć jednak pewne problemy ze zgłębianiem postępów Alexa w zemście, bo choć gra posiada polskie napisy, to bardzo często rozmowy bohaterów toczą się w trakcie zadania, kiedy musimy skupić się na drodze i uciekającym czasie, a nie lekturze tekstu wyświetlanego u dołu ekranu.
Gdy już przebrniemy przez pierwsze wyścigi i przerywniki, mamy do dyspozycji cały obszar Stanów Zjednoczonych podzielony na pięć rejonów. Pojechać możemy wszędzie, ale poszczególne wyzwania zostają odblokowane stopniowo, gdy ukończymy poprzednie zadanie bądź osiągniemy odpowiednio wysoki poziom kierowcy. W siedmiu rodzajach misji znajdziemy zarówno łatwe i standardowe tryby: wyścig, jazdę przez punkty kontrolne na czas, ucieczkę przed policją jak i doprowadzające do szewskiej pasji taranowanie wrogiego auta. Choć poszczególne czynności przeplatają się przez całą grę - to ani razu nie mamy wrażenia powtarzalności czy znużenia. Wszystko przez to, że twórcy genialnie wykorzystali różnorodność rozsianych po mapie miejsc, dodając do tego parę widowiskowych skryptów. Przyjdzie nam ścigać się czy gonić kogoś po zamkniętym torze Laguna Seca, na ulicach zatłoczonych miast, wśród ogromnych sekwoi, po pustynnych bezdrożach, bagnach pełnych aligatorów, na górskich serpentynach - liczba unikalnych lokacji wydaje się nie mieć końca. Na lotnisku będą nam przeszkadzać startujące i lądujące samoloty, na terenie kopalni - ogromne wywrotki i dźwigi, w mieście - cofająca akurat cysterna. Prawie zawsze wydarzy się coś, co odwróci naszą uwagę od drogi.
Występujące co krok (a raczej co kilometr) testy sprawności jak jazda slalomem, po linii czy przez bramki są już bardziej monotonne - warto jednak je wykonywać, bo dzięki nim odblokowujemy części polepszające osiągi samochodu. Ogromną liczbę aktywności na mapie dopełniają liczne znajdźki w postaci charakterystycznych lokacji w USA, wraków unikalnych aut (dokładnie jak w Test Drive Unlimited 2), odblokowywania "anten obserwacyjnych" (niczym w Far Cry czy Assassin’s Creed) oraz mnóstwo funkcji społecznościowych, na których szczególnie skupili się twórcy. Do wykonania mamy wyzwania dzienne, tygodniowe, miesięczne, misje dla swojej frakcji, które mogą trwać nawet ponad dwie godziny. Wisienką na torcie zostaje lepiej nagradzane wykonywanie zadań i prawie każdej dostępnej misji w trybie wieloosobowym, zarówno w kooperacji, jak i konkurując z innymi graczami. Tu jednak sprawdza się aktualny dla większości samochodówek schemat, że najlepiej grać ze swoimi znajomymi, na dodatek z włączoną komunikacją głosową. W ten sposób rzeczywiście możemy stworzyć prawdziwą, tytułową „Ekipę”, ponieważ gra nie dobiera nam przypadkowych towarzyszy niezależnie od poziomu ich aut – możemy grać zarówno z kimś dużo szybszym, jak i wolniejszym od nas. Wtedy praktycznie w misjach kooperacyjnych albo będziemy ciągle z tyłu, albo kolega z ekipy nas nie dogoni. Maksymalnie na mapie może być do ośmiu graczy.
Ten ogrom wyzwań wymaga odpowiednich „narzędzi”. Tutaj The Crew trochę rozczarowuje, bo dostępnych samochodów jest stosunkowo nie dużo. W wirtualnych salonach możemy nabyć raptem czterdzieści pojazdów. Dominują marki amerykańskie: Ford, Dodge, Chrysler, Chevrolet - zarówno nowe modele jak i klasyczne muscle cary. Oprócz tego kilka niemieckich standardów jak Golf, BMW M5, Mercedes SLS, SL i parę włoskich super aut: Lamborghini, LaFerrari, Pagani. Być może twórcy nie przejmowali się tak tą liczbą, bo większość samochodów możemy przerobić pod specyficzne trasy: off-road, ulice, tor wyścigowy - zyskują one wtedy trochę zmodyfikowany, podrasowany wygląd, ale nie zmienia to faktu, że to wciąż ten sam model. Warto zaznaczyć, że pomimo czysto zręcznościowego modelu jazdy, samochody różnie się prowadzą - terenówki są powolne i ociężałe, klasyczne muscle cary kapryśne w zakrętach, a auta GT przyklejone do asfaltu.
Zachowanie każdej maszyny zmienia się z czasem, gdy dokładamy do niej kolejne zmodyfikowane części, ale tuning w The Crew nie zbliża się nawet do poziomu tego z Need for Speed: Underground 2. Przede wszystkim - odblokowywane na bieżąco elementy montowane są automatycznie, co sprawia, że praktycznie nie odczuwamy poprawy osiągów naszego auta - następuje ona zbyt płynnie i zbyt małymi krokami. Warsztaty tuningowe w miastach sprowadzają się w zasadzie do tego, by sprzedać nam zestawy przerabiające na inną klasę, lub by doposażyć w odblokowane części kolejne zakupione auto, co często się nie zdarza. Możliwości zmiany wyglądu są minimalne - felgi, zderzaki, progi, lotka - wszystko w niewielkiej ilości i takimż zróżnicowaniu. Plus należy się za nie często spotykaną w grach opcję doboru koloru tapicerki czy deski rozdzielczej. Kwintesencją tuningu w The Crew wydają się być całościowe przeróbki, zmieniające typ auta i nadające mu bojowy wygląd - z podwyższonym zawieszeniem, szerszymi błotnikami i szeregiem halogenów na masce. Nie bardzo da się odczuć działanie większości perków, odblokowywanych za punkty premii. Wiele z nich da nam tylko kilkuprocentową zniżkę na zakupy samochodów, części lub tak samo małą premię do przyspieszenia czy hamowania.
Prowadzenie auta jest typowo zręcznościowe i trudno tu doszukiwać się jakiś aspektów symulacji, ale nie jest to też poziom „kartonów na asfalcie” czy „poduszkowców”. The Crew plasuje się gdzieś tak pomiędzy Forza Horizon, a Need for Speed. Model jazdy jest całkiem przyjemny nawet na klawiaturze, choć oczywiście większą precyzję i przyjemność z jazdy osiągniemy podłączając analogowe sterowanie padem lub kierownicą. Wymaga to spędzenia trochę czasu w opcjach na dostrajaniu wielu dostępnych suwaków czułości i martwych stref, ale używanie kierownicy daje sporo frajdy, zwłaszcza w trybie spokojnej eksploracji i widoku z kokpitu. Różnice w prowadzeniu z dostępnymi pomocami, trybie „sport” i „hardcore” sprowadzają się do coraz większego zarzucania tyłem, i to tylko w samochodach, które mają do tego tendencję - jak muscle cary.
Same wyścigi i misje są bardzo dynamiczne i czasem pełne chaosu - głównie z powodu losowych kraks z autami uczestniczącymi w ruchu ulicznym, dość gęstym w miastach. Sztuczna inteligencja wirtualnych kierowców działa z kolei „filmowo” - na początku często są oni nieosiągalnie szybcy, ale przy końcu wyścigu na pewno będzie kilka momentów, gdzie zwolnią na tyle, byśmy mogli ich dogonić i rozegrać dramatyczny finisz. Działa to też w drugą stronę, kiedy jesteśmy pierwsi - nawet kilkusekundowa przewaga zostanie przez nich odrobiona. Szczególnie frustrujące są misje taranowania innego pojazdu - zwykle musimy je powtarzać kilka razy, badając gdzie wrogi samochód wolno zakręca, robiąc z siebie łatwy cel, albo liczyć na łut szczęścia. Plusem takiego zachowania AI jest to, że nawet gdy to nam przydarzy się jakaś kraksa czy wypadnięcie z trasy - nie trzeba od razu powtarzać wyścigu. O ile będzie to sporadyczne, to zwykle mamy jeszcze szansę zwyciężyć. System uszkodzeń samochodu najlepiej widać podczas długodystansowych misji frakcyjnych, ale jest on czysto wizualny, nasze auto szybko same się naprawia, a zniszczenia nie wpływają znacząco (czy też w ogóle) na osiągi - choć instrukcja właśnie coś takiego sugeruje.
Górzyste okolice Yellowstone, każde auto ma dość dobrze zrobiony kokpit, po którym możemy się rozglądać.
The Crew prezentuje się poprawnie pod względem grafiki, ale nie jest to poziom, który mógłby nas czymś zachwycić. Gra zdecydowanie odstaje od niedawno wydanych DriveClub czy Forza Horizon 2. Wszystko przez to, że „Ekipa” nie sili się nigdzie na żaden fotorealizm - wygląda po prostu jak gra komputerowa. Nie ma rewelacyjnych tekstur, wiele rzeczy trochę za bardzo się błyszczy, samochody w ruchu ulicznym to proste bryły. Grafika jest za to wystarczająco szczegółowa, by stworzyć przekonujący i tętniący życiem model wirtualnej Ameryki. Dość dobrze wyglądają nasze wozy oraz ich kokpity, karoserie realistycznie się brudzą, gdy zjeżdżamy na bezdroża. Posiadane wozy obejrzymy dokładnie w naszym garażu, ale brakuje znanego z innych tytułów trybu robienia zdjęć. Świetnie oddano wszelką roślinność – drzewa uginają się od liści, w gęstej trawie z pewnością zgubilibyśmy kluczyki od naszego Forda, pola zachęcają, by wjechać w nie kombajnem. Bardzo sugestywnie przedstawiono poszczególne rejony i miasta USA, które świetnie oddają swój specyficzny klimat i stylistykę. Wszelkie przejścia pomiędzy skrajnymi krajobrazami, jak jesienne lasy w okolicach Waszyngtonu i palmy Florydy są bardzo płynne i niezauważalne. Warto też zaznaczyć, że w The Crew można całkiem komfortowo grać nawet na dość starych już komputerach, z dwurdzeniowymi procesorami.
Dźwięk przedstawia podobny poziom jak grafika. Niby wszystko jest OK, ale nie ma efektu „wow”, po którym szukalibyśmy szczęki na podłodze. Dostępnych jest kilka stacji radiowych z dość szerokim repertuarem (od muzyki klasycznej, poprzez relaksacyjną do rocka i hip-hopu, są nawet znane, drugoligowe utwory), ale brakuje jakichś hitów szczególnie pasujących do przemierzania setek kilometrów autostrad lub po prostu odtwarzania własnego folderu z piosenkami. Dźwięki silników są zróżnicowane, ale zdecydowanie za ciche i mało wyraźne - giną gdzieś w brzmieniu dialogów, odgłosach policyjnego radiu i muzyce. Bardzo dobra jest natomiast oryginalna ścieżka dźwiękowa, która towarzyszy nam podczas wyścigów - dynamiczna, zachęcająca do walki i potęgująca dramatyzm zmagań na trasie.
Najpoważniejszą wadą gry The Crew jest ekonomia – wewnętrzna waluta o nazwie „bucks” i towarzyszą jej zmora naszych czasów - mikropłatności. Gra bardzo oszczędnie wynagradza nas za wszelkie sztuczki na trasie i misje fabularne. Trochę więcej zarobimy w trybie wieloosobowym i całkiem sporo za misje frakcyjne - tych jednak nie ma zbyt wiele i często trwają ponad dwie godziny. Niewielkie zarobki nie przeszkodzą nam w ukończeniu gry oraz awansie na poszczególne poziomy - sprawią jednak, że nasz garaż będzie niesłychanie skromny. Za postępy w grze nie dostaniemy żadnych gratisowych aut (z wyjątkiem jednego za osiągnięcia), ceny tych lepszych sprawiają, że trzeba naprawdę sporo jeździć i ciułać grosz do grosza. Można też oczywiście skorzystać z karty kredytowej i wykupić drugą walutę w grze - Crew Credits. Dostępna za prawdziwe pieniądze - pozwala na zakup aut i części do tuningu. Ceny niektórych naklejek potrafią jednak dorównać kosztowi zakupu dwóch Fordów Focusów. Widać, że wszystko przemyślano tak, by niecierpliwi miłośnicy posiadania LaFerrari czy Koenigsegga za milion bucksów - sięgnęli do swoich portfeli. Z innych mankamentów warto wymienić też natłok informacji - nasz HUD jest wręcz bombardowany różnymi komunikatami, czasem kompletnie zasłaniając drogę - na szczęście wiele rzeczy można sobie wyłączyć w opcjach.
Oprócz tego grę trapią choroby wieku dziecięcego oraz „glicze” charakterystyczne dla trybu online w wyścigówkach. Czasem jakieś auto wystrzeli gdzieś w niekontrolowany sposób, zaliczymy czołowe zderzenie z pieszym, niczym z betonowym słupem, bywa, że na mapie nie będzie żadnych innych graczy w naszej sesji, ewentualnie jeden lub dwóch, serwerom zdarza się zgasnąć, a w takim wypadku tracimy akurat zaliczoną misję (nawet kiedy gramy sami - The Crew wymaga cały czas połączenia z Internetem). Są to jednak sporadyczne przypadki i nie psują ogólnego wrażenia z gry.
The Crew można podsumować jednym zdaniem: jest tak bogata, szczegółowa, przepełnioną treścią i rzeczami do robienia - jak Forza Horizon 2 jest ładna graficznie! Słabsza oprawa wizualna jest prawdopodobnie wynikiem tego, że gra zaczęła powstawać już w 2008 roku. Być może jest to też cena za tak rozległy i otwarty świat, pełen dużych, tętniących życiem miast i gęstej roślinności poza nimi. The Crew nie góruje nad konkurencyjnymi tytułami w każdym aspekcie, ale ostatecznie to chyba właśnie gra od Ubisoftu da nam najwięcej „radości z jazdy”. Ta radość okupiona jednak będzie skromną ilością aut z tak dużymi przebiegami (by kupić nowe do naszej kolekcji), że „typowy Mirek” z pewnością cofnąłby w nich liczniki. Nigdy nie doświadczymy dynamicznie zmieniającej się pogody, nie zachwycimy się tak bardzo grafiką, jak patrząc na świat w Forza Horizon 2. Dostaniemy za to niesamowity klimat związany z przemierzaniem amerykańskich autostrad, mnóstwo szczegółów do odkrycia i sporo emocji w grze wieloosobowej. Pomimo swoich wad - The Crew na pewno śmiało może zająć miejsce wśród takich gier jak Need for Speed, Forza Motorsport czy Burnout , jako nowa, mocna i udana marka.