Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Crew 2 Recenzja gry

Recenzja gry 2 lipca 2018, 13:42

Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja

To, co zrobił Ubisoft z The Crew 2, zakrawa niemal na skandal. Takiego recyklingu w sandboksach jeszcze nie było. Ale wiecie co? Nie chce mi się podnosić larum, bo jeżdżenie po USA (a także latanie i pływanie) wciąż potrafi być nad wyraz przyjemne.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji PS4, XONE

PLUSY:
  1. dodanie samolotów i łodzi przyjemnie odświeża formułę samochodowego sandboksa;
  2. potrafi wciągnąć na długie godziny;
  3. sympatyczny model jazdy (po odpowiednim skonfigurowaniu);
  4. bardzo ładna grafika i solidna optymalizacja;
  5. jeśli to Twoje pierwsze The Crew: ogromny świat, obfita zawartość i duża różnorodność wyzwań.
MINUSY:
  1. jeśli to Twoje drugie The Crew: ogromna większość świata, zawartości i wyzwań to kopiuj-wklej z „jedynki”;
  2. mało aktywności w otwartym świecie, płytki endgame i ubogie funkcje sieciowe;
  3. mierna fizyka kolizji i podczas jazdy po bezdrożach;
  4. drętwa otoczka fabularna;
  5. braki, błędy i nieprzemyślane rozwiązania, np. rubberbanding.

The Crew 2 jest rewolucyjne. The Crew 2 jest odgrzewanym kotletem. Powiecie, że te dwa zdania się wykluczają? W każdej innej sytuacji pewnie przyznałbym Wam rację. Ale do The Crew 2 oba powyższe stwierdzenia naprawdę pasują jak ulał.

Z jednej strony otrzymujemy motoryzacyjny sandbox, w którym otwarty świat przemierzamy nie tylko na czterech (lub dwóch) kołach, ale także za sterami samolotów i łodzi – to zjawisko, jakiego w grach wideo jeszcze nie było. Wyjście poza zamknięty – wydawać by się mogło – obszar dróg i bezdroży poprzez rozciągnięcie strefy aktywności gracza na akweny i przestworza w połączeniu z możliwością swobodnego przełączania się pomiędzy maszynami każdego typu tworzy niespotykany dotąd wymiar swobody. Tak więc jest to rewolucja.

Z drugiej strony nie da się przymknąć oka na fakt, że The Crew 2 dużo – stanowczo za dużo – czerpie z poprzedniej części. Dostępne samochody, rodzaje wyścigów i (o zgrozo) mapa zostały w zasadzie przeklejone z pierwszego The Crew. Owszem, „dwójka” zmienia to i owo, dodaje coś niecoś od siebie (a czasem zabiera), no i nadaje całej tej zawartości nowy kontekst, ale to nie wystarcza, by uniknąć nieprzyjemnego wrażenia déja vu. Nawet Forza Horizon, która też nie słynie z rewolucyjnych zmian w każdej odsłonie, ma przynajmniej dość przyzwoitości, by obok garści nowych funkcji i parudziesięciu samochodów za każdym razem zaoferować nowy świat o odmiennym klimacie. Tak więc The Crew 2 jest również niedbale odgrzanym kotletem.

A która opcja przeważa? Mimo wszystko ta rewolucyjna. Nawet mając za sobą kilkadziesiąt godzin w pierwszym The Crew, wciąż potrafię czerpać dużo radości z drugiej części. Bądź co bądź dziesięcioma tysiącami kilometrów wirtualnych dróg – bo aż tyle przygotowało studio Ivory Tower na potrzeby tej serii – człowiek nie jest w stanie znudzić się zbyt szybko. Zwłaszcza gdy drogom tym zafundowano kurację odmładzającą, a w rozgrywce wprowadzono trochę interesujących zmian. Niemniej nie wyceniłbym radości czerpanej z The Crew 2 na aż 200 zł.

NOWOŚĆ!

W tej recenzji debiutuje na GRYOnline.pl prosta porównywarka grafik – dwa obrazki są na siebie nałożone, a Wy za pomocą suwaka możecie je ze sobą konfrontować. Mamy nadzieję, że Wam się to spodoba.

Ivory Tower włożyło sporo wysiłku w wytyczenie ciekawych tras na potrzeby zawodów.

Zahamuj na chwilę i posłuchaj

Nieprzypadkowo już na wstępie pojawiło się odniesienie do Forzy Horizon. Choć próbuje nie dać tego po sobie poznać, Ivory Tower ewidentnie czerpało inspirację z dorobku przebojowej xboksowej serii ścigałek. Dajmy sobie spokój z fabułą – powiedzieli deweloperzy – zróbmy piaskownicę. Niech przed graczem od razu otworzą się całe Stany, pełne przeróżnych zawodów w każdym zakątku kraju, a wszystko to spięte klamrą motoryzacyjnego show, półoficjalnej imprezy, w której rywalizacja odbywa się na luzie i w rytm dobrej muzyki. I nie ma nic złego w takim czerpaniu inspiracji. Natomiast dobrze by było, gdyby Ivory Tower w ogóle wiedziało, jak się zabrać za podobne przedsięwzięcie.

Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #2Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #3

Niektóre miejsca zmieniły się nie do poznania względem pierwszego The Crew... (z lewej „jedynka”, z prawej „dwójka”).

Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #4Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #5

...w innych zaś zmiany są subtelne – i niekoniecznie korzystne (z lewej „jedynka”, z prawej „dwójka”).

Co tu dużo mówić – otoczka The Crew 2 jest w najlepszym razie drętwa. Gra na każdym kroku próbuje pokazać, jaka to jest fajna i efekciarska, co rusz szturmuje ekran „charyzmatycznymi” postaciami – jedną mniej ciekawą od drugiej – które starają się zostać naszymi najlepszymi kumplami i podzielić się swoimi wyścigowymi mądrościami. Pół biedy, kiedy odbywa się to w toku krótkich cut-scenek (w nich jest przynajmniej na co popatrzeć) – gorzej, że takich pseudofabularnych bzdetów musimy wysłuchiwać przed prawie każdym wyścigiem. To już Need for Speed: Payback nieporadnie naśladujące Szybkich i wściekłych było pod tym względem bardziej interesujące. Poważnie. A pierwsze The Crew na tym tle jest jak Bullitt przy Tokyo Drifcie.

Arkadia z symulacyjnymi odchyłami

Tak więc mdła gadanina na początku gry sprawia, że pierwsze wrażenie The Crew 2 robi nie najlepsze. To, czy drugie wrażenie będzie dobre, zależy już w dużej mierze od Waszej tolerancji na pierwiastek „arcade’owości” w samochodówkach. Pewnie wielu z Was posłało w niebyt otwartą betę, gdy w prologu Wasze całkowicie niepodatne na utratę przyczepności porsche, pokonawszy kilka zakrętów na trasie biegnącej ulicami Los Angeles, zostało nagle zmuszone do skakania po dachach kilkupiętrowych budynków. Przyznaję, sam chciałem wtedy zakończyć tę przygodę i wymazać ją z pamięci. Dziś jednak wiem, że byłby to błąd. The Crew 2 daje bowiem całkiem spore pole do popisu entuzjastom (względnego) realizmu – tylko że zdradza się z tym niechętnie i nie od razu.

STĘŻENIE MIKROPŁATNOŚCI – W NORMIE

Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #1

Rozprawmy się czym prędzej z najbardziej drażliwą kwestią we współczesnych grach. Tak, w The Crew 2 występują mikropłatności. Nie, nie są inwazyjne. Jedyne, co można kupić za prawdziwą gotówkę, to tzw. „kredyty ekipy”, czyli alternatywny środek płatniczy wykorzystywany – tak jak zwykłe „bucks” – do nabywania samochodów, elementów garderoby dla kierowcy i części tuningowych do naszych maszyn (ale wyłącznie tych kosmetycznych).

To nieszczególnie kuszący towar, zważywszy że kredyty ekipy dostajemy nawet za postępy w karierze, a ceny pojazdów nie są przesadnie wygórowane. Owszem, trzeba się trochę naciułać, zanim będzie nas stać na którąś z najgorętszych bryk, ale napychanie skarbonki już nie idzie tak mozolnie jak w pierwszym The Crew, a poza tym nie ma tu ekskluzywnych maszyn za astronomiczne kwoty, jak w Forzach.

Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #2Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #3

Z lewej – The Crew. Z prawej – The Crew 2.

Ivory Tower wpadło na dziwny pomysł – kolejne poziomy opcji konfiguracji jazdy odblokowują się wraz z postępami w karierze. Na początku, tj. po wejściu w posiadanie pierwszego wozu, możemy wyłączyć tylko podstawowe asysty. Na tym etapie otrzymujemy coś zbliżonego do tego, co oferowało The Crew w trybie „dla zawodowców”. Dopiero spędziwszy parę godzin w grze i osiągnąwszy poziom „popularny”, mamy szansę dodatkowo pomajstrować przy przyczepności opon – i wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa. Mimo że do Forzy Horizon wciąż sporo brakuje (zwłaszcza gdy zjedziemy z asfaltu), samochody prowadzi się już znacznie przyjemniej niż w „jedynce”.

Regulować można też oczywiście sterowanie motocyklami, łodziami i samolotami. Jednak bez względu na ustawienia dwiema pierwszymi kategoriami maszyn kieruje się raczej bezstresowo – o ile trasa nie jest wyjątkowo zawiła, wyścigi jednośladów i zmagania wodne dostarczają umiarkowanych wrażeń. Od umiejętności ważniejsze są w nich „suche” osiągi naszych maszyn.

Co innego samoloty – te, choć nawigowanie nimi też nie zbliża się do symulacji, potrzebują trochę treningu, tym bardziej że rywalizacja z ich udziałem wymaga wykonywania konkretnych figur w powietrzu. Jest to nauka jak najbardziej warta wysiłku, bo za podniebne – a zwłaszcza te bardziej niebezpieczne, blisko ziemi – ewolucje dostaje się porządny zastrzyk fanów (ich liczba odmierza progres). No i z kokpitu samolotu rozciągają się bajeczne widoki.

Wyścigi byłyby bardziej emocjonujące, gdyby nie srogi rubberbanding – przeciwnicy grzecznie zwalniają, gdy wysuną się na prowadzenie, a następnie, wyprzedzeni i odstawieni, włączają potrójne nitro.

Czy się jedzie, czy się leży – tysiąc fanów się należy

Choć do tej pory mówiłem tylko o czterech grupach maszyn, dostępnych typów zawodów jest znacznie więcej. Wyścigi uliczne, drift, rallycross, akrobacje monster trucków – do wyboru, do koloru. Wprawdzie jedne konkurencje zostały zrealizowane trochę lepiej (drag racing), a inne trochę gorzej (motocross, rally raid), ale wszystkie razem sprawiają, że na brak różnorodności nie można narzekać... To znaczy – narzekać nie będą głównie ci, którzy prawie wszystkich tych atrakcji nie doświadczyli już w pierwszym The Crew z dodatkiem Wild Run.

Spieszę też donieść, że gra nie zmusza nas do próbowania swoich sił w zawodach wszystkich typów. Jeśli kogoś mierzi pomysł latania i pływania w samochodowej piaskownicy, nie ma problemu – może zdobywać fanów i rozwijać karierę, nie wysiadając ze swojego ferrari. Musi jedynie liczyć się z tym, że nie zobaczy wielkiego finału... co nie jest jakąś wielką stratą.

Sandboksowy charakter The Crew 2 uwidacznia się na jeszcze głębszym poziomie – by odnotowywać progres, nie trzeba nawet brać udziału w żadnej rywalizacji. Fanów można gromadzić choćby i poprzez samą swobodną jazdę, byleby od czasu do czasu wejść w zakręt bokiem czy rozpędzić się powyżej 250 km/h. Albo strzelić sobie fotę w jakimś znanym miejscu. Prawdę mówiąc, w taki właśnie sposób czerpię najwięcej radości z tej gry – odbywając długie podróże bez celu, w których niejako tylko „przy okazji” zatrzymuję się, by wziąć udział w jakichś zawodach. Oczywiście można też skakać od mistrzostw do mistrzostw, korzystając z funkcji szybkiej podróży (ba, da się nawet wybierać je prosto z menu głównego), ale moim zdaniem tą metodą traci się najlepsze, co The Crew 2 ma do zaoferowania.

W rajdach przełajowych tkwił wielki potencjał, ale został zaprzepaszczony przez beznadziejne zachowanie samochodów na nierównościach terenu. Brak rywali na trasach też nie uatrakcyjnia tej dyscypliny.

Choć wzięta z recyklingu, gigantyczna mapa USA wciąż jest największym walorem tej gry – zwłaszcza że Ivory Tower nie poszło tak całkiem na łatwiznę przy kopiowaniu świata i cyfrowe Stany trochę się zmieniły. Raz, że łodzie i samoloty wymusiły lepsze zagospodarowanie obszarów, których w pierwszym The Crew gracz raczej nie oglądał (np. akwenów). Dwa, że cały świat został graficznie odrestaurowany – zmieniła się zwłaszcza szata roślinna i nawierzchnia dróg, ponadto poprawiono oświetlenie z odbiciami i mocno zwiększono zasięg rysowania obiektów (z drugiej strony – niektóre części miast prezentują się teraz kapkę gorzej niż wcześniej). To wszystko sprawia, że nawet dobrze znane trasy z „jedynki” w The Crew 2 znów emanują świeżością. Co nie zmienia faktu, że w pełnoprawnym – i pełnowartościowym – sequelu wciąż wolałbym zobaczyć zupełnie nowy zakątek globu.

Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #6Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #7

Porównanie ustawień graficznych – niskich (z lewej) i ultra (z prawej). Różnice nie są wielkie, ale widać je gołym okiem.

INŻYNIERIA NA PIĄTKĘ Z MINUSEM

Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #8

O dziwo, graficzny przepych, który czasami aż wylewa się z ekranu w The Crew 2, nie idzie w parze z wymaganiami sprzętowymi gry. Wybrawszy ustawienia ultra przy rozdzielczości 1080p, na komputerze wyposażonym w procesor Core i5-4570 (3.2 GHz), 16 GB RAM-u i kartę GeForce GTX 1060 z 6 GB VRAM-u niemal bez przerwy miałem stabilne 60 klatek na sekundę. Chyba na palcach jednej ręki byłbym w stanie policzyć sytuacje, w których zdarzyły się spadki, a i to co najwyżej do pułapu ok. 50 FPS-ów. Wynik ten tym bardziej zasługuje na uznanie, że znacznie brzydsza pierwsza część The Crew chodziła mi nawet troszkę gorzej.

Jednak nie pod każdym względem warstwa techniczna gry zasługuje na medal – The Crew 2 okazuje się bowiem niepoprawnie łase na pamięć (no cóż, możliwość szybkiego skakania z punktu do punktu po olbrzymiej mapie ma swoją cenę). Podczas zabawy na zwykłym „twardzielu” (HDD) skutkowało to u mnie coraz częstszymi i coraz bardziej dotkliwymi mikroprzycięciami, po godzinie gry dochodzącymi nawet do pół sekundy. Problem był na tyle uciążliwy, że szybko skapitulowałem i przeinstalowałem program na drugi dysk – SSD. Tutaj nie doświadczyłem już oczywiście żadnych niedogodności.

MSSO – Massively Social Singleplayer Online

Recykling sam w sobie nie jest najpoważniejszym problemem tej gry – dotkliwy wydaje się raczej fakt, że na dłuższą metę The Crew 2 okazuje się grą wyraźnie płytszą i uboższą w oferowane atrakcje niż pierwsza część. Najboleśniej odczują to gracze nastawieni na eksplorację i miłośnicy zabawy w tytułowych ekipach. Ci pierwsi nie znajdą za wiele do roboty w otwartym świecie. Lista aktywności sprowadza się właściwie do trzech pozycji: wykonywania zadań fotograficznych, brania udziału w przeniesionych z „jedynki” miniwyzwaniach, zwanych umiejętnościami, i buszowania za wskazaniami radaru w celu znajdowania „nagród LIVE” (tak się zwie lokalna odmiana loot boxów z lepszymi częściami do maszyn). Wszystko to potrafi sprawić trochę frajdy, ale stanowczo przydałoby się coś więcej.

TUNING, CZYLI GDY SAMOCHODÓWKA SPOTYKA DIABLO

Recenzja gry The Crew 2 – odtwórcza rewolucja - ilustracja #1

Interesujące zmiany względem pierwszego The Crew sequel wprowadził w zakresie ulepszania maszyn. Tym razem zamontowanie każdej nowej części ma niemal namacalne przełożenie na osiągi, a w dodatku poszczególne komponenty występują w różnokolorowych odmianach i cechują je zróżnicowane właściwości – jak w przypadku przedmiotów w hack’n’slashu. Dodajmy do tego, że podzespoły zdobywamy nie tylko za zwycięstwa, ale i poprzez otwieranie skrzyń rozsianych po świecie, a powstanie obraz całkiem wciągającej zabawy w tuningowanie pojazdów.

Całe szczęście, że Ivory Tower nie wpadło na pomysł dodania zawodów typu destruction derby, bo kolizje też są do niczego. Poza tym i tak nie ma tu modelu zniszczeń.

Co się zaś tyczy ekip... Chyba nie przesadzę, stwierdzając, że na ten moment The Crew 2 jest sieciową grą nie tyle wieloosobową, co społecznościową. Kontakt z innym graczem na drodze to rzadkość, do tego nacisk wydaje się – niczym w Steepie – położony na ustanawianie i wzajemne bicie rekordów czy uwiecznianie grupowych wygłupów na zdjęciach i filmach. A sens łączenia się w zespoły? Można zdobywać dodatkowych fanów za jeżdżenie/latanie/pływanie w formacji... albo w cztery osoby walczyć z duchami wyznaczającymi czas do pobicia na różnych trasach (jedyny sposób, by nie jeździć samotnie np. w rajdach przełajowych)... albo... hmm... nie, to chyba wyczerpuje listę opcji. Na szczęście „już” w grudniu Ivory Tower ma wypuścić aktualizację z trybami PvP. Hurra?

Policja mogłaby dodać trochę pikanterii rozbijaniu się po USA. Niestety, deweloper najwyraźniej uznał, że pościgi nie pasują do jego fajowej wizji „Motornation”.

No i na koniec jeszcze jeden niewygodny dla dewelopera temat – endgame. Teoretycznie sprawa jest załatwiona – gdy skończymy karierę i wywalczymy tytuł mistrza nad mistrzami, możemy dalej gromadzić fanów i awansować, zdobywając kolejne rangi „ikony”. Co jeden poziom dostajemy punkt na specjalny perk (np. „zwiększ ilość zarabianych pieniędzy o 0,1%”), co dziesięć skrzynkę epickich części, a co sto unikatową maszynę (do rangi 600) – i tak w nieskończoność. Genialne w swej prostocie? Nie bardzo. W porównaniu z wojnami frakcji z pierwszego The Crew endgame jest tu wręcz zatrważająco płytki. Ale może do grudnia i na tym polu Ivory Tower wprowadzi aktualizację z jakimiś istotnymi nowymi atrakcjami.

Z tą ekipą lepiej się na razie nie zadawać

Podsumowując, The Crew 2 zabrakło niewiele, by sięgnąć po ocenę bardzo dobrą. To tytuł, który potrafi wessać na całe popołudnie, zrelaksować jazdą nie gorzej niż Forza Horizon i zachwycić malowniczymi widokami. A jednak tej skądinąd solidnej produkcji w obecnym stanie i za obecną cenę nie mogę nikomu polecić z czystym sumieniem.

Jeśli interesuje Was tylko latanie lub tylko pływanie, na pewno znajdziecie dla siebie jakąś alternatywę, która okaże się znacznie tańsza – i bardziej rozbudowana. Nie oszukujmy się, The Crew mimo wszystko pozostaje grą skoncentrowaną na samochodach.

Jeśli interesuje Was jazda po otwartym świecie, też macie do wyboru parę innych, ekonomicznych opcji. Jak chociażby... pierwsze The Crew, które jakiś czas temu było rozdawane za darmo. Albo Forza Horizon 3, która prześlizguje się po nie mniej bogatej palecie samochodowych konkurencji, a każdą z nich realizuje lepiej. Mówicie, że Forza odpada, bo posiadacie PS4, a The Crew już ograliście na wszystkie sposoby? W takim razie sugeruję... zagrać w nie raz jeszcze. Albo w ostateczności pożyczyć „dwójkę” od kolegi.

A może interesuje Was tylko jedna z „naziemnych” dyscyplin tu zawartych? W takim razie lepiej sięgnijcie po którąś z wyspecjalizowanych gier jej poświęconych. Rajdy samochodowe? Wybierzcie serię DiRT. Motocross? Jest cykl MXGP. Drogowe wyścigi motocykli? RIDE. Profesjonalne zmagania na torach? Project CARS. Ba, przy dobrej wyprzedaży (takiej jak trwająca jeszcze Steam Summer Sale) może nawet nabycie wszystkich tych pozycji z osobna wyjdzie taniej niż zakup The Crew 2 w cenie premierowej.

A propos inspiracji serią Forza Horizon – w The Crew 2 znalazła się nawet namiastka trybu Forzavista.

Wiem, że brzmi to okrutnie, może nawet kuriozalnie jak na grę, która ma notę 7,5. Oczywiście nie zabronię Wam wydać na nią 200 zł – ba, pewnie nawet będziecie się przy niej całkiem przyjemnie bawić. Pozostanę jednak przy opinii, że The Crew 2 może być bardzo dobrym zakupem – ale nie w roku 2018. Na ten moment brakuje tu jeszcze paru elementarnych funkcji, a poza tym za trzy miesiące i tak wychodzi Forza Horizon 4, która – powiedzmy sobie szczerze – zmiecie produkcję Ivory Tower jak buldożer słomianą chatkę trzech świnek. Natomiast za rok „Ekipa 2’ powinna być znacznie tańsza, bogatsza w zawartość i bardziej dopracowana – i wtedy polecę Wam jej zakup z całego serca.

O AUTORZE

Mam za sobą ok. 20 godzin z The Crew 2, w trakcie których wypróbowałem wszystkie formy zabawy, jakie oferuje ta gra – i prawdę mówiąc, wciąż mam ochotę na więcej, nawet pomimo faktu, że wcześniej spędziłem dobre 50 godzin w tych samych Stanach w pierwszym The Crew. Nie mam jednak złudzeń – za trzy miesiące zapomnę o istnieniu tego tytułu, bowiem Forza Horizon to zupełnie inna liga...

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry The Crew 2 w wersji PC otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Ubisoft.

Krzysztof Mysiak

Krzysztof Mysiak

Z GRYOnline.pl związany od 2013 roku, najpierw jako współpracownik, a od 2017 roku – członek redakcji, znany także jako Draug. Obecnie szef Encyklopedii Gier. Zainteresowanie elektroniczną rozrywką rozpalił w nim starszy brat – kolekcjoner gier i gracz. Zdobył wykształcenie bibliotekarza/infobrokera – ale nie poszedł w ślady Deckarda Caina czy Handlarza Cieni. Zanim w 2020 roku przeniósł się z Krakowa do Poznania, zdążył zostać zapamiętany z bywania na tolkienowskich konwentach, posiadania Subaru Imprezy i wywijania mieczem na firmowym parkingu.

więcej

Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo
Recenzja gry TDU: Solar Crown. Cud nie nastąpił, ale i tak pełna wersja jest o wiele lepsza niż katastrofalne demo

Recenzja gry

Wersja demo Test Drive Unlimited: Solar Crown gotowała nas na najgorsze. Z ulgą donoszę, że najgorsze nie nastąpiło. I choć TDU ma wielkie problemy, broni się na tyle, by rozpatrzeć go jako odświeżającą odskocznię od Forzy Horizon… za rok, może dwa.

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.